- Łojezu. Moja moja głowa. Co się w ogóle tutaj dzieje? - Pytałem sam siebie próbując się otrząsnąć. Łeb pękał mi w szwach. Myślałem że zaraz mi wybuchnie.
Kiedy po kilku minutach uporządkowałem jako tako mętlik w mojej głowie i dotarło do mnie, że przede mną nudna męczarnia w szpitalnym łóżku jeszcze bardziej się załamałem. - Jestem zerem. Co też alkohol potrafi zrobić z człowiekiem. W jednej chwili wygrywasz jakiś ważny wyścig, a w drugiej - upity w trupa rąbiesz łbem o umywalkę i na kacu lądujesz w szpitalu. Coś paskudnego. Zawsze na kacu mówię sobie, że już nigdy nie wezmę tego świństwa do gęby. Nadchodzi wieczór i co? I gówno. Znowu piję. Znowu mam ubaw i znowu mam kaca. Koło się zamyka. Beznadziejna sprawa. - Prowadziłem mój monolog.
Oprócz mnie nikogo nie było w sali. Zrobiło mi się smutno. Byłem taki sam jeden w pustym pokoju w szpitalu, na łóżku. Tak tu cicho i...martwo...chlip, chlip....Pieprzony kac.
Rozglądając się po pomieszczeniu dostrzegłem wiszący w kącie telewizor. - JUPI! Tylko gdzie jest pilot. Hmm... - Gorączkowo zacząłem mierzyć wzrokiem okolicę. - Jest! - Krzyknąłem zauważając go na stoliku niedaleko mojego łóżka.
Schyliłem się i wyciągnąłem ręce jak najmocniej przed siebie. Jeszcze troszkę, jeszcze chwilka...ŁUP! Wylądowałem na ziemi. Szybko złapałem pilota, położyłem się z powrotem na łóżku i uruchomiłem tv.
__________________ "- Two tea to room two...
- Strututututu" |