Waterdeep. Kilka dni temu.
Było już dawno po zmroku. Durin przybył do szynku bez towarzystwa, choć tego wieczoru coś mu podpowiadało, że
Meteor może mu się przydać. W biesiadnej izbie panował zaduch, śmierdziało szczynami i najtańszym piwem, ale krasnolud nie przybył tutaj by ucztować, ani zabawiać się. Większość ław była pozajmowana. W rogu, na przeciwko wejścia do przybytku znajdował się stolik, przy którym siedziała trójka mężczyzn nie zainteresowanych ani śpiewem, ani toastami, ani nawet cycatą służką dolewającą trunków.
Durin od razu rozpoznał w jednym z jegomości swojego informatora, którego wcale nie było łatwo odnaleźć. Jego zbroja dźwięcznie brzęczała, lecz w takim miejscu ten kojący nerwy brodacza dźwięk był zagłuszony przez krzyki i sprośne przyśpiewki. Waterdeep było ogromnym miastem, gdzie każdego dnia przybywały dziesiątki, a może nawet i setki poszukiwaczy przygód. Nikogo tutaj nie dziwił krasnolud w pełnym rynsztunku. Durin podszedł do stolika i powitał mężczyzn skinieniem głowy.
-Usiądź krasnoludzie.- rzekł człowiek o kasztanowych, falujących włosach do ramion. Jegomość miał na sobie stary płaszcz, spod którego wystawała rękojeść szabli.
-Napijesz się czegoś?- spytał po krótkiej chwili krasnoluda, lecz ten nieznacznie pokręcił głową.
-Nie przybyłem tu biesiadować.- odparł chłodno Durin. Nie ufał im ani trochę, czego dowodem był oparty o nogę stołu młot bojowy, tylko czekający by rozbić nim czaszkę lub dwie.
-Ah tak. Wy krasnoludy... Jesteście długowieczni, lecz równie niecierpliwi co ludzie.- skomentował inny osobnik o zepsutych zębach i ze szramą na wychudzonym pysku.
-Daruj sobie te komentarze, albo zamiast złota zarobisz w ryj...- warknął Durin. Mężczyzna spiął się i od razu sięgnął ręką pod płaszcz, ale ten pierwszy o długich włosach uspokoił go gestem ręki.
-Mój przyjaciel słyszał o owianym złą sławą człowieku z Północy, którego zwą łowcą gigantów.- dodał po chwili. Na twarzy Durina pojawił się blady uśmiech.
-Powiedz mi coś wartego mojego złota.- odparł krasnolud. Człowiek odpowiedział podobnym uśmiechem i powoli położył dłoń na blacie stołu, poruszając palcami otwartej dłoni. Durin wziął głęboki wdech i sięgnął ręką do kieszeni rzucając człekowi mieszek z brzęczącymi monetami. Informator spokojnie otworzył skórzaną saszetkę i spojrzał do środka.
-Myślałem, że jesteście równie hojni co odważni.- syknął, nie odrywając wzroku od brodatego rozmówcy.
-Póki co nie powiedziałeś nic wartego nawet tego złota.- krasnolud wskazał paluchem pakunek w dłoni człowieka.
-Twój zabójca gigantów udał się na północny wschód. Wyruszył jakieś dwa miesiące temu.-
Durin skinął głową i sięgnął po kolejny mieszek. Rzucił go informatorowi nad stołem. Człek uśmiechnął się szeroko.
-Giganci rozbili karawanę z towarami wpływowego kupca. Ów szlachcic wyznaczył sowitą nagrodę za głowę herszta tej bandy.- dodał i spojrzał wyczekująco na krasnoluda.
-Powiedz coś więcej.- zażądał brodacz.
-Ruszył samotnie, dobrze przygotowany. Wyprawił się konno. Trudno ci go będzie znaleźć krasnoludzie.- rzekł. Durin pogładził się po czarnej brodzie swobodnie opadającej na jego zbroję.
-Jeśli przypomnisz sobie coś więcej, lub zdobędziesz więcej informacji znajdziesz mnie każdego dnia w południe w porcie. Będę czekał przy burdelu "Ruda Kethrin".- oznajmił, po czym rzucił informatorowi kolejny mieszek. Krasnolud złapał za trzonek młota, wstał od stołu i bez słowa więcej opuścił gospodę.
Waterdeep. Dzisiaj.
Durin włóczył się tego dnia po portowej dzielnicy w melancholijnym nastroju. Adbarczyk przyglądał się pracującym w porcie ludziom. Dłuższą chwilę patrzył na młodego człowieka w eleganckich szatach, który tłumaczył swemu nastoletniemu potomkowi, że gdy podrośnie wpływy z handlu będą również jego wpływami. Krasnolud przypomniał sobie jak lata temu spędzał czas ze swoim synem. Pamiętał jak uczył go strzelania z łuku oraz walkę w zwarciu z użyciem tarczy.
Zamir zawsze był największym powodem do dumy swego ojca. Chłopak zawsze szanował zasady i wierzył w honor. A po latach treningów z pasji i własnej woli wyrósł z niego zacny wojownik. Za prawdę służba w oddziałach tarczowników cytadeli była wielkim zaszczytem, którego Zamir miał szczęście doświadczyć.
Z rozmyślań wyrwał krasnoluda głos Glascaiva. Durin rozejrzał się nerwowo, ale szybko dotarło do niego, że barda nie było w pobliżu. Szczerze nienawidził, gdy chłopak za sprawą magii przekazywał mu wieści prosto do głowy. Adbarczyk wziął głęboki wdech, splunął w bok i powoli ruszył w kierunku gospody południowej dzielnicy, gdzie znajdował się "Pełny kufel". Na miejsce dotarł jako jeden z ostatnich. Nie spieszyło mu się. Tak kazał myśleć innym. Po prawdzie to żywił szczere nadzieje, że jego informator w końcu pojawi się z większymi konkretami.
Kiedy dotarł na miejsce rozejrzał się za towarzyszami. Długo nie musiał szukać. Szpiczaste uszy elfich "kompanów" wyznaczały się nawet w największym tłumie gawiedzi.
-Elfy...- prychnął pod nosem. Samo to słowo irytowało Durina, ale postanowił spokojnie wysłuchać szczegółów nowej roboty. Złoto w jego kieszeni kończyło się szybciej niż podejrzewał, wszak informacje były w Waterdeep powszechnym ale i cennym towarem. Krasnolud dosiadł się do ławy i w milczeniu wysłuchał słów Glascaiva.
-Konkrety, że niech mnie worg zwącha...- burknął do siebie, po wysłuchaniu barda. Kilka uderzeń serca później nieopodal miejsca, które zajęli wybuchła karczemna burda. Durin starał się nie brać udziału w takich bijatykach. Po pierwsze to nie godziło Młotowi Moradina, a po drugie lękał się, że może kogoś skrzywdzić za bardzo. Awantura ucichła tak szybko jak się wywiązała, a bardzina dostrzegł ich łączniczkę ze zleceniodawcą. Kobieta o bladej cerze rozprawiała chwilę z gospodarzem i skierowała w końcu kroki w ich stronę.
Adbarczyk postanowił milczeć i rozmawiać tym bardziej wygadanym członkom grupy.