Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2018, 20:37   #106
Zara
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Moran szybko zaatakował. Jak na ironię, chęć natychmiastowego zakończenia starcia nie powiodła się, bowiem przeciwnik przeszedł do defensywnej postawy. Skupiając się na unikaniu i parowaniu ciosów, chwilę zeszło Moranowi, nim jego miecz zaczął kąsać wrogi pancerz. Gdy ciągłymi atakami nieco zmęczył przeciwnika i pierwsze cięcia nadszarpnęły lekki kaftan, ten również przeszedł do ofensywy. Rozpoczęła się równa walka, w której co jakiś czas oba miecze znajdywały wrogie ciała, jednak kończyły swoją trasę maksymalnie rozcinając lekki pancerz i naskórek. Długo nikt nie potrafił zadać decydującego ciosu. Moran czuł, że walka przedłuża się za bardzo i zaraz będzie miał na głowie dwóch przeciwników. Obejrzał się jednak przez ramię, a jednorękiego nie było w jego najbliższej okolicy. Jakby wyparował. Być może przypadek, a być może nieobciążona koniecznością szybkiego rozprawienia się z przeciwnikiem psychika sprawiła, że... wreszcie mu się to udało. Moran zamarkował uderzenie, na które nabrał się przeciwnik. Co prawda skontrował, sięgając czubkiem miecza ramienia medyka, jednak odsłonił całe swe ciało, w które Esterad wbił głęboko swój miecz. Momentalnie siły uleciały ze zbira, a Moran przez chwilę mógł odetchnąć i spojrzeć, jak toczyła się walka w innych częściach lasu.

Zevran i świeżo poznany przez niego wojownik podjęli po jednym przeciwniku. Jak brutalna siła kompana sprawiała, że każdy jego cios spychał przeciwnika kilka kroków do tyłu, tak Piwny Rycerz musiał się bardziej napracować, by wprowadzić w życie swój plan walki. Pierwsze dwa cięcia nie przesunęły wroga do tyłu, co już mogło trochę zniechęcać, ale uparte kolejne już przyniosły znacznie większy sukces. Starcie przeniosło się w gęstwinę, gdzie walka sztyletem miała być dla Zevrana atutem przechylającym szalę na jego korzyść. W praktyce jednak, przeciwnik poruszał się dość sprawnie, nie pozwalając na zadanie mu żadnych większych obrażeń. A sam odgrażał się za pomocą miecza, który dzięki większemu zasięgowi zmuszał po każdym machnięciu Zevrana do odskoku. Zmierzając do kolejnego zwarcia, sylwetki obu walczących objął wysoki cień, którego źródło dochodziło zza pleców zbira. Ułamki sekund później muzykę zagrał dźwięk miecza wbijającego się w plecy, połączony z krzykiem zbira. To potężny rycerz, wykończywszy swojego przeciwnika, zapewnił wsparcie Zevranowi.
Chwila zadowolenia nie trwała długo. W ich stronę poleciały strzały. Pierwsza, chybiła obu wojowników, zatapiając się w drzewie. Druga, obtarła się o brzuch Zevrana, grotem rozcinając ubrania do skóry. Spowodowała krwawienie, póki co niegroźne, ale przy konieczności przemieszczania się, z czasem rana mogła zacząć mocniej doskwierać. Trzecia strzała zatrzymała się na naramienniku ciężkiej zbroi kompana Piwnego Rycerza. Odbiła się, powodując wgniecenie, oraz sądząc po syku mężczyzny - trochę bólu. Ciężkozbrojny padł na ziemię, by uniknąć dalszych strzał. Z tamtej pozycji obserwował trójkę łuczników i dwójkę wojowników za ich plecami.
- Kurwa, mnoży się ta banda - odparł do Zevrana. - Ale zaraz będą moi ziomkowie. Jesteś cały?

Elke chwyciła tarczę oburącz, osłaniając się nią od leszego. Ten, zdając sobie sprawę, że kobieta jest dla niego łatwym, nie mogącym oddać łupem, przeszedł do szybkiego ataku. Całym ciałem napierał na Nilfgaardkę, z trudem utrzymującą się na nogach. Każde kolejne uderzenie wzmagało uczucie, że tarcza zaraz rozpadnie się na kawałki albo kobieta wyląduje na ziemi, skąd próba obrony byłaby już bardzo rozpaczliwa. Od silnych uderzeń kręciło jej się w głowie, traciła równowagę. Jedynie to, że całe życie trenowała i walczyła powodowało, że pamięć mięśniowa na siłę utrzymywała ją w defensywnej pozycji. W pewnym momencie jednak poczuła, że to już koniec. Bestia rzuciła się w nią, uderzając swym ramieniem o tarczę. Elke straciła równowagę, upadła na ziemię. Zalane własną krwią dłonie wciąż trzymały prawie rozpadnięty kawał drewna, zdający się nie dawać żadnej ochrony. Ale cios nadszedł z drugiej strony. Cięcie srebrnego miecza sprawiło, że bestia musiała wykonać unik. Wiedźmin zdążył, nim bestia zatopiła w Elke swe pazury i kły. Ale Nilfgaardka czuła się wykończona.
Venter zaczął toczyć dość wyrównaną walkę. Leszy obawiał się miecza, więc nie mógł już tak śmiało atakować. Wciąż jednak szybkością i zwinnością zawstydzał nawet wiedźmina, który po szybkim sprincie potrzebował chwili, by złapać oddech. To zapewnił mu dopiero Isak, szybkim cięciem sztyletu chcąc zakończyć życie bestii. Szybko przekonał się, że krótka broń nie była najlepszą do walki z tak nieludzkim potworem. Ruch łapy leszego i nim sztylet w ogóle sięgnął celu, na dłoni Isaka pojawiły się trzy krwiste ślady po pazurach. Po złapaniu oddechu, wiedźmin zaatakował, w końcu skutecznie trafiając i rozcinając bok bestii. Prawie czarna posoka trysnęła obficie. Następny cios Isaka doczekał tylko uniku, jednak nadziewającego leszego na kolejny atak Ventera. Cięcie już miało wchodzić w ciało, gdy zza ich pleców szybko koślawym lotem przeleciało coś, co przypominało nietoperza, w ułamkach sekundy zmieniło się w postać człekopodobną i szybkim uderzeniem posłała Ventera wraz z mieczem na najbliższe drzewo. Postać, bez ręki, wyszczerzyła kły.
- Pierdolony wampir... - z sykiem bólu skomentował wiedźmin.
 
Zara jest offline