Steven był zdenerwowany. Nie pamiętała go takim, chociaż kiedyś, kiedy byli naprawdę blisko, widywała go w różnych nastrojach i w bardzo różnych sytuacjach. Wracał, ciągle pachnący dymem i czymś słodko-chemicznym, choć przecież dokładnie szorował się po akcji od której minęło już kilka godzin. Niewiele mówi, ale Diamonnd Taint nie było wielkie – plotki rozchodziły się bardzo szybko. Najdalej drugiego dnia po akcji Darleen wiedziała już wszystko – kto zginał, jak wyglądało wyciąganie noworodka z rury kanalizacyjnej, ile skóry zostało w spalonej łazience, przyklejone do zasłonki prysznicowej. Tak jakby wszyscy, którzy wiedzieli, że jest ze Stevenem czuli potrzebę opowiadania jej o tym. Może dlatego tak mało on mówił? Kochali się, albo gotowali, albo słuchali muzyki, albo robili wszystko na raz. Darleen wściekała się, chciała wychodzić, rozmawiać, a Steven nie chciał, albo nie potrafił. Paradoksalnie – dopiero po rozstaniu zbliżyli się do siebie i zaprzyjaźnili.
Dlatego teraz wiedziała, ze jest zdenerwowany. Nie pamiętała go takim.
-
Pomogę. Uspokój się. Gdzie mam podjechać? Pod twoje tylne drzwi? Co się stało, Steven? - rzuciła okiem na
Phebe. Nie bardzo miała teraz ją z kim zostawić…
-
Wytłumaczę ci wszystko później - w jego głosie słyszała zdenerwowanie. -
Tak, pod tylne. Przed frontowymi jest dość… heh… tłoczno. Darla, muszę jeszcze gdzieś zadzwonić. Mogę na ciebie liczyć? Na prawdę nie mam nikogo innego…
- Będę. Do zobaczenia.
Najpierw zawołała do małej, że niedługo będą szły. Potem dojadła naleśnik. Potem zapłaciła. Potem znów musiała przekonywać Phebe, że króliki są już baaardzo zmęczone i powinny iść spać. W końcu udało się im opuścić kawiarnię. Mała podskakiwała, ale już nie tak intensywnie, jak wcześniej . Darla pomyślała, ze jeśli będzie miała szczęście, to dziewczynka padnie w samochodzie i nawet nie zauważy Stevena.
- Pojedziemy na przejażdżkę - powiedziała. -
To będzie miła wycieczka.
Wróciły do studia, Darla wytachała fotelik , który zostawiła Kate i zamocowała go na tylnym siedzeniu - na przednim nie mogła, podobno poduszka powinna się wyłączać automatycznie po wpięciu fotelika, ale Darla nie za bardzo w to wierzyła. Podobnie, jak nie wietrzyła w to, ze samoloty mogą latać. Oczywiście WIEDZIAŁA, że latają – nie była kretynką – ale na logikę było to niemożliwe. Poza tym – co będzie jak ten system się nie zorientuje, ze wpięła fotelik i jednak uruchomi poduszkę?
Rozłożyła maksymalnie oparcie fotelika a potem zapięła Phebe pasy i wcisnęła w dłonie sporego pluszaka. Obok wrzuciła koc.
Ruszyła powoli, spokojnie. Pojeździ chwile, mała odpadnie, to wtedy podjedzie do Stevena. Była ciekawa, co się stało. I skąd ten melodramatyzm w jego głosie,
Phebe nie walczyła długo z ogarniającą ją sennością i po kilkunastu minutach spała już w najlepsze kołysana nierównościami lokalnych dróg Diamond Taint. Darla zawróciła na następnej krzyżówce i pojechała prosto pod dom
Stevena J.Hoovera.
Strażak nie przesadzał. Przed domem zebrała się spora liczba osób. Kilka wozów transmisyjnych i porozkładany sprzęt nie pozostawiały wątpliwości co do charakteru tej wizyty. Steven najwidoczniej chciał się wymknąć obławie dziennikarskiej, która z niewiadomego jej jeszcze powodu zainteresowała się jego osobą. Minęła powoli frontowe wejście i zgodnie ze wskazówkami zajechała na tył domu. Zobaczyła mężczyznę w obszernej bluzie i kapturze przysłaniającym twarz rozglądającego się nerwowo nim oderwał się od budynku i szybkim krokiem ruszył w jej kierunku. Dopiero gdy podszedł upewniła się, że to on. Otworzył tylne drzwi, otaksował śpiącą dziewczynkę i nie komentując wpakował do tyłu pod siedzenie, przykrywając się kocem.
- Dzięki Darla - głos mu drżał. -
Zabierz mnie stąd.
Trzaśnięcie drzwi obudziło małą. Jeszcze niezupełnie przytomnym wzrokiem spojrzała na leżącego pod jej nogami mężczyznę.
-
Wujek się bawi w chowanego - wyjaśniła lekkim tonem Darla uśmiechając się do dziewczynki. -
Pomożemy mu, prawda? Udawaj, że śpisz, a ja będę jechać. Nikt się nie zorientuje i wygramy nagrodę!
- Piesek? - dziewczynka aż zapiszczała klaszcząc w dłonie, zupełnie już rozbudzona. -
Czy to będzie piesek? – natychmiast straciła zainteresowanie mężczyzną.
-To tajemnica. Zobaczysz w domu. Ale możesz zgadywać.
Musieli przejechać przez ulicę obstawioną dziennikarzami. Część z nich wyległa na jezdnię traktując ją najwyraźniej jak część pobocza, uniemożliwiając swobodny przejazd. Mogła zawrócić ale to na pewno zwróciłoby ich uwagę.
Darla jechała powoli, żeby nie najechać na żadnego z dziennikarzy, odpowiadając co jakiś czas Phebe, która ciągle rzucała kolejne propozycje „nagrody”. Dziennikarze leniwie usuwali się z drogi, bardziej skupieni na obserwacji domu, rzucali jedynie przelotne spojrzenia do wnętrza samochodu lecz widząc kobietę z dzieckiem tracili zainteresowanie.
-
West Highland White Terrier? – Phebe miała świetną pamięć do ras psów.
- Zimno.
- Nova Scotia Duck Tolling Retriever?
- Zimno.
- Jednorożec?
- Cieplej.
Darla manewrowała między samochodami i w końcu dotarła do swojego studio.
- Wujek tu poczeka, a my idziemy po nagrodę - zarządziła. –
Koktajl z truskawkami i bajka o kucykach.
Po chwili wróciła do garażu.
- Chodź - powiedziała do Stevena.
Zaprowadziła go do kuchni, posadziła przy stole, a sama ustawiła się tak, żeby widzieć siedząca w salonie Phebe.
- Chcesz coś? Kawę, piwo? Co się dzieje? Ściągniesz ten kaptur?