Gdy bandzior padł, Moran podziękował (w myślach) wszystkim znanym sobie i nieznanym bogom. Bez ich interwencji z pewnością nie dałby sobie rady.
Odetchnął głęboko, upewnił się, że ani jeden, ani drugi z przeciwników nie żyje, po czym - starając się nie rzucać nikomu w oczy - pobiegł między drzewami w stronę toczącej się walki.
To, że on załatwił swoje sprawy nie oznaczało, że starcie się już zakończyło. Trzeba było wspomóc kompanów i spróbować przechylić szalę starcia na odpowiednią stronę.