Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2018, 00:24   #38
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Biorąc pod uwagę pogodowy pierdolnik, który z sekundy na sekundę robił się ciekawy mniej, koteł rozejrzał się wkoło, wypatrzył sobie solidnie wyglądający kawałek niegdysiejszego rusztowania i - profilaktycznie, aby nie odlecieć w siną dal niczym Dorotka do Krainy Oz - zakotwiczył się wokół niego łapami. Czuł się trochę jak na koncercie ROTM, tyle tylko, że tutaj ryzyko dostania czyimś łokciem schodziło na dalszy plan względem perspektywy zarobienia w pysk losowo przelatującą cegłówką. Nawet świadomość, że udało mu się wywrócić na drugą stronę mózg tego uzbrojonego w żelastwo uciekiniera z fanfica nie poprawiała kociego nastroju. Bajzel rozkwitający w koło sugerował sierściuchowi, że biały chłopina albo własnowolnie puścił uformowane zaklęcie w samopas, albo stracił nad nim kontrolę jeszcze przed tym jak jego imago nabrało konkretniejszych kształtów. Ubicie domorosłej podróbki złoczyńcy z jRPG miało nikłe szanse na poprawę pogody. W takich przypadkach filozofia Wujka Stalina zwyczajnie nie zdawała egzaminu - nawet, kiedy Przebudzony człowiek znikał, problem pozostawał. A czasami nawet stawał się jeszcze gorszy, bo nikt nie trzymał go już swoją wolą w ryzach. Ale mimo to kwestia aktywnego antagonizmu pana w bieli wymagała natychmiastowego rozwiązania. Z jego czaroklecką spuścizną członkowie Konsylium mogli uporać się w następnej kolejności. Zakładając, nader optymistycznie, że im samym dane będzie tak długo pożyć.

Optymizm owy ugryzł kota w tyłek dość szybko, jeszcze zanim ten na dobre skończył kształtować zaklęcie. Przelatujący kawałek bruku trzasnął go przez łeb, powodując, że cały mistyczny domek z kart posypał się na ziemię i został poniesiony przez wiatr w siną dal. Seign zakołysał się na boki. Otępienie powstrzymało go przed wygłoszeniem serii ordynarnych komentarzy na temat złośliwej natury wszechświata. Co w sumie wyszło na plus - w innym wypadku zakrztusiłby się wszędobylskim pyłem i zafukał na śmierć. Nadal kapkę nieobecny, przez chwilę wsłuchał się w niewyraźny głos sugerujący, że powinni wycofać się na z góry upatrzone pozycje. Ratowanych gdzieś wcięło, ratujący radzili sobie niezbyt dobrze, a na antagonizm ze strony pogody szczerze mówiąc nie liczył. Uciec? Żyć, aby walczyć kolejnego dnia? Ale co to za życie? Prędzej życie, jeśli już nazywamy rzeczy po imieniu. Nie, Seign musiał na dobre rozprawić się z chłopaczyną w bieli. Punkt ten został oficjalnie dopisany do jego mentalnej agendy. Za pomocą przerośniętych, pstrokatych liter.

Kotełowate zaklęcie zadziałało niemal dokładnie tak, jak chciał. Tak jak mógł sobie życzyć. No, dobra, po prostu tak dobrze jak tylko mogło zadziałać.
Blade widmo tańczące na betonowej scenie zwinęło się w drgawkach w pozycję embrionalną, uznając przewagę członków Rady.

Tyle że ani pogoda, ani fatum które nad nimi ciążyło nie było (już?) pod jego kontrolą.

Potężny podmuch wiatru poderwał kota i rzucił nim w dal. Z wyjątkowo nieostrej, wirującej perspektywy widział jeszcze tylko jak wyładowanie elektryczne - tym razem pochodzące z góry - trafiło w miejsce gdzie jeszcze chwilę temu leżał Stolarz...




- Elaine! – młodzieniec był zaskoczony, ale jego wybuchowe przywitanie brzmiało aż trochę zbyt...przyjaźnie? - Co się stało?

- Doszły mnie słuchy, że okradłeś bibliotekę i wybiegłeś z niej w bliżej nieokreślonym kieruuuunku – czarodziejka wydała z siebie odgłos podobny do tego, który wydawał bibliotekarz.

Kot fuknął jej koło ucha w geście upomnienia. Nie mogła się tak zrywać - nie w jej stanie, i na pewno nie trzęsąc tak kocią jegomością.

Nagle dziewczyna zamarła i zachwiała się w pół kroku, jakby zrobiło się jej niedobrze.
- Wszystko w porządku? Co się stało w bibliotece? - chłopiec zerwał się od stolika, podtrzymując swoją mentorkę.

Na kota nikt nie zwrócił uwagi. A powinien był, bo było z nim niewiele lepiej niż z nią. Mniej z powodu bitewnych ran, a bardziej z temporalnej choroby lokomocyjnej.

Jeszcze chwilę temu byli na nieodległym placu boju na wybrzeżu Dublina. W tej chwili nie było nad nimi startującej z hukiem burzy stulecia ani oszołoma z mieczem - nad nimi było jedyne drewniane sklepienie The Brazen Head, a dookoła słychać było tylko kapelę grającą na przemian szanty i skoczne przyśpiewki do picia.

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 14-04-2018 o 00:41.
TomBurgle jest offline