Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2018, 18:54   #154
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Podróż powrotna z “tajnego” spotkania, wymagała niestety ponownego przewiązania oczu ciemnymi opaskami, oraz zamknięcia w ciasnej i dusznej budce gondoli. Na szczęście wszelkie niedogodności dało się to przetrzymać, będąc w ramionach Jarvisa i mając świadomość otoczenia, poprzez jego więź z chowańcem czającym się na brzegu. Bardka mogła więc “odetchnąć” i gdy w końcu dotarli na miejsce, obejmowana przez maga dziewczyna, stanęła w progu bezpiecznego pokoju.
Ich pokoju.
Radość z przybycia w znajome kąty niestety nie trwała długo, a przynajmniej nie dla Chaai. Znudzony Nveryioth zakomunikował Jeźdźczyni swoją obecność w pomieszczeniu obok, krótkim i jakże pretensjonalnym
~ No gdzież was wywiało do cholery!? ~ po czym zabrał się za przeszukiwanie damskiego umysłu w poszukiwaniu odpowiedzi. Tawaif z cichym jękiem, a może to był jęk sprężyn materaca, padła na łóżko, chowając twarz w poduszce.
Nie widziała sensu, by bronić dostępu do swoich, najświeższych wspomnień. Miedzianogłowy mógł sobie zastrzegać, prosić i błagać, ale ona swój rozum miała… oraz przyrzekła całkowitą szczerość zielonołuskiemu.
Wystarczył jej jeden, jedyny, drobny sekrecik wypaplania tajemnicy skrzydlatego samca, by zużywać całe pokłady witalne na maskowanie prawdy do końca swych dni… a przynajmniej do czasu pobytu w La Rasquelle.

- Musimy zaraz wyruszyć prawda? Godiva pewnie nie może się doczekać… - odezwała się leniwie tancerka podczas zaczerpywania powietrza, po czym zwinęła w kłębek, tuląc się do pieleszy jak spracowane, choć pewnikiem rozbestwione niczym dziadowski bicz, kocię.
- Godivę można przekonać do przeniesienia wyprawy na później, lub przekazać jej wiedzę i wysłać samą… - odparł czarownik, siadając na łóżku i głaszcząc orzechowe włosy ukochanej jakby była małą, niesforną dziewczynką.
- Nie, nie… spacer dobrze mi zrobi. Ten półplan to takie ładne miejsce… jestem ci też winna wyjaśnienia. - Dwie orzechowe tęczówki śledziły ruch męskiego ramienia, błyszcząc w zadowoleniu.
- Dobrze… przeniesiemy się na tamten plan i… wyślemy towarzyszącą nam parkę na randkę do podziemi. Tak jak planowałem - odparł przywoływacz łobuzersko i pochylił się, całując kącik ust leżącej Dholianki. - A z La Rasquelle da się uciec w wiele miejsc, poza znany nam świat.
- Ucieczka to ostateczność… - stwierdziła polubownie kobieta, korzystając z okazji i przyciągając kochanka do siebie, gdy się nad nią pochylił. Ucałowała go czule i nawet z pewnym oddaniem, kłócącym się z jej “umęczoną” pozą, ale... przerwało im pukanie do drzwi.

- Dobra, dobra… chodźta już bo się ściemni! - zawołał przez ścianę Neron, ponownie pukając. - Dawać, dawać bo święta idą!
- Mogę go powitać wypiętym, gołym zadkiem, będąc pochylony nad tobą. Z pewnością zniechęci go to do podróżowania - zaproponował Jarvis Kamali, znów muskając jej policzek pocałunkiem. Tymczasem do krzyków Nverego dołączył głos włóczniczki. - Mnie twój nagi tyłek nie wystraszy!
- Jeszcze trochę i się uodpornię! - burknął dumnie gad pod wejściem i tym razem... załomotał ponaglająco w oddrzwia.
- Chodźmy… ja jestem przygotowana, nie muszę nic zabierać - szepnęła z powoli rosnącym rozbawieniem kurtyzana. - Może znajdziemy tam zaciszną karczmę, a jak nie… to trudno, zaułek nam wystarczy - mruknęła “na pocieszenie, dwuznacznie skubiąc wargami odstający podbródek kompana.
- Albo kilka zaułków. Albo ukryjemy się tam, gdzie pokonaliśmy żywiołaka - przypomniał jej mężczyzna, wstając z łóżka. - Co sądzisz o tym całym Archiwiście? Zatrute jabłko jak podejrzewałaś?
- Za dużo kurzuuuu… - poskarżyła się marcząc nosek bardka. Usiadła na łóżku i przygładziła włosy, zastanawiając się nad pytaniem.
- Nie wiem… trzeba zobaczyć jak dalej rozwinie się sytuacja, ale nie powiem by wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Nic jednak nie poradzimy, zna naszą tajemnicę i kto wie jak jest potężny, przynajmniej tyle… że nie jest wampirem, bo współpracy z kimś takim to bym nie zniosła - wyjaśniła żartobliwie.
- Ja tu stoję i czekam! - warknął zielonołuski z korytarza, co by pewnikiem nikt o nim nie zapomniał.
- I ma gnoma na służbie. Gozreh przypadkiem się natknął na komnatę w której był stworek tej rasy - rzekł magik, zdradzając ten sekret z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Och… to mnie nie dziwi, uwielbia gnomy - odparła mu na to dziewczyna zastanawiając się jak owe stworki mógłby wyglądać. Wiedziała jedynie, że były niskie jak niziołki oraz umagicznione, troszkę jak wróżki.
Te z pustyni były czarne jak węgiel i uwielbiały budować dziwne konstrukcje z kół zębatych. Wszystkie katapulty antycznych królestw były spod rąk tych dziwnych istot i… podobno jedna taka machina potrafiła przesądzić losy wielotysięcznoosobowej bitwy.

- Czy Gozreh nie został zauważony? - zmartwiła się na chwilę, gdy naszła ją niepokojąca myśl. - Żeby się Miedzianogłowy nie zdenerwował, że go szpiegujemy…
- Jest dobry w ukrywaniu się i obserwowaniu. Tak go ukształtowałem - pocieszył ją czarownik. - Tak czy siak, miedziane smoki i gnomy to dość… wybuchowa kombinacja. Kto wie jakie ten stwór tworzy przedmioty dla Archiwisty.

~ Wybuchowe i kłopotliwe. Zwłaszcza, że pewnie ma dostęp do starożytnych zaklęć ~ wtrącił Starzec, chcąc zapewne popisać się swoją wiedzą.
Laboni prychnęła, z zamiarem pogardliwego zbycia wszelkiego zdania Pradawnego, ale z jej słodkich ustek wyszły tylko bańki śliny i jakieś “pierdzące” odgłosy. Rozzłościła się tym bardzo i wytarła zaplutą brodę w szatę trzymającej jej wnuczki.
“HAHAHA!!! Starcze widziałeś? Widziałeś?” krzyknęła gromko Deewani, bawiąc się wyśmienicie.
~ Jest urocza, kiedy nie może gadać ~ potwierdził antyczny smok z sadystycznym uśmiechem na pysku.

- Może tworzy… może nie. Nie ma co się tym przejmować. Tak czy siak… przynajmniej wiemy, że to nie bujda z Odłamkami Grzechu. To mi przypomniało… pamiętasz tę wizję z naszej ostatniej wyprawy? Rozmawiano wtedy o różdżce czegoś tam planarnego… ciekawe czy była jednym z takich odłamków o które się pokłócili. To by pasowało.
Tancerka będąc co i rusz tykana mentalnie przez swojego skrzydlatego, wstała z łóżka i podeszła wymownie do drzwi. Po drodze zgarnęła tylko torbę i powiesiła ją na ramieniu.
- Na razie to jednak nie nasz problem. Nie musimy składać tego artefaktu do kupy. - Uśmiechnął się Jarvis, ruszając w ślad za złotoskórą pięknością. Czas było ruszyć z drużyną na wyprawę.


Przejście przez portal wymagało powtórzenia całej procedury, którą przywoływacz wykonał w imieniu drużyny. Po drugiej stronie bramy, był znany Kamali widok półplanu z rzeką kończącą się wodospadem… z którego woda wpadała w pustkę. Tu i ówdzie, niczym wielkie, latające trzmiele unosiły się małe archony-lampiony, które natychmiast otoczyły czwórkę podróżników wraz kotem, by… po chwili buczenia, rozproszyć się znów po całej równinie. Skoro zorientowały się, że Jarvis i towarzysząca mu grupka, nie stanowi zagrożenia dla porządku tego miejsca, to zostawiły ich w spokoju.
- Mało… widowiskowy ten półplan - oceniła Godiva, rozglądając się. - To kiedy zaczniemy coś rozwalać?
- Nie przyszliśmy tu rozwalać, tylko się rozejrzeć i może coś znaleźć. - Mag nie dodał, że poziomy znajdujące się najbliżej powierzchni, zostały już oczyszczone przez innych awanturników i raczej nie było szansy, że drugi raz będą mieli szczęście przy poszukiwaniach.
- Myślicie, że można się tu bezpiecznie przemienić? - spytał z entuzjazmem Zielony, oglądając się ciekawsko dookoła, zupełnie tak jak bardka za pierwszym jej razem.
Najwyraźniej oboje dzielili pasję do szerokich, trawiastych stepów i strzelistych gór, choć każdy pod innym względem. Ponieważ Dholianka lubiła po takich chodzić, a smok… między i nad nimi latać.
- Lepiej nie… wystaczy, że… - Zaczęła Chaaya, lecz umilkła na chwilę skonsternowana i popatrzyła na niebieskołuską, jakby chciała odgadnąć, czy zdążyła już poznać wspomnienia swojego partnera.
~ Wystarczy, że co najmniej dwie, obce istoty w La Rasquelle wiedzą, że nie jesteś człowiekiem ~ dokończyła myśl przez telepatię, a białowłosy młodzik przewrócił teatralnie oczami, zasępił się i ruszył przed siebie.
Dziewczyna westchnęła i poszła w jego ślady, szukając wzrokiem latających duszków, które przeczesywały wysokie trawy.

Smoczyca rozglądała się dookoła, bawiąc się i popisując włócznią. Najwyraźniej, albo poznała już tajemnicę kryjącą się za spotkaniem z “Archiwistą”, albo niespecjalnie interesowało ją latanie pomiędzy górami. Zwiedzanie z lotu ptaka nowych miejsc pewnie ją nużyło, jeśli te miejsca nie były wystarczająco ekscytujące… lub lot nie był wyzwaniem.
- Idziemy od razu do miasta, czy chcecie się rozejrzeć? - zapytał mężczyzna w okularach, a to pytanie było skierowane głównie do obojga skrzydlatych.
- Rozejrzeć! - zawołali zgodnie Nvery i jego Jeźdźczyni, po czym oboje wybuchli śmiechem i doskakując do siebie, próbowali drugą ze stron złapać za łokieć, przy jednoczesnym uniknięciu ataku.
Tawaif może nie była tak szybka i zwinna jak gad, ale za to wygimnastykowana i nawykła do przedziwnych pozycji. Toteż zwycięsko złapała kompana za łokieć i cmoknęła zadowolona.
- No dobrze… czego sobie życzysz? - spytał poddańczo albinos, wielce niezadowolony z przegranej.
- Twojego skarbu, jeśli taki znajdziesz - odparła zuchwale kurtyzana.
- NO CHYBA NIE! - fuknął gniewnie młodzik, wyszarpnął rękę z dłoni kobiety i poczłapał przed siebie, burcząc jak gniewna chmurka.
- I tak mi odda… - stwierdziła dumnie Sundari, biorąc się pod boki i odprowadzając wzrokiem, chodzącą tyczkę.
- Tooo pilnuj ich… a ja załatwię kwaterunek w karczmie, tam na podzamczu - rzekł cicho Jarvis do Godivy i spytał się ukochanej. - Może tak być? Odpocznienie chwilę ode mnie.
- Och… och… no dobrze. - Ta wyraźnie się zmartwiła. - Tylko uważaj na psy… nie rozmawiaj z nimi dobrze? - poprosiła z przestrachem, ale jej oczka już uciekały za buszującym Nverym i bandą “świetlików”.
- Zakrywaj uszy! - poleciła tancerka i pokazując mu jak ma to zrobić, pobiegła w ślad za swoim smokiem.
- O co chodzi z tymi psami? - zadumała się wojowniczka, a magik dodał - rodzaj archonów. Chaaya uważa, że to wysłannicy śmierci. Dobrze więc, że nie ma tu psychompów.
- Psycho co? - zapytała ogłupiała Godiva, a jej towarzych machnął ręką.
- Nieważne. Pilnuj jej i baw się dobrze. Będę w mieście.
Pilnuj to było słowo klucz, tym bardziej, że bardka już podskakiwała i machała do świetlika nad sobą, mówiąc coś w niezrozumiałej dla Niebieskiej mowie. Z radosnej reakcji jaką wyczytała na jej twarzy, latający duszek musiał coś odpowiedzieć, co zrozumiała.

- Pokój z tobą zacna istotko! Czego tak szukasz wśród tych traw, może mogłabym ci pomóc? - zagaiła złotoskóra w języku niebian skrzydlatą kuleczkę w klatkozbroi.
- Służę Większemu Dobru… - zaczął dumnie migotliwy bojownik, a słowa “Większemu Dobru” powtórzyły pobliskie archony niczym echo. - I wypatruję wszelakich emanacji zła, prawdziwego zła… które znaleźć i zniszczyć. Lub powiadomić wyższe istoty na drabinie Większego Dobra. - Znów nastąpiło “echo”. - By te to uczyniły.
Włóczniczka jakoś nie była zafascynowana świecącymi kuleczkami, więc jedynie rozlgądała się, wypatrując zagrożenia. A jedyne co dostrzeła, to Nveryiotha, który kierując się wspomnieniami Dholianki, odnalazł napotkane ostatnim razem szczątki demona.
- A jak to zło rozpoznać? I czy tu w ogóle jest coś złego? Wychodzi coś spod ziemi, czy może przychodzi przez jakieś portale? - kontynuowała pogawędkę łaniooka. - I czym jest Większe Dobro? Czy to imię waszego zwierzchnika?
Tymczasem zielonołuski wyciągnął porzuconą czaszkę i założywszy ją sobie na głowę, biegał dookoła, podtrzymując ciężkie kości na barkach i dodatkowo swoimi dłońmi.
- Większe Dobro jest… - Powtórzone słowa przez jego kamratów, nie zmieniły faktu, że archon się jakby... zaciął.
- Pewnie za mało rozwinięty. Jarvis… mówił, że te na samym dole są trochę niezbyt bystre, że muszą przejść kilka poziomów ascendencji - skomentowała smoczyca, ale świetlik na szczęście się “odblokował”.
- ... jest tym co kryje się za Najwyższą Bramą, a którego blask oślepia swym majestatem.
- Ojej… - zmieszała się Chaaya, oglądając to na koleżankę, to na duszka, jakby w przestrachu, że ten mógłby się na nią obrazić za zadawanie trudnych pytań wyjawiających jego ułomność.
- To bardzo fascynujące! Dziękuję ci za odpowiedź i już ci nie przeszkadzam. Dzielnie pracuj dla Większego Dobra - odparła grzecznie, kończąc rozmowę dygnięciem. Nadal nie wiedziała skąd pochodzi i jak wygląda zło, którego szukał, ale nie chciała drążyć tematu, w razie gdyby mały stworek przegrzał się od wysiłku intelektualnego.

Tancerka ruszyła więc przed siebie, bacznie obserwując podłoże, w nadziei, że może sama się dowie, gdy jedno takie zło znajdzie. Nie odeszła zbyt daleko gdy usłyszała podniecone krzyki.
- Zło! Inwazja! - wrzeszczał jeden z archonów, przyciągając uwagę tego towarzyszącego tawaif i kilku pozostałych, a także samej Godivy.
- Wreszcie! - ryknęła zadowolona, podążając do alarmującej istotki.
- Gdzie? Gdzie? Chce zobaczyć! - Kurtyzana również porzuciła kępkę żółtych porostów i zaczęła truchtać pośpiesznie do krzyczącego aniołka, by w końcu stanąc oko w oko… ze ZŁEM.
Owe Zło okazało się małym… skrzydlatym stworkiem o dużych nietoperzowatych skrzydełkach i smoczodemonicznym pyszczku. Był niewiele większy od świecy, ale za to bardzo pyskaty, obrzucając duszki litanią wyzwisk i wulgaryzmów we wszystkich znanych mu językach. W tym i smoczym.
Dla niebieskoskrzydłej był rozczarowaniem. Był zbyt mały, by brać go za realne zagrożenie. Ale bojowe kulki, niczym stado świetlików otoczyło swego wroga pokrzykując: “Zagrożenie” i “Inwazja”. I atakujac promieniami światła ze wszystkich stron.

“Patrz Starcze! Biją się, biją!” zawołała podekscytowana Deewani, rada z takiej odmiany. Najwyraźniej nie wierzyła w żadne zło na tym półplanie i przyjemnie się “rozczarowała”.
Dziewczyna z pustyni oglądała z fascynacją zaistniałą sytuację, mocno dopingując drużynie “świetlików”, gdyż miała nadzieję, że jeśli stworki pokonają przybysza to na pewno spotka je za to wspaniała nagroda, czego im z całego serca życzyła.
~ Też mi walka. Ja… to walczyłem. Miażdżyłem całe armie, paliłem moim zionięciem. ~ Zaczął się przechwalać Pradawny, po czym dodał coś ciekawego. ~ Dolatują kolejne, więc zaraz zobaczycie coś interesującego.
“Dobra, dobra, nie przechwalaj się! HAHA! Jak na takiego małego to jest zdecydowaniej bardziej rozwinięty niż te robaczki. Znać tyle przekleństw? Fiu fiu! Ja też chce. Starcze znasz demoni? Naucz mnie przeklinać w demonim! HAHA! Ale byłoby fajnie!” Chłopczyca śmiała się wesoło i złowieszczo zarazem, kiedy to bardka zaczęła rozglądać się ciekawsko, by dostrzec to co “widział” czerwony smok.
~ Znam… aż za dobrze ten plugawy język. I te plugawe plemię. ~ Po latach niewoli, gad bardzo gardził czartami.

Tymczasem dziewięć światełek skupiło się razem i zaczęło błyskawicznie wirować wokół pustego centrum między nimi. W jednej chwili, duszki uformowały się w coś na kształt jednej istoty, a ich ataki się nie tylko zsynchronizowane… ale i potężniejsze.
Quasit uderzony jednym z promieni, pisnął z bólu i szybko zmienił się w stonogę, kryjąc wśród traw i pospiesznie przeciskając się przez szczelinę w ziemi prowadzącą w dół. Bo tak zapewne wylazł z lochów pod nimi, przez pęknięcie w suficie, dające możliwość ucieczki na powierzchnię. Po tym zwycięstwie archony rozdzieliły się, wesoło wiwatując i gratulując sobie pokonania zła, choć w tym wypadku jedynie je odpędziły. Widać to im wystarczało do szczęścia.
- Czyż to nie było fascynujące? - spytała pełna pasji tawaif, ściągając telepatycznie swojego kompana, który porykując jak dzika bestia, straszył pracujące istotki, ciągle “przebrany” za truposza.
- Chodźmy do miasta, muszę koniecznie opowiedzieć Jarvisowi o tym wydarzeniu! - Chaaya była wyraźnie w dobrym nastroju i nie przeszkadzała jej nawet omszała czacha, spoczywająca na barach dwumetrowego albinosa.

Godiva również była zadowolona z tego przedstawienia i opierając włócznię na swoim ramieniu ruszyła przodem. “Prowadziła” dwójkę awanturników do zatłoczonego miasta, które złotoskóra zdążyła już poznać. Przywoływacza wpierw poczuła w swych myślach, nim zobaczyła.
~ Znalazłem miłą karczmę. I udało się załatwić nam kąpiel w ciepłym mleku ~ rzekł telepatycznie.
Dziewczyna podbiegła do niego i złapała go za obie ręce, mocno czymś podekscytowana.
- Widziałyśmy bitwę! Demon wyszedł spod ziemi i duszki go pokonały! - mówiła bardzo szybko, nieco piskliwym głosem, mocno naznaczonym pustynnym akcentem. Jej orzechowe tęczówki skrzyły się jak diamenty w słońcu. - Wirowały w powietrzu i raziły go promieniami, wyglądały jak słoneczna trąba! To było wspaniałe, nigdy nie widziałam jak przybysze ze sobą walczą.
Nvery stał obok ciągle w “przebraniu” i bynajmniej nic sobie nie robił z dwuznacznych spojrzeń, którymi czasem ktoś go obdarzył. Za dobrze się bawił.
- To musiało być niezwykłe widowisko. - Uśmiechnął się czarownik i zwrócił się do pozostałej dwójki. - Jesteście głodni, czy wolicie już sami ruszyć do podziemi? Bo ja mam ochotę na smakołyki. -
Wzrok wędrujący po okrytych piersiach kurtyzany, mówił jej dobrze na konsumpcję jakich “smakołyków” ma największą ochotę.
- Ja nie chcę… - mruknął jaszczur, natomiast tancerka odpowiedziała - to dobrze się składa, powinieneś coś zjeść, bo nie podzieliłam się z tobą śniadaniem…
- Nie mam tylko pochodni… Godiva masz jakieś? - spytał zadumany, białowłosy młodzian.
- Tak. Mam. Jestem w pełni przygotowana. Mam liny, pochodnię, przewodnik: Jak przeżyć 100 dni w podziemiach, zestaw przetrwania - odparła entuzjastycznie Niebieska.
- Nie będziemy siedzieć 100 dni. - Westchnął ciężko Jarvis.
- No, ale jak znajdziemy jakichś wrogów, to musimy wytropić ich kryjówkę - argumentowała smoczyca.
- Ej, ale to musimy mieć racje żywnościowe i wodę, jest tu jakiś sklep? Ile ty masz tych pochodni? Jedna nam nie starczy na długo… - Drugi z gadów już zaczął kalkulować.
- No dobrze… to najpierw do jakiegoś składu? - spytała niemrawo Dholianka.
- Proponuję do tego co ostatnio. - Zamyślił się mag, zerkając na twarz ukochanej.
~ A ciebie porwę przy najbliższej okazji.
- Właściwie to nie musicie z nami iść… możemy iść sami… - Neron popatrzył wymownie na mężczyznę w cylindrze, odpowiednio intonując wyrazy, by ten nie miał żadnych wątpliwości o jakie “sami” chodzi.
Jego Jeźdźczyni zmieszała się nieco i nadęła policzki, przyglądając się z wyrzutem swojemu wierzchowcowi.
- O co chodzi? - zapytała włóczniczka, jako jedyna nie rozumiejąca owego “niuansu” w tonie głosu Nveryiotha. Zbyt zainteresowana mijającymi ich przechodniami, nie zwracała dotąd specjalnej uwagi na toczącą się obok niej rozmowę.
- O nic… - odparła Kamala, zamykając usta albinosowi. - Pójdziemy wszyscy ponieważ i tak mamy z Jarvisem sprawę do handlarza…
- Bleh… - skwitował młodzik, krzywiąc się teatralnie, choć nikt tego nie mógł zauważyć przez wielką czaszkę.
- Chodźmy więc - stwierdził przywoływacz, ruszając przodem, choć nie prowadził, bo przed nim szedł jego cienisty kocur pełniąc rolę “zwiadowcy”.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline