Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2018, 10:00   #137
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Tymczasem służba wynosiła zwłoki na zewnątrz. Ktoś wspominał, że posłaniec już ruszył do jakichś ludzi dysponujących wozami, którzy mieliby przewieźć ich oraz pochować. Oczywiście powiadomiono także jakiegoś kapłana.
- Kochanie - wpadł na nią nagle markiz, który wyskoczył z jakiegoś korytarza. Był wręcz pokryty krwią, zaś jego elegancki strój wraz z półpancerzem zostały poddane wielu ciosom, które jednak okazały się draśnięciami, tyleż bolesnymi co niegroźnymi. Skoczył obejmując swoją ukochaną kobietę.
Wampirzyca wtuliła się w mężczyznę.
- Cieszę się, że nic ci nie jest. - Zapach krwi przyjemnie drażnił jej nozdrza. - Duże straty?
- Wierzę najcudowniejsza moja, ze tobie także nie
- patrzył na nią bacznie nie chcąc wypuścić. - Natomiast ilu leży? Jakby powiedzieć, zależy po której stronie. Mamy tylko rannych, niektórych ciężko. Tłum raczej nie był uzbrojony, wiesz, kije, pały i tak dalej. Jakby maruderzy, których widać było wcześniej przez okna rozpłynęli się. Niektórych zresztą zdjęła łuczniczka. Głównie bezbronni, chętni do rabowania. Kiedy spotkali uzbrojonych ludzi, dostawali ostro. Chyba właściwie dziwili się, że mieszkańcy nie uciekają oraz że bronią się. Wprawdzie początkowo znaczna część wpadła na dziedziniec, ale zostawiliśmy ich z mości Jeorge Thorgalsonem.

Odpowiadając początkowo był zadowolony. Później jednak jakby schodziło owo uczucie pewności siebie.
- Nie lubię takich walk - wreszcie wyznał. - Dlaczego oni się na nas rzucili, dlaczego rzucili?
- Nie wiem… trzeba dokładnie sprawdzić pałac gdy już zajmiemy się rannymi i martwymi. Otwarte wrota sprzyjają wchodzeniu szczurów
. - Agnese stanęła na palcach i delikatnie ucałowała Alessandro w usta. - Przekabaciłam jednego z nich. Ma spróbować się dowiedzieć, kto to zorganizował.
- Dobrze byłoby, gdyby się udało. Oby poskutkowało. Jestem winien bezpieczeństwo nie tylko tobie, ale wszystkim moim poddanym, całej służbie. Kto mógł być. Jakiś wróg, czy kto, alboli rzeczywiście banda łotrów
– powoli opanowywał nerwy. - Mamy dużo roboty teraz oraz przez całą noc – uśmiechnął się do swojej narzeczonej.
Agnese wtuliła się jeszcze w niego wsłuchując się w przytłumione przez zbroję bicie serca mężczyzny. Powoli, niechętnie odsunęła się. Też odpowiadała za ich bezpieczeństwo, w tej niezbyt równej walce z wampirami.
- Chodźmy do naszych ludzi i sprawdźmy jak tam prace.

Wszystko wyglądało dobrze. Słudzy markiza pod kierunkiem oraz ochroną kilku żołnierzy Agnese dowodzonych przez Borso wynosili zwłoki ubitych napastników. Szczególnie ciężka robota była na dziedzińcu, gdzie szalał gangrel oraz gdzie nie dawało się wręcz odróżnić poszczególnych istot. Wszystkich wcześniej przeszukiwano, czy nie mają jakiegoś listu lub czegokolwiek wskazującego na pochodzenie napastnika. Powiedzieć można, iż było to raczej rutynowe działanie, ponieważ ostatnimi czasy w Rzymie ograbiono tysiące domów oraz wiele rezydencji. Jedynym celem było obrabowanie ich bez jakichkolwiek kontekstów.

Gilla natomiast oraz ludzie Kowalskiego przeszukiwali dokładnie pałac, pomieszczenie za pomieszczeniem, każde miejsce, gdzie mógłby schować się ktokolwiek. Konieczne było przewertowanie każdego miejsca. Jakoż rzeczywiście paru ukrytych znaleziono. Później wszystko było proste, jeśli którakolwiek kobieta ze służby skarżyła się na nich, dostawali kilka potężnych razów batem, jeśli nie, pomagali tylko wynosić zwłoki swoich kumotrów pod strażą, potem zaś byli puszczani. Wszyscy ranni byli wyrzucani, oczywiście spośród napastników. Normalnie troskliwy Kowalski przynajmniej by ich opatrzył, ale miał mnóstwo roboty ze swoimi. Dlatego tamtych po prostu wywalano, aczkolwiek wcześniej zadbawszy, by któryś z towarzyszy przewiązał im ranę jakimś kawałkiem sukmany.

Kowalski oraz Wilenna siedzieli natomiast wewnątrz sali uczynionej chwilowym lazaretem. Pomagała im służka markiza, która była położną, więc znała podstawowe kwestie medycyny.

Kobiety natomiast brały się za sprzątanie. Bardzo wiele zniszczeń, szczęśliwie prowizorycznych, wymagało naprawienia, wysprzątania, wyczyszczenia. Dodatkowo czerwone plamy na podłodze wymagały kupy roboty, ażeby przywrócić normalną barwę.

Wszystko widzieli razem chodząc, sprawdzając korytarze. Wampirzyca wyrywkowo przyglądała się różnym miejscom raz po raz wyostrzając zmysły. By upewnić się czy gdzieś nie pozostał ślad plugawej magii. Nie wierzyła, że jej zamek został zaatakowany przypadkowo. Ktoś wdarł się do jej domu i to albo by coś zrobić, albo by jej zagrozić.

Przytuliła się mocniej do ramienia markiza. Bała się o nich, o to że coś może im zagrozić. Powinna porozmawiać z księżną, ale chciała mieć pewność, że są tu bezpieczni. Może poprosi Kowalskiego by dobrał jakichś ludzi. Kto wie może już ma kogoś na oku.
- A już myślałam, że chwilę wypocznę. - Powiedziała cicho, może nawet bardziej do siebie niż do Alessandra. Wtuliła pierś w jego ramię, czując przyjemne bijące od mężczyzny ciepło.
- Możemy odpocząć, wykąpać się, posiedzieć trochę w ciepłym basenie, zmienić szaty. Resztą zajmą się nasi ludzie. Naprawdę chyba wierzysz Gilli i Borso, zaś Kowalski uleczy wszystkich, których tylko może. Nie martw się, damy radę. Kocham cię, moja najdroższa Agnese - szeptał jej czule.
- Ciepły basen brzmi wspaniale. - Uniosła twarz i pocałowała swojego narzeczonego. Jej głowa była pełna złych myśli, ale kto inny jak nie Alessandro mógł je przegonić? Pogłębiła pocałunek wsuwając język w usta mężczyzny. Oddał pocałunek równie silnie i równie namiętnie, zaś jego dłoń oplotła jej smukłą kibić. Ich języki splotły się wzajemnie pieszcząc. Był czas walki, był czas miłości. Markiz bił się przed chwilą, zaś obraz pobojowiska doprowadzał go później do mocnej apatii. Dopóki nie pojawiła się ona, potrafiąca poruszyć jego wszystkie uczucia oraz rozproszyć mroki. Pomyśleć tylko, że ową kobietą była wampirzyca. Jakże dziwnymi są drogi miłości, jakże pokręconymi oraz nie do uwierzenia. Markiz jednak w tym momencie nie myślał o tym, zwyczajnie tylko czuł jej pocałunki, jej bliskość, jej uczucie oddając jej dokładnie identycznie namiętny poryw cudownego Amora. Agnese oderwała się. Pozwoliła by na jej policzki wypłynął lekki rumieniec.
- Zaniesiesz mnie do łaźni?
 
Kelly jest offline