- Dość! - warknięcie które wydarło się ze śmiertelnego gardła bynajmniej nie było ludzkie
- Zamiast rzucać się na fantasmagorie, spójrz na prawdziwą pułapkę. - zatoczył ręką szeroki łuk, od tytanicznego wulkanu po fałszywe słońce
- Dostrój się do świata, poczuj gdzie jest twoje miejsce, a nie daj się wepchnąć w rolę. Trochę kontroli nad tym co ci sugerują - prychnął, patrząc na zakrwawiony miecz. Umysły Pierworodnych z natury poznawały rzeczy takimi jakie były i nie poddawały się zewnętrznym wpływom - ale wciąż można było je oszukać. I właśnie takie oszustwo Celine tutaj podejrzewał. Tak jak w oknie z widokiem na atrium na samym początku, tyle że teraz obejmujące znacznie większy fragment otaczającej go przestrzeni
- A ty... odpowiesz mi na pytania - zwrócił się do stworzenia po drugiej stronie Zasłony. Mechanoid przez chwilę patrzał na Latynosa nie wydając z siebie najmniejszego dźwięku. Pająkopodobny byt nie posiadał twarzy, z której dałoby się wyczytać emocje, jednak rytm w jakim rozszerzały się i zwężały soczewki na jego poligonalnym łbie sugerował... otępienie? A może zdumienie? Monotonny zgrzyt mechanicznych części wskazywał na to pierwsze. Czy w przypadku tego dziwadła dało się w ogóle rozprawiać o jakiejkolwiek formie aktywnej świadomości? A może zwyczajnie zakres wbudowanych weń algorytmów nie obejmował komunikowania się z istotami z drugiej strony zasłony?
[Int+Emp, Sukces]
Garść sekund wystarczyła upadłemu, żeby zyskać pewność co do drugiego przypuszczenia. Wiedział, że spogląda na zlepek bezmyślnych, zaprogramowanych odgórnie czynności, skonsolidowanych w duchową formę. Przez zwoje mózgowe prześlizgnął mu się termin “robotyka”, ale nie miał teraz wystarczająco czasu, aby zgłębić jego znaczenie. Aktywna komunikacja z tym czymś była równie możliwa, co próby nawiązania pozytywnych relacji dyplomatycznych z kuchenną zastawą - osiągalne dla co bardziej zdeterminowanych Annunaki z nadmiarem fachowego zacięcia, ale nie dla Celine, nie na tę chwilę. Latynosa naszła jednak pewna refleksja - mechaniczny arachnid na swój sposób przypominał bezduszne imitacje człowieczej formy, które zaczęły objawiać się jemu i innym Halaku jeszcze przed końcem wojny przeciw Wszechmogącemu. Te powykręcane skupiska silnych, niejednokrotnie bolesnych emocji, również nie posiadały własnej świadomości. Utkwiwszy - zarówno w Krainach Cienia, jak i w narzuconych schematach - powtarzały tylko określone czynności zaczerpnięte z życia śmiertelnej powłoki.
Ale była to kolejna rzecz, której nie było w Wielkim Zamyśle - a przynajmniej w tej jego części którą ogarniał umysłem. Kolejny chwast w Edenie. Wszystko to, co widział za Zasłoną było jak patrzenie through a glass darkly, tyle że tutaj najwyraźniej fikcja utrwaliła się jako nowa warstwa rzeczywistości. Skoro świat mógł sam nabrać nowych głębi, poza światem dla żywych i bezpieczną przystanią dla zmarłych, to czy było coś co było nietykalne?
[Int+Awareness, Sukces] A skoro już mowa o królestwie umarłych, to rastrowy pejzaż w niczym go nie przypominał. Choć przez nasączone Otchłanią palce przesypały mu się tysiące lat, Celine wiedział, że zmiany w stworzonym przez Jedynego świecie nie mogły zajść aż tak daleko. Działająca w okolicy moc, ta nadal rezonująca od stalowego kolosa w oddali, musiała jakoś wypaczyć umiejętności anioła, zmienić sposób ich dostrojenia do rzeczywistości…
- Er, dostroić się do świata, jasne - dziadyga przypomniał sojusznikowi o swoim istnieniu. Miecznik starał się zamaskować swój brak zrozumienia dla tyrady Benona, ale ogłupienie było praktycznie wymalowane na jego twarzy. Fluorescencyjną farbą.
- Nie wiedziałem, że kręcą cię klimaty New Age. Ja nie osądzam, broń bo... (!) - coś świsnęło dwójce uciekinierów nad głowami i zagłębiło się w piasku. Anioł uniósł wzrok, napotykając sylwetkę jednego ze strażników, który mierzył w ich stronę z najbliższej wieży.
- No, chłopcze. Teraz to już nie mamy wyjścia. Naprzód, ku zwycięstwu! Ani kroku w tył i niech diabli porwą ostatniego! - krzyknął starzec, najwyraźniej nieświadomy ironii swoich słów. Wystrzelił jak z katapulty, pędząc poprzez grad kul. Jego cel - schody prowadzące na szczyt strażnicy, a tym samym do zbitki potencjalnych ofiar - Benon odgadnął z łatwością.
I widział wyjście. Zawsze było inne wyjście. Niekoniecznie łatwe, niekoniecznie nawet lepsze - ale zawsze istniało inne wyjście. Ich rebelia też wydawała się niemożliwa - a jednak to zrobili.
On także ruszył pędem w kierunku wieży - ale bynajmniej nie między gradem kul. Prześlizgnął się między światami, by tylko wyłonić się za plecami strzelca i zamknąć sprawę karcącym ciosem w potylicę.
Zagrożenie - bo kule były śmiertelnym zagrożeniem dla jego cielesnej powłoki - było jednym z powodów. Drugim było sprawdzenie jakie - dopóki nie była to sprawa życia i śmierci, dopóki mógł się wycofać - są perspektywy po drugiej stronie Zasłony.