Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2018, 00:45   #52
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację


Ostatni Akt

Rzut 1
Rzut 2


Buntownicy czekali na Szarańczę. Znali ich i słyszeli o nich, ale Jonnathan wyraźnie widział jak wielu z nich zginęło. Niemal do końca oglądał walkę i widział w jakim paskudnym stanie Drak przedarł się przez barykadę. Wiedział doskonale, że to oznaczało śmierć wszystkich którzy byli za nią. tych dwudziestu ludzi nie mogło się z nim równać nawet gdy był na wpół zwęglony. Nikt nie wątpił w jego zapał i wiedzieli, że sam chętnie by zginął razem z nimi gdyby tylko mógł wbić Amonowi piło-miecz w czarne serce, ale miał wyraźne rozkazy. Miał zameldować o wyniku potyczki. I zrobił jak mu kazano, choć nie odpuścił sobie posłania w jego stronę ostatniej kuli nim się odwrócił i pobiegł zameldować. Może i szarańcza zajęła blokadę, ale i tak uznano to za zwycięstwo, bo kupiono dużo czasu i za każdego martwego z nich padło kilka Szarańcza i Drak był ranny. Zajęli pozycje w półksiężycu i czekali I czekali. I czekali, gdy Amon przygotowywał swoich ludzi do natarcia. A z każdą chwilą kolejne ładunki wybuchowe były zakładane.

Niektórzy buntownicy już nawet zaczynali się niecierpliwić. Czekając by zabić jakiś chaosytów. Święty Gniew w nich gorzał podsycany cały czas nawoływaniami i tyradami dowódców.

~ * ~

Sentinel szarżował wzdłuż korytarza , niosąc przed sobą improwizowany pług-taran. Chroniony dymem był wciąż ostrzeliwany przez ciężką broń ustawioną wcześniej, ale jedyna lascannona nie trafiła w żaden krytyczny system.


Amon Drac wyskoczył zza ustawionej przed wyjściem prowizorycznej osłony. Pobiegł zgodnie z planem po łuku. Szybko wyprzedził Sentinela.

Wyskoczył z mroku, w oświetlony racami krąg i wpadł na stojących w luźnym szyku ludzi. Niczym krwawy upiór przebił się przez flankę wroga. Nie zatrzymywał się, tylko biegł przez nich. Kości trzaskały, gdy miękkie ciało trafiało na twardy uzbrojony w zadziory pancerz.

Ludzie przewracali się krzycząc z bólu. Amon Drac zadawał ciosy. Lewą łapą zahaczył o gardło młodego mężczyzny. Nim krew siknęła, pazury cięły jakiegoś grubasa przez brzuch, uwalniając lśniące okrwawione flaki. Nim te chlapnęły o ziemię, Amon Drac przejechał pazurami przez twarz młodej dziewczyny. Cztery głębokie bruzdy wykwitły szkarłatem, obie gałki oczne wypłynęły brudząc blade policzki kleistym białkiem. A to była tylko lewa łapa zadająca rany podczas jednego kroku. Z drugiej strony, prawie ramie cięło również, a przytwierdzony do trzeciego ramienia piło topór unosił się i opadał raz za razem, ciągnąc za sobą krwawe warkocze przemielonego ludzkiego mięsa.

W polu widzenia Amona pojawiały się raporty o pozycji i stratach jego ludzi. Mimo ryku jaki zaserwował buntownikom dla dezorientacji z głośników, Amon słyszał jak lojalne siły wewnątrz generatorium również dołączyły się do ataku waląc z wszystkiego czym dysponowali w oświecony półksiężyc fanatyków.

Amon zrobił kolejny krok. Topór opadł rozcinając jakiegoś wielkoluda, pewno pracownika dokowego, od obojczyka aż po miednice. Zęby piły tryskały krwią i kawałkami mięsa gdy wyszarpnął je z upadającego ciała, by zdzielić na odlew młodego chłopaka. Uderzenie było niedbałe, ale chłopak nie miał się gdzie cofnąć w tłumie. Wirujące ostrza wgryzły się w jego twarz, chrupnęła kość czaszki, skóra wkręciła się w ruchome części i z trzaskiem odeszła od kości. Chłopak wrzasnął upuścił karabin i uniósł ręce do twarzy, akurat w momencie, gdy Amon robiąc krok dalej, cofnął ostrze. unoszące się dłonie wpadły w ryczące z głodu zęby potwornej broni. Amon nie zaszczycił chłopaka dalszą uwagą. Rozpostarł ramiona i przejechał pazurami przez kolejne ciała stojące w pobliżu. Chlusnęła krew, na podłogę opadły z obrzydliwym plaskiem wnętrzności. Amon parł dalej. Nadepnął na głowę, którą przed kilkunastoma metrami zdjął z ramion jakiegoś herosa, który przywalił Amonowi z miotacza ognia, nie bacząc na stojących w ścisku i napierających na heretyka własnych towarzyszy. Głowa herosa musiała polecieć aż tutaj. Z przyjemnością Amon zmiażdżył ją pod swymi opancerzonymi butami na krwawą miazgę.

Ze wszystkich stron napierali buntownicy, jedynie za pół-demonem było nieco luźniej, za to podłoga kleiła się od krwi, i innych mniej przyjemnych rzeczy... Mimo swej liczebności, ludzie nie byli w stanie zatrzymać krwawego rzeźnika. Samym swym ciężarem i impetem roztrącał ich na boki. Jego ludzie, przynajmniej ci, którzy zdążyli zająć swoje pozycje, zalewali leżących buntowników ciężkim ostrzałem. Lecz głównie koncentrowali się na pozycjach ciężkiej broni wroga.

Amon również skierował się teraz na ośrodki oporu buntowników. Pierwsza akcja służyła, podobnie jak szarża Sentinela, by wykupić szarańczy czas, by ta mogła zająć dogodne pozycje wewnątrz generatorium. Amon rzucił okiem na licznik strat... tak, było ich sporo... szarańcza się wykrwawiała... ale osiągnęli swój cel.

Amon przebił się przez tłum fanatyków. Ludzie atakowali go, strzelali z bliska, uderzali bronią białą, a gdy tej zabrakło, drapali bezsilnie jego pancerz i nawet gryźli. Wszystko na nic. Ich broń była prawie bez konsekwencji.

Jedna młoda dziewczyna przez kilkadziesiąt metrów siedziała Amonowi na ramionach, okładając ciężkim kluczem jego czerep.

Amon nie miał ochoty jej strącić, były lepsze cele dookoła.

Uderzenia dziewczyny stawały się wolniejsze z każdym krokiem krwawego rzeźnika. Z jej nóg ciekła gorąca krew, spływając powoli po pół-demonie. Kolce i zadziory pancerza wgryzły się głęboko w jej odkryte młode ciało. Szarpały jej mięso z każdym krokiem Amona, wbijając się głębiej i głębiej, rozcinając ciało aż do kości. Dziewczyna oszołomiona wsłuchiwała się w odgłos metalowych ostrzy drapiących kości... jej kości...

Mimo potwornego bólu, nie poddawała się. Tłukła trzymanym w zbielałych palcach kawałkiem stali w przypominający demoniczną czaszkę hełm. Nie osiągnęła nic. Absolutnie nic.

Wreszcie ciężki klucz wypadł jej z rąk. Nie słyszała jak upada, mignął jej ostatni raz na chwilę, by zniknąć w kłębowisku ciał poniżej, rozerwanych i rozszarpanych. Było tyle krwi...

Wydawało się jej, że wpatruje się w taflę z lśniącej szkarłatem rzeki, w której nurcie unoszą się szczątki potwornie okaleczonych ciał.

Mimo to i tak nie dała za wygraną. Przytuliła się od tyłu do głowy Amona. Westchnęła lekko gdy grzebień kościstych wypustek rozciął jej brzuch i piersi. Zagryzła zęby i przycisnęła się jeszcze mocniej, wbijając ostrza głębiej w podbrzusze. Sięgnęła wątłymi, drżącymi ramionami do przodu. Drapała kościstą powierzchnię paznokciami, wreszcie, płacąc straszliwą cenę bólu i krwi, dosięgła oczodołów rzeźnika.

Amon dostrzegł okaleczone delikatne palce z pozdzieranymi paznokciami. To było tak surrealistyczne. Te dłonie, wypielęgnowane i smukłe, musiały należeć do niezwykle pięknej i delikatnej osoby. A teraz, z furią i determinacją drapały szkiełka jego wizjera. Dziewczyna ostatnią swą siłę włożyła w ten desperacki gest. Drapała jak oszalała, w nadziei, że wgryzie się głębiej, przez pancerne szkło i oślepi demona. W pewnym sensie osiągnęła swego. Pole widzenia Amona zmniejszyło się drastycznie. Nie przeszkadzało mu to jednak w zarzynaniu jej towarzyszy. Było ich za wiele, za blisko. Nie mógł się ruszyć, by nie naprzeć na jednego z nich. Nie mógł machnąć pazurami, by nie wybebeszyć kilkoro.

Mimo to, sięgnął ramieniem w górę. Jednak ponownie , nie zerwał dziewczyny. przejechał jedynie pazurami przez własną twarz. Pazury zaskrobały po hełmie. A kawałki dłoni dziewczyny upadły w dół, by dołączyć się do zmiażdżonych i rozszarpanych szczątków jej towarzyszy. Młoda dziewczyna zawyła z frustracji. Uniosła kikuty do twarzy, jej długie blond włosy jeszcze do niedawna czyste i pachnące, teraz zostały zbryzgane tryskającą z ran krwią. Blondynka zawyła ponownie. Nie mogła się ruszyć, była przyszpilona do karku i ramion Amona. Objęła zatem ponownie hełm i wtuliła swą śliczną główkę w demoniczny czerep. Zaczęła się modlić. Tylko tyle jej pozostało. Tylko tyle i aż tyle.

Amon biegł dalej. Przebiegł przez grupkę robotników, rozbijając ich na wszystkie strony. Potem trafił na kilkoro gwardzistów. Ryknął na nich. Parszywi zdrajcy. Ciął nisko. Jego pazury rozcięły tętnice udową pierwszego, drugiemu ostre niczym brzytwy pazury odcięły nogi tuż nad kolanami, trzeciego chlasnął przez podbrzusze, wylewając mu wnętrzności na kolana. Wszystko jednym machnięciem. Druga łapa i trzecia z toporem również w tym samym czasie powaliły kilkoro wrogów. Gdy Amon biegł dalej, gwardziści wołali za nim by wrócił i stawił im czoło. Nie mogli go gonić. Amon zostawił ich, by powoli się wykrwawili. Z irytacją wyrwał z własnego ciała nadal pracujący piło miecz. Nie czuł bólu, adrenalina i inne chemikalia buzowały w jego ciele. Piło miecz upadł z głuchym brzękiem na posadzkę. Amon zacisnął dłoń na długim zaostrzonym pręcie wystającym z jego pleców. Komuś udało się wbić ten kawałek żelastwa w jego plecy. Rany zasklepiały się prawie natychmiastowo. Krew, gorąca, słodka krew. Ona znaczyła życie. A on przelał jej tyle, że mogło starczyć na setkę żywotów.

Amon dotarł już do centrum wrogiego szyku. Wszędzie dookoła błyskały wystrzały, rozkwitały pióropusze plazmowych eksplozji, wybuchy granatów wmiatały odłamkami szatkując fanatyków. Część z nich się wycofała w głąb generatorium, Z tych co zostały w podświetlonej przez race centralnej części ustał się jedynie trzon samego centrum.

Gdzieś na brzegach wrogiej armii biegł sentinel. O dziwo ostał się, nie padłszy łupem ciężkiej las kanony. A gdy ta została zlikwidowana jako priorytetowy cel, niewiele broni fanatyków było w stanie przebić się przez pole siłowe bądź pancerz sentinela.

Amon zostawił dowodzenie oddziałami swym oficerom, nie zaniedbując oczywiście przeglądania na bieżąco raportów i wydawaniu od czasu do czasu rozkazów. Jego oficerowie przejęli jednak największy ciężar kierowania ludźmi, by on mógł się skupić na ogólnym obrazie walki i na rzezi, jaką serwował fanatykom. To oni kierowali sentinela tam, gdzie jego pancerz i mobilność oraz siła ognia były najbardziej potrzebne. On zaś parł na przód, krocząc w ludzkich szczątkach niczym anioł śmierci. Jego cel był już niedaleko. Złotooki zdrajca. Amon podesłał jego zdjęcie ich okrętowemu heretekowi z prośbą o identyfikację. Choć w rzeczywistości, nie grało to wielkiej roli.

Przed Amonem, w obronie swego wodza stanęła ogromna postać. Hektor, były gladiator. Gdzieś głęboko w podbrzuszu ostatniej nadziei ludzkości, odbywały się dość regularnie walki gladiatorów. Hektor był ich czempionem. Goły od pasa w górę, jego skóra lśniła od olejków. Potężne mięśnie grały pod skórą. Z oczu biła mordercza furia. W każdej, wielkiej niczym bochen chleba łapie, Hektor trzymał bojowy topór.

Amon nie zatrzymał się. Wbiegł z pełnym impetem na Hektora. Ogromne ostrza świsnęły, posypały się iskry, gdy topory uderzyły o pancerz. Piło topór Amona również uderzył, wgryzając się głęboko w odsłoniętą klatkę piersiową Hektora. Trysnęła krew, chrupnęły kości. Amon wcisnął pazury w głąb rany. Szpony zacisnęły się na żebrach. Mięśnie Amona napięły się niczym postronki. Hektor wybałuszył oczy, z jego ust chlusnęła krew. Chrupnęły kości, rozciągane z niewyobrażalną siłą na zewnątrz. Trzasnęła skóra niczym rwane płótno, lepko mlasnęło rozrywane mięso. Z ostatnim trzaskiem kości Hektor został rozerwany na sztuki. Konkretniej na dwie... sztuki... Amon cisnął oba ochłapy za siebie, w tłumek zbliżających się fanatyków.

Teraz nic nie dzieliło go od złotookiego.

- Zdradź mi swe imię dziewczyno. - Amon odezwał się do tulącej się do niego blondyny. Dziewczyna miała zamknięte oczy. Jej usta były już sine, a skóra wręcz kredowo biała. Ogień życia tlił się w niej... ledwo... ostatnimi siłami. Usta nadal układały się w słowa modlitwy, jednak nie wydobywał się z nich żaden odgłos. Na słowa Amona dziewczyna zamarła, przerwała modlitwę.. Spróbowała coś powiedzieć, lecz z jej gardła wyrwało się jedynie ciche westchnienie. - Jak brzmi twe imię dziewczyno? Chcę upamiętnić twą wytrwałość. - rzekł nie cierpiącym sprzeciwu władczym głosem. - A... Aleee.... Aleeexx.... - jej głos brzmiał niczym podmuch wiatru na cmentarzu.

- Żegnaj Alex. - rzekł Amon sięgając po nią. Szarpnął za ciało, wyrywając je z swego grzbietu. Krwawe nitki przez chwilę łączyły jego kolce z dziurami w jej ciele, potem była już wolna. Amon trzymał ją w ręku niczym małego szczeniaka. Potem cisnął bezwładne ciało pod nogi złotookiego.

- Powiedz mi psie, czy twój bóg ścierwo, jest wart jej poświęcenia, jej ofiary? Po tamtej stronie demony będą rwały jej duszę męcząc tą młodą kobietę po wsze czasy. A imperator nie uczyni nic, by jej pomóc. Nic. Użył jej, użył ciebie i kiedyś użył i nas. Porzucił mnie, moich braci, zdradził. On ma za nic ciebie i wasz mały bunt. On nie zapamięta jej imienia. Nie interesuje go to. Ja przeciwnie. Nigdy jej nie zapomnę. Jej imię brzmiało Alex. Była młoda, miała marzenia. Mogła je osiągnąć, gdyby nie wasz głupi bunt. - warknął wściekły szykując się do walki.

Złotooki spojrzał na Amona i wtedy czas zdał się zwolnić. Zwłoki szarańczy (Mikaela Strussa, jeśli Amon dobrze kojarzył) bardzo długo leciały na ziemię. W tym jednym człowieku było coś niezwykłego. Bardzo wyjątkowego. Ogolona głowa była świeżo skaryfikowana w symbolice imperialnej. Świetliste spojrzenie paliło skórę Amona nawet pomimo pancerza (choć nie było to nic czego nie potrafił zignorować). Był wielki i potężny. Nie wzrostu astartes, ale zdecydowanie należał do wyżyn ludzkości. W ręki dzierżył potrójny korbacz, do którego na naprędce ktoś domontował systemy energetyczne, zasilane grubymi kablami sięgającymi do plecaka który miał na sobie, a jakby tego było mało płonął blado-złotym ogniem. Nawet z tej odległości Amon czuł moc tej broni i czuł jak Khaaz drżał, ale pierwszy raz od początku bitwy nie z podniecenia, a lęku. Drac czuł… że ta broń jest w stanie zgładzić demona. Nie tylko go odegnać z powrotem do Spaczni. Autentycznie wymazać z egzystencji.

- Nie mam dla ciebie żadnej odpowiedzi.

Odpowiedział krótko i wystrzelił z hellpistola krótką serię pozbawiając życia kolejne szarańcze, a ratując buntownika. Jego spojrzenie wróciło do Amona, który nagle zadał sobie pytanie czemu nie zaszarżował w tym momencie i nie rozszarpał go na strzępy. Nie potrafił znaleźć odpowiedzi.

- Choć może… - zastanowił się chwilę- STOP! - ryknął potężnie uderzając drzewcem cepa w ziemię i walka nagle zamarła, albo jakby zwolniła… do tego stopnia, że wszyscy teraz słyszeli.

- Jesteś kapryśnym dzieckiem które zbuntowało się przed dyscypliną i uciekło w mrok, ale jesteś zbyt głupi by pojąć, że plugawe potęgi więżą się ciaśniej niż jesteś w stanie sobie wyobrazić! Każdy dar który od nich dostajesz to kolejne kajdany które zakładają na ciebie! Demon którego nosisz w sobie daje ci moc, ale odbiera resztki wolności i wciąż marzysz o ostatecznym wywyższeniu! Że kaprys demonów którym służysz sprawi, że po śmierci odrodzisz się by stać się jednym z nich, ale to będzie moment gdy zatracisz się całego i już nawet nie będziesz w stanie zaistnieć w materium bez ich pozwolenia! - Z każdym krokiem z którym złotooki się zbliżał Amon czuł jak Khaaz coraz bardziej drżał. Jego strach zalewał go i coraz trudniej było mu odróżniać czy to jedynie odczucia czy jego własny.

- Dzieckiem? - Amon aż sapnął z niedowierzania. Pokiwał smutno głową. - Nic nie rozumiesz maluczki człowieku. Pozwól, że cię oświecę. - Amon nigdy nie był człowiekiem wielkich słów, najlepiej dawało się świadectwo czynami, nie gadaniem. Złotooki zaś wyraźnie gadał od rzeczy. Amon zerwał się do szarży gdy nagle się zatrzymał… kolana mu zadrżały i nogi odmówiły posłuszeństwa…

Amon warknął. Całkowicie nie docenił efektu jaki złotooki miał na Khaaz 'a.

- Nie ma zbawienia człowieku. - zawołał do złotookiego by kupić im trochę czasu. - Imperator nas okłamał. Istnieje tylko piekło immaterium. Możesz być ofiarą lub panem. Tego wyboru imperator chciał nas pozbawić. Jak myślisz, co stanie się z tobą po śmierci? On was nie przytuli do swej piersi, nie zabierze do raju. Nie ma raju. Padniesz ofiarą jednego z mrocznych bogów. Chyba, że zasłużysz sobie, że wywalczysz sobie prawo, by decydować samemu o sobie. On ciebie używa, okłamuje. A potem, gdy przestaniesz być przydatny, gdy spełnisz swoje zadanie, porzuci cię. Zawsze tak robił. Tak postąpił z Thunder Warriors. Czy rzeczywiście myślisz, że wszyscy umarli chwalebnie pod górą Ararat w królestwie Urartu? Kłamstwo. On ich zabił. Gdy wygrali dla niego bitwę, pozbył się ich. Tak wygląda prawda, tak wygląda twój bóg. Tak samo postąpił z nami, z ósmym legionem. Stworzył, byśmy byli jego ultymatywną bronią strachu, a potem, wytknął nam jako grzech to, do czego nas samemu stworzył i powołał. Zdradził nas. Chciał się pozbyć, jak niepotrzebnego już narzędzia. Widział to mój ojciec, widział to Horus i widział to Lorgar. Primarchowie i astartes podbili dla niego galaktykę. A co on zrobił? Ustanowił rządy biurokratów. zastąpił zasłużonych bohaterów księgowymi i urzędnikami. Dlatego Horus się zbuntował. Nie chciał być jak przed nim Arik Taranis, jedynie wpisem w książce historycznej. Nie po to krwawiliśmy i umieraliśmy by potem zostać odepchnięci i unicestwieni. Imperator zdradził nas. A was ludzi chciał pozbawić waszego dziedzictwa. Imperialna prawda, ha. Dyrdy małe nic więcej. Ale Lorgar poznał prawdę. On dowiedział się, jakie przeznaczenie oczekuje ludzi. Jaka wspaniała nagroda została nam obiecana. Lecz Imperator chciał innej przyszłości dla ludzkości. Chciał samemu stać się bogiem, a ludzkość złożyć na ołtarzu swej transcendencji. To my walczyliśmy dla was ludzi z nim i oślepionymi jego słowami naszymi braćmi. Złożyliśmy największą ofiarę z możliwych by was ocalić. Niewdzięczny psie. Ale ty wolisz upaść na kolana i całować jego stopy. Użyje cię, a twą wyssaną skorupę rzuci demonom na pożarcie. Taka nagroda czeka na ciebie za twą lojalność i służbę. Wieczne męki i nic ponad to.

Równocześnie Amon zwrócił się myślami do Khaaz 'a. ~ Nie poznaję cię Khaaz! Weź się w garść, to tylko maluczki człowiek, możemy go zgasić! Jego krew dla boga krwi, jego czaszka dla tronu czaszek. Spójrz dookoła! Nawet śmiertelnicy walczą? Czy rzeczywiście chcesz, by Khorne zapamiętał cię jako tego który podkulił ogon i zaskomlał z przerażenia niczym zbita suka? Nikt nie żyje wiecznie Khaaz! Jeśli nawet mamy zginąć, to zginiemy przemoczeni wrażą krwią i z bitewnym okrzykiem na ustach, a nie zmoczeni własnymi szczynami i drżący ze strachu! Jesteś pieprzonym ogarem Khorne, to ty ścigasz tchórzy. To ty rozdzierasz przerażonych słabeuszy na sztuki! Jeden malutki człowieczek nie stanie nam na drodze. Nie stanie na mej drodze. Rozerwę go, z twoją pomocą czy bez niej, rozerwę jego gardło, będę pławił się w jego ciepłej krwi! Jak nie masz jaj psie, zejdź mi z drogi. Ja Amon Drac będę walczył! Z nim, z tobą, z wszystkimi jeśli będzie trzeba! Nikt nie pozbawi mnie mojej ofiary. Walcz albo giń Khaaz! Nie ma u boku Khorne miejsca dla tchórzy! Walcz Khaaz! Albo giń! - Amon Drac włożył w to całą swą wolę. Jeśli nie uda mu się wstrząsnąć demonem, wyrwać go z złotego blasku, wtedy zamierzał naprzeć samemu, spychając demona głęboko na dno swej mrocznej duszy. Amon czuł smak krwi i zapach ofiary w nozdrzach. Pragnął zabić i nic nie mogło go powstrzymać.

- Plugawa mowa, młokosa co myśli, że za czubek nosa widzi to cały świat widział! Chodź tu bachorze, czas by ktoś dał ci klapsa!



I w tym momencie walka jakby wróciła na własne tory. Surrealistyczne wyciszenie przeminęło i powróciła rzeź.

Amon poruszył potężnymi ramionami, rozruszał plecy. Czuł, że to będzie dobra walka.

Niczym wściekły wilk zaczął krążyć dookoła złotookiego. Ten zaś stał spokojnie, czekając na atak. Obracał się jedynie wraz z Amonem, by mieć go zawsze w polu widzenia.

Jakby od niechcenia, nie spuszczając złotookiego z oczu, Amon wypatroszył kilkoro fanatyków, którzy postanowili wesprzeć swego przywódcę.

Nagle Amon zszedł z okręgu, nabrał prędkości, jakby wystrzelony z katapulty głaz runą na swego przeciwnika.

Świat zwolnił, każda sekunda rozciągnęła się, jakby walczący byli pod wodą.

Amon machnął pazurami ukośnie, od prawej do lewej przez klatkę piersiową złotookiego. Ten cofnął się, żeby uniknąć trafienia.

Dokładnie jak Amon przewidział. Piło topór spadł z góry. Już miał wgryźć się w odsłonięty kark i barki przeciwnika, gdy nagle korbacz wystrzelił w górę na spotkanie wirujących ostrzy. Topór eksplodował w fontannie blado złotych iskier. Amon warknął wściekle, nie poświęcił jednak ani chwili, by przyjrzeć się dymiącemu kikutowi trzonka topora.

Amon zamachnął się znowu z prawej do lewej. Następny krok, Niski wypad, cięcie z lewej do prawej po podbrzuszu.

Złotooki wciąż robił uniki, poznawał swego przeciwnika. Uniki stały się bardziej płynne, wyprzedzające niemal ruchy Amona.

Najwyższy czas. Amon odwrócił kierunek i kolejność cięć. Chlasnął złotookiego przez brzuch. Ledwie, jedynie końcówkami pazurów. Mimo to, na brzuchu wykwitły cztery krwawe smugi.

Przeciwnik zamachnął się korbaczem, lecz Amon uniknął ataku. Ciął pazurami, jedna łapa nisko, druga wysoko.

Złotooki przeszedł znów do obrony, drzewce korbacza zasłoniło atak, pięść mężczyzny wystrzeliła do przodu i trzasnęła Amona w Hełm. Pancerz pękł, niczym pod uderzeniem młota pneumatycznego. Amon poczuł uderzenie na swej własnej szczęce, kość chrupnęła i wypadła ze stawów. Potworny ból eksplodował pod czaszką astartes.

Amon zrobił niezgrabny krok w tył. Złotooki przeszedł do ataku. Korbacz fruwał, atakując raz za razem. Cios, cios, cios. Iskry sypały się w rozbłysku złotego światła, raz po raz, za każdym razem, gdy atak natrafiał na zastawę Amona.

Walczący tańczyli po polu bitwy. Zawsze w ruchu, atakując i zastawiając się za razem. A przy okazji, jakby od niechcenia, zabijali przybocznych swego przeciwnika. Złotooki płynnym ruchem zmienił tor wirowania korbacza, by sięgnąć za siebie, do skradającego się za nim wojownika szarańczy. Amon uderzając złotookiego dwoma łapami, wbił trzonek zniszczonego topora w miękkie podbrzusze jakiegoś fanatyka, okręcił i równie płynnie wyszarpnął, wyciągając krwawe warkocze flaków na zewnątrz.

Złotooki zamachnął się znad głowy. Amon uchylił się, lecz za późno uświadomił sobie, iż przeciwnik się tego spodziewał, wyprzedzając jego ruch. Korbacz spadł na jego udo, roztrzaskując pancerz i wyrywając spory kawał mięsa. Biały płomień eksplodował, wyrywając wściekły ryk z gardła demona. Lecz Amon nie pozwolił, by ból, albo panika demona go pokonały, naparł. Jego pazury zacisnęły się na lewym barku mężczyzny. Popłynęła szkarłatna krew, chrupnęły kości. Złotooki uderzył od dołu, drzewce trzasnęło Amona w głowę, dając czas człowiekowi na odskok, tuż nim pazury drugiej łapy dosięgły jego gardła.

Amon przez chwilę znów przeją inicjatywę, atakował raz za razem. Uderzenie, uderzenie, uderzenie. Precyzja skalpela i siła młota kowalskiego. Khaaz potrzebował chwil kilka, nim się otrząsnął i dołączył do walki.

Lecz złotooki nie pozostał długo biernym, jego uniki i blokady zamieniły się w natarcie. Uderzał raz za razem, płynnymi ruchami prowadząc korbacz. Wydawało mu się zupełnie nie przeszkadzać, że musi obecnie używać jedynie jednej ręki. Ciosy zaczęły spadać na Amona z przerażającą szybkością. Mimo, iż miał trzy kończyny, ledwo udawało mu się parować ataki. Złotooki lśnił cały blado złotą poświatą. Korbacz znów sięgnął celu. Tym razem miażdżąc kilka żeber. Amon ryknął wściekle, zaatakował, lecz nie był w stanie przebić się. Kolejny cios sięgnął jego łokieć. Ból przeszył całą kończynę. Potem trzasnął bark, złamane kości przebiły pancerz od wewnątrz.

Amon wydał z siebie potworny ryk. Wyskoczył do przodu taranując złotookiego z siłą rozpędzonej lokomotywy. Mężczyzna pofrunął na bok i trzasnął boleśnie o jakieś urządzenie. Coś eksplodowało, posypały się iskry. Złoto oki padł na ziemię ciężko łapiąc dech.

Amon wybebeszył trójkę fanatyków. Jednym zamaszystym ciosem rozciął gardło jednego, rozpłatał twarz drugiego, a trzeciemu odciął czubek głowy. Krew, potrzebował krwi do regeneracji.

Złoto oki wykorzystał chwilę. Gdy Amon podskoczył do niego, ten już wstał. Pazury napotkały na zasłonę.

Obaj walczyli wściekle, wymieniając się ciosami. Mniej uwagi wkładali w zasłony, biorąc ataki przeciwnika na klatę, tylko, by móc wyprowadzić własny atak, by zadać ranę. Zatopili się w chaosie uderzeń, który zmienił się w rytm, płynny, szybki.

Złotooki był szybki. Ale Amon napierał niczym szalony byk. Nie szukał już decydujących ciosów. Zadowalał się drobnymi cięciami. Złotooki krwawił z tuzina ran. Powoli zwalniał, jego ramiona płonęły żywym ogniem od blokowania potężnych cięć wyprowadzanych przez krwawego rzeźnika.

Złotooki począł się cofać. Amon spychał go w głąb generatorium. Ludzie przybywający na ratunek swemu dowódcy ginęli szybko, najczęściej z rąk szarańczy, a jeśli mieli szczęście się przedostać, Amon rozrywał ich na sztuki, ciskając ich truchła w złotookiego.

Mężczyzna wyraźnie kulał, oszczędzając swą lewą stronę. Amon dyszał ciężko, Jego ciało było zdruzgotane, w wielu miejscach ziały lśniące szkarłatem dziury, gdzie korbacz wyrwał kawałki mięsa z jego ciała. Amon wyraźnie był u kresu. Zabrakło fanatyków, których krwią mógłby się zregenerować. Dookoła szalały płomienie, oświetlając otaczający ich mrok. Gdzieś za nimi nadal toczyła się walka.

Amon zrobił krok do przodu. Korbacz śmignął w powietrzu. głośno Trzasnęło kolano. Amon runął do przodu. Zatrzymał się w przyklęku. Warknął i uniósł głowę do góry. Wyszczerzył kły niczym wściekły wilk. Złotooki wpatrywał się na niego z triumfem w oczach, jego złota aura biła heretyka po oczach. Złotooki uderzył. Amon poczuł jak potężna siła roztrzaskuje mu czerep. Mimo to buńczucznie uniósł głowę. Widział tylko na jedno oko. Splunął krwią. Kolejny cios sięgnął lewe ramię. Ale Amon nie pozostał dłużny, sięgnął udo mężczyzny, rozrywając je na strzępy..

Amon zagulgotał a z ust potoczyła mu się krwawa piana. Astartes śmiał się. Złotooki uniósł znów korbacz.

Amon podniósł się gwałtownie z kolan i wyskoczył na przeciw ciosowi, pochwycił złotookiego, zbijając go z nóg i przyciskając ręce do tułowia. Człowiek nie był w stanie uskoczyć, rozszarpane udo uczyniło to niemożliwym.

Złotooki walnął w odwecie głową w paszczę pół demona. Amon parsknął jedynie, obrócił złotookiego w powietrzu, jakby nic nie ważył i trzasnął nim o własne kolano.

Kręgosłup człowieka złamał się jak zapałka.

Przez chwilę heretyk i wybraniec patrzyli sobie w oczy. Oboje wiedzieli, że to koniec. Cep wypadł z bezwładnej dłoni złotookiego. Lecz w tym momencie człowiek zaczął się śmiać. Ustrojstwo na jego plecach, do którego był przyłączony korbacz zasyczało, posypały się iskry. Delikatne wibracje przeobraziły się w dzikie spazmy, targające urządzeniem. Buczenie stało się natarczywie złowrogie.

Amon ryknął wściekle. Zmusił swe okaleczone ciało ku górze. Powoli wielki rzeźnik wyprostował się na całą swą wysokość. Uniósł strzaskane ciało człowieka nad głowę. Ciężkim krokiem skierował się w stronę zrzutu śmieci. Cisnął ciało z całej siły. Mężczyzna pofrunął, przebił się przez blachę drzwi i runął w dół. Eksplozja wstrząsnęła pokładem , a z zsypu wykwitnął ognisty kwiat. Płomienie omyły Amona, lecz astartes pozostał nieugięty. Gdy płomienie wypaliły się, Amon nadal stał. Zazgrzytał zębami i skierował się z powrotem do głównej części generatorium, gdzie miał nadzieję wypatroszyć kilkoro buntowników.

Niestety, okazało się, że żaden nie pozostał przy życiu. Generatorium było jego. Technicy, zgodnie z uprzednio wydanymi rozkazami usuwali już ładunki. Było to prostsze dzięki lojalnym technikom, którzy śledzili ruch fanatyków i informowali ludzi Amona o miejscach, gdzie zostały założone ładunki.

- Generatorium odbite i zabezpieczone.- nadał Amon do rady.

Amon czekał na odpowiedź, ale nikt się nie zgłosił. Szybko dotarł do tego, iż sieć łączności padła. Przywołał zatem do siebie Anani i rozkazał przekazanie raportu drogą telepatyczną.

***

Nagle okrętem zarzuciło...

Fala uderzeniowa przeszła korytarzami zrywając ciała i ludzi miotając nimi wgłąb. Huk miał moc by przebijać bębenki, a nadchodząca za nim fala gorąca z pewnością pośle ludzi na dok medyczny z ciężkimi poparzeniami. Grom trwał. Reakcja łańcuchowa cały czas zachodziła choć już nie z mocą jak inicjująca eksplozja. To Generator Pola Gellara płonął. Już nic nie można było z tym zrobić.

Cóż... Amon wzruszył ramionami. Przyjdzie się o to martwić później. Mimo ponurego nastawienia, nie zamierzał się teraz tym przejmować.

Walki w generatorium praktycznie ustały. W głębi wyłapywani byli nadal fanatycy, którzy teraz w desperackim akcie detonowali wszystkie ładunki. Lecz nie miało to większego wpływu na losy statku.

Amon wziął udział w polowaniu, głównie po to by się zregenerować.

Wysłane do sąsiedniego enginarium zwiady wróciły informując o stanie tamtejszych oddziałów.

Po ostatecznym oczyszczeniu generatorium Amon przegrupował szarańczę, włączył świeże posiłki i zamierzał wyruszyć dalej.

[- Przygotujcie siły do kontrnatarcia w ciągu najbliższej połowy wachty-] odezwało się w głowie wybranych Radnych

[- Ja, Beshan, kapitan Tysiąca Synów, Pożeracz z Prospero, niniejszym KOŃCZĘ TEN BUNT -]

- Mój panie. - Anani zbliżyła się do Amona. Jej spojrzenie przeczyło jej słowom, było niemalże wyzywające, miała uniesiony podbródek a jej martwe białe oczy zdawały przewiercać ogromnego kornitę.

- Czego? - warknął Amon szorstko.

- Lord Beshan przesyła pozdrowienia. - rzekła kusząco słodkim głosem, a potem powtórzyła słowo w słowo przesłanie, choć w jej ustach brzmiały one niczym drwina.

Amon parsknął lekceważąco. Już chciał coś powiedzieć, gdy...

Coś rozbłysło na dziobie okrętu. Amon przeklną, gdy potężna fala psioniczna przewalała się przez okręt. Generatorium i enginarium znajdowały się w ogonie statku. Amon miał czas... Lecz nie miał gdzie umknąć. Mógł jedynie bezsilnie przyglądać się jak potężna fala pokonywała kolejne sektory zbliżając się do jego pozycji.

Gdy wszechogarniająca ściana płonącej mocy psionicznej zbliżyła się, Amon wyprostował się, rozwarł ramiona i ryknął w ostatnim akcie buntu przeciw nieuchronnej zgubie.

Miał uczucie jakby płomienie przepaliły go na wskroś. Kawałki pancerza odpadły od jego ciała, niesione niematerialnym podmuchem, tylko po to, by zamienić się w popiół w chwilę później. Demon w jego duszy wył potępieńczo, ogień palił jego niematerialne ciało do kości. Wreszcie wycie demona zamilkło. Płomienie przetoczyły się nad Amonem. Ten przez chwilę stał, jakby manifestując swą nieugiętą wolę. Jednak końcowo runął uderzając głucho o pokład okrętu.

- Nogi z dupy powyrywam! - parsknął Amon. - Pierdolony Beshan, co on tam kurde-jego-mać wysadził? - warknął Amon bardzo, ale to bardzo niezadowolony.

[/size]
 

Ostatnio edytowane przez Ehran : 27-03-2018 o 21:19.
Ehran jest offline