Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2018, 23:33   #102
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Nie uwierzycie jakież to nieszczęścia chodzą po ludziach… i elfach. Nasi herosi rozdzielili się by zająć się zabezpieczeniem majątku. Później mieli się spotkać w Pasiflorze, lokalu o nie wyszukanej opinii i takiej samej klienteli. Ot, tak by się nie wyróżniać.

- Ty patrz - jednooki niedogolony drab szturchnął kompana, ten zerknął spod kapelusza.
- No i?
- Widzisz, ten tam kurdupel, patrzaj podobny do tego z obrazka
- wyciągnął zza pazuchy wymemłany list gończy.
- Dyć to baba na obrazku, a ten to chłop - kapelusznik splunął i zsunął z powrotem kapelusz na oczy by drzemać.
- Toć to elf, u nich wszystko jedno.
- Nie wszystko
- dobiegło spod kapelusza - w zamtuzie sprawdziłem.
- Po chuj żeś do zamtuza do elfiego chłopa chodził?
- niewygodnie zainteresował się jednooki.
- Po chuj mi pokazujesz tego kurdupla - zmienił temat kapelusznik.
- Jak mu upitolimy łeb to nikt się nie jorgnie, że to chłop nie baba. Z gęby pasuje.
- Głupiś Romuś, głupiś… ale głupi ponoć ma szczęście. - Kapelusznik poprawił kapelusz i napiął kuszę.

*

Elbrett pił a wszyscy wokoło skandowali:
- Jeszcze jeden, jeszcze jeden.
Odstawił z rozmachem kufel i nawet bez przymierzania rzucił nożem trafiając w centralny filar podtrzymujący dach karczmy. W sam środek. Tak jak trzy poprzednie noże.
- Jeszcze! -zawołał, a ktoś usłużny podał mu kolejne naczynie. Ujął je i pijąc przeszedł kolejnych kilka kroków, był tuż koło drzwi. Rzucił kufel na podłogę i kolejny nóż drgał w centralnym filarze.
- Trzymaj drzwi i dawaj kufel - zaordynował Dycha i pijąc wyszedł na ulicę…

Klienci karczmy z napięciem czekali aż kolejny nóż wykwitnie przy pozostałych. I doczekać się nie mogli. Nie wiedzieli niestety, że dyliżans pocztowy miał opóźnienie i akurat dziś skrócił sobie drogę jadą pełnym galopem tuż koło karczmy.

*
- Och Lorenzo - głos dziewczyny wyrażał udawane oburzenia na fakt, że jego dłoń zbłądziła nie tam gdzie powinna. Cóż sam fakt, że siedziała mu na kolanach mało nie wydłubując oka sutkiem sterczącym pod materiałem sukienki mógł mieć coś wspólnego z chwilowym zanikiem dobrych manier. Jednak nic więcej stać się nie mogło. I to nie dlatego, że karczmarz łypie na mnie zza szynkwasu. Otóż nagle usłyszał on zza pleców głos:
- Krótki czy ja dobrze widzę? Toż to sam sprawca mego upodlenia i obiekt mej zemsty.
Lorenzo wstał nagle zrzucając dziewczynę z kolan, ale zatoczył się niespodziewanie. Z trudem utrzymał równowagę łapiąc się stołu. Dziwnie ospała dłoń ledwo odnalazła rękojeść rapiera. Wyjąć go nie zdążył, po podłoga uderzyła do w plecy. Z przewróconego stołu spadł dzban wina z importu. Miało ciekawy bukiet i niespotykany smak…
- Ptaszki ćwierkały, że się tu pojawiasz - przybysz rzucił sakiewkę dziewczynie i gestem kazał jej znikać. Ta nie czekała ani chwili. Przybysz przykucnął przy Lorenzo i odebrał mu rapier.
- Porozmawiamy o procentach, które narosły od strat… długo porozmawiamy.

*

Jak już mówiłem, nie wszyscy dotarli na miejsce spotkania. I coś mówiło przybyłym, że warto by wychylić kielich czy dwa ku ich pamięci. Karczmarzu nalej wszystkim.
 
Mike jest offline