Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2018, 10:20   #25
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Przeszukiwanie, jak to określił kapitan Lefton, przebiegało sprawnie, Lydia nazwałaby to jednak pacyfikacją. Szturmowcy zdawali się być bardziej zainteresowani wyniszczaniem miejscowej społeczności niż przeszukiwaniem ich namiotów i lepianek. W sumie trudno im się było dziwić. Nie jeden imperialny patrol nigdy nie powrócił z misji na pustyni. Pewnie większość tych żołnierzy straciła w ten sposób kogoś znajomego. A kogo można było za to winić jeśli nie uzbrojone prymitywnie, ale jednak po zęby, kanalie takie jak te żyjące tutaj?

Pomimo wszystkiego pani porucznik wolała trzymać się od tego z daleka. Stała przy jednej z Lambd w otoczeniu dwóch szturmowców, przydzielonych jako jej osobista ochrona. Strzały i krzyki były wszystkim, co do niej docierało. Nie musiała oglądać trwającej rzeźni. Wystarczy, że był tam obecny Lefton.

W pewnym momencie usłyszała jeszcze jeden dźwięk. Ktoś w pośpiechu schodził po trapie promu. Odwróciła się i ujrzała jednego z pilotów. Czarny hełm zasłaniał jego twarz, ale w sumie nie miało to żadnego znaczenia. I tak nie miała pojęcia jak wyglądają obaj piloci.

- Pani porucznik! - ubrany w czarny skafander mężczyzna stanął przed nią na baczność i zasalutował. - Odebraliśmy wiadomość od jednej z miejscowych grup szabrowników.

- Tak? - Lydia nieomal nie przewróciła oczami. Co kogo obchodziła jakaś wiadomość od szabrowników, zapewne wysłana po pijaku przez jakiegoś żartownisia? - No i co jest w tej wiadomości? - spytała ze zrezygnowaniem.

- Podobno złapali naszego dezertera. Chcą go oddać w nasze ręce.

- Dezertera?! - Atyde usłyszała za swoimi plecami głos Leftona. Nawet nie zauważyła kiedy pacyfikacja dobiegła końca. Z obozu zaczęli wyłaniać się szturmowcy, których zbroje miejscami plamiła krew. - Mamy w tej chwili ważniejsze rzeczy na głowie.

- Mówili co to za dezerter? - spytała Lydia, której coś nie dawało spokoju.

- Jakiś pilot. Nazywa się Marlon Sar.

Pilot! To było coś niezwykłego. Gdyby był to szturmowiec z jakiegoś zaginionego patrolu, ale pilot? Dlaczego dezertujący pilot miałby uciekać na pustynię, skoro mógł odlecieć do innego systemu? Porucznik spojrzała na kapitana. Nawet on pojął w lot, że coś jest nie tak.

- Ładować tyłki na pokład! Ruchy! To jeszcze nie koniec!


- Usiądź - polecił generał Draven, a więc usiadł.

Zastępca szefu wywiadu siedział po drugiej stronie biurka. Pomieszczenie było dość mroczne, światła w nim było niewiele, a te jego niewielkie ilości skierowane było na biurko. Czuł się bardziej jak na przesłuchaniu niż odprawie.

- Niedawno namierzyliśmy grupę odszczepieńców Gerrery na planecie na Zewnętrznych Rubieżach, zwaną Socorro. Nie wiemy jakie jest ich zadanie, ale wiemy kto dowodzi misją. Ex-porucznik Wulf. Słyszałeś o nim?

- Obiło mi się o uszy. Podobno niezły agent. Przynajmniej do czasu, aż się załamał po... Nie wiedziałem, że pracuje dla Gerrery.

- Sami dowiedzieliśmy się o tym ledwie miesiąc temu.

- Jakie jest moje zadanie?

- Zadanie jest proste, choć wykonanie już z pewnością nie. Musisz dowiedzieć się czego nasz były przyjaciel tam szuka. Gdy już się tego dowiesz, melduj. Postanowimy co dalej. Jakieś pytania?

- Jedno. Jaki w tej misji jest status ludzi Wulfa?

- Potencjalni wrogowie. W ostateczności masz pozwolenie na ich likwidację.


Niedługo musieli czekać na reakcję Imperium. Jeron odniósł wrażenie, że ledwie BX wysłał komunikat, a już na niebie dostrzegł zbliżające się statki, choć nadlatywały z nieco innego kierunku niż rozbity U-wing. Najpierw widział tylko czarne kropki, które szybko zmieniły się w promy typu Lambda, w sumie pięć sztuk. Niedługo potem wokół nich pojawiły się kolejne kropki, które z czasem przybrały kształty czterech TIE-fighterów osłony.

Tymczasem z kanionu wypełzła reszta grupy. Najgorzej mieli Kara i Marlon, którzy taszczyli ze sobą kalekiego Wulfa. Starali się trzymać blisko ziemi, ale nie zdołali przejść nawet połowy drogi do pieczary, kiedy w obozie podniósł się krzyk. Ktoś musiał ich zauważyć, bo nie minęła dłuższa chwila, a w ich stronę posypały się czerwone smugi energii. Na szczęście żadna nie trafiła w nich. Widać było, że szabrownicy nie grzeszą celnością, a może po prostu byli zbyt pijani by trafiać, ale z każdym strzałem byli coraz bliżej sukcesu.

I wówczas głośny ryk rozdarł powietrze. Żaden z szabrowników nawet nie zauważył nadlatujących statków Imperium, toteż gdy już się pojawiły, zaskoczeni ostrzelali również je. Odpowiedziały im TIE'e, które z charakterystycznym wizgiem przeleciały nad obozem bombardując go bezlitośnie zielonymi smugami. W powietrze wzbił się pył oraz kilka ciał. Ludzie krzyczeli.

W międzyczasie Lambdy wylądowały i wysypał się z nich tłum żołnierzy w białych zbrojach. Kilku padło schodząc po trapie, ale reszta zaszarżowała na szabrowników. Ci, którzy przetrwali ostrzał, rzucili się pomiędzy namioty. Szturmowcy pognali za nimi. Przy Lambdach zostało tylko dwóch, obaj stali przy rampie statku stojącego najbliżej Jerona i BX'a. Dziwnym zbiegiem okoliczności nikt z imperialnych nie zauważył leżących na ziemi Rebeliantów.
 
Col Frost jest offline