Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2018, 15:16   #185
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 03:55 h; 4.87 ja od Dagon V

Układ Dagon; 3:55 h po skoku; 4.87 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy i Prya




I stała się jasność. Równie nagle jak wcześniej nastały ponure, złowieszcze ciemności wypełnione krzykami przerażenia z komunikatorów. Nawet awaryjne światła wydawały się jakieś ponure jakby miały lada chwila wysiąść i pogrążyć mostek w ciemnościach jakie panowały na reszcie zdemolowanej korwety. A jednak nie. Główne światła znowu zamigotały i zapłonęły ponownie. Zaraz potem nastąpił restart systemu i kolejne panele ożywały elektronicznym życiem. Znowu było widać co się dzieje na zewnątrz pojazdu. Wewnątrz trochę mniej bo przywrócone zasilanie niewiele mogło zdziałać na przerwane przewody, wypalone kanały czy zniszczone kamery i oświetlenie.


Z konsolet skanera widać było obraz niewiele bardziej inny od tego jaki był kilka minut temu przed całkowitym blackoutem. Jeśli w tym czasie od jednostek na orbicie Dagon V przyszły jakieś odpowiedzi to przepadły w czeluściach kosmosu. Ale po czasomierzach zorientował się, że przerwa w zasilaniu była na tyle krótka, że sygnał wysłany tuż przed tym zaćmieniem nadal powinien lecieć w kierunku gazowego olbrzyma.


Czujniki Alex pokazywały prawdziwe zbiorowisko załogantów w medlabie. Główny komputer wykrywał tam klucze Lindy, Drake, Nivi oraz Julii i Veronici. Nadal nie było żadnego kontaktu z parą inżynierów ani z Jeanem. Temu ostatniemu powinno już zostać niewiele powietrza. Może z godzinę, może półtorej. Plus półgodzinna rezerwa.


Za to nawigator sprawdzała po kolei i naprawdę był przełom. Wreszcie! Musiała jeszcze razem z komputerem pokładowym przeprowadzić procedury restartowe ale nawet pobieżny rzut oka na najważniejsze parametry “Archeona” pozwalały stwierdzić, że wreszcie! Wreszcie mieli źródło energii podpięte do silników! No ale właśnie teraz należało sprawdzić czy wszystko gra i jest należycie stabilne. W końcu improwizowali z tą całą wiązką i krzyżowym przepinaniem silników i reaktorów.




Rufa; seg 8; pokł E; maszynownia; Rohan i Abe




Mały pojemnik zwykle używany do improwiziwanych napraw skafandrów wystrzelił w wypełnioną strzępkami galarety przestrzeń. Rohan przez rozmazane resztki kleistej substancji psikał tym utwardzaczem na czuja i tylko w stronę majączącego za szybką hełmu. Ale chyba się udało. Szybkotwardniejąca substancja otoczyła cel oblepiając go i twardniejąc wokół niego. Cel chyba nie zareagował. Nie odskoczył czy nie skoczył na dwójkę w kombinezonach. Drgnął chyba i zatrząsł się ale to równie dobrze mógł spowodować ten zalepiacz. Mi Tzu wesoło i dzielnie poszybował w stronę obklejonego obiektu i przyholował go z powrotem do swojego pana. Też już zbliżał się do 1/3 limitu energii ale jeszcze kilkadziesiąt minut powinien być sprawny. Okazało się, że tym razem kalkulacje głównego inżyniera okazały się trafne z tym przewidywaniem reakcji tego czegoś i fizyki obiektów.


Doczekali się też powrotu światełek na panelu. Znów zamigotały i rozbłysły holoekrany. Ale nie światła które póki nie przywróci się sprawności maszynowni będzie skazana na mrok. Ale w końcu zaliczyła bezpośrednie trafienie jakąś podgłowicą torpedy no i eksplozję osłony reaktora.


Pierwsze oczyty wydawały się optymistyczne. Udało się! Działało! Ten zdawałoby się szalony pomysł z krzyżowym przepięciem silników i reaktorów zadziałał! Wiązką popłynęła życiodajna dla silników energia z reaktora hipernapędu znajdującego się kilka pokładów wyżej. No ale wypadało to jeszcze sprawdzić. Czy wszystko gra, czy będzie grało, przeprowadzić testy, obliczenia i symulacje. Pytaniem było czy stąd. Można było stąd a można było właściwie z każdego sprawnego terminala na okręcie. Tutaj było na miejscu by coś podziałać z samymi silnikami czy wiązką ale były te dziwne gluty i promieniowanie. Duże. W jakiś kwadrans zaliczyli jakieś 3 Greye co dawało promieniowanie na poziomie 0.2 Gy na 1 min. Na razie chroniły ich od szkodliwych promieni ciężkie, środowiskowe skafandry. Mogli pracować jeszcze z jakieś 10 - 15 min dla pancerza Rohana a Abe nawet z 10 min dłużej. Potem jednak promieniowanie przeniknie przez ochronne warstwy pancerzy i zaczną reagować na nie jak ludzie w podkoszulkach czy innych zwykłych ubraniach. Trochę ich jeszcze wzmacniały specyfiki jakimi uraczyła ich Linda no ale poza tym to już dłuższe wystawianie się na tak silne promieniowanie było niebezpieczne.


Alternatywą było opuszczenie maszynowni i zrobienie tych testów gdzieś z trzewi korwety no ale wówczas gdyby coś wyszło nie tak musieliby wrócić do maszynowi. Pomysł Abe by zablokować drzwi był do zrealizowania. Trzeba było wyciąć lub wypalić drzwi tak by mieściła się przez nie przeciągnięta wiązka. Wówczas framuga byłaby częściowo blokowana przez samą wiązkę a częściowo przez tą zamkniętą część drzwi. Pancerz czarnoskórego speca od improwizowanych napraw miał co trzeba by wyciąć taki otwór. Chociaż drzwi do maszynowni były wzmocnione właśnie na wypadek takich wypadków w jakich uczestniczyły i one i dwaj załoganci. Praca więc pewnie potrwałaby trochę, może kwadrans może trochę mniej. Wypalacz zostawiony na górze poradziłby sobie w parę minut ale trzeba by po niego wrócić i rozstawić. Więc wyglądało na klasyczny dylemat, jeśli wszystko by poszło gładko na miejscu to szkoda było czasu na loty po wypalacz bo zajęło by podobną ilość czasu co szybko przebiegajace prace ręczne. Gdyby jednak nie szły tak gładko to skok po wypalacz mógłby się opłacić. Tyle, że oba te warianty dało się sprawdzić dopiero w praktyce napraw.


Zamknięcie czy inne zablokowanie drzwi do maszynowni wydawało się niezłym pomysłem bo dotąd były zamknięte póki nie otwarli ich by przewlec przez nie wiązki energetycznej. Teraz wciąż były otwarte i silnemu skażeniu ulegało sąsiednie pomieszczenie tak przez samo promieniowanie jak i wymianę tych silnie napromieniowanych szczątków i brył tego dziwnego kleju. Przez te liczne dziury, przebicia i przestrzeliny jakie tutaj były od czasów starcia z jednostką Floty i tak to było nieuniknione póki się ich nie odnajdzie i nie spróbuje zalepić jakoś jak tylko to możliwe no ale tak otwarte drzwi były jak autostrada przy tym przenikaniu promieniowania na kolejne sektory i pokłady. Ale naprawa oznaczała dłuższe przebywanie w tym niebezpiecznym i złowrogim środowisku o jakimś obcym charakterze wywołującym ciarki na plecach. Pracowali tutaj na w pł ciemno zarówno przez to, że działały tylko latarki jak i przez tą mgławicę kleistych glutów jakie z lubością zdawały się przywierać do kombinezonów, latarek a zwłaszcza szyb hełmu.




Śródokręcie; seg 4; pokł D; medlab; Linda, Drake, Julia, Nivi i Veronica




Znaleźli się wszyscy razem. Najpierw Drake spotkał się z Nivi która niosła “pudło” z Edgarem. Spotkali się na korytarzu zaraz po tym gdy opuścili laboratoria z których wypłynęli w mrok korytarzy rozświetlany jedynie wątłymi światłami latarek. Mrok wypełniały krzyki przerażenia. Ale tonęły one w mroku który dławił wszelki ruch i dźwięk. Tragedia Julii i Veronici jaka by nie była, pozostawała skryta w ciemnościach i korytarzach korwety. Słyszeli jednak ją w słuchawkach komunikatorów aż nadto dobrze.


Najpierw spotkały się migoczące po ścianach i sufitach promienie latarek kanoniera i biologa. Gdy dosłownie w tym niebezpiecznym mroku dojrzeli światło zwiastujące drugiego człowieka następował pierwotny moment uczucia ulgi. Zaraz potem dostrzegli nawzajem swoje sylwetki w kombinezonach i po zaledwie paru chwilach wrócili do medlaba i czekającej w nim Lindy. Znaleźli się więc razem w jednym pomieszczeniu oświetlanym awaryjnymi lampami. No i przezroczyste pudło z karaluchowatym przyjacielem Nivi.


