To, że Berwin pozostawił swego przeciwnika przy życiu, niezbyt się Wilhelmowi spodobało. Nie powinien zginąć żaden łowca, a jak już padły pierwsze trupy, to trzeba było doprowadzić całą sprawę do końca. A to znaczyło, że trzeba odszukać niedobitka i, jeśli to konieczne, pomóc mu dotrzeć do Ogrodów Morra.
Na szczęście Berwin nie ukrywał, gdzie zostawił tamtego i odnalezienie ostatniego z łowców nie było zbyt trudne. Podobnie jak powrót do obozu ze zdobyczą, którą stanowiła broń, zbroja i buty.
* * *
Trzeba było ustalić, kto będzie odgrywać rolę łowcy nagród, a kto jego pomagierów. No i przebrać się, tudzież zmienić wygląd. Na przykład zapuścić brodę, wąsy... Przynajmniej on powinien to zrobić. Licencja zaś mogła otworzyć wiele drzwi, oraz odsunąć podejrzenia od wędrującej czwórki. A raczej piątki, bo przecież i Kroenert będzie z nimi podróżować.
Fakt, przydałby się jeszcze jeden wierzchowiec, ale na to nikogo z nich nie było stać. Przynajmniej na razie.
No i Wilhelm nie zamierzał zostać piechurem.
A poza tym... W skórzanej kurcie, do niedawna własności jednego z łowców, zdecydowanie nie wyglądał na maga.
* * *
Nie wierzył w sny, może dlatego, że jeszcze żaden z jego snów się nie spełnił. I nie spotkał nikogo, kto wyśniłby sobie przyszłość.
Wynurzenia Berwina, choć niezbyt optymistyczne, nie zrobiły na Wilhelmie zbyt wielkiego wrażenia, ale wypadałoby skomentować to, co tamten powiedział.
-
Jeśli chcesz z kimś porozmawiać, to chyba Salvadore będzie najlepszy - stwierdził. -
Mnichów bym w to nie mieszał. A ten tajemniczy wóz omijałbym szerokim łukiem. Nieporozumienia ze Stirganami nie są nam do niczego potrzebne.