Klimatyzacja była sprawna - choć może chłód wewnątrz samochodu był zasługą wiatru wpadajacego przez uchylony szyberdach, bo Raphael nie żałował silnika, z nonszalancją śmigając po asfalcie ile fabryka dała. Radio też niestety działało, wypluwając srogie basy jakiegoś
skocznego latynoskiego hitu co razem z wyciem zużytej V8 sprawiało, że w aucie nie dało się słyszeć własnych myśli, a co dopiero rozmawiać.
Wyskoczyli na międzystanową, która tutaj biegła jeszcze pomiędzy suburbiami, ale po dotarciu na rozjazdowe skrzyżowanie sanitariusz gwałtownie skręcił, pakując auto na kolejny rozległy parking. W przeciwieństwie do tego szpitalnego, ten zastawiony był wszelkiej maści pojazdami - od luksusowych "europejczyków" przez olbrzymie tiry, rodzinne vany, aż do grupki chromowanych motocykli. Nad gęsto upakowanymi autami górował betonowy słup wskazujący, że znajduje się tu motel i bar szybkiej obsługi.
W
klasycznym wnętrzu kłębił się tłum równie różnorodny, jak zostawiane na zewnątrz pojazdy: biznesmeni-komiwojażerowie, harlejowcy, rodziny z dziećmi na wycieczce, zarośnięci i mrukliwi kierowcy tirów... pełen przekrój, jak to bywa na przystankach umiejscowionych wzdłuż wielkich dróg.
Mimo panującego ścisku i zamieszania, Raphael nie miał trudności z odnalezieniem wolnego stolika; po chwili zresztą podeszła szeroko uśmiechająca się kelnerka, a z krótkiej wymiany uprzejmości Doe domyślił się, że mężczyzna musi być tu stałym i lubianym gościem. Zaraz też na stoli wjechała jajecznica z boczkiem i dzbanek kawy, uzupełnione pankejkiem - choć pora śniadaniowa dawno już minęła.
-
Szefie... - sanitariusz z pełnymi ustami wyciągnął z kieszeni smartfona i poklikał coś na nim jedną ręką, drugą nie przestając ładować sobie w buzię jedzenia -
Podpisaliśmy NDA z tą kancelarią... są z Baltimore. Zapamiętałem nazwę. - podsunął Johnowi telefon z wyświetloną na nim stroną internetową. Bardzo skromna, ale czytelna i elegancka "wizytówka" kancelarii "M.M. & J.C. Associated" reklamowała się hasłem "Każdy zasługuje na drugą szansę". Z krótkiego opisu wynikało, że kancelaria zajmuje się głównie "naprawianiem" (jak sama to określała) "pomyłek sprawiedliwości" - rewizją ciężkich wyroków, wpłacaniem kaucji, uzyskiwaniem odszkodowań za więzienie etc. John nie znał się zbyt na prawie, ale wydawało mu się, że usługi są dość specyficzne i zahaczające o szarą strefę prawa... lub kierowane dla baaardzo nietypowej klienteli, wolącej zachować anonimowość. Potwierdzała to też informacja na stronie - a raczej jej brak. Tylko adres, bez telefonu czy maila, a oprócz ogólnikowych haseł o "tysiącach zadowolonych klientów" brakowało referencji czy nawet zdjęć adwokatów.
-
Jesteśmy na międzystanowej 50 - mruknął sanitariusz, pokazując widelcem za okno -
Stąd jak w mordę strzelił jedzie się do Maryland. Szef złapie tu coś i zaraz będzie na miejscu. A po drodze... po drodze... - zakrztusił się łapczywie pożeranym plackiem i popił go kawą wprost z dzbanka -
Po drodze niech szef poszuka tych ludzi ze zdjęć. Ale ten gliniarz będzie miał głupia minę, jak się okaże, że oni żyją, nie?