Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2018, 20:05   #12
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
“Rozkapryszona panienka? Już ja ci pokażę rozkapryszoną panienkę! Ciekawe czy dalej będziesz się tak wywyższać, cnotko-niewydymko, kiedy jednym gestem przywołam piorun. Może jak cię zdrowo popieści, to zrozumiesz, że nie warto lekceważyć czarodziejek!”
Iskra zacisnęła szczęki, ledwo się powstrzymując przed wypowiedzeniem swoich myśli na głos. Wokół jej palców u dłoni złowieszczo podskakiwały coraz to wyraźniejsze iskry, jakby miały zwiastować urzeczywistnienie gróźb, które do tej pory siedziały jedynie w głowie młodej czarodziejki.
Już przypominała sobie magiczną formułę, kiedy do jej uszu dotarł tembr tak dobrze znanego jej męskiego głosu, w którym dało się słyszeć wyraźną nutę nonszalancji.
Przymknęła na moment powieki i odetchnęła głęboko, powoli wypuszczając powietrze lekko rozchylonymi ustami. Wargi miała muśnięte karminową pomadką. Rozbestwione iskry zaczęły znikać wraz z wydechem, a kiedy czarodziejka otworzyła oczy, nie było już po nich śladu.
Spojrzała wtedy zza rzęs na Rysia i uśmiechnęła się łagodnie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele w tej chwili zawdzięczały mu kapłanki Delibe.

- Głęboko w... poważaniu mam wdzięczność tych cnotek od siedmiu boleści! - powiedziała półszeptem do łowcy, kiedy kapłanki opuściły świątynię, zostawiając ich w towarzystwie krasnoluda i pozostałej czwórki ludzi. - I tak, miałam powiedzieć “w dupie”, ale się powstrzymałam, bo nie przystoi mi się tak wyrażać - dodała po chwili z lekką irytacją w głosie, kiedy spostrzegła rozbawienie na twarzy Rysia. Często bywało tak, że ledwo powstrzymywała się przed powiedzeniem czegoś, co nie wypadało szanującym się czarodziejkom.

Nie była wcale zadowolona z faktu, że najbliższa w tym towarzystwie jej osoba wcale nie poparła jej w walce o opóźnienie ewentualnego wyruszenia w drogę. Obrzuciła łowcę bardzo wymownym spojrzeniem, mrużąc przy tym powieki. Zdawać by się mogło, że zaraz miała zacząć syczeć jak rozwścieczona kobra, ale powstrzymała się jedynie do wyprowadzenia ciosu w ramię mężczyzny, kiedy ten zaproponował jej maskę karnawałową z martwego orka. Nie pomogło wcale to, że tylko tym bardziej rozbawiła Rysia, bo uderzenie jej pięści nie było zbyt efektowne.

Na prośbę półolbrzymki jedynie wzruszyła ramionami. Nie to, że chciała być dla niej niemiła, bo w końcu ta sympatyczna blondynka nic złego jej nie zrobiła, ale Iskra była już wystarczająco poirytowana, a poza tym wcale nic nie wspominała o tym, że nie zamierza wybrać się z nimi na tę szaloną misję. Chciała jedynie wyruszyć nieco później, by móc się odpowiednio przygotować. Dlaczego nikt nie potrafił tego zrozumieć? Przecież kąpiel i zadbanie o własną higienę były podstawowymi potrzebami ludzi cywilizowanych! A ze zwierzętami chyba nie miała do czynienia…

Wtedy głos zabrał krasnolud. Ten cholerny, stary kurdupel śmiał nazwać ją bęcwałem! Tego było już za wiele. Iskra zacisnęła pięści i już chciała coś powiedzieć, chociażby odpyskować, a w najgorszym razie rzucić na tego nieokrzesanego pajaca mikrego wzrostu jakąś straszliwą klątwę, kiedy coś ją powstrzymało. Odezwał się zdrowy rozsądek. Czarodziejka fuknęła tylko pod nosem, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia.
Potrzebowała odetchnąć świeżym powietrzem, przespacerować się i ochłonąć. Byleby z dala od tego kurdupla, bo jeśli miała spędzić w jego towarzystwie najbliższe dni, to musiała szybko nauczyć się go tolerować.

Gdy opuściła tereny świątyni, od razu poczuła się lepiej. Świeże, górskie powietrze orzeźwiło jej umysł i zmysły. Odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się.
W końcu dotarła na obrzeża miasta Vetteburg. Nie wiedziała ile zajęło jej spacerowanie, nawet nie zauważyła, kiedy się tak ściemniło. Znajdowała się na jakimś wzgórzu, z którego miała widok na całe miasteczko.
Podmuchy wiatru rozwiewały jej kasztanowe włosy. Była z nich dumna. Uważała długie włosy za jedną z podstawowych cech kobiecości. Zawsze nosiła je rozpuszczone, co według niej symbolizowało wolność i niezależność.
Uniosła spojrzenie zielonych oczu ku niebu, które mieniło się blaskiem miliona gwiazd. Nie było ani jednej chmury.
Iskra przymknęła powieki i rozłożyła ręce na boki. Jej purpurowa spódnica szeleściła cicho, poruszana przez wiatr. Po chwili uniosła obie dłonie ku niebu, wyszeptała jakąś formułkę i ku górze wystrzeliło kilka piorunów. Zaśmiała się wtedy melodyjnie i powtórzyła gest, dalej się wesoło śmiejąc. Rozbawiła ją myśl, że mieszkańcy Vetteburga musieli zachodzić w głowę, co właśnie się działo na wzgórzu.

Kiedy skończyła, usiadła na trawie, dysząc lekko ze zmęczenia. Wciąż się uśmiechała. Miała wyśmienity nastrój i zupełnie zapomniała o przykrościach, które miały miejsce w świątyni. Zaczęła nawet zastanawiać się, gdzie był i co robił Ryś? Miała nadzieję, że zauważył dziwną anomalię pogodową i od razu domyślił się, co było jej sprawką, bo właśnie bardzo zapragnęła jego towarzystwa.
 
Pan Elf jest offline