Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2018, 23:11   #203
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i pan z obrazkami i obiad i małe ludzie i jeszcze biała głowa! Trofeum!

Wujek i pan z obrazkami znowu wyglądali, jakby chcieli sobie zrobić coś niemiłego i bolącego. Znaczy wujek miał minę, jakby o tym myślał, a Angie nie wiedziała dlaczego. Przecież Roger dał jej taka ładną czaszkę i jeszcze do tego zawiózł brykiem dorosłych i z nimi wrócił. Co innego jednak chodziło nastolatce po głowie, gdy wskakiwała na ganek, tuląc czaszkę jakby była jej nowym, ulubionym futerkiem.
- Wujku… pochować pani mamie i małym ludziom kubki? - popatrzyła czujnie i poważnie na opiekuna, przystając niepewnie w połowie schodów.

- Pochować kubki? - wujek wydawał się całkiem zaskoczony pytaniem podopiecznej ale ledwo razem z nią wyszli na ganek z tej powodziowej wody zostali zaatakowani przez dzieciarnię.

- To jak pan i Angie jest to pójdziemy do stodoły?! Bo chcielibyśmy znowu postrzelać a pan to tak fajnie robi! I Maggie też by chciała bo jej wczoraj nie było! - chłopcy bez pardonu zaczęli radośnie krzyczeć i prosić wujka co go trochę przytłumiło i zastopowało. Spojrzał w zaskoczeniu na córkę O’Nealów a ta niepewnie uśmiechnęła się i pokiwała głową w tak żywiołowych próśb i nawoływań dwójki braci.

- Ale chłopaki to w wolnym czasie. My z Angie iii…- wujek trochę się zająknął gdy spojrzał w stronę pozostałych przy wozie Rogera rodziców Maggie. Sam właściciel czarnego wozu też o sobie przypomniał. Przekręcił jaszczura na wznak przez co ten zachlupotał odsłaniając swój spód. Chłopcy na moment się zdekoncentrowali jakby niepewni na kogo z dorosłych powinni teraz zwracać uwagę i kto zrobi czy powie coś ciekawszego.
- W każdym razie mamy sprawę do załatwienia i musimy wyjechać na cały dzień. I nie wiem czy wrócimy tutaj na noc. - wujek zmienił się w posłańca złych wieści sądząc po rozczarowaniu wywołanym na dziecięcych buziach. - Poza tym czy Maggie by mogła to trzeba by zapytać jej rodziców. Przepraszam was chłopaki. - powiedział jeszcze jakby chciał ich dobić i na koniec dał znać by się odsunęli. Sam wznowił marsz ze skrępowaną Rice do środka domu.

- Dobrze, że cię nie użarł. Strasznie się potem syfi. - Roger jakby skorzystał z okazji by przypomnieć o sobie obsadzie ganku gdy chyba już naoglądał się tego rozstrzelanego jaszczura.

- No wiem… bo mają dużo małych cosiów od chorób w pyskach. Te na pustyni też tak miały, dlatego najlepiej je brać na dystans. - Blondynka podniosła mokrą sukienkę do góry, pokazując wąska krechę na udzie. - Takie o, ogonem mi zrobił jak uciekał. Ale nie wygląda źle. Szybko się zagoi - opuściła materiał, patrząc na wujka i mrugając poważnie - Pochować kubki… żebyście z panią doktur ich nie potłukowali jak się… nie kłócicie się, dobrze? Zabierzesz Rice do domu? Ja zobaczę obiad, zaniose na ganek.

- Jak nie użarł cię pyskiem no nie powinno być tak źle.
- powiedział szef khainitów zerkając na mokre udo nastolatki na jakim było rozcięcie.

- Pójdź z tym do Izzy. Jak skończą. Poproś, może ci to przemyje. - zaproponował już z wnętrza domu wujek przez co obaj dla nastolatki robili się w coraz bardziej rozbieżnych kierunkach. Jeden stał na rogu budynku na zewnątrz a drugi znikał wewnątrz domu. - I chyba obejdzie się bez rzucania talerzami i kubkami. - dorzucił jeszcze odchodzący Pazur.

- Dobrze wujku
- Angie zgodziła się potulnie, a potem szybko podreptała do Rogera. Ściskała z uczuciem głowę, ale to było niewygodne, więc ją wsadziła pod pachę żeby móc sprawnie operować przynajmniej jedna ręką.
- A tobie kiedyś taki zrobił ugryza? - spytała pana z obrazkami, łapiąc obiada za ogon żeby przeciągnąć bliżej ganku. Zatrzymała się nagle, ściszając głos i patrząc prosto na khainitę.
- Nie wiem jak powiedzieć małej ludzi że utrupiliśmy jej mamę… i pewnie niedługo tatę. - przyznała z żałosną miną, wyrzucając coś, co ją gryzło od środka prawie tak jak jaszczurek - Wiem, że jest Arena i teraz to nieważne… ale nie wiem. Jak… nie umiem słów. A… chciałabym - zwiesiła głowę, patrząc na białe kości pod pachą - Gdyby ktoś utrupił wujka… albo ciebie… chciałabym… chciałabym wiedzieć dlaczego to zrobił. A potem go zabić. Bardzo boląco… - westchnęła, zabierając się za ciągnięcie truchła.

- Nie. Ale sporo ich przy rzece więc czasem kogoś dorwą. - Roger nie przejawiał większego zainteresowania jaszczurem niż jakimś powszechnym w okolicy elementem otoczenia. Po wysłuchaniu wątpliwości jakie miała Ćma khainita zastanowił się chwilę nad odpowiedzią. Ale zanim odpowiedział zdążyli do nastolatki podejść dwaj bracia i trochę jak w cieniu dwie dziewczynki.

- O! Ale fajna czacha! Prawdziwa? Dasz potrzymać? - obydwaj bracia zmienili obiekt zainteresowania z wujka który znikł w domu, jaszczura który chwilowo był przewróconym na grzbiet, martwym jaszczurem na gładką i wyczyszczoną czaszkę jaką ich nowa kumpela Angie trzymała pod pachą. Za nimi zaś podobnie podeszły i Jane i Maggie.


- No pewnie, że prawdziwa, przecież to trofeum i to pierwsze jakie Ćma zdobyła na Arenie Khaina. - prychnął khainita jakby obruszony, że są do tego jakieś wątpliwości. Przy okazji też chyba postanowił od razu załatwić problem o jakim wspomniała Ćma. - Ej mała. Twoja matka padła na arenie Khaina. Więc już jej nie zobaczysz. Twój stary też jest na arenie więc Khain może się o niego upomnieć. - powiedział bez żenady patrząc na Jane. Jane zaś zrewanżowała mu się tym swoim firmowym, poważnym spojrzeniem które tym razem jednak było nasiąknięte niepewnością co ten obcy mężczyzna do niej mówi. Popatrzyła na Rogera, na Angie, na swój dom i na swoich przybranych braci którzy nagle umilkli. Jack położył jej po chwili dłoń na ramieniu a zaraz dołączył do niej Jack z drugiej strony. Bardziej chyba byli bliżsi pojęcia o czym mówi khainita.

Chyba... poszło dobrze. Pan z obrazkami w skrócie wyłożył co się stało. Ale i tak nastolatka z kh416 wciąż miała niewyraźną minę. Wreszcie uklęknęła przed mała ludzią aby patrzeć jej w buzie z jednego poziomu.
- Przykro mi Jane... twojej pani mamy już nie ma. Usnęła i już się nie obudzi. Umarła. Ona... zachorowała i... twój pan tata też.- próbowała coś powiedzieć, jak wujek. Niestety nie była wujkiem. Zamiast tego przełknęła ślinę i dodała śmiertelnie poważnym tonem - Nie zostaniesz sama, zabiorę cię ze sobą. Do Teksasu... Obronię cię, będę polować. Nauczę... tego co uczył dziadek i... i wujek. Pojedziemy razem, gdzie zielono i krówki i żadnych wściekniętych ludzi i chorób i powodzi... jeżeli będziesz chciała.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline