Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2018, 12:40   #103
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wampir widział jak pomału opuszczają dzielnicę uciech by wejść w typową strefę mieszkalną. Zabudowa stała się sporo niższa, widać jednak było, że domy posiada tu wielu bogatych Londyńczyków. Nawet kamienice były bardzo eleganckie i zadbane. Kątem oka zobaczył przecznicę prowadzącą do ulicy, którą ostatnio wędrowali wraz z Charlottą szukając sukni ślubnej. A więc wkroczyli do domeny Jessie. Przez chwilę nawet wydało mu się, że dzielnica została oszczędzona, ale w końcu natrafili na ślady po wczorajszym pożarze. Rycerz podszedł do ruin domu rozglądając się, czy widzi charakterystyczne elementy. Jednak chciał sprawdzić coś jeszcze. Mianowicie, czy była tutaj Ventrue podczas całego zdarzenia, jeśli zaś tak, co się stało? Gotów był użyć zmysłów wszelakich, byle odkryć to. Gdyby bowiem znalazła się poraniona, mogliby mieć solidnego alianta, jeśli jednak “przypadkiem” nie byłoby jej wtedy, byłoby to nadzwyczaj dziwaczne.
- Tutaj mieszkała Jessie, prawda … - zwróciłem się do Helen.
- Nie… nie jestem pewna kto mieszkał tutaj, ale Jessie zajmowała wielki pałac nieopodal szpitala. - Helen wskazała mniej więcej kierunek.
- Ewentualnie spróbujemy potem, teraz ruszajmy według planów, acz moment - rycerz skupił się dotykając któryś spośród kawałków metalu. - Zobaczymy jednak jeszcze, czy uda nam się cokolwiek wyczuć, skoro trafiliśmy na to miejsce. Później szybko idziemy wspomnianą Old Street, jeśli właściwie pamiętam nazwę -stwierdził wampir określając priorytety.
Przedmiot zdradził mu kolejną osobę, kobietę. Niestety tym razem jej nie kojarzył, za to zdradziła mu to, że w sali naprawdę było sporo osób. Naliczył ich kilkanaście. Wobec tego kobieta powinna być kolejną osobą do narysowania. Nie wątpił, że ktoś ją wreszcie pozna.
- Kilkunastu wspólników, wśród nich kobieta - opisał Helen, jak wyglądała. Ewentualnie mógł spróbować dotknąć jej umysłu, jednak postanowił odłożyć to na później jakoś. - Ruszajmy dalej.

Do kościoła dotarli już bez przeszkód. Wampir nadal nie czuł się obserwowany. Zupełnie jakby osoba, która go śledziła nagle straciła zainteresowanie. Główne drzwi były zamknięte, ale w sumie nie było to dziwne, z uwagi na porę. Przeciwnicy może uznali, że sprawa została załatwiona. Jednak obecnie mieli przed sobą drzwi.
- Potrafiłby je ktoś otworzyć względnie bez huku, czy idziemy do jakiegoś miejscowego wikarego, ażeby pożyczył klucz? - spytał rycerz. Oczywiście wspomnianemu kapłanowi później odpowiednio przestawiłoby się jego ludzką pamięć.
- Powinnam sobie poradzić… - Charlie odezwała się nieśmiało i rozejrzała się po okolicy. - Ale spróbujmy może z jakimś bocznym wejściem.
- Zazwyczaj są jeszcze wejścia boczne i wejście od zachrystii.
- Helen także się rozejrzała. Mimo późnej pory po okolicy nadal kręcili się ludzie.
- Poszukajmy najpierw wejścia, później pomyślimy, co z ludźmi. Jakby bowiem co, możemy się skryć przy bramie, albo raczej Helen oraz zmienić na postać wikarego. Wtedy nawet obserwujący przechodnie nie znajdą niczego dziwnego. Jakiś pastor tam prowadzi kogoś. Dosyć normalna sytuacja - stwierdził spokojnie wojownik.
- By się w kogoś zmienić muszę mu się długo poprzyglądać… nie mam pojęcia jak wygląda tutejszy wikary. - Helen spojrzała niepewnie na rycerza.
Idąc wzdłuż bocznej ściany kościoła trafili na kolejne wejście. Dalej była brama i przejście na tyły kościoła, pewnie tam znalazłoby się wejście do zachrystii.
- Helen, ty nie wiesz, ja nie wiem, ci przechodnie także nie wiedzą pewnie - uśmiechnął się. - Zresztą nocą wszystkie koty są czarne, istotne, żeby tylko były jakieś ubrania pasujące do tego właśnie powołania. Póki co jednak chodźmy dalej. Jak zobaczymy jakiegoś wikarego, albo jeśli on zobaczy nas, poproszę go, ażeby nas zaprowadził spokojnie.
Na tyłach kościoła, tuż za transpetem, znajdowało się wejście do zachrystii. To nieopodal niego, zobaczyli krzątająca się na przykościelnym cmentarzu wikarego. Mężczyzna był już starszym człowiekiem, ruchy jego były jednak sprężyste. Gaheris po chwili obserwacji bez trudu rozpoznał też, że owa postać jest ghulem.
- Ghul - wyszeptał rycerz do Helen oraz Charlotty.
Następnie podszedł do wikarego.
- Pochwalony ojcze. Jesteśmy prowincjuszami. Wraz z przyjaciółmi chcielibyśmy zwiedzić wieżę tego pięknego kościoła. Czy udzielilibyście nam klucza oraz pozwolenia? Prosimy bardzo - uśmiechnął się. Gaheris użył swoich mocy oraz siły woli, ażeby przekonać wikarego, iż to jest doskonały pomysł, bowiem trzeba pomóc ciekawskim turystom. Wcześniej jednak wysłał mu przekonanie, iż są kimś bardzo przyjaznym. Gotów jednak, gdyby poprzednie zabiegi nie pomogły, użyć modyfikacji pamięci polegającej na tym, iż wtłoczyłby mu przekonanie, iż jego pan kazał im przekazać wspomniany klucz.
Mężczyzna zawahał się na chwilę spoglądając to na Gaherisa to na towarzyszące mu kobiety. Wampir bez trudu odczytał w jego spojrzeniu o jakie plany jest podejrzewany.
- To dom boży, nie wypada… - Widząc uśmiech wampira staruszek złagodniał. - No dobrze, ale tylko na chwilę. Oderwał się od swoich prac. Nie przyjemniej byłoby w ciągu dnia? Lepszy widok. - Poprowadził ich spokojnym krokiem w stronę kościoła.
- Pewnie byłoby podczas dnia, gdybyśmy mogli. Niestety jestem przekonany, że wyjedziemy stąd. Dlatego nie mamy wielkiego wyboru - wyjaśnił rycerz. - Oraz oczywiście bardzo dziękujemy. Proszę nam tylko otworzyć. Spokojnie pójdziemy sami. Miał wielebny wszak jeszcze jakąś pracę. Stanowczo nie chcielibyśmy odrywać. Później wychodząc zamkniemy oraz podrzucimy klucz - oczywiście rycerz nie miał ochoty, aby ktokolwiek towarzyszył im.
Ghul doprowadził ich do drzwi wewnątrz kościoła i podał klucz. Skorzystał z okazji by nachylić się do Gaherisa
- Tylko błagam, bez żadnych nieprzyzwoitości. To Dom Boży. - Najwyraźniej dla staruszka było to główne zmartwienie w tej chwili.
- Oczywista sprawa, dziękujemy jeszcze ponownie - rycerz otworzył drzwi. Pomyślał, iż zaczną zabawiać się kontrolą wszystkiego od góry. Skoro stamtąd prowadzono obserwację, miało to największy sens.
Na górę prowadziła wąska klatka schodowa, w której dobrze zbudowany wampir musiał iść lekko bokiem.

[MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-kyxWeenbxe4/T1nmgLHTfvI/AAAAAAAABf8/VS5JRlxHOZE/s1600/2.jpg[/MEDIA]

Schody zdawały się ciągnąć w nieskończoność, jednak cała trójka radziła sobie z nimi dosyć dobrze, narzucając szybkie tempo. Na górze trafili na drewniane drzwi, które wyprowadziły ich na niewielki taras, na którym znajdowała się drewniana klatka schodowa otaczajaca dzwony. Tutaj gaheris zauważył znowu znajome elementy. Były przymocowane niemal do każdej belki, wprawione w fugi między kamiennymi płytami. Czyli wiadomo było, co należy sprawdzać. Gaheris położył swoje dłonie skupiając się na odkrywaniu tajemnic tamtego miejsca. Niewiele to dawało. Faktycznie racja, rycerz przypomniał sobie, iż zaklęcia były umieszczone od spodu. Wydobył więc kawałki żelaza. Dopiero wtedy postanowił się skupić poważniej. Wyjmując przedmiot poczuł jak cała konstrukcja lekko zadrżała. Albe było to dziwne drżenie, nie jakby się waliła, coś niższego, jakby dotykającego jego podświadomości. Gdy skupił się na przedmiocie, zobaczył pochylającego się nad nim maga, to jak w pełnym skupieniu wybija dłutkiem misterne znaki. Tarquin stał obok. Mężczyźni rozmawiali. Gaheris nie rozróżniał słów, ale był pewny, że byli w przyjacielskich stosunkach. Prawdą jednak było, że stosunki takie mogły wynikać z działania dyscyplin starego ventrue. Później zobaczył ich na tej wieży. Znowu rozmawiali. Ventrue przykucał na szczycie drewnianej konstrukcji, dotykając wykonanej z metalu tarczy. Oczy miał przymknięte. Wizja zakończyła się, a Gaheris znalazł się znów stojąc w wieży, w towarzystwie dwóch kobiet.
- Tarquin był tutaj, magik także - wyjaśniał swoim kompanom. - Ogólnie jest coś nie tak, nie wiem co. Jakby coś się ruszało na, nie wiem jak to określić, jakimś innym podłożu świadomości. Pojęcia nie mam. Hm, najistotniejsze jest chyba, iż byli tutaj dotykając na szczycie metalowej tarczy. Cokolwiek takiego to owa metalowa tarcza. Chodźmy tam, gdzie ów drań dotykał owego przedmiotu - stwierdził rycerz ruszając dokładnie tam.
Wampir poprowadził swoje towarzyszki na szczyt drewnianej konstrukcji. MImo dziwnych odczuć, wydawała się być nadal bardzo stabilna. Minęli zegar, zawieszony w duszy schodów i wydostali się pod sam dach. Na zewnątrz wychodziły stąd niewielkie okienka w połaci dachowe, które Gaheris widział także w swojej wizji. Na środku, przymocowana do drewnianej podłogi, znajdowała się owa tarcza. Czyli miejsce kolejnego badania. Wojownik dokładnie ułożył swoje dłonie na podobieństwo sukinsyna Tarquina (jak to się ładnie porymowało). Skupił się ponownie. Gdy zamknął oczy nagle pojawił się przed nim Londyn, a dokładnie dachy miasta.

[MEDIA]http://primaryfacts.com/wp-content/uploads/2013/06/Victorian-London.jpg[/MEDIA]

Wampir szybko zdał sobie sprawę, że jeśli tylko coś go zainteresuje, może jakby “podlecieć” bliżej i obserwować to bez wiekszego wysiłku.
- Ale cuda. Popatrzcie, nie wiem, co to jest, jednak jakieś zaklęcie tutaj zostało stworzone oraz dzięki niemu możnaby śledzić dokładnie wszystko. Hm, skoro tak, rozejrzyjmy się - uznał rycerz. Dowcipne było skorzystanie ze wspaniałej magii przeciwników, przeciwko nim samym. - Ech szkoda, iż nie ma Boyla. Wrzuciłby tam zaklęcie, iż każdy kto spróbuje tego użyć zostanie potraktowany jakimś świństwem antywampirzym. Gdyby Tarquin chciał ponownie popróbować śledzenia, byłby pacnięty. Jednak skoro go nie ma, spróbujmy przynajmniej tego - Gaheris starał się rozciągnąć jak najbardziej swoje zmysły, poszukując znanych sobie osób, czyli magika oraz wspomnianego Tarquina. Z tej wysokości wampir doskonale widział skalę zniszczeń dzielnicy podlegającej Jessie. Kolejne pogorzeliska, czerniały pomiędzy ocalałymi budynkami. Wtedy zobaczył go. Wielki pałac, teraz całkowicie spalony. Wokół krzątali się ludzie, sprzątając po pożarze i starając się odratować to co się da. Jego uwagę przykuł mężczyzna, który najwyraźniej coś znalazł i zaczął biec w kierunku północnym. Wtedy też do nozdrzy wampira dotarł niepokojący zapach dymu.
 
Aiko jest offline