Tuti nie chciała współpracować. Ciężko powiedzieć, czy przez traumę, czy po prostu, nie lubiła kolegów. Dirith postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, i to dosłownie. Tuti uparcie zapierała się rękami i nogami. Było to dość niepokojące, czy coś mogło być gorsze od wkurzonego Diritha...? Nagle rozległo się głośne wycie. Wycie ni to wilka, ni to hieny. Zapadła cisza.
- Żyją! – ucieszyła się jedna z hien. – Kłamiesz!!! – warknęła wściekle w twarz Tuti. – Zaprowadź nas do nich, natychmiast!!!
- Nie rozumiecie, coś tam jest! – upierała się Tuti. – Coś złego tam jest! Matrona nie chciała odejść, nie pozwalała nam odejść! Coś złego ją pochłonęło, i wszystkich! I ta trawa! Ta trawa ich zjadała!... Byli głodni... zjadali innych! Tam coś jest, to wszystko ich zabiło!
- Martwi nie nawołują pomocy!
- Oni nie sÄ…...!
Coś poruszyło się w tunelu przed wami. Było mniej więcej wielkości Diritha i hien, ale poruszało się skulone, na czterech nogach.
https://sevil-s.deviantart.com/art/Internal-638387490
Poruszało się bardzo powoli, chwiejnie. Miało zamknięte oczy. Pachniało stęchlizną i zgnilizną.
- Co to jest?! – szepnęła jedna z hien.
- To chyba...? To nie jest chyba...?
- Nie... To żaden z naszych... prawda...?!
Stworzenie powoli zataczało się w waszym kierunku. Sprawiało wrażenie, jakby spało albo było kompletnie pijane.
- Nie zbliżajcie się do niego i nie dotykajcie go!!! – jęknęła Tuti. – Rozsiewa coś złego, chorobę! Dotknięty albo zraniony rozsiewa chorobę! Nie podchodźcie tam!!!
A Może By Tak...? Mieliście do wyboru dwie drogi. Lewą, gdzie pojawiała się srebrna trawa, i gdzie w głębi tunelu było jej już sporo, albo prawa, gdzie ten dziwny stwór powoli zmierzał ku wam. Przejście przez trawę być może jest możliwe, ale będzie wymagało trochę akrobacji. Trawa poruszała się i sprawiała wrażenie głodnych macek, nie miłego trawnika.