Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2018, 18:49   #153
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


„Stary, durny kutas! Przysyła takie guano za posłańca a teraz winkiem i ciasteczkami częstuje?! Pieprzony niedojebca!” Laboni zgrzytała zębami w rozjuszeniu, aż sam Pradawny wyczuł, jak Chaaya i nawet Deewani podświadomie kuli się przed gniewem dawnej protektorki.
W szale babki odbijało się echo dawnej kobiety. Kobiety tyranki i despotki, o potężnych koneksjach, niewyobrażalnej wiedzy i umiejętnościach, oraz nieskończonej kiesie. Ktoś… kto nie znosi gdy otoczenie zachowuje się irracjonalnie i wbrew zasadom - jego zasadom.
~ Może to tylko pozory… ~ Bardka spróbowała ułaskawić wspomnienie, lecz z mizernym skutkiem.
„Pierdolę pozory! A co z własnym honorem? Co z poziomem, klasą, tradycją?!”
~ Chcę ci tylko przypomnieć, że to ty bluźnisz teraz jak niejeden pijany najmita ze slumsów… A nawet jeśli on nie trzyma się swojej roli, ja nie zamierzam porzucać swojej, nie musimy się tak pieklić… Drugi raz nie zostaniemy oszukane. Możemy być tymi kim chce byśmy były… Możemy znieść lata jego towarzystwa, ale gdy przyjdzie moment, nie zawahamy się i nie stracimy czujności. Będziemy gotowe.
Ochłoń więc… ochłońcie wszystkie. Ochłońmy razem.

Tawaif rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu i bynajmniej nie kryła się z tym co robiła. Najpierw przyjrzała się dokładniej lewej części sali, później prawej, po czym skupiła się na otoczeniu bliżej „gospodarza”. Wyraz jej miny był nieprzenikniony. Nieco dumny, acz zdawkowy i wyjątkowo neutralny. W oczach czaiło się coś pokroju nudy ze zdegustowaniem, a cała postawa ciała była rozluźniona.
- Nie dziękuję - odparła na zdziecinniałe pytanie dziewczyna, spokojnym i grzecznym, lecz mało zainteresowanym tonem głosu, świadczącym o tym, że nie przyszła tu na wymianę ploteczek przy słodkich procentach. Jeśli staruszek próbował wywrzeć na niej pozytywne wrażenie, to z tej krótkiej, wystudiowanej wypowiedzi, nie potrafił wyłuskać nawet ziarnka informacji, czy mu się udało.
Kamala cierpliwie czekała, aż mężczyzna wyjdzie z inicjatywą rozmowy. To po jego stronie należało przedstawienie się, wyjaśnienie sytuacji i kurtuazyjne przeproszenie, ona nie czuła się w obowiązku go z tego wyręczać. Wszak jeśli „Archiwista” faktycznie był tym na jakiego się kreował, powinien znać podstawy dyplomacji.
Nawet wiecznie pijany Marcello, były pirat i aktualnie gondolier, potrafił się zachować na tej ścieżce.
- Nie przyszliśmy tu na przekąski - rzekł Jarvis spokojnie, acz chłodno.
- No tak... siadajcie. - Nieznajomy wskazał dłonią pobliskie fotele i nie czekając, aż siądną kontynuował.
- Ja… nazywany jestem Archiwistą, wasze imiona znam. Od lat kolekcjonuję wiedzę i historię i pilnuję istnienia tego miasta. Miasta… nie cywilizacji jej zamieszkującej. Tak… wiem o problemach z wampirami, ale nie jestem tu od rozwiązywania problemów za innych. Jak pewnie się domyślacie… ostatnio żyjemy w ciekawych czasach. Nadchodzi kres ery człowieka. Tak jak nadszedł kres ery krasnoludów, a potem elfów. Czy wszystko co powiedziałem jest zrozumiałe? Czy coś muszę wyjaśnić? - Przerwał wypowiedź bacznie “obserwując” oboje pomimo przepaski na oczach. Bardziej jednak skupiał uwagę na tancerce niż na czarowniku.

Dholianka przysiadła na podszytym miękkim materiałem miescu, składając dłonie na podołku. Nie oparła się, choć zdawała się rozluźniona w pozycji jaką przybrała.
Gniew babki, choć srogi, nie był zaraźliwy. Kurtyzana była spokojna i czujna niczym gladiator na arenie walki. Była stworzona do rozmówna wszystkich poziomach dyplomatycznych czy handlowych i nie łatwo traciła zimną krew, acz nie kryła oburzenia, przejawiającego się wulgarną tyradą wściekłego wspomnienia opiekunki.
- Tak… wypadałoby - odparła Sundari, znów grzecznie i spokojnie.
“Przecież ty durniu nawet nie zdążyłeś jeszcze nic powiedzieć, co wymagałoby od nas wysiłku intelektualnego! Co my idioci z rozumem półgobla? Za kogo ty nas bierzesz!”
- Dlaczego nas tu wezwałeś panie - dokończyła, wsłuchując się w krakanie Laboni.
- Obserwuję miasto… przez moje małe skrzydlate oczka. Niewiele mi umyka. - Zaczął powoli Archiwista. - Wasze przybycie do La Rasquelle również mi nie umknęło. Choć z początku nie zwróciłem na nie uwagi. Błąd z mojej strony. Owszem… objawienie się Vantu, tam gdzie wy przebywaliście mogło być przypadkiem, ale… wątpię, by wasza obecność w porcie, gdzie pojawili się opętani przez demony barbarzyńcy była nim również. Tym bardziej, że Synowie Plagi nie próbują spalić dżungli jak to czynią w innych miejscach. Ci czegoś szukają… kogoś… ciebie dziewuszko, czy… - Choć zakryte ciemnymi tasiemkami, oczy staruszka wydawały się przeszywać Chaayę na wylot. - ...czegoś w tobie… duszyczki… znajomej duszyczki. Ferragus, aleś się urządził.
Bardka poczuła zmieszanie, wstyd, gniew… uczucia buzujące w jej ciele niczym w gorącym tyglu. I żadne z tych uczuć nie należało do niej. Tylko do Starca.
Kobieta więc przez chwilę kurtuazyjnie milczała, być może czekając na reakcję swojego współlokatora i nagle jej oczy zabłysły, a świadomość smoka otoczyła jej własny umysł.
Nie było to tak dominujące uczucie jak zazwyczaj… może dzięki więzi łączącej poprzez Deewani, a może gad nauczył się czegoś na podstawie poprzednich opętań jej ciała.
- Kim jesteś ? - wysyczał jej głosem.
- Och… co by to była za zabawa gdybym ci powiedział. Zgadnij. - Zaśmiał się “niewidomy”. - Opowiecie może jak właściwie wpakowaliście się w tą sytuację. Noszenie w sobie drugiej duszy, należącej do istoty innej niż przybysz, nie trafia się codziennie.
Oczka tawaif zgasły, a obrażony na cały świat Czerwony ucichł... na razie.

- Jesteś za grzeczny na Xarassura, a na Axaumandyryx masz za dużo między nogami… - odparła tancerka, gdy ponownie odzyskała panowanie nad sobą. - Nie znam imienia złotego… ale to Miedzianogłowy lubił zagadki, więc osobiście stawiałabym na niego. - Skoro karty były na stole, orzechowooka nie czuła się w obowiązku trzymać gardy jako takiej. Tylko biedny magik mógł się czuć mocno niedoinformowany w dyskusji i jakby trochę z niej pominięty.
- Zważywszy na brak cierpliwości Ferragusa, zgaduję, że to sama wywnioskowałaś. - Skinął głową Miedzianogłowy.
- Staneliśmy w szranki z demonią hordą na pustyni, lecz w ostatniej chwili przyszłam po rozum do głowy i błagałam Pogromcę demonów i władcę ognistych równin o łaskę, którą otrzymałam, w zamian jednak muszę mu wiernie służyć, co też i czynię. To dla mnie zaszczyt poznać cię osobiście, wraz z Jarvisem byliśmy w twoim obserwatorium astrologicznym. - Kurtyzana uśmiechnęła się delikatnie, dumna sama z siebie.
- Istnieje jeszcze? Szkoda, że obecnie… niezbyt jest użyteczne. - Westchnął smutno skrzydlaty w przebraniu i dodał z uśmiechem. - Ale ty moja droga nie powinnaś umniejszać swej roli. Jesteś teraz naczyniem dla smoczej duszy i… są w tobie wątki inne, których nie mogę rozpoznać. I przykro mi… że trafiła ci się taka służba. Ferragus był bardzo temperamenty i obrażalski z tego co pamiętam. Nie radził sobie, ani z zagadkami, ani z żartami…
Gdzieś w duszy dziewczyna posłyszała obrażone fuknięcie Starca, a Archiwista pogłaskał się po brodzie. - Więc szukają jego duszy… no... to zrozumiałe. W tej sytuacji mają mały problem. Smok bez duszy… bez duszy zamieszkującej oryginalnie jego ciało się rozpada. Ciało nie żyje bez duszy… zaczyna gnić.
Dholianka sposępniała nieco, co objawiło się zmatowieniem jej spojrzenia.
~ Starcze… to od ciebie zależy ile mu wyjawię, jeśli nie chcesz bym mówiła o demonie i niewoli, to jakoś się wykręcę… ~ Kamala spróbowała wywabić nabzdyczoną ropuchę z odmętów jej umysłu. Była przy tym “dyskretna” i co najważniejsze za nic nie przyjmowała docinek na temat swojego kompana.
Mało tego, Deewani już rwała się bronić swojego ‘pupila’, bo nie tylko czerwonołuski rościł sobie prawa do niej, ale i ona do niego, a naigrywać się z ulubieńca chłopczycy mogła tylko ona sama!
~ On i tak już to wie… zarozumiały smoczek, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. Spytaj się o Xarassura. Pewnie wie gdzie jest on lub jego grób… wolałbym grób… nasikałbym na szczątki Czarnego ~ burknął gniewnie jaszczur.

