Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2018, 20:28   #56
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację

Ostatni Akt

Coś się kończy

Wszystko było gotowe. Gotowe, aby zakończyć ostatni akt podróży. Wystarczyło przycisnąć przycisk i to będzie już koniec. Legion złapał się na tym… że ma skrupuły. I to wielkie. Z paroma osobami na tym okręcie zawiązał więzy… przyjaźni? Porozumienia? Koleżeństwa? To była słabość w jego profesji, ale naprawdę nie mógł sobie wyobrazić, aby udało się cokolwiek wskórać. Po prostu nie. A nawet jeżeli… wątpił, aby jego towarzysze zapłacili AŻ taką cenę. Z drugiej strony… potrafili spontanicznie paktować z demonami, które w zamian właziły w ich życia i dusze swoimi łapskami.
Legion doszedł ostatecznie do wniosku, że nie ma to sensu.
Czas zakończyć tę przygodę.
Czas pożegnać... Ostatnią Nadzieję Ludzkości.
- Jestem Omegaron. - wymamrotał sentymentalnie i dodał naciskając przycisk

- Żegnajcie.






















Coś zaczyna

Nuta

Muzyka sączyła się z głośników. Przez jeden z ekranów przewijała się wgrana z hełmu prognoza Pustki nałożona na wgraną mapę “okolicy”. Luksusowy prom należący do Rady Regencyjnej był wypełniony po brzegi zapasami. Żywność, woda oraz ogniwa energetyczne. No i nie można zapomnieć też o łupach i rzeczach Legiona. Marine zabrał wszystko co tylko mógł. Teraz dokańczał zabezpieczanie ładunków ustawiając skrzynki i pojemniki we wnękach towarowych i spinając je pasami. Na pomysł z opuszczeniem Ostatniej Nadziei Ludzkości kiełkował mu w głowie od kiedy usłyszał o opłakanym stanie okrętu. To nie była kwestia Rozbłysku Astronomicanu… no dobrze, po części była. Był to jakiś znak. Można by nawet powiedzieć, że wezwanie do stawienia się na służbę. Z początku w ogóle nie miał zamiaru wyłamywać się z szeregu. Jednak początkowe zignorowanie buntu przez Radę i wiadomość o desperacji buntowników sprawiła że Legion zaczął kalkulować. W komnatach Oberona dokładnie przyjrzał się bogactwom, które zginorowali Ionachkt i Beshan. Nie widzieli wartości z dziełach sztuki, złocie, klejnotach i skarbach jakie Oberon pozostawił po sobie. Może nie zadawali sobie sprawę… wszak tak jak większość Marines nie przebywali pośród imperialnych śmiertelników i nie obchodziły ich dobra materialne. Jednak Legion znał wartość tego bogactwa. Kiedy po walce z demonami w siedzibie Charona ruszył na mostek zaszedł po drodze z powrotem do komnat spasłego Regenta. To co tam znalazł… ostatecznie przypieczętowało wynik jego kalkulacji. Pewnie gdyby hipnoindoktrynacje, którym poddaje się Lojalistów działały na nim inaczej by to sobie wyliczył. A tak? Każdy wynik prognoz tworzył nowy plan. A najlepszy wynik tworzył...

Na mostku pobrał mapę gwiezdną systemu i trajektorie wszelkich występujących w niej fenomenów. Zmanipulował Mab, aby skupiła się na pomocy Radzie i zachowała dla siebie wypełniony szaber-wór dźwigany przez Legiona. Wymordował ocalałych w hangarze załogantów i zablokował wejście do niego. Ogołocił magazynek z zapasów i ogniw i załadował do promu. Tego luksusowego, którym latała tylko Rada. Antenę zniszczył pozbawiając się komunikacji… ale i utrudniając ewentualne wykrycie.

Na ostatnim odcinku swojej ostatniej podróży wewnątrz Nadzieji zastanawiał się czy nie zabrać kogoś ze sobą. Lazaret pozostawał bez obstawy więc mógł spokojnie zabrać którąś z kapsuł stazy i zabrać do niej śmiertelnika… szybko jednak porzucił ten pomysł. Kapsuła zajmowała zbyt dużo miejsca i pochłaniała energię. Zastanawiał się również nad którymś z Regentów, w szczególności rozważał wysunięcie propozycji Beshanowi z którym miał najmocniejszą więź porozumienia. Doszedł jednak do wniosku, że nie ma to najmniejszego sensu. Nie miał kotwic. Za to reszta miała ich, aż nad to. Dbał o kondycję swojej duszy i wystrzegał się operowania bezpośrednio z mocą Chaosu właśnie po to: aby móc odejść lub przyjść kiedy tylko chce, bez żadnego przymusu ze strony sił wyższych. To był sekret jego udanej infiltracji Imperium. Od czasów Herezji trzymał pokusy zyskania większej mocy z dala od siebie. Do wszystkiego dochodził ciężką pracą i cierpliwością.

I to się znacząco opłaciło. W momencie kiedy moce Chaosu zawodziły, on działał jakby nigdy nic. Bez prania mózgu fundowanego przez którąkolwiek ze stron konfliktu patrzył na wszystko z niewielkim stopniem subiektywizmu pozwalając poznać rzeczy, które inni z miejsca odrzucali. Po prostu… Rozumiał. A zrozumienie dawało możliwość nauczenia się. Na przykład nauczenia się jak być Lojalistą, jak być Renegatem… albo jak być Chaosytą.

Teraz… teraz zamierzał ponownie to wykorzystać. Podróż miała trwać długo, ale w systemie istniały zamieszkane planety i stacje powiązane z Imperium. Rozbłysk Astronomicanu był znakiem nie tylko dla niego, ale z pewnością też dla trylionów ludzi w całej galaktyce. Z pewnością ktoś zajmie się badaniem tego zjawiska, a Legion był jak najbardziej ciekawy cóż to mogło być. Jeżeli dla śmiertelników był on oświeceniem, czy potężnym impulsem do nawrócenia… to czym mógł być dla jednego z synów boga? Legiona zastanawiało czy ktokolwiek z Radnych by przystał do niego? Rozbłysk rozpalił tą tlącą się w nim iskrę, którą otrzymał stając się Astarte i teraz… teraz operator Legionu Alpha nie wiedział co z tym zrobić. Dotąd nie czuł czegoś takiego… nie czuł… obowiązku. Tak. Oprócz ciekawości czym był Błysk czuł też że ma jakąś powinność wobec… wobec…
Na to nie był sobie w stanie teraz odpowiedzieć.
Zamiast tego zadał sobie pytanie czy reszta mogła mieć takie dylematy...

Beshan? Może, ale czy jeden z Tysiąca Synów byłby w stanie wybaczyć Imperatorowi? Może i Horus teatralnie wykiwał zarówno Imperatora, Russa i Magnusa swoją akcją, ale nie zmieniało to faktu, że Imperator popełnił błąd. Ha. Popełnił błąd. W sumie zdanie sobie sprawy z tego że i sam Imperator nie był wszechmocny, wszechwiedzący i wszechprzewidujący sprawiało… sprawiało, że Legion mógł mu wybaczyć. Ale czy mógłby to zrobić Beshan? To było ciekawe pytanie.

Sharaeel, młody i ambitny heretek z tych rozważań wypadł natychmiast. Jego pragnienie potęgi było niczym pożoga. Nie patrzył na cenę zgłębiając się w odmęty Chaosu. Poza tym naczelny technolog Nadziei zwyczajnie nie ufał Legionowi i ten sobie zdawał z tego sprawę. Co więcej przyznawał Sharaeelowi w pełni rację. Legionista miał najmniej do stracenia z całej Rady, jeżeli coś stałoby się z okrętem. Ten kryzys najlepiej to pokazał… tonący statek, okazja… gdyby okręt miał większe szanse przetrwania z pewnością Legion stanąłby w jego obronie… no i może gdyby Złoty Tron nie postanowił nagle przypomnieć Galaktyce i Osnowie, że jest w grze i ma się lepiej niż ktokolwiek mógł przypuszczać.

Amon Drak też odpadał. Był zbyt związany z demonicznymi mocami, miał swoich podwładnych, miał w pogardzie słabość… w ogóle był od Khorna i nie należało się spodziewać, że Rozbłysk chociażby zachwieje jego światopoglądem. Przywódca Szarańczy prędzej by dostał wścieklicy i porozrywał swoich ludzi niż zniżył się do posiadania wątpliwości.

Ionachkt był ciekawym przypadkiem. Legion zdawał sobie sprawę, że nie był on weteranem Wielkiej Krucjaty i z pewnych własnych pobudek przeszedł na stronę Chaosu. Dlaczego? Nie miał pojęcia, ale nie wyglądał na kogoś kto miałby niezachwianą postawę wobec czegoś takiego. Legioniście zawsze się wydawało że przyjęcie tej demonicznej powłoki było wynikiem poszukiwania przez Konsyliarza… własnej drogi. Tylko że własna droga zaprowadziła go tam gdzie był teraz. Czy gdyby dostał możliwość pójścia inną trasą… przyjąłby ją? Wątpił. Tak jak inni za dużo by pozostawił po sobie na okręcie.

No i był jeszcze Gwrhyr. To był ciekawy przypadek. Mroczny Apostoł. Co istota obdarzona taką potężną wiarą zrobi w momencie, kiedy Bóg-Truchło, jakby nie patrzeć, jedyne bóstwo działające w Galaktyce, a mające realną, fizyczną formę uderzy w stół na którym rozgrywa się gra wyższych bytów i ryknie przypominając, że istnieje i ma się nieźle. Czy będąc otoczonym na co dzień przez moc Chaosu i będąc też nią przesiąknięty… zwróci się do bytu, która wzywa do siebie swoje zagubione dzieci? To była ciekawa kwestia do rozważenia.

Legion pokręcił głową. Jeszcze będzie czas na rozważanie tych kwestii. Teraz on sam musiał podjąć ważną decyzję. Rozkaz od Primarchy był jasny i klarowny. Mógł go wypełnić na miliardy sposobów. To co się stało otwierało pewną możliwość, której Legion dotąd nie rozważał. Co więcej… był na kompletnych peryferiach Imperium, a to oznaczało, że mógł uniknąć wielu nieprzyjemnych spotkań, zdarzeń i komplikacji. Ale czy zdecyduje się na ten krok? W sumie… przyjemnie byłoby nie czuć na sobie oddechu największej potęgi w galaktyce wybierając się na małą wycieczkę po sektorze.

Zakończywszy zabezpieczanie ładunków Legionista Alpha, były Regent w Radzie Ostatniej Nadziei Ludzkości podciągnął się do włazu obserwacyjnego i odsunął pancerne płyty, aby spojrzeć na opuszczany przez siebie okręt. Pokiwał głową opuścił zasłony i wrócił do stanowiska pilota. Zasiadł na fotelu i odetchnął spokojnie.
Czekała go naprawdę długa podróż.
Aż nadmiar czasu na planowanie... spiskowanie... przemyślenia... nudę…

Idealne warunki, aby poznać samego siebie przed następnym skokiem w głębinę.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 01-04-2018 o 20:31.
Stalowy jest offline