Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2018, 20:52   #21
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Grupa, do której po pewnym czasie dołączył BX, ruszyła w dalszą drogę. Przemieszczali się kanionami, które pozwalały im skutecznie ukryć się przed nieprzyjaznymi oczyma. Był to niezwykle szczęśliwy zbieg okoliczności. Po paru godzinach marszu droid komandos zameldował bowiem, że wcześniej zaobserwowany przez niego pojazd, nadlatuje od strony wraku. Wkrótce potem sami moli go zobaczyć, gdy na maksymalnej mocy repulsorów przeskoczył nad wąwozem, którym właśnie maszerowali. Platforma, zapewne wciąż z dwunastoosobową załogą, która najwyraźniej była w doskonałych humorach, sądząc po pijackich okrzykach, pomknęła przed siebie i odgłosy zabawy szybko przestały być dla nich słyszalne.

Późnym wieczorem Danpa zaobserwował na tym niewielkim fragmencie nieba, jaki był przez nich widoczny, kilka obiektów. Po bliższym przyjrzeniu się im przez makrolornetkę Wulf oznajmił to co wszyscy podejrzewali:

- Lambdy z osłoną TIE-fighterów. Pięć sztuk.

Imperialne promy lądowały na planecie. Rozpoczął się pościg.


Porucznik Lydia Atyde stała sztywno z założonymi za plecy rękoma i spoglądała na rozbity statek, który już w niewielkim stopniu przypominał U-winga. W zasadzie, gdyby nie wiedziała jakiego typu jest to statek, po samym wyglądzie miałaby niewielkie szanse na poprawne nazwanie go. Głównym powodem takiego stanu rzeczy nie była jednak katastrofa, ani nawet eksplozja spowodowana ostrzałem myśliwców. Po raz kolejny miejscowi szabrownicy okazali się szybsi od imperialnych oddziałów. Zabrali praktycznie wszystko co mogło mieć jakiekolwiek zastosowanie. Na miejscu pozostały tylko częściowo lub zupełnie stopione kawałki metalu. Kobieta zanotowała sobie w myślach, by wspomnieć w raporcie o zbyt długim czasie, jaki potrzebują siły szybkiego reagowania, na podjęcie akcji. Z kolei w chwili obecnej nie widziała sensu dłużej pozostawać w tym miejscu.

- I jak kapitanie? - zagadnęła towarzyszącego jej oficera.

Kapitan Orvile Lefton był dowódcą jednej z dwóch kompanii piechoty, jakie zostały przydzielone do tej misji i faktycznie dowodzącym całą operacją. Lydia była jedynie obserwatorem z ramienia wywiadu floty, który z racji braku przedstawiciela IBB, otrzyma w ten sposób pierwszeństwo do zajęcia się więźniami, gdy tylko zostaną oni schwytani. To, że mają kogo ścigać było bowiem zupełnie jasne. We wraku nie znaleźli ani jednego ciała. Wyjątkowo niefortunny rozwój wydarzeń, chociaż musiała przyznać, że większa ilość jeńców to więcej wydobytych z nich informacji. Do tego przesłuchujący nie muszą się hamować, bo nawet jeśli doprowadzą do śmierci lub obłędu przesłuchiwanego, zawsze mają kolejnych, z których coś wydobędą.

- Dwa tropy – odpowiedział około trzydziestoletni kapitan. - Ślady stóp prowadzące w stronę kanionu, co potwierdzałoby relację naszych pilotów, że to tam załoga statku poszukała schronienia. Niestety na tym podłożu ślady są rzadkie i zasadniczo uniemożliwia to dłuższe podążanie nimi.

- Ale jest spora szansa, że będą poruszać się kanionami, co ułatwi odtworzenie trasy ich ucieczki.

- Dokładnie. Wydałem już rozkazy jeźdźcom.

Lydia rzuciła okiem w stronę drużyny szturmowców dosiadających olbrzymie jaszczury, sprowadzone tutaj specjalnie z Tatooine. W pustynnych warunkach Dewbacki sprawdzały się o niebo lepiej od ścigaczy. Dziesiątka żołnierzy zbliżyła się do stromej ściany wąwozu, a następnie zmusiła swoje wierzchowce do niebezpiecznego zejścia na dół. O dziwo udało im się to bez jednego choćby upadku. Czwórka jeźdźców ruszyła na północ, a szóstka na południe.

- A drugi trop? - spytała kapitana.

- W tamtym miejscu – Lefton wskazał palcem – niedawno wylądował pojazd nieznanego typu, najpewniej szabrownicy, sądząc po kondycji wraku. Nie sądzę, by załoga U-winga się z nimi porozumiała, ale jeśli na statku zostali jacyś ranni, szabrownicy mogli ich zabrać ze sobą. Z danych milicji wynika, że w odległości pozwalającej na dostanie się tutaj przed nami, znajduje się pięć osad szabrowników. Powinniśmy sprawdzić je po kolei.


Noc spędzili pod rozgwieżdżonym niebem. Nie śmieli rozpalić ogniska, zresztą i tak nie znaleźliby potrzebnego drewna. Wędrówka kanionami była długa i męcząca. Po pierwsze wielokrotnie musieli nadkładać drogi, bo wąwóz zakręcał nagle i dalej ciągnął się po łuku. Po drugie taszczenie ze sobą Wulfa znacząco ich spowalniało, a do tego męczyło. BX obliczył, że gdyby nie musieli tego robić, pokonaliby dystans trzykrotnie większy niż miało to miejsce, ale nie podzielił się z nikim tą informacją. Po trzecie panująca na tej planecie wysoka temperatura, do której w większości nie byli przyzwyczajeni, wylewała z nich siódme poty i to pomimo tego, że większość czasu skryci byli w cieniu. Toteż nadejście nocy wszyscy przyjęli z radością.

W dalszą drogę ruszyli dwie godziny przed świtem. Około południa BX zameldował o wykryciu dużego skupiska istot. Ich liczbę szacował na około pięćdziesięciu, ale pozostawił sobie duży margines błędu w postaci +/- pięciu osób. Gdy wytknęli głowy z wąwozu, na co pozwalało dość łagodne zbocze, ich oczom ukazało się obozowisko kilkudziesięciu białych, półkolistych namiotów. Na jego środku parkowało kilka pojazdów, w tym platforma, którą mieli już okazję wcześniej zobaczyć. Pomiędzy namiotami przechadzały się liczne dwunożne istoty, praktycznie każda z bronią i rzadko która ograniczała się do jednej sztuki.
 
Col Frost jest offline