- I...istnieje… - odpowiedziała po pewnej chwili złotoskóra. - Dachu już nie ma, ale ściany z konstelacjami dalej stoją. Także ogród. Dziki, ale nadal piękny. Co do ciała… to ono ma aktualnie duszę, zastępczą. Szukamy sposobu, by się jej pozbyć, na przykład poprzez znalezienie lepszego naczynia dla tak potężnej duszy jaką jest Fff… - Sundari nie mogła się przełamać, by wypowiedzieć na głos imię Starca. Zacisnęła mocniej usta i zaczerpnęła powietrza.
- Pogromca demonów i władca ognistych równin - dokończyła jak gdyby nigdy nic.
- Nie do końca masz rację. Słyszałem, że na czele Synów Plagi walczących w Zerrikanie stał potężny, demoniczny, czerwony smok. Jeśli to było ciało Ferragusa, to… jest ono w tej chwili pozbawione duszy. Demon może nadal nim kierować, ale nie może zapobiec jego rozpadowi. Musi odzyskać oryginalną duszę, by zapobiec szybkiemu zużywaniu się jego naczynia - wyjaśnił Miedzianogłowy i zadumał się pytając - Toooo… jakie ciało chcecie pozyskać?
Kobieta zawstydziła się z powodu swojego braku doinformowania, popatrzyła nerwowo na ukochanego, ale dość szybko się pozbierała i dawna maska neutralności ponownie zawitała na jej lico.
- Tego dla którego służy Vantu… - Z całego zdenerwowania zapomniała jednak jak demon się nazywał, a im dłużej się nad tym zastanawiała tym w większy popłoch wpadała.
- Ambitny cel - rzekł zamyślony “ślepiec” głaszcząc po brodzie niczym stary wezyr. - Bardzo ambitny i trudny. Niełatwo dostać się do świata luster, tam gdzie kryje się Belphegor.
- Ale ty wiesz jak? - zapytał Jarvis ostrożnie.
- Obawiam się, że tej zagadki jeszcze nie rozwiązałem. - Wzruszył ramionami gospodarz.
- A Xarassur by wiedział? - spytała cicho Chaaya, chcąc wybadać teren co do potencjalnego żywota Czarnej Zarazy.
- Wątpię. Jeśli uda wam się go znaleźć możecie go spytać. Jeśli żyje… - Zadumał się gad w ciele staruszka. - Dawno nie słyszałem tego imienia.
Uśmiechnął się dodając - obawiam się, że o tym smoku nic nie wiem. O jego losach, siedzibie, nic.

“To dobrze wróży prawda? Prawda? To znaczy, że pewnie nie żyje…” odparła pocieszycielsko Nimfetka, a Deewani szybko podchwyciła wątek.
“A jakże! Trup jak siemasz! Na pewno szczają mu w oczodoły wiewióry i inne konury! HAHA!”
“No… nie wiem…” mruknęła Ada, ale szybko została uciszona.

Bardka czuła się w dziwnym rozdarciu, miała wiele pytań na które pragnęła odpowiedzi, a jednocześnie bała się pytać, tym bardziej, że nie chciała wiązać się kolejną umową z kolejnym antycznym drakonem. Zdecydowanie wystarczył jej jeden Starzec do wysłuchiwania, bo z dwoma by sobie pewnikiem nie poradziła.
- Więęęęc… - zaczął Archiwista po długim milczeniu całej trójki. - … co powinienem z wami zrobić. Wasza obecność tutaj przyciąga Synów Plagi jak świeca ćmy, ale… i tak to nie ma znaczenia. Nie przyjdą dziś to przyjdą jutro. Kolejna bitwa jest nie do uniknienia. A mając was na oku, przynajmniej mam pewność, że mają oni problemy z rozpadającym się przywódcą. Zamknąć was tutaj nie mogę i nie chcę, ale… wolę zachować jakichś kontakt z wami.
Gwizdnął cicho i melodyjnie i coś wyfrunęło spod sufitu. Malutki smok o owadzich skrzydełkach, który wylądował na ramieniu goszczącego ich brodacza i przyglądał się ciekawsko parce gości.
- To jest jedna z moich przyjaciół, obserwują miasto i wszystko w okolicy, także mych wrogów. Przynoszą mi informacje i kontaktują się z moimi sługami oraz sojusznikami. Pytanie… do jakiej kategorii mam zaliczyć was?

Tawaif uznała, że to właśnie ten moment, gdzie powinna wtajemniczyć swojego partnera w sprawę jaka miała miejsce.
~ Wiem, że to co się tu wydarzyło może być dla ciebie kłopotliwe i niezręczne, postaram ci się wszystko wyjaśnić gdy już stąd wyjdziemy. Niemniej… dawnym La Rasquelle rządziły smoki. Cztery dorosłe i piąty… malutki i młodziutki pod pieczą jednego z nich. Przed nami siedzi antyczny, miedzianołuski, z tego co opowiadał mi Starzec i sam Nvery, to dobra istota… troszkę szalona i pokręcona, pasjonująca się astrologią i… zagadkami, sympatyzował z gnomami, kiedy pozostała trójka była zwierzchnikami elfów. Nie chciałabym mieć w nim wroga, choć nie jestem pewna, czy można mu ufać, jego dawne działania postrzegane były jako nielogiczne i siejące zamęt. Powinniśmy być ostrożni…

“Śmiecie, śmiecie, w koło śmiecie…” gderała wciąż wściekła babka, nastroszona jak stary gawron podczas mżawki. Niemniej świadomość z kim miała do czynienia, zmniejszyła jej zapał do wdeptania “ślepego” dziadygi w podłogę.
~ Starcze… uważam, że powinniśmy rozpatrzyć, przynajmniej tymczasowy sojusz z Miedzianogłowym… Może posiadać on przydatne dla nas informacje, na przykład o medalionie, kryjówce Vantu i ruchach naszego wroga. ~ Tancerka próbowała “ogarnąć” obu swoich kompanów, przy jednoczesnym zezowaniu na słodkiego smoczka o długich łapkach i skrzydełkach przypominających jej te u modliszki. Srocza natura dziewczyny od razu zapragnęła przytulić i posiąść takiego cudaczka na własność, kłócąc się z wpojoną wiedzą na temat poszanowania indywidualności każdej jednostki żyjącej.
~ Nie potrzebujemy nowych wrogów ~ ocenił czarownik wyraźnie się zamyślając. ~ A póki co, on od nas wiele nie żąda. Można by zaryzykować.
Także i Czerwony nie wydawał się szczególnie negatywnie nastawiony do ewentualnej współpracy.
~ Mój sojusz z nim kończy się jak tylko zdobędę godne mego majestatu ciało ~ burknął ostatecznie.

- Nie chcemy szkodzić, ani miastu, ani jego mieszkańcom - odparła więc dyplomatycznie na głos Chaaya, starannie ważąc każde słowo. Zielone łuski smoczka, przyciągały ją coraz bardziej, pobudzając co dziecinniejsze maski do tęsknych “ochów i achów”.
- Bylibyśmy radzi z pozostania z tobą w przyjaznych relacjach. Cała nasza piątka, zwłaszcza… mój “brat” Neron… - dodała po stoczonej walce z samą sobą, by nie wyciągnąć ręki do stworka, by go dotknąć palcem po łebku.
Laboni od razu przeszła do strofowania wnuczki, by ta przypadkiem nie zapomniała o swojej roli.
- To dobrze, bo ja też nie chcę byście zaszkodzili ludziom i miastu i… nie bez powodu zaprosiłem tylko waszą dwójkę. Wolałbym żeby ani Godiva, ani Neron nie dowiedzieli się o tym miejscu i spotkaniu. Smoki te nie są kwintesencją dyskrecji… a ja bardzo cenię swój czas, tym bardziej, że go niewiele mam - odpowiedział zadowolony z siebie “niewidomy” gospodarz.
- Raczej sojusznicy niż słudzy - doprecyzował Jarvis.
- Zgoda… niech będzie i tak - rzekł z uśmiechem gad i pogłaskał dziwaczną jaszczurkę po grzbiecie. - Będę się kontaktował z wami przez takie istotki, oraz co trzy dzień posyłał wam jednego do pokoju w waszej twarenie, w razie gdybyście wy potrzebowali się skontaktować ze mną.
- Czy mamy rozumieć, że Franczeska daruje sobie zaloty do mojego przyjaciela? - spytała Dholianka, szczypiąc się po udach, by uodpornić się na słodki urok stworzęcia.
- Dostanie propozycję nie do odrzucenia i przyciągnie to jej uwagę do innych spraw - wyjaśnił Archiwista. - Znam dobrze tą wampirzycę i jej słabości. Nie zaryzykuje własnej skóry dla jakiejś “zabawki”.

“Każdy dziad zachowuje się jakby pozjadał wszystkie rozumy… a tymczasem jest gorszy od dziecka” fuknęła wiekowa tawaif, pokazując na swoim przykładzie trafność tych słów.
Nikt jej jednak nie słuchał. Starzec udawał, że go nie ma, a jego nosicielka rozdarta była pomiędzy fanatycznym uwielbieniem do miniaturowego smoka, a pragnieniem zdobycia jak najszerszych informacji na jego temat. Czym był? Co potrafił? Co jadł? Gdzie występował? Jak długo żył? Jak się nazywał?
Rozpalona Ada żyła własnym życiem, porywając coraz większe połacie umysłu kurtyzany, by wykorzystać je do własnych celów.

- Bardzo dobrze. - Kamala była rada, że kłopot z natrętnym nieumarłym odejdzie w niepamięć. Wprawdzie gdzieś jakaś jej cząstka podawała w wątpliwość prawdomówność Miedzianego oraz jego konszachty, ale bądź co bądź sama wierzyła, że “wiedza” była najpotężniejszą z broni na świecie, a ta akurat była jak widać smykałką tego osobnika. Musiała tylko zawierzyć w finezję władania nią przez niego.
- Można wiedzieć, co wiesz o kulcie założonym przez Vantu? - zapytał czarownik.
- Aaaa ten temat. Niestety nie tak wiele jakbym chciał. Vantu i jego gromadka mają bardzo wielu wrogów, a to sprawia, że są skryci. Mogę mieć jakieś informacje tak… za dwa, trzy dni… ale nie wcześniej. Natomiast przypuszczam, że Vantu nie jest już wampirem - ocenił zamyślony Archiwista.
- Jedno jest jednak pewne, choć udaje pijawkę, Vantu nie jest już wampirem, już nie.
Mały smoczek poderwał się do lotu niczym duża ważka i zaczął okrążać dwójkę intruzów w komnacie swego pana, machając podejrzliwie czułkami.
- A… czym jest? - wtrąciła tylko w połowie zainteresowana odpowiedzią Sundari, przyglądając się ciekawsko istotce, gdy przelatywała koło niej. - Proszę mnie poprawić jeśli się mylę… ale podobno został zabity, spopielony i rozsypany… a jednak jego “nowe” ciało wygląda tak jak to “stare”? Nie znam takiej mocy nekromantycznej, ni kapłańskiej, by kogoś podnieść z… niczego.
- Jest czartem, demonem, diabłem albo qlippothem jakiegoś rodzaju… jeśli naprawdę mamy pecha. Jego dusza zyskała nową upiorną formę - wyjaśnił brodaty “ślepiec”. - Może wyglądać jak nosferatu, ale z pewnością nim nie jest.
~ Qlippothem? Już drugi raz słysze tą nazwę w ciągu doby… zaczyna mi się nie podobać dokąd to prowadzi… ~ mruknęła posępnie bardka do przywoływacza, zagłuszając kolejną “śmieciową” mantrę swojej opiekunki. Odchrząknęła nieco skrępowana.

- To… niespotykane... - dodała na głos, ze wszystkich sił starając się skupić na rozmowie, a nie na zielonym cudaku ze skrzydełkami, wesoło bzyczącymi jej koło ucha. - ...by tak szybko wspiąć się po drabinie ewolucji… czy jak to się tam zowie to zdobywanie nowych bytów pozagrobowych.
~ Qlippothy to rodzaj planarnych stworzeń… tylko potężniejszych i gorszych niż zwykłe demony. Ponoć powstały przed nimi i władały Otchłanią przed wiekami. Nienawidzą jednak śmiertelników równie mocno co swoich demonicznych następców… i chcą zniszczyć wszystko co żyje ~ wytłumaczył magik, a Pradawny odezwał się zamyślonym głosem.
- Zazwyczaj nie… samemu nigdy, ale jeśli jakiś potężny byt w tym pomoże, to bardzo szybko można po śmierci zyskać odpowiednią formę.
- Te… qlippothy… - Złotoskóra z pustyni przekręciła głowę na bok, zastanawiając się nad doborem słów. - Usłyszałam pierwszy raz o nich wczoraj… występowały w historii o Odłamkach Grzechu… ale jeśli dobrze rozumiem co powiedział mi o nich Jarvis to… jeśli Vantu byłby jednym z nich, musiałby dostać “wsparcie” także od jednego z qlippothów, a tymczasem Belhegor jest chyba… demonem… prawda? Nie powinni się “nie lubić” ze sobą? - Tematyka około otchłanna zdecydowanie nie należała do jej ulubionych, niemniej Chaaya starała się zrozumieć jak najwnikliwiej z czym przyszło jej się zmagać.
- Belphegor, czy Belhfegor, czy jak tam się lubi nazywać… W każdym razie Pan Krainy Luster z pewnością qlippothem nie jest. Te lubią niszczyć wszystko co napotkają na swej drodze. On zaś korumpuje i wypacza swoje otoczenie. Przypuszczam, że jest diabłem, bo do tego rodzaju czarta mu najbliżej - wyjaśnił uprzejmie mędrzec, gdy znudzony lotem ważko-smoczek przysiadł na ramieniu Chaai, by słuchać głosu swojego pana.

“Oto nastał dzień w którym zostałyśmy pobłogosławione dotykiem tego oto wpaniałego stworzenia! My naród wybrany cieszmy się i radujmy, ale broń boże się nie ruszajmy!”
Kilka masek zaczęło piszczeć w podnieceniu, gdy gadzinka na nich wylądowała. Dziewczyna bardzo starała się wyglądać na “profesjonalną” i nawet tak wielka gafa jak przekrzywienie imienia swojej potencjalnej ofiary, którą ściga wraz z Ferragusem, nie była w stanie przyćmić tej euforii.

- A...acha… - odparła bardzo elokwentnie, nie będąc w stanie wyłuskać nic lepszego. W głowie miała pustkę. Pustkę i prawdziwe, dziecięce oczarowanie pomieszane ze szczęściem.
- A co wiesz o Planie Luster, jeśli można spytać. - Czarownik był obecnie bardziej skupiony na sytuacji.
- Niewiele… to zdradliwe miejsce, a co gorsza… istnieje kilka wymiarów, które mienią się tym tytułem. Bez zdobycia dokładniejszych informacji, można by się zagubić w labiryncie odbić rzeczywistości, nawet nie docierając do samego Belphegora i jego twierdzy - wyłożył swoje argumenty Archiwista, a z sufitu zleciał na jego ramię kolejny smoczek, a potem następny, wynurzając się wpierw ze szczeliny nad tawaif i wylądował na stole obserwując całe otoczenie. Musiały lubić tembr głosu Miedzianogłowego i… musiało ich być tu więcej, znacznie więcej.

“O szczęęęście niepojęteee…” śpiewały chórem panny, gdy sama Dholianka uśmiechała się coraz szerzej, znajdująć się teraz w owiele przyjemniejszym i lepszym od realnego świecie, kiwając się nieznacznie na boki, co by nie spłoszyć jaszczurki.
~ Wszystko w porządku? ~ zapytał telepatycznie Jeździec trochę się niepokojąc jej zachowaniem, podczas gdy ich gospodarz dalej opowiadał.
- Tak jak w dwóch lustrach naprzeciw siebie może się odbić nieskończenie wiele odbić, tak plany luster są ponoć nieskończone. To labirynt przecinających się odbić. Jeśli chcecie się tam dostać, to trzeba mieć odpowiedni zwój… niezbyt potężny, ale rzadki czar. Jeśli jednak nie chcecie się tam zgubić, to… trzeba więcej przygotowań.
- Albo wiedzy Vantu - ocenił Jarvis, co drugi z mężczyzn skwitował potwierdzeniem.
- Albo… wiedzy Vantu.
- Ale Vantu się ukrywa… możemy go zwabić obietnicą odłamka… tylko co z tego, jak nas pewnie szybko zniszczy… albo jego słudzy - odparła nagle i beztrosko Chaaya, uśmiechnięta jak słoneczko i to mocno pijane szczęściem.

“CO TY WYPRAWIASZ??!! Trzymajcie mnie! Nie, to ją trzymajcie! Ogłaszam stan wyjątkowy! Trzeba spacyfikować Nimfetkę, Adę, Sheeshę, Umrao, Jodhę, Madhuri, Selimę, Afsur….” zaczęła wymieniać imiona masek babka, wzbudzając tym wyraźną wesołość Deewani, która się na niej nie znajdowała. “Patrz Starcze! HAHA! Ale numer! Taka wpadka, wtopa jak siemasz HAHA super zabawa!”
~ Małe ważko-smoki… czym tu się podniecać ~ burknął skrzydlaty niezbyt zainteresowany tym całym rabanem.

- Odłamek… raczej nie skusi Vantu, zresztą co mu po jednym. Tylko wszystkie siedem stworzy gwiazdę grzechu i to ona... ma w sobie prawdziwą potęgę, której odłamki są tylko bladym odbiciem. - Zaśmiał się ciepło Miedzianogłowy ściągając na dół kolejne stworzonka lądujące w różnych miejscach. - Gwiazda miała być bronią przeciw qlippothom. Przecenianą… jeśli ktoś by pytał mnie o zdanie. Zresztą, nigdy nie sprawdzoną w boju, bo nie została złożona do kupy. Elfy w La Rasquelle rzuciły się sobie do gardeł.
Chłopczyca jeszcze długo naśmiewała się z “dziecinności” swojej tworzycielki, która, aż zagotowała się na widok kolejnych owadopodobnych pyszczków, niuchających ciekawsko w powietrzu za nowymi zapachami. Resztkami chyba własnej świadomości nie poderwała się z piskiem, by złapać jakiegoś nieboraka, by go wyściskać i wymacać dokładnie przeźroczyste skrzydełka.
Kamala była wyraźnie uradowana i rozkojarzona z coraz liczniejszej widowni, rozglądała się dziarsko na boki, podziwiając różne odcienie łusek oraz wzory żyłek na błonach skrzydeł.
- To skoro nie odłamek… to co mogłoby go skusić do wyściubienia nosa? Nie może się tak kryć przez wieczność, diabły lubią dużo i często krwawych ofiar… w końcu musi wyjść.
- I wychodzi ze swojej norki. Ostatnio parę potężnych wampirów zginęło śmiercią ostateczną. Oczywiście na ulicy się tego nie dowiesz. Wampirze klany niechętnie przyznają się do strat pośród swojej starszyzny. W tej chwili w La Rasquelle toczy się niewidoczna wojna - wyjaśnił “niewidomy” wyraźnie zamyślony, nie zważając na kolejne smoczki lądujące to tu, to tam. Jedna nawet usiadła na ramieniu Jarvisa, na co bardka zacmokała do kompana swojego kochanka.