Zaraz potem rozbłysło światło a potem reszta systemów. Można było odetchnąć z ulgą. Wraz ze światłem sytuacja od razu wydawała się jakoś jaśniejsza i uspakajająca. Zwłaszcza po tym wręcz namacalnym oddechu kosmicznej ciemności jaki czuć było na karkach i który zdawał się owiewać mroźnym oddechem aż do głębi trzewi. I wtedy otworzyły się drzwi na korytarz a w progu pojawiła się Julia. I Veronica.


- Pomóżcie mi! To coś dorwało Verę! - rudowłosa rusznikarka wpłynęła do medlaba holując za sobą bezwładne ciało. Po oznaczeniach skafandra dało się poznać, że to pokładowa informatyczka. Ale rozbita szyba hełmu i rzucająca się w oczy bezwładność nie wróżyły niczego dobrego. Z bliska wyglądało to jeszcze gorzej.





Przez zniszczoną szybę hełmu widać było zamiast twarzy dziewczyny o perłowych włosach… to coś. Coś takiego jak widzieli na dole a co w przypieczonej przez Pryę formie zostało w biolabie. Tylko teraz nie było przypieczone ogniem i szczelnie przywierało do twarzy i reszty głowy informatyczki. Julia wydawała się kompletnie roztrzęsiona i na skraju histerii. Gdy odholowała koleżankę do względnie bezpiecznej przystani coś w niej chyba pękło bo stres traumatycznych wydarzeń opanował ją całkowicie. Rozpłakała się na całego i dukała jakieś ciężko zrozumiałe półsłówka wskazując to na Veronicę to na już zamknięte drzwi to na pozostałą trójkę.


---



Układ Dagon; 03:55 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Śródokręcie; toaleta; Silvia




Cisza. I własny oddech. Pot na rękach ściskających automat. Chociaż był niezły. Miał wyłożoną gumiastą wykładziną chwyt przez co oporna guma stawiała odpór śliskim dłoniom a w tych warunkach wychłodzony metal nie parzył dłoni. Aktorka jakoś prawie mimochodem zanotowała ten detal. Cisza i napięcie zdawały się trwać w nieskończoność. Ale no trochę musiały trwać bo automaty zarządzające pomieszczeniem nie wykrywszy żadnej aktywności konsumentów w postaci ruchu czy uruchamianej wody zgasiły światło. Więc pewnie upłynęło kilka, może kilkanaście sekund. Po tym czasie zmarznięta gwiazda holowizji stała jak przyklejona do ściany przy drzwiach. Starczyło jej zimnej krwi by wytrzymać w swoim postanowieniu mimo panujących ciemności. I stojąc w tych ciemnościach, czując za plecami płaską, chłodną ścianę, w dłoniach automat, wsłuchując się w te wszystkie szumy i stukania które po ciemku wydawały się jeszcze bliższe, groźniejsze i bardziej natrętne znowu to usłyszała. Kroki. Zbliżały się.


Właściciel tych kroków wznowił swoją wędrówkę. Zbliżał się. Musiał. Przecież no rzut monetą na tym korytarzu i jeśli nie zawrócił skąd przyszedł to musiał iść dalej. Czyli minąć drzwi do toalety i pójść dalej. Tylko kroki znowu się zatrzymały. Silvia czuła, jak grube krople potu spływają jej po skroni i gdzieś tam z karku na kręgosłup. Aż korciło by je zetrzeć i pozbyć się tego irytującego wiercenia drażniącego żywe ciało. Ale to oznaczałoby ruch a ruch mógł wywołać dźwięk. Stała więc nieruchomo dalej. Kroki po drugiej stronie drzwi widocznie też. A potem było już za późno by coś zrobić.


Jeden krok i drzwi do toalety otworzyły się gdy coś twardego z zewnątrz je popchnęło. W oczy blondynki już nieco nawykłych do ciemności poraziło światło. Te same które przed chwilą zgasło. A właściciel kroków zatrzymał się w przejściu! Ledwie centymetr, może dwa dzieliły Silvię od kroków! Gdyby wszedł wystarczyło by odwrócił głowę za drzwi by ją zobaczyć! Ale może nie? Może tylko… Wszedł! Powoli i ostrożnie, najpierw Julia dostrzegła jego przód a potem tył.





Jakiś robot! Wielki, że grzbiet sięgał jej gdzieś do połowy sylwetki! Stukał swoimi łapami o twardą nawierzchnię i wodził łbem na boki także naprawdę przywodziło to na myśl węszenie psa. I widocznie ją zwęszył albo zwyczajnie inaczej ją wykrył bo łeb odwrócił się prosto w jej stronę!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline