Alice nie pieprzyła się ze szczegółami, to trzeba było jej przyznać. Nie wiedział też, czy powinien pogratulować jej brawury czy głupoty. Bez ociągania wkroczyła na próg domostwa, nie upewniając się nawet co ją czeka w środku. On sam nie miał okazji się tego przekonać. W oknach nie widać było ruchu poza firanką, a ta mogła reagować zarówno na człowieka jak i na podmuch powietrza.
Początkowo bił się z myślami. Chciał nawet ruszyć przez garaż. Boksujące się wewnątrz konie stanowiły by dla niego idealną osłonę i mogliby zaatakować z trzech stron, o ile Emmie udało się zbliżyć przed całą tą grandą. Zrezygnował jednak z tego pomysłu. Nie był komandosem a ochroniarzem. Postanowił asekurować blondynę z tego miejsca, ewentualnie zbliżyć się do okien i ostrzelać wnętrze gdyby napotkali opór. Do tego zaś potrzebował czegoś celniejszego. Wyciągnął więc swojego zasłużonego Colta i wycelował w okna.
__________________ you will never walk alone |