“No dobrze… sytuacja została na chwil… CO TY WYPRAWIASZ?! Odwróć się do rozmówcy! Do rozmówcy mówię! No! I gap się na niego… zostaw tego smoka, gap się na tego pomarszczonego, starego jak skamieniała rodzynka dziada!”
Laboni przejęła pałeczkę, uprzykrzając swojej wnuczce radosne spotkanie do maksimum. Dholianka w końcu przestała się wiercić w fotelu, a jej uśmiech został zastąpiony bardziej nieco posępną maską naburmuszenia, niż neutralności.
~ Patrzę się… zadowolona? Po co mam się patrzeć jak on i tak jest ślepy i nie widzi co ja robię? Zresztą po co mamy jeszcze z nim rozmawiać… on nic nie wie, my nic nie wiemy i tylko tak się przerzucamy gdybaniem. Nie chce już… ~ burknęła nachmurzona właścicielka wszystkich emanacji, zlatując do Starca w nadziei, że tam babka nie będzie jej szukać.
Płonne nadzieje.
“Jesteś tawaif do czorta! W twoich żyłach płynie błękitna krew… a poza tym… jesteś za stara na takie fascynacje! Ile razy mam ci powtarzać, by dotarło do tego twojego durnego łebka! Czas twojego dzieciństwa bezpowrotnie minął! Zachowuj się więc jak przystoi na twój wiek i status!”
~ Jarvis mówi, że już nie jest…
“Gówno mnie Jarvis i jego mądrości!”
“HAHA Starcze kłócą się, kłócą!” Deewani zawołała radośnie, tyle, że owa kłótnia szybko wygasła, bo Sundari zamknęła się w sobie poddając się woli tyranicznego wspomnienia.
~ Jak zwykle zresztą ~ burknął smok ziewając szeroko i zwrócił się prosto do Chaai.
~ Złap po prostu jedną z tych gadzin. Tyle ich lata. I przestań się tak ekscytować… to tylko małe, słabiutkie wersje pseudosmoków i jest ich tu pełno.
“O ty w pieruny…” Zapowietrzyła się babka.
“HAHA! Starzec ma przekichane HAHA!” Krnąbrna maska zaśmiewała się do rozpuku, jakby karmiła się negatywnymi emocjami.
“Czyś ty rozum już doszczętnie postradał?! Jakie złap? Jesteśmy tu gośćmi, na oficjalnej rozmowie dyplomatycznej, naszym gospodarzem jest antyczny drakon! Starszy nawet od ciebie! Złapanie jednego z popleczników to jak…” Wiekowa kurtyzana peorowała jak najęta, wytykając głupotę i nietakt Pradawnego. Krakała i krakała w takt śmiechu dziewczynki.
Sama tancerka była nawet kontent, że to nie ona teraz obrywa i nawet próbowała się cichem wymknąć, ale nie było to takie łatwe.
“Gdzie mi tu!” zawołała groźnie matrona. “Stój na dupie w miejscu ty mała, niewyparzona łachudrzyco!” Zgromiwszy władczym spojrzeniem wnuczkę, wróciła do ujadania czerwonołuskiemu.
~ Jesteście moimi służkami. Mnie! Potężnego antycznego smoka. Czerwonego smoka. My stoimy wyżej niż miedziane gadziny ~ huknął dumnie Ferragus mając za nic pokrzykiwania Laboni. ~ Moje naczynie nie musi się zachować jak królik pod miedzą, tylko z powodu przebywania w okolicy jakiegoś metalicznego smoka. Tym bardziej, że nie chcesz zjeść tych… popleczników.
“Nie pyskuj mi tu mała, ognista fretko! Bo to ty jesteś teraz w ciele człowieka… ba! Kobiety! Co ja gadam! Dziwki. Kurwy! Bogatej… ale KURWY!” Rozochociła się stara kurtyzana, biorąc pod boki i zadzierając dumnie głowę, kontynuując.
“A co za tym idzie, JESTEŚ istotą niższą! I musisz się zachowywać odpowiednio do danej sytuacji. Jesteśmy na obcym i nieznanym nam terenie, jesteśmy gośćmi i współudziałowcami na ścieżce dyplomatycznej, jesteśmy…”
“O rety, ale ona gada… bla, bla, bla… i ja tak miałam przez całe życie. Nie zabijaj pająka - był tu przed tobą, kłaniaj się skorpionowi - to prawowity władca pustyni, chyl czoło i idź w cieniu mężczyzn tobą władających. Nuda, nuda, nuda! Starcze chodźmy coś rozwalić!” Deewani próbowała się wyrwać z ciała nosicielki, ale dostała w łepetyknę i schowała się na swoje miejsce.
“Nie to nie… to siedźmy i słuchajmy jak ta ględzi…” burknęła rozgniewana.
Tymczasem babka dalej piłowała, recytując dziesięć odwiecznych zasad rządzonymi Rozgrzanymi Piaskami, które nie zostały zmienione przez stulecia wieków i jako tawaif, Kamala była ich strażniczką.

~ Nie jestem żadną istotą niższą. J E S T E M S M O K I E M. Prawdziwym smokiem, a nie jakimś smoczkiem jak Nveryioth. Jestem potężnym smokiem, mogącym strącać powietrzne okręty z nieboskłonu nawet w tym cherlawym ciele Kamali i jak każdy prawdziwy smok, nie dbam o zasady, grzeczności i inne duperele dwunożnych istot. Jedyne zasady jakie mnie obchodzą to te… które ustalam sam ~ stwierdził dumnie czerwonołuski za nic mając gadaninę Laboni. ~ Jedyną istotą niższą to jesteś tu ty. I w przenośni i dosłownie, więc zamilcz i uszanuj potęgę, która łaskawie okazuje ci cierpliwość.
“Srutututu pęczek wełny!” wykpiła go na to matrona. “Jesteś co najwyżej duszą smoka, bo SMOK to ja ci powiem… lata sobie gdzieś za miastem i powoli gnije! Niedługo będzie z niego kupka kości, a wtedy to też będziesz co najwyżej SZKIELETEM.”
Maska chłopczycy musiała przyznać jej rację. No bo nie ważne z której strony by nie patrzyła, to Starzec faktycznie był tylko duszą, a skoro był duszą, to nie mógł być tym, czym było jego ciało.
Swoją drogą maska była bardzo ciekawa, czy ten latający “Starzec” strasznie śmierdzi i, czy już jedzą go robaki, czy jeszcze nie. Myśl ta była dla niej tak fascynująca, że Chaayę, aż zemdliło od przejaskrawionych wyobrażeń.
“No i proszę pochwal się jakie to obmyśliłeś zasady co? No? No proszę oświeć nas wszystkie. Ktoś kto sam sobie wymyśla reguły, które może w każdej chwili zmienić, nie może być nazywany SILNYM! Bo silny to ten, kto nie idzie na łatwiznę. Silny się nie poddaje, a ty co? Jednego dnia stwierdzisz, że jesteś władcą świata, a drugiego się zmęczysz i wszystko odkręcisz!” Piersiasta “wrona” potrząsnęła głową o długich i grubych jak druciki włosach.
~ Tamto ciało nie ma już znaczenia, a co do moich zasad. Toooo obwieszczam, że jesteś… smaczna. ~ Po tej deklaracji gad wysunął błyskawicznie paszczę i pochwycił wspomnienie, “pożerając” je żywcem. Tak jak to zrobił z Deewani.
~ Posiedź trochę w jaju. Może to cię odmłodzi ~ mruknął wysyłając matronę do wspomnień z czasów sprzed wyklucia... i wtedy też jaszczur zauważył, że wraz ze zniknięciem babki… dzieje się coś niedobrego.
Mianowicie… zgasło światło, a cisza jaka nastąpiła w środku, kojarzyła mu się, o zgrozo, z zamknięciem, jak na przykład w jaju… choć chłód jaki zaczął wiać po “nogach” kojarzył się tylko z jednym - lochy.

Sundari zaczęła nerwowo kaszleć, łapiąc się za brzeg stołu za którym siedział gaworzący z czarownikiem Miedzianogłowy. Drżała i pobladła jak podczas napadu paniki przed którym nie mogła się bronić.
“Starcze ty głupku wypuść ją! Ona trzyma klucz! KLUCZ DO LOCHÓW!!!!” Zaczęła krzyczeć chłopczyca, czując jak misterna konstrukcja wszystkich masek zaczyna się chwiać i wybrzuszać.
~ Niech wam będzie. Znajcie moją łaskawość. ~ Pradawny wypluł więc małego, wrzeszczącego bobaska, zdolnego co najwyżej do raczkowania, bo w takiej to “postaci” uwięził Laboni.

“Tęfy jak psescot!” wysepleniła gniewnie matrona-osesek, siedząc w idealnie malutkiej kurcie z dopasowanymi pieluszkomajteczkami. Teraz jednak Antyczny zobaczył, że na szyi miała cieniuteńki, złoty łańcuszek, jedyna ozdoba, która teraz nie ginęła w setce innych, kiedy była w dorosłej postaci.
Klucza oczywiście nie widział, ale domyślił się, że musiał kryć się pod materiałem.
“HAHAHAHAHAHAHA!!! Ja pierdylę ale odlot!” Deewani ryknęła śmiechem, który zaraził nawet samą jej stworzycielkę, która zdobyła się na cień uśmiechu.
“Kupie psciąkfy!” mruknęła obrażona babcia, odwracając okrągłą, pyzatą buźkę w bok i zadzierając idealnie skrojony nosek do góry. Szczęściem dumnego wsponienia, gdy była miała posiadała włosy, nie to co jej wnuczka.
Śliczne jasne blond paciorki kręcące się każdy w innym kierunku.

Tancerka zapadła się w fotelu, oddychając nieco spokojniej, wyglądała jednak na potwornie zmęczoną i nawet łaskoczące ją czujki smoko-ważek nie były w stanie jej podnieść na duchu.
~ Wszystko w porządku? Bo myślę, że możemy skończyć to spotkanie ~ zapytał telepatycznie przywoływacz, a smok z sadystycznym uśmiechem przyglądał się nowej wersji Laboni.
~ Teraz wreszcie wyglądasz odpowiednio. Rozwrzeszczany bobas powinien być niemowlakiem ~ stwierdził zadowolony.
“A fy sa fo nic się nie smieniłeś… natal jefffsteś dufnym piflafem z jaja!” Rozzłościła się dziewczynka, że nie może wymówić ostatniego słowa i wyciągnęła ręce do swojej wnuczki, by ta ją stąd czym prędzej zabrała.
~ Tak… chciałabym już wracać ~ odparła kurtyzana, spoglądając zbolale na kochanka i nie zważając na obecność staruszka, wyciągnęła do maga rękę.
“Kisnę! Kisnę jak rzodkiewka w beczce pełnej soli! HAHAHAHA! Taki numer, stara baba dziecko!” Deewani jako jedyna z nielicznej ocalałej grupki masek przed pogromem, dokazywała na całego. “Mogę ci nawet wybaczyć, że zachowałeś się jak palant!” odparła nader szczodrze w kierunku ogoniastego.
Starzec uśmiechnął się zadowolony ze swoich działań i okazji do utarcia matronie nosa. Co prawda nie zdołał naznaczyć “staruszki” swoim wpływem, tak jak to uczynił z krnąbrną maską, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Położył się i zaczął medytować.
~ Starzec daje się we znaki? ~ spytał czule Jarvis wstając i dziękując Archiwiście za rozmowę. I zapewniając o chęci współpracy na różnych polach. Wszak obaj mieli interes w zniszczeniu Synów Plagi i uratowaniu miasta jak i całego świata przed demoniczną inwazją.
Dziewczyna nie zapomniała o kurtuazji i również grzecznie podziękowała, ale jej głos przepełniony był jakąś trudną do określenia melancholią. Następnie uparcie dążyła ku wyjściu, jakby się bojąc, że coś nagle któryś z mężczyzn coś sobie przypomni i dyskusja rozgorzeje na nowo.
~ Wszystkiego po trochu… tak myślę ~ odparła gdy zostawili komnatę za sobą.
Dom. Dom… Chaaya chciała czym prędzej znaleźć się w bezpiecznym pokoju.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline