Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2018, 23:38   #37
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Błyskawiczny motocyklowy rajd przez miasto zakrawał na cud - starannie spreparowany, niemniej wciąż cud. W dosłownie trzy minuty przemknęli obok niedostępnego dublińskiego zamku, ominęli zatłoczone uliczki dookoła Trinity College i przeszarżowali przez opustoszałe jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Beggars Bush.

Irishtown było tuż przed nimi.

Już wjeżdżając do dzielnicy cała trójka była w stanie wskazać gdzie są ich znajomi. Każdy odbierał ogłuszające echo magicznej batalii na swój sposób. Skóra Stolarza pokryła się gęsią skórką, a jego włosy były jak naelektryzowane -i nie była to zasługa Elaine. Młodzieniec jeszcze bardziej pochylił się nad kierownicą, i jeszcze bardziej przyśpieszył.

I nagle świat się zaczął walić. Albo raczej walić młotem po głowach.

Na ostatnim zakręcie, tuż po tym jak wyczuli pulsującą energię zaklęć, gwałtowne szarpnięcie wybuchającej opony motora poparte krótkim, treściwym przekleństwem zwykle grzecznego młodzieńca, oznajmiło początek bitwy.
Niefortunny, bo w takim przypadku cała trójka jeźdźców została posłana lotem koszącym na nieprzyjemnie twardą hałdę żwiru.

Elaine miała wrażenie, że czas na chwilę się zatrzymał. W jednej chwili siedziała na motorze wtulona w siedzącego przed nią chłopaka, a sekundę później przytulała się do pokrytej żwirem drogi. A mogła siedzieć w przytulnym mieszkanku Blaithin popijając wino. Mogło jej tu nie być i nie byłoby tu Stolarza. Przerażona rozejrzała się szukając swojego podopiecznego.

Kota nie gryzły podobne rozważania - nie musiał być adeptem magii Losu, aby mieć świadomość, że trafiłby na to miejsce tak czy siak. Mimo niemal pustelniczego trybu życia regularnie robił za magnes na wszelkiej maści kłopoty. Gdyby nie pesymistyczne nastawienie względem zabobonów, pewnie winiłby za ten fakt swoją futrzaną formę. Ale poirytowany był mimo wszystko. Trudno zachować dobry nastrój, kiedy w dupsko kłuje cię żwir, a wszędobylski kurz ciśnie się w nozdrza, grożąc napadem kaszlu i kichania. No i była jeszcze kwestia świra, którego zaklęcie tak ładnie porozstawiało Seigna i pozostałych bywalców Konsylium po kątach. Niech no tylko kot dorwie go w swoje łapy...

Stolarz z głuchym, metalicznym tąpnięciem wyrył w połowie drogi, którą przelecieli jego pasażerowie. W obłoku kurzu który wzniecili było tylko widać jak na chwilę uniósł głowę z ziemi, zanim całkiem żwawo przywarł do niej z powrotem. Dlaczego? Bo, jak zauważył już wcześniej towarzysz Seign, kto miał miękkie serce, musiał mieć twarde cztery litery.

Zaklęcie, które jasny, wijący się jak fryga między betonowymi wspornikami napastnik rzucał, wyrastało jako naturalne przedłużenie jego ruchów. On i jego ciężki, dwuręczny miecz byli jak jedna istota, jak Seign i jego srebrne kule, jak Elaine i jej moneta.
Chwilę później z błyskawicznie zachmurzajacego się nieba z ogłuszającym hukiem w miejsce gdzie znajdował się Ash uderzył kolejny piorun, posyłając w powietrze chmurę ostrych, kamiennych odłamków i pyłu, zasłaniającą cały widok.

Nie wiedzieć czemu, cała ta rozpierducha kojarzyła się kotowatemu z Wojną Światów. Ale nie z oryginałem, a z “uaktualnioną” wersją wypuszczoną przez Spielberga w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia. Zapewne było to wywołane pompatycznością i arogancją, które wręcz ziały od miecznika, chlapiąc w najlepsze po okolicznej scenerii, jak zawartość nieuszczelnionego szamba. Niestety, tym samym wchodziły w bezpośredni konflikt interesów z kocią pretensjonalnością. Na scenie było miejsce tylko dla jednego napuszonego demagoga, a demagog ten ustawowo miał mieć ogon i cztery łapy. Bo tak.
- This is your brain. This is your brain on drugs...- zamruczał ponuro koteł, spuszczając łepetynę i formułując pierwsze bloczki swojego zaklęcia. Wizualizując pakiet spustoszenia, jaki zamierzał zaszczepić w umyśle oponenta, posiłkował się groteskowo przejaskrawionymi scenkami sytuacyjnymi, które zaczerpnął z kampanii antynarkotykowej wypuszczonej przez rząd USA pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Bo przecież trudno o coś bardziej druzgocącego dla ludzkiego umysłu niż telewizja, prawda?

Potężny podmuch gorącego, burzowego wiatru zakręcił się po placu, wznosząc w powietrze tumany gęstego, duszącego pyłu, oblepiając nim wszystko i wszystkich nawet szczelniej niż przedtem.

Utrudnienie -2 kości dla wszystkich którzy jakoś nie rozwiążą tego problemu - widoczność jest bardzo krótka, sypie w oczy, zatyka gardło, a do tego ciągle przyśpiesza i powoli idzie w kierunku małej trąby powietrznej. Efekt dodatkowo jest spotęgowany dla was przez fatum które nad wami zawisło - te ziarenko piasku które mogłoby trafić gdziekolwiek, trafia akurat w otwarte oko i tego typu problemy


Ubrany w biel wojownik mignął nad niskim murkiem w waszą stronę, przez chwilę lecąc w aurze wyładowań elektrostatycznych rosnącej z każdym wystudiowanym ruchem. Lądowanie miał iście spektakularne, w najgorszym możliwym stylu - cała ta energia została rozładowana zaklęciem w kierunku motora który wypadł spod zaklęcia Seigna. Wybuch pojazdu był skromnym dodatkiem do tego pokazu fajerwerków - przynajmniej dla będących trochę dalej od pojazdu Seigna i Elaine - ale nie był nim latające odłamki metalu i prażone elektrycznością elementy konstrukcyjne.

Wyładowanie niosło ze sobą coś więcej: przekonanie o słuszności własnej sprawy, o konieczności wypalenia starego i zastąpienia nowym - prawdziwy prawy szał, godny lepszej sprawy.

To co przykuło uwagę Elaine, to że całość ruchów - niemalże kata - było jej znajome. Z całą pewnością Ash uczył podobnych zasad swoich podopiecznych w czasach kiedy jeszcze próbował jakichś przyjąć, ale czy ktoś jeszcze?

Zaklęcie Seigna sięgnęło celu - jako pierwsze w tej batalii dotknęło przeciwnika do żywego, mieszając stare z nowym, wywalając fatal errora na synapsach i nie będące ideowo tak odległe od tego co z mózgiem mógł zrobić piorun. Tylko że tutaj byłoby to odwracalne. Mężczyzna, chwilę temu zwinny niczym gazela, padł na kolano, panicznie wyciągnął rękę za siebie i oparł się o niski murek, próbując dojść do sobą do ładu.

Elaine sięgnęła do wiszącego na szyi zegarka. Poranione palce zacisnęły się na chłodnym srebrze. To wszystko działo się zbyt szybko, to wszystko działo się nie tak. Potrzebowali czasu, odrobiny przewagi. Czarodziejka skupia wzrok na murku, na który opadł mag. Potrzebowała czegoś stałego, czegoś na czym mogła oprzeć wzrok gdy wszystko wokół zafalowało wraz z drgnieniem czasu.

Właśnie na tym murku dopadło go zaklęcie Elaine - subtelniejsze i mniej destrukcyjne niż zaklęcie jej towarzysza, ale wcale nie mniej pożyteczne jako że kupiło parze magów więcej czasu.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 14-06-2018 o 01:28.
TomBurgle jest offline