Zasadzka zatem. Brzmiało to rozsądnie, skoro nikt nie zamierzał uciekać. Tyle, że stanie kupą na środku gościńca ciężko było elfowi nazwać zasadzką, a tę całą radosną zbieraninę zgranym oddziałem. Mogli mieć umiejętności, ale nie walczyli jeszcze w grupie. Odruchy weterana wielu kampanii szybko wzięły górę.
- Strzelcy, do lasu, chować się po obu stronach traktu, nie blokować sobie linii strzału! Laurenor… ty się nie chowaj, słońce łatwiej schować za chmurami, niż ciebie między drzewami. Ja poluję na ich szefa, jeśli jakiś będzie, może się rozproszą. Tarcze - zatrzymać szarżę! Potem kontra wokół tarcz!
Wojska w dziesięć sekund się nie stworzy, ale Ari’Sainen wiedział, że mówi do doświadczonych zabijaków, a nie farmerów. Dadzą radę. Ruszył w lewą stronę, przywiązując konia do jednego z drzew. Łuk trzymał pod przykryciem do ostatniego momentu. – „Eh, Francois, kiedyż wreszcie ludzie nauczą się wyrabiać łuki, które wytrzymują choć trochę deszczu…”