Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2018, 18:29   #104
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Coś nie gra - powiedział. - Czujecie? Może być ogień.
Kurde, czyżby chciał podpalić wieżę? Jesli tak, trzeba było zbiec natychmiast oraz ugasić. Gdy wampir oderwał się od obserwacji był już pewny, że nie na “chęciach” się skończyło. Przez otwór, którym weszli na poddasze do pomieszczenia dostawał się szary dym. Kobiety zaskoczone jego spostrzeżeniem szybko spojrzały w tamtą stronę. Helen niemal warknęła i Gaheris był pewny, że nie wróży to niczego dobrego. Nosferatu była ranna, jaka była szansa, że zapanuje nad bestią? Trzeba było uciekać. Rycerz szybko rozejrzał się po murze wyglądajac przez okno.
- Doskonale, tam idzie piorunochron. Wspaniały wynalazek, czytałem niedawno - widać było, że się spręża. - Helen, idziesz pierwsza. Tędy spokojnie zejdziesz. Dobrze byłoby zabrać jeszcze tą właśnie tarczę. Boyle ucieszyłby się. Choć skoro podpalili wieżę, znaczy, iż nie planowali jej używać. Trzeba jeszcze albo zabrać wikarego, albo namotać mu w głowie jakoś.

Wampirzyca przytaknęła i wyszła przez niewielkie okienko. Widać było że brakuje jej sporo do sprawności Gaherisa czy nawet Charlotty. Chwyciła się jednak mocno metalowego drutu i niezgrabnie zaczęła schodzi w dół. Charlie mimo, że stała tuż przy oknie, zaczęła się krztusić dymem, którego coraz więcej było w pomieszczeniu.
- Charlie, weź szal oraz zawiąż sobie usta. Pomogę ci tutaj. Czy jesteś w stanie zejść? Jeśli nie jesteś 100% pewna, zostawię wszystko, żebyśmy mogli zejść razem.
- Spróbuję. Powinnam dać radę
. - Ghulica wyjrzała na zewnątrz i już po chwili była na dachu.

Dawny arturiański wampir wziął metalową płytę. Cisnął na trawnik, później powędrował za swoimi towarzyszkami. Szczerze mówiąc, chętnie poprzeklinałby samego siebie, gdyż nie wyjął owych kawałków metalu. Obawiał się jednak, iż to może sprawić, że spowoduje jakiś wypadek, albo że nie zadziała owo badanie. Ponadto wszak nie wybuchło to wczoraj, dlatego przypuszczał, iż spokojnie się uda. Jednak jak pech to ufffffff … wkurzony był na siebie bardzo oraz bardzo się bał, żeby nic się nie stało Charlotcie. Później trzeba było zabrać wikarego. Tymczasem wydawało się, że z każdą chwilą robi się coraz gorzej. Helen krzyknęła i oderwała się od ściany tuż przy dachu. Gaheris widział jak wampirzyca zsuwa się po połaci ciągnąc za sobą rzekę dachówek już chciał obserwować jej lot w dół, gdy do jego uszu doleciał podobny okrzyk Charlotty. Kobieta puściła się piorunochronu i spadła na dach. Na szczęście wysokość była już niewielka. Ghulica zsunęła się kawałek, jednak udało się jej chwycić jednej z odsłoniętych przez Helen desek. Tymczasem do uszu gaherisa dotarł łomot upadajacej na ziemię wampirzycy i przerażony okrzyk wikarego. Wampir zdążył kątem oka zobaczyć jak do staruszka, podbiega młody chłopak i zaczyna go ciągnąć w stronę tylnego wyjścia ze cmentarza. Bez problemu rozpoznał w nim Thomasa Gedge, mężczyznę który miał ich śledzić. Gdy obserwował to całe szaleństwo, dotarło do niego czemu kobiety puściły piorunochron. Zarówno kamienie jak i drut, nagrzewały się od szalejących w środku płomieni.

Dobra kurde blade, zabawa jasna. Właśnie wampir schodził, kiedy poczuł, że zaczyna być ciepło. Oczywiście ponownie mógł się na siebie wkurzyć, gdyby wyczuł wcześniej, mógł wziąć coś na dłonie, choćby owinąć koszulą. Podobnie dziewczyny. Ale nie można było nic zdziałać poza jakimś wariackim działaniem. Skoczył!!! Na dach. Później planował jakoś zejść z dachu, dorwać gnoja Gedge, eee, potem … , jeśli cokolwiek wyjdzie. Chwilowo waliło się dosłownie wszystko, decyzje zaś wychodziły fatalnie. Wampir wylądował na dachu i bez większego wysiłku złapał równowagę, stając obok podnoszącej się Charlotty. Wyglądało na to, że ghulica jest poobijana ale nic poza tym jej nie jest. Gdy Gaheris zbliżył się do krawędzi dachu by poszukać jakiegoś wygodnego zejścia, do jego uszu doleciał zwierzęcy ryk. Chwilę później zobaczył biegnącą w stronę mężczyzn, oszalałą Helen. Chętnie pozostawiłby jej obydwu za te wszystkie zniszczenia, jednak nieszczęśliwie potrzebował języka. Czyli.
- Trzymaj się, kochanie - krzyknął jeszcze do Charlotty, później skoczył pędząc do Helen. Miecz jako kołek? Trudno, bywa? Uff, co za upadek obyczajów, a potem zgarnąć dominacją obydwa ghule.

ŁUP! Aż huknął o ziemię spadając oraz zamieniając się w sprytną kulkę. Tak, zręczność ciała, gibkość to miła cecha, nawet dla wampira. Przeleciał może ze dwa kontrolowane przewroty wreszcie stając na nogach oraz rzucając się na Helen. Nawet nie krzyczał wiedząc, iż go nie usłyszy. Cios był szybki. Piękna Helena Trojańska, hm, oczywiście jak na Nosferatu pędziła ku tamtym, właściwie dopędzała, bowiem wampirzej prędkości oraz siły ciężko przeciwstawić się ludzkim zdolnościom. Kiedy właśnie dosięgnął ją cios prosto w serce. Padła, niczym żaba przed swoim księciem. Szczęśliwie. Bowiem starszy pastor już chyba był u kresu tego wszystkiego.
- Stójcie! - Dominacja na ludzi zawsze działała. Dosyć tej zabawy. Trzeba było się zmyyyyyyyywać stąd czym prędzej. Obydwaj wcześniej już byli potraktowani Zauroczeniem trzeciego poziomu dyscypliny. Jeśli trzeba, był gotów poprawić. Jeśli nie, wydawał proste polecenia.
- Macie być mi całkowicie posłuszni. Macie wziąć ją - wskazał na Helen - oraz przenieść tutaj. Macie tutaj zostać. Nie możecie zrobić jej żadnej krzywdy - wskazał na Helen. - Macie tutaj poczekać na mnie nie rozmawiając ze sobą, ani z nikim oraz nic nie robiąc.
Charlotta czekała na dachu, trzeba ją było ściągnąć. Rozejrzał się, czy była jakaś drabina, czy była szansa, żeby ją schwytać, gdyby skoczyła etc.
- Jest tutaj drabina? - spytał wikarego.
- Ta… tak w komórce obok zakrystii. - Mężczyzna odpowiedział na początku lekko zdziwiony pytaniem.
- Otwarta jest?
- Tak. Niedawno chowałem do niej rzeczy
.

Wampir skoczył we wskazanym kierunku. Drabina stanowiła podstawę dla ratowania Charlotty. Potem planował przystawić do dachu.
- Zaraz przyniosę drabinę! - krzyknął narzeczonej.
Charlie wychyliła się i przytaknęła. Po chwili wampir dotarł na miejsce niosąc długą drabinę. Niestety i tak okazała się być odrobinę za krótka, ale gdy ghulica się odrobinę zsunęła, a on stanął prawie na samym szczycie, udało im się wspólnie sprowadzić kobietę na dół. Uff, wreszcie. Znowu przyskoczył do obydwu okrywając Helen własnym płaszczem. Głupio byłoby, gdyby ktoś zobaczył ją przebitą.
- Panowie - ponownie użył Dominacji. - Ostrożnie bierzecie ją oraz niesiecie. Ty - wskazał na Genty’ego - na górę, ty - pokazał na wikarego - za nogi, zresztą pomogę ci. Charlie. Wybacz, ale na gwałt potrzebujemy powozu - poprosił dziewczynę. - Mogłabyś? - sam jeszcze wziął ową zrzuconą na trawnik tarczę pod jedną pachę, później zaś ruszyli. Ogień nie był miły dla wampira, zresztą nie byłoby wskazane, gdyby ktokolwiek ich tutaj dojrzał. Szli gdzieś na bok, gdzie mógł dojechać londyński powóz.

Piękna Charlie przytaknęła i pobiegła poszukać jakiegoś powozu. Gdy mężczyźni dotarli do płotu cmentarza, wampir zobaczył już nadjeżdżającą dorożkę.
- Wsiadamy - ponownie Dominacja. - Zachowujcie się spokojnie. Wnieście ją.
- Nasza znajoma zasłabła. Wieziemy ją do znajomej
- wyjaśnił dorożkarzowi wskazując miejsce na skraju Londynu. Musiał się dostać ponownie do Boyla, gdzie obydwaj zostaną przesłuchani, zaś Boyle zbada tablicę, zaś Helen uratowana. Chyba wampiry londyńskie zaciągały wielki dług u milorda Boyla. Chętniej najpierw skonsultowałby z Malkavianką, albo Florence, albo Rebeccą, ale skąd je znaleźć tutaj. Wprawdzie Malkavianka była na terenie, lecz gdzie? Mogli zaryzykować przejazd obok klubu i sprawdzić. Tak też zrobili. Jadąc jednak zaczynał pracować nad umysłami obydwu ghuli. Przyjaźni byli. Teraz jeszcze kwestia była, iż powinni być szczerzy oraz że ich pan, lub panowie to akceptują. Dodatkowo oczywiście badanie umysłu. Pierwsza sprawa była niesamowita: Wikary był ghulem Jessie, Gedge Tarquina. Hahahahaha. Wreszcie. Faktycznie sukinsyn sam montował owe magiczne kawałki do podpalenia, gdzieś poza Tamizą.
- Kto jeszcze montował, znasz jakieś nazwiska oraz kim są? - to było istotne. - Oraz gdzie jest twój pan?

Pytania owe były istotne oraz Gedge może mógł na nie odpowiedzieć. Wikary był raczej pionkiem. Lubił Jessie oraz dawno jej nie widział. Pomógłby jej, gdyby potrzebowała. Jednak ewentualnie mógłby cokolwiek wyjaśnić.
Niestety Gedga nie do końca znał odpowiedzi na oba pytania. Wiedział, że było ich dwanaścioro, wszyscy byli ghulami, nie znał jednak tych ludzi. Nie wiedział też gdzie przebywa jego pan, ostatnio widzieli się nad Tamizą w porcie, wikarego miał doprowadzić do kryjówki jego pani.
- Czyli gdzie? Oraz czy lady Jessie współpracowała z Twoim panem?
- To jego prawnuczka, musiała współpracować
. - W głosie Gedge pojawiła się duma. - Na wybrzeżu w pobliżu Southwark Bridge, Ma tam swój lokal.
- Rozumiem. Nie ruszajcie się proszę
- rycerz wziął tarczę spod pachy usiłując uczynić to samo, co na wieży. Poszukiwał swojej dziecięcej przyjaciółki, albo przynajmniej bardzo próbował.

Niestety tarcza nie działała bez pozostałych elementów, które znajdowały się w wieży. Czyli pozostawało badanie organoleptyczne przy pomocy zmysłów, znaczy trzeba było liczyć na farta, skoro mieli tak wiele pecha do tej pory. Liczył, iż jeśli podjadą pod klub może coś się znajdzie, właściwie ktoś, nie coś. Carlton Club nie spłonął całkowicie. Najwyraźniej ludziom w okolicy udało się wystarczająco szybko zagasić ogień. Wampir nigdzie nie dostrzegł swojej znajomej, za to bez trudu rozpoznał kilku ghuli należących do Roberta, którzy najwyraźniej odratowywali co się da. Wyskoczył do nich.
- Witam. Szukam Roberta lub panienkę Annę - powiedział szybko. - Sprawa super pilna.
- Pan Robert powinien odwiedzać inne pogorzeliska, a Panna Anna jest obecnie w Scotland Yard
. - Ghul najwyraźniej kojarzył Gaherisa bo odpowiedział bez zająknięcia.
- Czyli dokładnie, gdzie? - widać było, iż Roberta nei złapie, ale Malkaviankę może ewentualnie tak. - Możesz mnie zaprowadzić?
- To kawałek drogi Panie, szybciej będzie dorożką
. - Ghul wskazał na pojazd jakim przyjechał wampir. - Budynki Scotland Yardu znajdują się w Westminsterze przy White Hall. Panienka na pewno będzie w prosektorium.
Pokręcił głową.
- Możesz jechać ze mną oraz wyciągnąć ją stamtąd? Proszę. Sprawa bardzo istotna.

Ghul spojrzał na znajdujące się przed nim pozostałości klubu. Widać było, że wolałaby dokończyć pracę jaką mu zlecono. Westchnął dosyć cicho.
- Oczywiście Panie. - Ruszyła za Gaherisem w kierunku dorożki.
- Przepraszam, że odrywam się od powierzonego obowiązku. Obiecuję, że wyjaśnię to twojej pani. Pędźmy. Powiedz dorożkarzowi gdzie.
Przez chwilę myślał nad pozostawieniem Helen, jednak obawiał się jakiś możliwych perturbacji, kiedy nie było nad nią opieki.
- Jak sytuacja klubu? - spytał ghula. - Widzę iż udało się całkiem sporo uratować oraz można spróbować odbudowy.
- Staramy się zamaskować ślady wampirzej bytności nim pojawią się budowlańcy
. - Ghul wyglądał z dorożki, gotów znać powożącemu znak by się zatrzymał. - Jutro rano zaczynają się prace i musimy zrobić najwięcej jak to możliwe.
- Rozumiem. Doskonała robota. Ale wierz mi, tutaj wyskoczyło coś równie istotnego, albo raczej jeszcze bardziej. Pędźmy
! - krzyknął do woźnicy, któremu ghul podał adres. - Kiedy dojedziemy wyskocz oraz przyprowadź ją biegiem. Wspomnij proszę, iż nalegałem mocno.

Ghul przytaknął, mimo iż widać było że powątpiewa co do tego co jest istotniejsze. Gdy dotarli na miejsce wyszedł szybkim krokiem i ruszył w kierunku starych budynków, pod którymi kręciło się wyjątkowo dużo mężczyzn w charakterystycznych strojach Scotland Yardu.


Gaheris nie był pewny ile czasu minęło, ale wydawało mu się że wszystko trwa wieki. Gdy już zniecierpliwienie brało nad nim górę i gotów był niemal sam się tam udać z budynku wyszedł ghul, sam. Podszedł do dorożki i otworzył drzwiczki jakby kogoś przepuszczając, po czym wsiadł. Zastukał w dach by dorożka ruszyła i wydał polecenie by zrobiła kółko wokół budynków Westminsteru. Wtedy usłyszeli drobny głosik Anny, a zaraz po nim ukazała się sama wampirzyca.
- Co tak pilnego cię sprowadza, Henry? - Widać było że jest w nienajlepszym nastroju, prawdopodobnie z powodu przerwanej czynności.
- Popatrz - odparł. - Helen zakołkowana. Przeze mnie - dodał ponuro. - Musiałem powstrzymać dziewczynę po podpaleniu budynku oraz wysokim upadku. Mam zaprzyjaźnionego ghula sir Tarquina, to ten sympatyczny pan - wskazał Gentego. - Wikary jest ghulem Jessie, jego prawnuczki. Przy okazji Jessie się ukrywa, wiemy gdzie. Co ty na to?
- To
… - Anna popatrzyła najpierw na zakołkowaną wampirzycę, a potem na obu ghuli. - To wiele zmienia. Tylko czemu przyjechałeś do mnie, a nie spróbowałeś złapać Jessie?
- Dlatego, iż nie mogłem pozostawić samej Helen
- przecież pomimo opanowania ghuli, nie wiedział, jak zareagują, zaś Jessie mogła nie być sama.
 
Kelly jest offline