-
Poczekaj – Darla zastopowała mężczyznę ruchem ręki. Ona też potrzebowała się napić. Otworzyła lodówkę i spojrzała do wnętrza, a potem dobiegł ją
śpiew Phebe radośnie wtórującej kucykom.
Westchnęła i wyciągnęła Radlera 0. Pociągnęła duży łyk.
-
Czy dobrze rozumiem – zaczęła powoli. –
Jeden z przysypanych geologów rzucił się na was? A ty mu przypierdzieliłeś tak, że trafił do szpitala? Był w szoku? W sumie nieważne.. skoro was zaatakował, to miałeś prawo się bronić. Wszystko będzie dobrze, Steven, nie nakręcaj się.
Przytaknął głową.
- Zachowywał się jak dzikie zwierzę ale to nie powód... Znajdziesz jeszcze jedno piwo? - Zamyślił się. -
A później zrobiłem coś jeszcze głupszego…
Wyciągnęła kolejną butelkę.
- To pierwsze to była samoobrona. Chyba was tego uczą - jak wszystkie służby ratunkowe - że najpierw dbacie o siebie, dopiero potem o innych? Ok, przegiąłeś, ale to nie zbrodnia - podała mu piwo. -
A to głupsze, to? - spojrzała na niego, teraz już zaniepokojona.
-
Byłem zdenerwowany... - żachnął się, syknęła druga otwierana butelka -
a ten konował coś skomentował, nie pamiętam nawet... - machnął ręką sugerując, że treść nie miała znaczenia,
- w każdym bądź razie dałem mu w ryj. Rozładowałem emocje. - Pociągnął długi łyk. -
Stąd ten cały cyrk pod domem…
- No tak - Deanna przypomniała sobie migawki z lokalnych wiadomości. -
Widziałam. Nie rozpoznałam cię, ale nagranie nie było zbyt dobre… Czemu go walnąłeś? - Steven zwykle nie bywał agresywny.
Wzruszył ramionami gładząc kciukiem oszronioną butelkę.
- Byłem podminowany sytuacją na dole. To było jak zapalnik, iskra, która wyzwoliła złe emocje. Co mam ci powiedzieć? - spojrzał na nią po raz pierwszy podczas tej rozmowy. -
Tak, źle mi z tym. Tak, czuję się winny.
Poklepała go po ramieniu.
- Za kilka dni wszystko się uspokoi - powiedziała pocieszająco. -
Każdy w końcu zrozumie, że działałeś pod presją. Macie jakieś procedury na takie sytuacje? Śledztwo będzie, czy coś?
- Zależy od tego czy wniesie oskarżenie. Dave, szeryf prosił mnie o nie opuszczanie miasta.
-Rozumiem, że planujesz się dostosować - stwierdziła. -
Masz się gdzie zatrzymać? Bo chyba nie w domu...
- Darla! - Spojrzał na nią z wyrzutem.
- Chyba nie myślisz, że mógłbym...
Oczywiście, że zostaję, tylko... dzwoniłem już do Roba ale on ma teraz małe dziecko a Bill mieszka u rodziców i... nie wiem. Poszukam jeszcze.
- Na razie możesz zostać tu - zdecydowała. -
Na tą noc na pewno. Póki czegoś nie znajdziesz. Ja niedługo zaczynam lekcje, potem idę do Kate i na kolację, więc będziesz miał spokój cały wieczór. Prześpisz się w sali, mam polówkę, tam obok są natryski… A w międzyczasie spokojnie poszukasz lokum u kumpli, ok?
- Nie chciałem ci sprawiać kłopotu... - w jego oczach widziała wdzięczność i… chyba zakłopotanie? -
jak tylko coś znajdę… dzięki.
- Nie ma sprawy - mruknęła Darleen, też niespodziewanie zakłopotana. W sumie - nie wiadomo dlaczego. Co złego niby może być w przenocowaniu starego kumpla? Cóż "kumpel" to nie było dobre słowo. Kochanek, pasowało znacznie lepiej. Odegnała wspomnienie jej i Stevenerm na blacie kuchennym. Gwałtownie podniosła się na nogi. -
Lodówka jest tam, jakbyś był głodny. Zresztą nic się nie zmieniło... - odchrząknęła. -
Znaczy, w rozkładzie kuchni.. no. W każdym razie miałam na myśli, żebyś się rozgościł a ja idę do małej. - Jak tam, żabko? - zawołała. -
Gotowa na trening?
Radosny pisk z kanapy wystarczył jej za potwierdzenie.