Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2018, 19:00   #30
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Adam powrócił szybko, zatrzymał konia przed kompanią i poinformował, że droga na Lublin czysta jest. Nie było więc co czekać, noc już się kończyła, a Szwedzi zaczynali zbierać się do kupy. Nie było co tracić czasu. Wyruszyli więc pośpiesznie drogą na Lublin, by jak najszybciej się oddalić od tej wioski. I to się udało. Wkrótce wioska została wspomnieniem i przed podróżnikami rozciągała się błotnista droga prowadząca na Lublin i lasy ją otaczające. Konie truchtały po drodze, kolasa kołysała się na wybojach. Słońce zaczęło przebijać się przez listowie wchodząc nad Ziemią. Nowy dzień, nowe możliwości… stare zmęczenie.

Kompania miała za sobą pełną emocji i wysiłku noc. Bezsenną noc i teraz zaczęła płacić za to. Oczy się zamykały same i myśli się rwały. Szybko się okazało, że trzeba będzie gdzieś rozbić obozowisko, bo żadnej karczmy nie było widać na “horyzoncie”. Na szczęście w końcu, natrafiła się polana. Może nie duża i nie idealna, ale wystarczająca by rozpalić ognisko i odpocząć.

Janina zmęczona podróżą i wycieńczona całą sytuacją zsunęła się z siodła i gdy buty kozaka huknęły takoż o ziemię, szlachcianka bez zastanowienie uderzyła go z otwartej dłoni w twarz.
- Nie masz prawa waćpan mi dyktować co mam robić a co nie, słyszysz? Pochodzę ze znamienitego rodu. Jeśli nawet śmierci się pcham pod topór, to nie twoja w tym rola by mnie pouczać!

- Żaden ze mnie waćpan, panienko- rzekł spokojnie kozak. -Rób sobie co chcesz, ale pamiętaj, żeś nie sama w tą podróż wyruszyła i nie masz prawa narażać życia tych którzy są Ci przychylni. Zauważyłem, że mości Cadejko jest Ci bliski, ale wierzaj mi, bystry to człek i na pewno wiedział co czyni, nie wiesz co miał w głowie i mogłaś mu swoim towarzystwem plany popsować. Nie stawiaj, też na nim zawczasu krzyżyka, bo coś czuję, że może Ci on jeszcze do nas powrócić. - kozak rozmasował piekący policzek i obrażony udał się z łukiem w kierunku lasu mając nadzieję, zjeść na kolację dziczyznę.


Przytrafiło się kompanii miejsce sposobne, nadające się na obozowisko. Na popas w drodze nie stanęli w pośpiechu uciekając ze wsi przez to konie były już umęczone i ludziom trzeba było nieco wytchnienia. Wilczyński wespół z Żydem zajął się służebnymi zajęciami. Nie licowało to, co prawda że szlacheckim usposobieniem do wydawania rozkazów i wymuszeniem posłuchu, ale jako żołnierz nie raz Jakub musiał sam dbać o konie, ognisko czy przysposobienie obozowiska do noclegu. Poszli nieco w las, chrust zbierać.

- Ależ kozaczyna w pysk od szlachcianki zebrał - zaśmiał się Adam.
- A tyś nigdy niewieściej złości na facatę nie przyjął? - zgromił go pytaniem Wilczyński.
- A pewnie, że wziąłem, ale w przyjemności… Kiedy dotarłem i rozdarłem jej hymen. - uśmiechnął się Żydek z rozmarzeniem.
- Hymen - zaśmiał się Wilczyński. - Trza Ci było pozować na uczonego abo poetę. A ty jak na złość chcesz się do wojennego rzemiosła się przyuczać.
Litwin też zarechotał słysząc żart Jakuba zajęty koni oporządzaniem.

Potem przyszło ognisko sposobić, za co się Rimas zabrał. A kiedy już ogień udało się rozpalić, że iskry furgały w powietrze. Zwrócił się do niewiast coby jakiejś strawy ważyły. Okazało się, że część polany jest świeżo karczowana. A drwale zostawili sporo gałęzi przydatnych do zbudowania siedziby, co by od chłodu jesiennego podróżnych uchroniła. Jakub umyślił ex promptu* (naprędce, bez przygotowania) postawić kolibę albo jak mawiają szałas.

Obaczywszy, że Janina rozbita, a reszta zdaje się, o warzeniu strawy pojęcia nie miała ni ochoty na to, przejęła Tyncia cichutko niepodzielne władztwo nad kociołkiem i zapasami spyży. Polewkę gotować poczęła, z kaszy i cebuli, gęsto okraszoną baraniną. A że nikt jej się nie wtrącał, często a gęsto dosypała hojnie ziół ze swych zapasów. Zapach z garnka szedł ostry, łzy wyciskający, bo jak wszyscy Karaimi, lubiła sobie Tyncia podjeść suto, tłusto i konkretnie w smaku.

I zapachem kusiła k’sobie i kociołku. Byli wszak aktywni całą noc o pustym brzuchu i cały poranek. Byli zmęczeni i byli głodni...i zapachy dochodzące z kociołka wabiły niczym świeca ćmy. I nawet jeśli ich kubki smakowe nie nawykły do szlacheckiej kuchni: “pieprzno i szafranno moja mościa panno” to burczące brzuchy nakłaniały do wyrozumiałości co do talentów kucharskich Tynci. W każdym razie Rimas się nie zamierzał krępować i po oporządzeniu koni Litwin ruszył do swej pani, a jego śladem podążył żydowski pacholik Jakuba. Na wszystkich zresztą odbijało się zmęczenie i głód. I nawet u pogrążonej w rozpaczy Janiny potrzeby ciała zaczęły się dopominać o spełnienie.

Pokrzepiwszy się nieco, Tyncia zleciła obowiązek oskrobania i wypiaskowania kociołka Rimasowi, sama zaś opowiedziała się Wilczyńskiemu, że ona pierwszą wartę weźmie, bo i tak modły i czytania swoje odprawić musi.


Fame est peius quam dolor. Głód jest gorszy od bólu. Przeto Wilczyński podjadł nieco i pasa zluzował. Do ogniska poszedł, aby listy przejrzeć i zafrasował się widząc adresata jednego z nich. Zęby zagryzł i zazgrzytał jak to zwykł w gniewie czynić. Wzrokiem nienawistnym lustrował pismo i już miał cisnąć listem w ogień. Kiedy nadeszła Ałtyn i do pierwszej warty się zgłosiła.
- Straciliśmy czas potykając się ze Szwedami. - zwrócił się do karaimki dając do zrozumienia, że parę słów chce jej powierzyć - Ani na piędź nas to nie złożyło do celu.

- Zerknij pani - podał Ałtyn list. - do kogo śle listy pan starosta przez nasze ręce. Jeśli wierzyć, że to listy polecające to starosta do króla szwedzkiego nas posyła. Gdyby w Małopolsce panowie szlachta taki list dostali to pieczęć by od razu złamali, bo zdrajców ojczyzny wśród szlachty jest wielu. Ale przyjdzie czas rozliczeń. W ten czas tacy, co ze Szwedami są w komitywie przed trybunałem odpowiedzą za zdradę. Wielce mi się ten list nie podoba i wahałem się czy nie cisnąć nim w ogień. Ale tyś pani rozsądna, sine ira et studio, rozsądź, co z nim uczynimy. Bo jakem zdążył się rozeznać główkę nosisz nie od parady.

Po chwili Jakub podjął gadkę znowu:
- Miłowit nam tego nie powiedział, a może nie trzeba było Szwedów bić. Jeno za Karolusa przyjaciół się podać- tu Wilczyński splunął z pogardą. - Listem oficyjerowi się okazać i jego przychylność zdobyć. Dowiedzielibyśmy się jak sprawy w Lublinie stoją. A może i o inszych sprawach. A tak ryzykowaliśmy życiem dla chłopów, u których wdzięczność jest płocha jako te pchły, co to skaczą z jednego groźnego psa na drugiego.

- Miłowit próbował sprawę polubownie rozwiązać - przypomniała Ałtyn, dłonie w szmatkę z rękawa dobytą obtarła i list wzięła, obejrzała pieczęć i pismo pod światło podniosła, obadując, czy się tym sposobem litery jakoweś bez otwierania nie objawią. Pergamin jednak był zbyt gruby, lubo pismo zbyt drobne. - A mości Wilczyński niech sobie w brodę nie pluje. Rzeczy, które stały się już i nie odstaną się żałować nie warto. Czynów, co z porywów szlachetnego serca wypłynęły żałować nie należy nigdy. Nigdy też nie wiesz, czy dobro dobrem nie wróci. Ja w to wierzę głęboko. Sprawiedliwym trzeba być, panie Wilczyński, od nieszczęścia maluczkich oczu nie odwracać. Po toś się boskim osądem urodził silny, by zobaczywszy, ręce mocarne w ruch puścić.

List na podołku złożyła, zapatrzyła się w ognisko, a zdało się Wilczyńskiemu, że na płomienie i żar spogląda jak matka na dokazujące pacholę, z czujną uwagą, ale i miłowaniem nieprzebranym. Zaraz jednak wrażenie znikło, bo Tyncia z pewnym wahaniem małą rączkę położyła na prawicy szlachcica w pocieszającym geście.

- Świat pełen jest kłamców, mości Wilczyński, a gęba każdego pełna łgarstw. Tak się składa, że miałam ci ja rozmowę z Ludmiłą o Szwedach. I ochmistrzyni zarzekała się, że fortuną swą ona i starosta przy Rzplitej, nie przy Szwedach widzą. Tedy skłamali, ona mnie lub starosta w tymże piśmie. Masz waści rację, że cuchnący ów list. Schowaj go głęboko i nie pokazuj byle komu, bo i nas na szafot równie łacno przywieść może jak i pomocnym być w naszej sprawie. Jeśli uznasz, że wiedzieć nam trzeba, co w piśmie stoi… są sposoby, by pieczęć zdjąć i przykleić na nowo. Jeno zręcznego człeka trzeba, co zgrabnie rozgrzanym drutem operować potrafi. Dowiemy się jednakże tylko tego, co napisano… a jaka prawda? Ja rozsądzić potrafię, gdy kto mówi, zali łże, lecz papier, mości Wilczyński, papier wszystko przyjmie bez rumieńca wstydu.

Westchnęła Tyncia cichutko i list oddała, dłonie zaplotła wdzięcznie.
- Są ziomkowie moi w Lublinie. Nie widziałam ich nigdy, lecz mało nas w Rzplitej i wiemy, kto gdzie sadybę ma swoją. Pod Lublinem niejaki Yigit sady ma czereśniowe. W samym mieście Ayaz z małżonką i synami dwoma warsztat prowadzi powroźniczy. Jest i Kerem, co kupcem jest bławatnym… ich rozpytać możem, a i gościny nam nie odmówią. Lecz w pamięci miej, że im kto większej pomocy udziela, tym większej wdzięczności prawo ma wyglądać. Jeśli ziomkowie moi w potrzebie, ja pomogę. Ja Karaimka i mnie mus. Tobie nie.

Wilczyński przyglądał się karaimskiej wdowie, która jakoś dziwnie zapatrzyła się w ogień. Coś się za tym spojrzeniem kryło, ale Jakub nie miał pojęcia co to było. Już miał zadać pytanie, gdy Ałtyn zbiła go z pantałyku. Po tym co mu powiedziała zależał mu nieco gniew, który mu krew zagrzał. Ale mowa Ałtyn nieco Jakubowe sumienie ruszyła. Tylko czy w jego przypadku na pewno był to poryw szlachetnego serca. Wilczyński szlachetności swego serca nie był pewien. Mateczka wojna sprawiła, że serce miał zatwardziałe. Krzywda chłopów go nie poruszyła. Gdyby nie kompani może nie ruszyłby na pomoc chłopom. Dworski poeta rzekłby że serce żołnierza jako ogród nie pielony, zarośnięty chwastami i chaszczami. Bo jak człowiek prawy i szlachetny z niczym nie zwichniętym sumieniem mógłby się śmiać i żartować z Żydkiem gdy dopiero co szwedzkich grasantów ukatrupił.


Janeczka odkąd wysłuchała kazania kozaka przycupnęła pod drzewem, ramiona splotła na piersi i zdawała się na cały świat obrażona. Oczy raz po raz wilgotniały ale usilnie starała się nie rozpłakać. Po strawę się też nie zgłosiła mimo iż burczało jej w brzuchu a aromaty z Ałtynowego kociołka zalewały jej usta nadmiarem śliny.

- Miłowit postąpił słusznie - odezwała się naraz Domaszewiczówna jakby broniła skazanego na stryczek. - Ty byś wolał mości Wilczyński ze szwedzkim tałatajstwem pertraktować i patrzeć spokojnie jak gwałtem polską wieś biorą? Ja w ogóle podważam zasadność tej misji jeśli ona zakłada by się ze Szwedami bratać, a oko przymykać na wszelkie niegodziwości jakie będą naszym rodakom wymierzane. Ja nie wiem czy jakikolwiek skarb jest wart zdrady.


- Nie turbuj się panienko - rzekł Wilczyński do Janiny - Niemiły mi Szwed wielce. Ale nasza siła bojowa mała, by świat zbawić i każdego pokrzywdzonego obronić. Tak można jeno męczennikiem zostać. Proponowałem Miłowitowi, że pachołków zabierzemy, opłacimy i pójdziemy z większą siłą. Wtedy można by z się potykać i bronić ludzi. Ale mi rzekł że to misja delikatna i w oczy mamy się nie rzucać. A Szwedów atakując właśnie zwróciliśmy na siebie uwagę. Starosta mówił, że oczekuje że będziemy jak lis chytrzy. Szwedów nienawidzę i dałem temu wyraz zabijając.


- I rację miał pan Cadejko, rozumnie odradzał - wtrąciła Tyncia zdecydowanie. - Więcej hajduków i sług, więcej oczu, co zobaczyć mogą, co nie powinny. A wierność za złoto kupiona niewiele w tym przypadku warta… Janeczko, zjedz ty coś. Likieru nie chcesz może?
- A likieru chętnie - odparła Janeczka przysiadając się do Karaimki i pociągnęła ochoczo z bukłaczka.
- Smutki mi zapić trzeba.

 

Ostatnio edytowane przez Adr : 30-03-2018 o 19:23.
Adr jest offline