Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2018, 19:16   #55
Eleishar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację

Ostatni Akt

~ Istnieją plany dla ciebie ~



Nagle Sharaeel znalazł się gdzie indziej. W limbo swego własnego umysłu. Projekcji jego woli. Potężne łuki tryumfalne pięły się do mrocznego nieba, a martwy księżyc świecił nienaturalnie swym własnym bladym światłem.

Spojrzał przed siebie i nagle był całe mile dalej, a jeszcze dalej widział tron. Czernił się ciemnością zaświetlany blaskiem księżyca, ale widział tytaniczną postać która przysiadła na jego szczycie. Nie widział jej, a jedynie jej zarys, ale wiedział… skrzydła, mała głowa z dziobem, na długiej szyi.
~ Przegrywacie. Ostatnia nadzieja niedługo będzie wrakiem. A twoje przeznaczenie jeszcze się nie dopełniło, błogosławiony. Są wobec ciebie plany, dlatego, wolą Pana Zmian daję ci prawo żądania. Raz możesz wezwać mnie na pomoc. Czy chcesz to uczynić teraz? Nim zdrajcy prowadzeni przez dwakroć-zdrajcę dojdą na mostek?
KrainaUmysłu, po raz pierwszy zdarzyło się, by trafił tu ściągnięty przez jej “rezydenta”. Sceneria zapewne miała go przytłoczyć, niezbyt skutecznie. Maal’tae’el, jak rzekomo brzmiało jego imię, czy raczej jedno z wielu imion jakie nosił więziony przez niego demon, najwyraźniej coś kombinował. Takie propozycje nigdy nie były pozbawione drugiego dna, zwłaszcza gdy wychodziły od sług Pana Planów.
- A jaką cenę przyjdzie mi zapłacić za to żądanie? - Sharaeel zapytał prosto z mostu. Wprawdzie tu gdzie teraz przebywali, mieli mnóstwo czasu na rozmowę, jednakże on nigdy nie miał siły na owijanie w plecionkę. Trzeba było poczynić pewne ustalenia zanim podejmie decyzję, a jego rozmówca z pewnością zawoaluje wszystko za ich obu z nawiązką.
~ Gdy nadejdzie czas wypełnisz swe przeznaczenie i staniesz się potężną bronią na froncie Tego Który Splata Ścieżki. To jedyne oczekiwania jakie on przed tobą stawia… a ja… ja jestem głodny. Nakarm mnie. Surową magią. Swoją własną, a preferowalnie czyjąś inną. Co dziewięć dni daj mi psykera o zauważalnej mocy, a nasza… współpraca może stać się znacznie owocniejsza...
Młody heretek spojrzał w górę, gdzie majaczył zarys głowy i jego własna manifestacja przeniosła się na równy jej poziom. Nie zamierzał nikomu pozwolić patrzeć na siebie z góry we własnym umyśle. Jego rozmówca mógł być Panem Zmian, ale w tym świecie to on ustalał zasady. Mentalnym podmuchem postanowił rozwiać otaczającą demona mgłę, by upewnić się czy rozmawia z tym, z kim myślał że rozmawia. Jeśli rzeczywiście był to Maal’tae’el, zaczynał robić się zachłanny. Pieczęci którymi był spętany i mentalny nacisk samego Sharaeela zazwyczaj trzymały go skutecznie w ryzach. Dostarczanie mu dodatkowej mocy, mogło być ryzykowne.

~ To nie jest próba mocy ~ było jedynym komentarzem demona.
Rozwiana mgła odkryła jego sylwetkę, a na jego kostkach i nadgarstkach można było dostrzec zerwane łańcuchy.
-Może i nie, ale dobrze wiesz że przy Tobie podobnych, nie należy okazywać słabości... - Odparł, przygotowując swoją duszę do ewentualnego starcia. - I nie ma czegoś takiego jak nadmierna ostrożność.
Nie… nie zerwane. Przechodzące w eteryczną postać.
~ Na mostek idą zdrajcy. Dzielą cię od tego cztery dziewiątki sekund nim dojdą. Po-dwakroć-zdrajca ich prowadzi i zna on twoje słabości. Wie jak z tobą walczyć. Swoje powiedziałem i to twoja decyzja, błogosławiony. Ja słyszę.
-Tu mamy cały czas świata, ale rzeczywiście nie ma co dywagować. - Przyznał mu rację Sharaeel. - To proste tak lub nie. I tym razem jestem skłonny zaryzykować. Nie mogę Ci jednak obiecać z całą pewnością, że zdołam karmić Cię regularnie. Pojęcia nie mam, ilu psykerów spełniających twoje wysublimowane wymagania, znajdę na tym zapomnianym przez Chaos zadupiu. - Próba wykołowania tak obeznanego w intrygach bytu nie miała większego sensu, dlatego młody heretek stawiał w niezbyt częstych kontaktach z nim na prostą szczerość. Dla kogoś kto blefem przykrywał kilka kolejnych blefów, było to zapewne bardziej konfundujące, niż ktoś próbujący zaangażować się w jego gierki.
-Czyń zatem swoją powinność.

~ * ~

Nagle był już na mrocznym mostku, przed pulpitem Ostatniej Nadziei, krótkie sekundy po tym jak odciął go od zasilania i teraz paliły się na nim jedynie rzadkie czerwone lampki zasilane z osobnego generatora pozwalające nie potknąć się o własne nogi, ale nie umożliwiające pracy. Poczuł obecność demona w kosturze. Pierwszy raz z taką wyraźnością. Energie warp wylewały się z niego, ciągnąć się eterycznymi ścieżkami po pokładzie. Załoganci wciąż kombinowali. Dopiero rzucali spojrzenia na Hereteka i Mab, jedynych członków Rady na mostku, pytająco… “co mamy robić?” było w ich spojrzeniu
- Sharaeel! Co się dzieje? Możesz przywrócić zasilanie?! - zakrzyknęła Regentka-pilot.
-Cisza! - Syknął, cicho a jednak bardzo wyraźnie. Syntetyczny aparat mowy doskonale eliminował interferencje utrudniające zrozumienie szeptu. - Zaraz będziemy mieli towarzystwo. Rozproszyć się, a kto ma broń niech ją przygotuje. Nieuzbrojeni powciskać się w ukryte kąty i nie wychylać, dopóki nie powiem że jest bezpiecznie. - Nie było sensu poświęcać najbardziej kompetentnej części lojalnej załogi w roli mięsa armatniego. Heretek miał w ręku wręcz namacalny dowód na to, że ktokolwiek spróbuje zdobyć mostek, nie będzie miał nawet czasu żeby pożałować swojej głupoty.


Macki warp pełzły, a gródź windy eksplodowała. Ciężkie odłamki poszybowały wgłąb mostka. Jeden z nich wyrwał konsolę z utwierdzenia zmiatając z nią jednego z oficerów łącznościowych. Ciężki tuman dymu i odłamków objął pół sali.
- A gdy dzień się zakończy wieczerzać będziemy ramię w ramię ze świętymi Imperatora! - Sharaeel znał ten głos, a jednocześnie był on na tyle zmieniony by go nie rozpoznawać, prawdopodobnie tego kogoś zwykle słyszał bez hełmu który teraz musiał mieć na sobie.

Z obłoków dymu rozpoczął się ogień. Plazmowe pociski i wiązki laserowe, oraz klasyczne pociski. Musiało ich tam być przynajmniej czterech zdolnych do prowadzenia ostrzału i załoganci przypłacali to właśnie życiem.

~ Zatrzymaj ich… moja magia jeszcze jest wprawiana w ruch… albo oddaj mi wolność, wtedy sam ich zatrzymam… ~ słowa demona wyryły się w jaźni Sharaeela bezczasowo. Nigdy nie zabrzmiały w jego umyśle. Po prostu nagle je poznał.
~Po prostu rób swoje, spróbuję ich spowolnić - Posłał myśl do swojego tymczasowego sojusznika. Jeśli jego obserwacja była słuszna, moc demona działała w tym momencie niezależnie od tego co sam robił. Postanowił więc pokazać tym buntownikom, czemu Siewca Burzy zawdzięczał swoje imię. Zaczął szybkimi ruchami kreślić kosturem zawiłe wzory w powietrzu, a za każdym razem gdy którymś z końców wskazywał przed siebie, energetyczny pocisk leciał w stronę grodzi windy.

Z chmury dymu wybiegali kolejni ludzie. Uzbrojeni i zdecydowanie szaleni. Po przerwach w ich wyjściach oraz krótkich krzykach widząc było, że kilku zostało trafionych, ale wylewali się znacznie szybciej niż dało się ich wystrzelać. Znali już kto był zagrożeniem i zajmowali pozycje za osłonami. Za drogim i skomplikowanym sprzętem którego zniszczenie byłoby przynajmniej upierdliwe. Wtedy z dymu wybiegła znacznie cięższa postać. Astartes, niewątpliwie. Nie rozpoznał jego pancerza w biegu, był czarny i mocno wyszczerbiony i zniszczony, to co przyciągnęło jego uwagę to jego hełm. Biały wzorowany na czaszkę z czerwpnym światłem wyzierającym z wizjerów. Smuga energii nie trafiła go.
- Imperator nas prowadzi! On zabierze nasze dusze a naszymi rękoma oczyści Ostatnią Nadzieję! - słyszał Sharaeel z potężnych vox-casterów wmontowanych w jego pancerz
- Ukorzcie się głupcy przed jego potęgą! Ukorzcie się i dusze swoje uratujcie, albo szczeźnijcie w rękach mrocznych potęg które zawiedziecie!
~ Jego słowa działają… czuję to w ich sercach...
~Zatem mam swój cel. A Ty się pospiesz, długo się tak nie utrzymam. - Mimo rosnącego zagrożenia Heretek był zadowolony, wiedząc na czym stoi. Skupił całą siłę ognia na tej jednej postaci, pozbawieni uwielbianego przywódcy buntownicy powinni choć przez chwilę się zawahać, a każda sekunda była cenna gdy Maal’tae’el gromadził moc.
Sharaeel został w miejscu skupiając się na nieznanym mu astarates. Nie wiedział skąd się on wziął na okręcie, poza Regentami nie było żadnego na Ostatneij Nadziei. Ale nie miało to znaczenia… przeprowadzi sekcję później jeśli coś z niego zostanie. Przyspieszył. Gesty kostura nabrały tempa i wystrzeliwane pociski mrocznej energii również, ale wtedy zaczął się ostrzał. Pierw jeden buntownik ryknął wyładowując w jego kierunku serię, potem drugi i trzech gdy zajęli dogodne pozycje. Lekki kaliber. Nawet się nie przejął wiedząc, że to co przedzie przez mistyczną osłonę mocy Tzeentcha ochraniającą go z pewnością nie da rady przebić pancerza. Jakiś pojedynczy pocisk nawet odbiłsię od jego piersi niegroźnie udowadniając to. Wtedy bariera zafluktuowała. Skurczyła się na ułamek sekundy wycofując wgłąb jeego duszy i eksplodowała w przestrzeni spaczni. W materium nawet nieda dało się zauważyć, ale Sharaeel poczuł jak “osmaliło” mu to duszę… “poparzyło” umysł, albo jakiś zmysł i teraz nie byłw stanie go używać. Czuł wyraźnie, że korzystanie z mocy spaczni w najbliższej przyszłości może go nadwrężyć a może nawet zniszczyć.

W tym czasie astartes był już blisko. Trzymał w ręce, za kark, połamane zwłoki Sutha, oficera łącznościowego. Skoczył. Odbił się od konsoli z wylądował na piętrze zwykle zarezerwowanym dla Regentów i tych których oni specyficznie wzywają. Nie zatrzymał się ani na moment tylko zaraz pobiegł za osłonę dzierżąc wiotkiego Sutha jak tarczę oddzielającą go od śmiercionośnego Siewcy Burz. Jeden szybki gest, dwa pociski i zero trafień nim astartes z hełmem o wzorze czaszki zniknął za skrzynią będącą jednym z super-komputerów mieszczących duchy maszyn zarządzających wieloma innymi duchami na mostku i całym szeregiem sensorycznym. Nie aby to był jedyny egzemplarz…

Nagle okrętem wstrząsnęło...
Wielu ludzi padło na ziemię, czy na konsole nie mogąc zachować równowagi. Po okręcie chwilę potem dotarł huk, który szybko przerodził się w nieregularny szum. To była eksplozja. Duża i daleko. Sharaeel szybko rozpoznał. To Generator Pola Gellara płonął. Buntownicy go właśnie wysadzili.

Tysiące klątw cisnęły się na usta młodego hereteka. Demon nadal nie skończył swojego dzieła, stracili witalny komponent okrętu, a on nie mógł sobie poradzić z tym pierdolonym Astartes tak jak powinien…
Postawił więc wszystko na jedną kartę. Zerwał się biegiem, by przesadzić susem komputer i zwyczajnie strzaskać tego marine ciosami kostura, przy okazji zmniejszając ryzyko kolejnych wyładowań Immaterium z jego pola ochronnego, gdyż do ruchomego celu strzelało się zdecydowanie trudniej.

Heretek zerwał się do biegu. Na mostku działa się rzeź gdy demon nie przejawiał żadnych oznak jakiegokolwiek działania. Nawet część oficerów rzuciła się na swoich towarzyszy, ze łzami w oczach wzywając o upragnionej wolności i końcu koszmaru. Krew się lała, a kadra umierała. Hereteka wyprzedziły dwie sieci. Widział, że celowane w niego przez kogoś za jego plecami. Wręcz widział potężne ładunki elektryczne przechodzące przez nie. Nie miał czasu się obrócić by spojrzeć. Był w szarży, a pole błyskało pochłaniając pojeedyncze trafienia. Ale niesamowite zdolności logiczne jego umysłu pozwoliły mu zrozumieć plan w mgnieniu oka. Pole otaczające go nie ochroni go przed takimi atakami. Sieć wychamuje na polu, ale gdy ono zgaśnie spadnie ona na niego. Demon miał rację… wrogowie wiedzą jak z nim walczyć. Heeretek przeskoczył wielki komputer pojedynczym skokiem, opadając spuścił kostur znad głowy, a jego głowica sięgnęła miękkego ciała wyładowując na nim cały gniew osnowy. Plugawe energie niemal zdezintegrowały ciało biednego Sutha, gdy astartes w hełmie o wzorze czaszki wykmnął się niskim półpiruetem używając ciała jako osłony.
- Koniec nadchodzi, fałszywy proroku! Nic cię już nie uratuje! - warknął na głos, pozwalając by krótkodystansowe voxy poniosły jego gniew po całym mostku, a jego okrzykowi zawtórował bojowy ryk walczących.
-Zdechłbyś wreszcie! - Ryknął w odpowiedzi wybraniec Tzeentcha i z przyłożenia wypalił swojemu przeciwnikowi w bebechy.
Astartes zbił kostur posyłając pociski niszczycielskiej energii daleko w bok, by rozbiły się na ścianie wyrywając w niej głebokie dziury. Kolejna parę sekund w wirze walki i nadzwyczajne zmysły Sharaeela dostrzegły ruch. Otaczali go. Mięso bez ciężkiej broni. Potoczyły się pod nogi walczących i wtedy heretek dostrzegł, że to nie były zwykłe fragi, a granaty elekro-impulsowe których gniew raził to co czyste w oczach fałszywego Omnissiaha. Sharaeel słusznie rozpoznał, ze to one są tu największym zagrożeniem. Zgiął kolana i wybił się w tył umykając z zasięgu granatów, gdy Astartes go złapał z mechadendrytę.
- Nigdzie się nie wybierasz!
Wraz ze słowami przeciwnika gdzieś poniżej nastąpiła inna eksplozja… Sharaeel błyskawicznie rozpoznał jej charakterystyczne brzmienie jakie wywoływała w instrumentach sensowrycznych Pulsator Zmierzchowy… Teraz pierwszy raz poczuł, że grunt zaczyna mu się sypać pod nogami i już nie tylko o okręt zaczyna walczyć, ale też o swój własny byt.
- Gdzie z tymi łapami, precz!
Heretek wyszarpnął się z chwytu astartes wspomagając się serworamieniem i odskoczył w tył uskakując przed falą niszczącą maszyny. Astartes pozostał w nim. Heretek widział jak duchy maszyn jego pancerza zasnęły… Kilkaset kilo cermatali spoczęło na jego ramionach. Zbyt duży ciężar który rzucił go na kolana. Z wysiłkiem wzniósł combi-plazmę w górę, ale Sharaeel wiedział, że teraz nie będzie on działać. Jej duchy śniły tak jak te w pancerzu.
~ Zaczyna się ~ szepnął przedłużając sylaby demon w duchu Sharaeela
~Daj mi nacieszyć się tą chwilą i zaraz dam Ci zaszaleć. - Odparł mu w duszy heretek. Szybkim ruchem kostura roztrzaskał hełm upierdliwego Astartes, by ujrzeć twarz swojej ofiary.
Plugawa energia ledwie musnęła hełm o motywie czaszki, ale to starczyło… przylgnęła do niego. Objęła go i pochłonęła ukazując oblicze swego przeciwnika



Mroczny Apostoł Gwrhyr spoglądał na Sharaeela z z bezczelnym uśmieszkiem, pomimo tego, że wyraźnie był pokonany. Rzeź w tle trwała. Oficerowie umierali.
- Przegraliście - warknął rozbawiony - Pole Gellara już nie istnieje. Generatorium i Enginarium zaraz wylecą w próżnię. Wewnętrzne voxy zniszczone, a astropaci właście wysyłają miłą notę całemu sektorowi o lokacji Ostatniej Nadziei. Nim dupę ruszycie Marynarka Imperialna przyleci tu całą flotą i zmiecie was z przestrzeni tej przeklętej galaktyki - Gwrhyr cedził słowa z nieukrywaną satysfakcją, jakby każde z nich było splunięciem w twarz.
- NIE LĘKAJCIE SIĘ BRACIA! W ŚMIERCI WOLNOŚĆ! - ryknął z mocą tak by cały mostek go słyszał.
-Tzeentch wszystko przewidział stary przyjacielu. Gdybyś nie był tak słaby by dać się zwieść zatrutej obietnicy... Dla takich jak my nie ma miejsca w fałszywym raju boga truchła. - Sharaeel nawet się nie zająknął, wiedział że Ten, Który Splata Ścieżki nie pozwoli mu tak łatwo zginąć. - Teraz zapłacisz za swoją słabość, a ja będę żył dalej i pokażę całej Galaktyce, czym jest prawdziwa doskonałość. Możesz zaczynać. - To ostatnie wypowiedział na głos i w duszy.
- Nie… - przerwał Sharaeelowi wypowiedź były Mroczny Apostoł
- Dziś umierasz.
Nagle dwie sieci spadły na hereteka. Stopy stali wzmacniane włóknami węglowymi, a przez nie gniew duchów maszyn zdolny wręcz usmażyć organiczny fałsz. Niezależnie od tego, jaki los miał spotkać Sharaeela, magia demona zaczęła działać. Wierni regentom członkowie załogi przyjęli w siebie moc sług Pana Planów i zaczęli odwracać przebieg starcia na swoją korzyść, rozszarpując i paląc buntowników. Młody Wybraniec Tzeentcha jednakże nie miał zamiaru poddać się tej niecnej pułapce, którą na niego zarzucono. Mimo potężnego bólu stał wyprostowany i nawet się nie skrzywił, siłą woli powstrzymując te niemal bezwiedne reakcje swojego cyber-organizmu, udowadniając tym samym że nie rzucał słów na wiatr. Nie spuszczał oka z Gwrhyra, gdy jego liczne mechatendrile szarpały włókna, by chwilę potem servo-ramiona dokończyły dzieła zniszczenia i uwolniły go, udowadniając próżność wysiłków dawnego kompana.
-Mnie nie można zabić. Jestem ideą, a te są nieśmiertelne! - Wykrzyczał, karykaturując zew obalonego Astartes. Mało kto jednak zwrócił na niego uwagę, wśród chaosu rzezi, jaką rozpętali nowopowstali daemonhości. Buntownicy padali z agonalnym wrzaskiem, jeden za drugim w ostatnim tchnieniu wciąż tkwiąc w złudzeniu słuszności swojego działania.
Nie mając już czego się złapać, czwórka towarzyszy Gwrhyra rzuciła się na Sharaeela z pięściami, chcąc wydrapać mu oczy, rozedrzeć gardło czy zrobić cokolwiek, byle nie stać bezczynnie. Ich ślepe oddanie sprawie było jednak bezcelowe, nie byli w stanie go zranić. Marnowali więc czas, zamiast zginąć u boku innych buntowników, za ich plecami.
Młody heretek obtrącił ich jak muchy, biorąc zamach by dobić przywódcę, ostatecznie ich złamać, zanim także do niego dołączą. Gwrhyr odmówił mu jednak tej ostatniej satysfakcji, ostatkiem sił sięgnął do krzyża i uruchomiła meltabombę. Sharaeel musiał uskoczyć. Dwóch napastników spłonęło wraz ze swoim idolem, pozostałych dwóch zabiła eksplozja uszkodzonych przez ładunek granatów.
-Nie należało się spodziewać, że fałszywy bóg pozwoli ci pokonać Wybrańca prawdziwego. - Powiedział do dymiących resztek swego niedawnego kamrata. Pomijając ciągłe pieczenie z tyłu czaszki, związane z wyładowaniem jego pola ochronnego, wyszedł z tej walki praktycznie bez szwanku. Wiedział jednak, że odcięcie od mocy Warpu znacząco ogranicza jego możliwości i nawet po okiełznaniu buntu, nie będzie mógł się od razu zabrać na poważnie do pracy. A czekały na niego części z Demona Kuźni. Może też znajdzie coś ciekawego w rzeczach Hegemona, albo samo jego truchło żeby móc je wykorzystać w eksperymentach.

[- Przygotujcie siły do kontrnatarcia w ciągu najbliższej połowy wachty-] odezwało się w głowie wybranych Radnych

[- Ja, Beshan, kapitan Tysiąca Synów, Pożeracz z Prospero, niniejszym KOŃCZĘ TEN BUNT -]

-Powiedział, gdy wykończyłem najsilniejszego z buntowników… - Mruknął pod nosem, na wydawałoby się czcze przechwałki Beshana. Chwilę potem poczuł falę psionicznej energii i gdy minął szok jaki wywołała, przez chwilę cieszył się że jego zmysły zostały otępione. Inaczej to by bolało w cholerę bardziej…
-Coś Ty znowu odpierdolił… Ty chory pojebie… - Marudził pod nosem, zbierając się w sobie. Jego holo-kombinezon zasygnalizował przeciążenie i wyłączył się. Na dodatek nie reagował na sygnał aktywacyjny, zapewne będzie wymagał naprawy. Co gorsza, Maal’tae’el zamilkł. Nie, nie zamilkł… Sharaeel go nie wyczuwał. Coś musiało stłumić moc demona w niespotykanym do tej pory stopniu, odwrócenie tego będzie cholernie upierdliwą sprawą, inaczej Pan Zmian już by powrócił…
-Oj Beshan, długo będziesz to odpracowywał… - Warknął.
Z opętanych utworzonych wcześniej, połowa praktycznie odparowała, zostały jedynie powykręcane zwłoki. Druga połowa wydawała się wytrącona z równowagi, otępiała. Widocznie wybuch mocy je osłabił.
-Dzieci Pana Losu! Wasz czas w tym świecie nie dobiegł jeszcze końca. Czyńcie więc wolę Tzeentcha i nieście śmierć sługom fałszywego boga truchła! Niech Ostatnia Nadzieja Ludzkości spłynie ich krwią, na chwałę Tego, Który Splata Ścieżki, by Wielki Plan mógł się wypełnić! - Widocznie przed swoim zniknięciem Maal’tae’el przekazał mu choć częściową kontrolę nad przywołanymi przez siebie istotami, ponieważ opętani bez chwili sprzeciwu posłuchali i ruszyli by walczyć z buntownikami.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline