Heinz rzucił się na znienawidzonego wroga z rogowym oszczepem. Pierwszy cios, który zadał, mógłby oznaczać koniec walki dla większości ludzkich przeciwników - rykowiec jednak miał iście zwierzęcą żywotność. Dzikogłowy w furii wymierzył straszliwy cios krzesańcem, którego Heinz zwinnie uniknął. Kolejne pchnięcie, które wykonał w przeciwnika, zdarło jedynie nieco jego skóry.
W tym czasie leżący na ściółce jeniec aż podskoczył, słysząc krzyk Heinza. Zamiast jednak zaatakować plecy swego dręczyciela, rzucił się do ucieczki. Niewola u zwierzoludzi łamała charaktery, jedynie nieliczni wychodzili z niej silniejsi, jak Heinz.
Uwagi Heinza nie umknęło, że Dzikogłowy nawet nie bronił się przed jego atakiem. Nacierał z bezrozumną furią, koncentrując się całkowicie na ataku, pomimo obficie krwawiącej rany na torsie.
Z miejsca, gdzie zniknęli Zakrwawiony i gor nie dochodziły żadne dźwięki, które mogłyby przebić się przez wściekłe kwiknięcia Dzikogłowego. Brak triumfalnego ryku gora mógł być dobrym znakiem.