Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2018, 15:25   #159
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Jarvis szamotał się z warstwami napiętego materiału swojej bielizny, gdy bardka rzuciła mu się w ramiona, zasypując jego twarz, szyję i barki gorączkowymi pocałunkami. Stęskniła się, była niecierpliwa, trawiła ją obawa, lub kierowała nią wdzięczność..?
Szkoda tylko, że nie pozwoliła rozdziać się czarownikowi do końca, czepiając się go i napierając na niego, aż w końcu opadli razem na koc.
Wtedy Chaaya niczym wąż zwijała się i prężyła, przytulając do siebie upragnione ciało. Zostawiając obok starych miłosnych stempelków te nowe, świeże, zaróżowione i wilgotne od jej języka. Nie szczędziła niczemu, rozdając po równo na obie strony. Na prawą i lewą skroń, na prawy i lewy policzek, na górną i dolną wargę ust, na oba ramiona i sutki, nad i pod pępkiem.
Jeszcze tu i jeszcze tam, przelewając się w dłoniach kochanka jak żywe srebro, nie pozwalając się tak łatwo powstrzymać, było jeszcze tyle miejsc, które chciała namaścić swoim uczuciem, tyle opuszków do possania, tyle delikatnej skóry do podgryzania, tyle zranień do obcałowania. Musiała zdążyć z tym wszystkim, póki miała jeszcze odwagę i starczyło jej sił do stawiania oporu rozpalonemu mężczyźnie i własnym obawom.
Mag… zaskoczony tym atakiem, wpierw się sprężył, ale potem szybko się rozluźnił i leżał poddając napaści dziewczyny. Nie bardzo wiedział co właściwie powinien zrobić, więc sięgnął dłońmi ku jej głowie, wplótł palce w jej włosy i… pieszczotliwie głaszcząc, pozwolił tancerce na własne wędrówki i odkrycia. Choć przecież mógł poprowadzić ją tam gdzie chciał.
Na szczęście nie musiał długo czekać, by tawaif zawędrowała w rejony jego męskości, zsuwając mu z bioder odzienie i podgryzając odstające kości miednicy, łaskocząc językiem. Miękkie pukle jej włosów, spłynęły mu na podbrzusze, przyjemnie łechtając skręconymi końcówkami.
Jeździec poczuł delikatne muśnięcie na czubku jego ostrza, oraz palące spojrzenie czekoladowych oczu, badające każdy szczegół jego mimiki.
Sundari usadowiła się wygodnie, trochę na jego nogach, trochę pomiędzy nimi, przytulając się do odsłoniętego pasa jak najciaśniej, by mieć swobodny dostęp do całej palety wdzięków przywoływacza, które starannie badała ustami, oddechem i opuszkami.
Niestety jej pieszczoty bardziej przypominały zabawę w kotka i myszkę, niż działania mające dać upust ich żądzom.

~ Podstępna ~ mruknął telepatycznie Jarvis wesołym i czułym tonem, puszczając jej głowę i zaciskając palce na kocu. Stał się jej ofiarą, potulnie i cierpliwie poddając się rozkosznej torturze jej działań. A choć co jakiś czas jego ciało spinało się, gdy doznania stawały się mocniejsze, to jednak nadal pozwalał kochance na te figle. Tylko gdy ich spojrzenia się spotykały, to kurtyzana widziała jak wzrok jej kompana robi się coraz bardziej dziki i drapieżny… ile jeszcze wytrzyma, zanim czara się przeleje? Ile był w stanie “wycierpieć”, zanim zrzuci ją z siebie i posiądzie jak dziki drapieżnik? Jak smok? Wszak Starzec chyba wspominał, że finalizacja zalotów u smoków mało ma wspólnego z romantyzmem, a dużo z brutalnością.
Szczęśliwie czarownik nie musiał sprawdzać limitu swojej wytrzymałości, bo “tknięta” czymś Dholianka, drgnęła jak spłoszone zwierzątko i poderwała się momentalnie.
- Przepraszam! - zawołała zmieszana, oblewając się rumieńcem i gramoląc się pośpiesznie udami na męskie biodra. Najwyraźniej sama zapomniała się w tym co robiła i teraz postanowiła ową zwłokę wybrankowi wynagrodzić.
Zespoliła ich ciała pewnym ruchem… a przynajmniej miała taki zamiar, gdy w połowie nie zamarła blednąc i łapiąc się za policzek.
Szeroko otwarte oczy zdradzały zdziwienie i panikę, dobrze znaną u osób, które przypomniały sobie o czymś bardzo ważnym, na przykład o spotkaniu na które właśnie się spóźnili.
- Arararara…. - zaszczebiotała speszona, dziwnie piskliwym głosem. - Przepraszam… nie tak chciałeś… przepraszam. - Jej akcent znowu się ujawnił, a co gorsza, zamierzała zejść z leżącego ukochanego.
- Chciałem sprawić ci przyjemność. Obrazisz mnie… jeśli nie pozwolisz… sobie na wyrażenie swych pragnień - zagroził czule magik, zaciskając dłonie na biodrach kobiety i nie pozwalając jej uciec. Rozkoszował się widokiem jej nagiego ciała, przyjemnością jaką sprawiały mu jej lędźwie i miękką skórą pod palcami.
- Miłość to dawanie, ale i czerpanie Kamalo. Bądź hojna, ale i zachłanna.

Rozpalił ją tym słowami, bo rumieńce znów zalały jej policzki, barwiąc przy okazji także szyję i dekolt. Jasne ząbki wbiły się w dolną wargę, gdy Chaaya zaczęła się… chować. Najpierw za jedną ręką, później za drugą, czasem spozierała przez palce, lecz wzrok miała płochliwy i szybko uciekała od spojrzenia przywoływacza.
Nawet piersi zdawały się być zawstydzone i nie podskakiwały tak żwawo jak dotychczas. Jedynie łono okazało się być na tyle odważne, by przyjąć Jarvisa dosłownie i w przenośni, gdy bardka wznowiła się i opadała delikatnie.
- Jesteś śliczniutka w swoim zawstydzeniu - mruknął czule mężczyzna nie odrywając oczu od swej umiłowanej. Jego wzrok pieścił ją na równi z dłońmi wodzącymi po jej udach. Pożądał jej, ale to akurat odczuwała za każdym razem, gdy opadała na twardy argument jego miłości.
~ Kocham cię Kamalo. I pragnę. ~ Usłyszała w swej głowie żarliwy ton wyznawcy, dodający jej odwagi.
Tancerka rozluźniała się z każdą chwilą, coraz niżej opuszczając gardę za którą się kryła, wstyd nie opuścił jej nawet wtedy, gdy rozdarta była między spoglądaniem w ciemne oczy towarzysza, a zasłanianiem się ramieniem.
W końcu sięgnęła dłonią po prawą rękę wybranka i uniosła ją sobie do twarzy. Pocałowała sam środek wewnętrznej jej strony i wtuliła się policzkiem w wyciągnięte palce, jakby wtulała się poduszkę. W takiej pozycji obserwowała spod rzęs czarownika pod sobą, gdy jej biodra stały się bardziej zachłanne w czerpaniu przyjemności, które przekładało się równie dosadne odczucia jej wielbiciela.
Sundari nie wiedziała kiedy zaczęła się uśmiechać, gdy z czułością badała każdy szczegół ukochanej twarzy przed sobą.
Smoczy Jeździec też odpowiadał uśmiechem, nie przerywając wodzeniem wzrokiem po ciele przepięknej dziewczyny. Każdy ruch jej bioder jednak coraz bardziej utrudniał mu zachowanie spokoju. Każde uniesienie i opadnięcie złotoskórego ciała, nieuchronnie popychało go ku spełnieniu, przyspieszając jego oddech i burząc jego spokój. Tylko spojrzenie było niezmienne, wzrok tchnął pożądaniem i miłością.

Zrobiło się też odrobinę… jasno od prawej strony, bo pojawiła się lewitująca “latarenka” w zbroi, ale… nie wydawała się zainteresowana tym co oboje robili na jej “oczach” i ruszyła w dół patrolując wzdłuż strumyczka.
Tawaif pisnęła chowając twarz w dłoń kochanka niemal w tym samym momencie kiedy sięgnęła spełnienia. Obecność anielskiej widowni, odebrała jej całą pewność siebie, którą zdążyła odzyskać podczas tego intymnego spotkania.
Choć… przynajmniej nie próbowała uciekać… do momentu, kiedy i jej partner nie został usatysfakcjonowany. Wtedy wcisnęła mu się pod ramię, starając się schować pod jego ciałem, nakryć jak kołderką i udać, że wcale jej tu nie było.
Mag przytulił do siebie nagą ukochaną, całując jej policzek delikatnie i czule. Zakrył ją sobą, choć nie wydawało się to potrzebne. Archont nawet nie próbował ich zaczepiać, zajęty swym powołaniem… czyli tropieniem zła.
- Widzisz? Nie musisz się bać - stwierdził Jarvis mrukliwie do ucha Dholianki.
- Nawet nie zaczynaj - Ta burknęła wtulając się w jego pierś, ale nie zdawała się być zła, a jedynie mocno speszona, co jednakowoż nie powstrzymywało jej przed śledzeniem ciekawskim ślepikiem buszującego w trawie “świetlika”.
- Ależ ja właśnie planuję zacząć - zagroził czarownik ze “złowieszczym” uśmiechem.
- Popchnąć cię na plecki, rozchylić nogi i ucałować twój kwiatuszek… na wszystkie znane mi sposoby.
Co gorsza, bardka miała świadomość, że chłopak nie przejmujący się zupełnie niebiańską kuleczką światła, rzeczywiście mógł to zrobić.
Kurtyzana miauknęła coś niezrozumiale, wciskając nosek w zagłębienie męskiego ramienia.
- Możesz mnie przewrócić na plecy pod warunkiem, że przytulisz mnie mocno, okrywając moje wdzięki… w zamian zasłonię ci pośladki swoimi dłońmi - zaoferowała... szkoda tylko, że miała je malutkie i wiele by nimi nie zasłoniła.
- Taki śliczny kwiatuszek i taki wstydliwy… jak bagienny fiołek - wymruczał cicho przywoływacz, głaszcząc kobietę po włosach. - I… co mam zrobić jak będę cię tulił przyciskając do kocyka?
- Zaśpiewać mi balladę - odparła wartko panna, nie lubiąc, gdy porównywało się ją do kwiatków, zwłaszcza tych mało trujących i “niebezpiecznych”. Zła jednak nie była i nawet odnajdywała przyjemność z sytuacji.
Archont faktycznie pochłonięty był swoim zadaniem, a do tego był cichutki, że łatwo było o nim zapomnieć, gdyby nie błyskał jaśniej od czasu do czasu, gdy wzlatywał nieco wyżej, by się rozejrzeć.
- Nie umiem śpiewać - rzekł nieco wstydliwie Jarvis, ale zaczął nucić tą samą piosenkę, którą dotąd zawsze używał, by Chaayę uspokoić. No i wodził palcami po jej pupie, zachłannie masując pochwyconą dłonią krągłość.
- To się uśmiechnij… choć teraz, tak, teraz też jest dobrze - wymruczała w zadowoleniu tancerka gładząc palcami biceps kochanka, lubiła gdy nucił jej do ucha, było w tym coś takiego… delikatnego i czułego.
- Jeśli się uśmiechnę… to chcę zobaczyć twoją twarzyczkę - odparł ciepło czarownik w przerwie na zaczerpnięcie oddechu, po czym wrócił do nucenia z uśmiechem na twarzy i rozkoszując się wtulonym w siebie ciałem dziewczyny z pustyni.

Sundari odchyliła głowę, posłusznie zwracając się buzią do towarzysza. Uśmiechała się czule, a w ciemnych oczach błyskały jej iskierki.
- Jestem szczęśliwa… przy tobie - wyszeptała, całując delikatnie brodę ukochanego, przesuwając mu opuszkiem po zaroście.
- Nawet teraz? Gdy leżysz golutka i wiesz, że nie dam ci się ubrać… bo chcę więcej i więcej… - mruknął mężczyzna “ponuro” i pocałował czubek jej nosa, a potem usta, zachłannie i drapieżnie. Jego szczupła dłoń zacisnęła się mocniej na pośladku tancerki i docisnęła ją do jego ciała.
- Zawsze… gdy cię widzę, gdy cię czuję, gdy słyszę… zawsze - zapewniła mu z oddaniem dziewczyna, szybko dodając - Możemy zostać tutaj na noc… i nie ubierać się wcale, jeśli tylko masz taką ochotę.
- Tutaj? W tej dolince? Czy na tym planie? - zapytał zaciekawiony Jeździec.
- Gdzie chcesz Jarvisie… - odparła w przerwach między delikatnymi pocałunkami. - Pójdę za tobą wszędzie… nawet… nawet do brudnych, ciemnych... ciasnych lochów, pełnych kurzu i pajęczyn… co prawda będę ci narzekać i wypominać wszystkie… wszystkie twoje dotychczasowe przewiny… ale pójdę.
Kształtne udo pogładziło po biodrze przywoływacza, gdy pieszczota warg stała się bardziej zmysłowa.
- Myślałem raczej o łóżku… - zamruczał czarownik, głaszcząc powoli nogę go obejmującą. - Położysz się wygodnie na plecach i pozwolisz się pieścić?
- Na łóżku, czy teraz? - Kamala spytała przewrotnie, przekręcając się ramionami na plecy, choć jej udo nie zrezygnowało z bliskości drugiego ciała.
- Teraz… cała… powoli i leniwie… jak zwykle. Jesteś wszak jednym z najpiękniejszych widoków w tej krainie - mruczał zmysłowo jej kochanek, całując szyję i powoli schodząc z niej ustami na obojczyki i piersi.
Bardka jeszcze chwilę się droczyła, przyciskając łono do podbrzusza magika, ale pod naporem jego warg w końcu uległa, układając się wygodnie na kocu i wijąc się rozkosznie jak rozleniwione kocię.
Jarvis równie kocio muskał językiem skórę jej rumianych krągłościach, szczególnie skupiając się na twardych karmelkach wieńczących ich szczyty. Smoczy Jeździec wykazywał się tym samym pietyzmem i cierpliwością niczym kocia matka liżąca swoje młode. Efekt jaki osiągnął, nie ograniczał się bynajmniej tylko do wywoływania zadowolenia u tancerki. W końcu jego usta zsunęły się z biustu i zaczęły wielbić brzuch obleczony w złotą skórę i jak na złość… kolejna lewitująca “latarenka” znalazła się w polu widzenia Chaai. Ignorowała przy tym parę, tak jak poprzednia, zajęta szukaniem zła.

Kobieta wizgnęła cichutko, zasłaniając ręką piersi. To, że duszek nie zwracał na nią uwagi nie miało znaczenia, bo Dholianka zdawała sobie sprawę z jego obecności i fakt, że latał sobie pośród trawy jak przerośnięty świetlik podczas równonocy, doprowadzał ją do fiksacji!
- Jarrrvisieee… one się tu zlatują! To prawdziwa inwazja - poskarżyła się błagalnie, oplatając nogami w pasie pochłoniętego w pieszczotach czarownika.
- Trawa… tym tu jesteśmy. One nie szukają nas - mruczał jej w odpowiedzi, nadal wodząc językiem po skórze jej brzucha, “kreśląc” tak miłosną mapę. Dłonie wyciągnął do góry i pochwycił dwa “jabłuszka” tawaif, ugniatając je drapieżnie i zachłannie. Jej ciało instynktownie reagowało na te pieszczoty, bo doznania były intensywne. Niestety, mag, widownią się nie przejmował, zbyt pochłonięty zabawą.
Kurtyzana popiskując i miaucząc próbowała strzepać lepkie palce ze swojego biustu, przy jednoczesnym zezowaniu na dwie świetliste “kule”, lewitujące aktualnie nad strumyczkiem.
~ A kysz! A kysz! ~ zaklinała w duchu, próbując siłą woli przegonić intruzów.
“Hah! Czymś takim to byś nie wystraszyła nawet kury!” Babka, aktualnie siedmioletnia, była dla swej wnuczki bezlitosna. “Skup ty się lepiej na kochanku, bo aktualnie bawi się lepiej od ciebie…” burknęła ni to usłużnie, ni w zazdrości i faktycznie… Sundari przez chwilę jakby współpracowała z mężczyzną, przestając ustawicznie pacać go w ręce, by wędrować opuszkami po mięśniach jego przedramion i muskając szorstkie ślady po dawnych igraszkach.
Latające “kuleczki” nie miały ochoty słuchać “zaklęć” bardki, tym bardziej, że ich nie wypowiedziała na głos. Zamiast tego patrolowały strumyczek coraz bardziej się oddalając od obojga, ku uldze łaniookiej, a więc może jej mantry jakoś podziałały?
Wybranek dziewczyny tego faktu jednak nie zauważał, zajęty bowiem zabawą jej ciałem i rozpalaniem zmysłów… język może był i delikatny w muśnięciach, ale dłonie zaciskające się na piersiach testowały ich sprężystość.

Im dalej odlatywały aniołki, tym tancerka głośniej wzdychała, czy to z ulgi, czy z przyjemności. Złotoskóry brzuch zapadał się i drżał w coraz szybszym oddechu, a ciasne więzy z ud z każdą chwilą rozluźniały się, aż ostatecznie opadły na koc. Kamala przyjemnie drapała ramiona partnera, rozgrzewając jego skórę i wywołując przyjemne dreszcze w karku.
W końcu dłonie chłopaka opuściły dotychczasowy posterunek, by usta mogły zsunąć się niżej. I delikatności przy tym nie było żadnej, gdy przywoływacz zaczął smakować językiem kielich kobiecości, zachłannie i z entuzjazmem zamierzając doprowadzić ją do skraju wytrzymałości i zepchnąć w otchłań spełnienia.
Bujająca gdzieś w obłokach, pewnie za achrontami egzotyczna piękność, nie była przygotowana na wzbierającą w niej rozkosz, która uleciała z jej ust głośnymi jękami, przetaczając się echem wśród wzniesień, jakby to nie jedna Chaaya, a kilka na raz kochało się w tym samym momencie.
Rumieńca wstydu nie dało się ukryć nawet za dłońmi, gdy bardka zasłoniła twarz, mrucząc coś w bezsilności.
A gdy tak załamywała się tym co uczyniła na “oczach” niebiańskich istotek, Jarivs nie marnował czasu. Poczuła jak zimna ciecz rozpryskuje się na jej piersiach, a do nozdrzy dotarł winny zapach.
Zapiszczała więc zaskoczona, by zaraz cicho się roześmiać. Wyjrzała zza kurtyny paluszków, po czym wyciągnęła ostrożnie ręce w kierunku głowy ukochanego, zrezygnowała jednak z tego ruchu i przełamując się, lub poddając, opuściła je na koc, przyglądając się jedynie.

Magik trzymając napoczętą flaszkę pochylił się i językiem zaczął wodzić po biuście dziewczyny, nieśpiesznie zlizując czerwone kropelki z jej skóry. Potem napił się wina prosto z butelki i nachylił swą twarz ku partnerce, by ją pocałować i zapewne przelać w ten sposób trunek do jej ust.
Kamala ściągnęła brwi, nie za bardzo zadowolona z tego faktu. Nie broniła się i nie wyrywała, zbyt mocno zdjęta strachem przed karminowym płynem i poczuciem winy z wydarzeń w mieście. Jej odwzajemnienie było delikatne i trwożliwe, zupełnie jakby przyjmowała truciznę, więc ta spolegliwość, ta poddańczość... była tym bardziej rażąca dla odbiorcy, który się jednak nie zawahał w tym co robił. Wino wlało się do jej ust w ciepłym pocałunku. W smaku było słodkie i dość mocne. Czarownik po jego przekazaniu całował ukochaną zachłannie i czule zarazem, głaszcząc ją po piersiach, delikatnie i z rozmysłem ugniatając owe krągłości... dlatego chcąc, czy nie, Dholianka musiała przełknąć, choć czuła się niezmiernie paskudnie, jakby wino nie było winem, a cyrografem z władcą piekieł. By załagodzić “niesmak” tego co miało miejsce, kobieta wtuliła się, na tyle na ile mogła, w towarzysza, tłumiąc, trudne do sprecyzowania uczucie “uwięzienia” i nadciągającej katastrofy, pocałunkami z każdą chwilą coraz bardziej płomiennymi.
Alkohol rozgrzewał jej brzuch, tak jak pieszczoty Jeźdźca rozpalały zmysły, a pikanterii w całej sytuacji dodawał fakt, że mężczyzna był gotów do jej podboju. Dowód tego ocierał się o jej biodra. Niestety Chaaya zdawała się jednak na to nie zważać, pochłonięta w swoim afekcie lub raczej panice. Raz za razem całowała wąskie wargi, skubiąc je, podgryzając, ssąc i tańcząc na nich językiem, nie dając możliwości wykazać się wybrankowi.
Świadomość jej nieuchronnego i zgubnego końca, krążącego w żyłach, budziła w niej nie tylko strach, ale i agresję. Zaczęła owijać się wokół kochanka, pragnąc go uwięzić, zdominować i skonsumować, zanim on to jej uczyni. Chciała się odegrać, zemścić i udowodnić samej sobie, że się nie boi…

Miłosne igrzyska właśnie się rozpoczęły i nawet cały zastęp wszelakiej maści widzów, nie byłby w stanie Sundari rozkojarzyć, ni zawstydzić. Przywoływacz wiedział, że zręcznością jej nie dorówna i jeśli będzie się opierać to przegra… choć czy w tych okolicznościach mógłby narzekać? Dostanie to czego pragnie, prędzej czy później… lecz jeśli sądzić po poprzednich ekscesach, bardziej później niż wcześniej. Nie było to optymistyczne, więc może lepiej użyć siły i pokazać kto tu rządzi… nawet jeśli nie nadążało się z pochwyceniem gorących ust pod sobą?
Więc pewnie dlatego, nie przerywając pocałunków Jarvis próbował przyszpilić bardkę do koca ciężarem swego ciała i dotrzeć mieczykiem do wrót ukrytych w dolinie rozkoszy, między udami swej kochanki. Nawet jeśli wijąca się żmijka rozpraszała go swym pięknem i gracją… i doznaniami.
“Wygrana” była niespodziewanie szybka i jakże przyjemna, choć uwięziona i zdobyta nimfa jeszcze starała się walczyć, drżąc pod ocierającym się o nią ciałem i wijąc jak wstęga. Mag świadomy był jej porażki, która z każdym sztychem i do niej docierała wraz z coraz głośnym pomrukiem wściekłości pomieszanego z rozkoszą.
Chłopak przez chwilę obawiał się, że wyjdzie z tego spotkania podrapany na całej twarzy, gdy jego głowa utknęła między dwiema dłońmi drżącymi niespokojnie na jego skroniach.
Orzechowooka jednak w ostateczności się poddała, całując czule jego usta, lgnąc potulnie do wybranka, by nucić mu do ucha melodię ich wspólnej przyjemności.

- Jestem okropny… co? - Czarownik mruknął tuż zaraz po tym, jak kurtyzana poczuła w sobie jego eksplozję. Następnie opadł na jej rozgrzane ciało i przytulił głowę do jej piersi.
- Uparty w próbach oswojenia cię z własnymi lękami… jakby to było najważniejsze.
- Okropny, lubieżny, bezwstydny, niepohamowany… - wymieniała dosadnie tancerka, nie kryjąc satysfakcji z tego powodu. - Samolubny, besiatlski… dziki. Szaleję za tobą - przyznała z uśmiechem, głaszcząc go po włosach. Strach i złość przeszła wraz falą orgazmu. - Ale drugi raz się na to nie złapię… o nie, nie dam się podejść tak łatwo.
- Kocham cię Kamalo. I ciągle zaciągam do łóżka. - Westchnął smutno mężczyzna. - Wykorzystuję sytuację. A nie powinienem.
- Jesteś dla siebie zbyt surowy - stwierdziła bardka po chwili zastanowienia. - Zresztą nie ważne... to tylko ogólniki, podaj mi przykład i pozwól mi samej ocenić.
- Nie wiem Kamalo… mam wrażenie, że mój apetyt na ciebie zmusza cię do uległości i poddania się moim zachciankom - zamruczał jej kompan w odpowiedzi, wtulając głowę mocniej w biust. - A chcę byś też czasem okazywała swoje kaprysy. To czego ty chcesz.
Dopiero teraz dziewczyna z pustyni zauważyła kolejną, latającą “latarenkę”, podążającą wzdłuż strumienia.
- Przecież… wiesz, że nie umiem… - zmieszała się tawaif, ale nie bynajmniej z powodu kolejnego potencjalnego obserwatora. - Naprawdę się staram, ale czasem… po prostu mi łatwiej poddać się tobie, tym bardziej, że sprawia mi to przyjemność.
- Wiem… wiem… - odparł Jarvis i spojrzał wprost w jej oblicze deklarując - Ale nie poddam się. Krok po kroczku wyciągnę cię z twojej złotej klatki i porwę wprost do nieba.
- Nie… wolę zostać na ziemi, mniej wstydu się najem - stwierdziła łobuzerskim tonem Dholianka, śmiejąc się przy tym perliście. - Starczy mi deprawowania aniołków.
- A na co teraz masz ochotę? - zapytał jej kochanek potulnie.
- Jeśli ci się nie znudziłam… chodźmy do pokoju, zostańmy tutaj lub poszukajmy jeszcze innego miejsca, gdzie moglibyśmy się kochać - odparła ciepło. - Jedyne czego pragnęłam przez cały dzień, to być z tobą i jestem! Nic więcej mi nie potrzeba.
- Możemy robić wszystko - odparł czule przywoływacz, siadając i spoglądając na leżącą. - Ubierzmy się więc i poszukajmy sobie miejsca na to… na co będziemy chcieli.
Pogłaskał kochankę po włosach dodając - Ty mi się nigdy nie znudzisz Kamalo.

Rozczulona Chaaya usiadła, by musnąć pocałunkiem policzek magika, po czym wstała z koca i masując się po szyi, weszła do bystrej i lodowatej rzeczki.
Popiskując i sapiąc od szoku termicznego, ochlapywała się wodą, obmywając ciało jak młoda rusałka o poranku i tylko czasami odglądając się zmrużonymi od podejrzliwości oczami za “świetlikami”, jakby planowała któregoś utopić, jeśli tylko by się zbliżył w jej kierunku.
- Byłam z Nverym w górach, długo nie wytrzymałam w lochach… ale wiesz, myślałam, że może będą jaskinie, które można by spenetrować, ale ten ląd chyba nie jest skalany żadną skazą na krajobrazie… trochę się rozczarowałam… - przyznała drżąc od zimna, gdy wybiegła na brzeg, by się osuszyć.
- Bo ten świat jest sztuczny. To wszystko jest kreacją jednego umysłu. Potężni magowie potrafią stworzyć coś, co jest ziarnem świata, które rośnie w taki półplan, kształtowany przez ich kaprysy - wyjaśnił Jeździec i westchnął zabierając się za ubieranie. - Choć… szczegółów na ten temat nie znam.
- Hmm… a czym są te ciemne chmury… tam daleko, po za tym lądem. Wygląda jakbyśmy byli w środku jakiejś burzy… - Tancerka przyglądała się działaniom ukochanego, by ostatecznie pomóc zapiąć mu koszule. Uśmiechała się przy tym, bawiąc się każdym guziczkiem.
- Boooo… prawdopodobnie to jest burza… olbrzymia burza chaosu wypełniająca cały wszechświat. Istnieje cały plan na którym kreacja i destrukcja zderzają się ze sobą. W ciągu kilku sekund powstaje coś i w ciągu kilku następnych rozpada się. Żywioły mieszają się ze sobą. Czasami nazywają ten plan Limbo - odparł czarownik. - To świat wiecznej zmiany, którą potężne umysły potrafią zahamować i pokierować bez użycia magii. Samą siłą woli.
- Czyli lepiej w nią nie wskakiwać, co? - spytała Sundari retorycznie, poprawiając rozmówcy kołnierzyk, po czym zabrała się za okrycie własnej golizny.
- Limbo… jest bardzo niebezpieczne i nieprzewidywalnie. Nie powinno się do niego udawać bez doświadczonego przewodnika - potwierdził jej przypuszczenia kompan, po czym dodał - Co nie znaczy, że nie zajrzymy tam nigdy. Może kiedyś nadarzy się okazja.
- Kiedyś, kiedy będziesz potężnym i niepokonanym czarownikiem? - Tawaif puściła Jarvisowi oczko, zapinając sobie stanik, następnie odwróciła się i podeszła do porzuconych pończoch, które wpierw wywinęła, następnie zrolowała i zaczęła w skupieniu zakładać.
- Kiedyś… z pewnością - przyznał chłopak przyglądając się złotoskórej. - A ty… kim wtedy będziesz?
- Tym kim zawsze…. łamaczką męskich serc - odparła zuchwale, klepiąc się po udach i szybko nakładając suknię.
- Jesteś pewna? - powątpiewał przywoływacz, uśmiechając się ciepło. - Myślę, że mogłabyś być kimś więcej. Myślę, że mogłabyś stać się kimś potężnym. - Po czym dopytał żartobliwym tonem.
- No i… ile serc męskich chcesz złamać zanim będziesz w pełni usatysfakcjonowana?
- Aćh… na co mi potęga. - Zawstydziła się z nagła bardka, kręcąc charakterystycznie głową i dziwnie przy tym gestykulując. - Nie wiedziałabym co z nią zrobić - wyjaśniła zarumieniona, spoglądając ukradkiem na kochanka i uśmiechając się tajemniczo. Ostatnie pytanie pozostawiła bez odpowiedzi, uciekając wzrokiem, gdy mag przyłapał ją na “podglądaniu”, przygryzając dolną wargę jakby staczała bój z niesfornymi myślami.
- Potęga sama w sobie nie ma znaczenia. To możliwości jakie daje są ważne. Jeśli umiesz otwierać portale do innych światów, to czemu ich nie zwiedzać. Jeśli potrafisz zmienić się w rybę… to czemu nie zajrzeć w głębiny - wyjaśnił mężczyzna i uśmiechnął się dodając prowokująco - Jeśli chciałabyś mnie zobaczyć z rogami i długim językiem… to… też można nad tym pomyśleć.
- Hmmm… zastanowię się nad tym, choć nie jestem cierpliwa i zamiast szukać potęgi by wyczarować ci rogi… poszłabym ci je przyprawić - odparła mu zgryźliwie kobieta, łapiąc towarzysza za rękę i wtulając policzek w jego ramię. Podniósłszy wzrok, przygląda się spod rzęs ukochanemu, zastanawiając się nie tyle nad swoją przyszłością, co nad ich wspólną. Może… wzieliby razem ślub… może nawet urodziłaby mu syna i doglądając ogniska domowego, strzegła ich obu, czuwając nad spokojem w domowym zaciszu… a może faktycznie stałaby się kimś wielkim… kimś… jak smok i wyruszyła w podróż po światach i wymiarach, poznając nowe miejsca i istoty, ich kultury, muzykę, historię… jedzenie?

A propo jedzenia… to na kocu leżała nietknięta taca z owocami. Kurtyzana skusiła się i schyliła, by ją podnieść, wybierając dorodny kawałek ananasa i włożyła sobie do ust, po czym drugi taki sam podała przywoływaczowi.
- Czyli mam cię zamknąć w wieży pilnowanej przez smoka? Da się zrobić. Wszak smoki są już… dwa - odparł z udawaną zazdrością Jarvis, dając się karmić dziewczynie.
- Pod warunkiem, że będziesz mnie regularnie odwiedzał. - Ta potwierdziła czupurnie, tym razem częstując Jeźdźca bananem. - Trzy razy dziennie po cztery godziny, w tym i całe noce. - Zachichotała pokazując mu język i skubnęła zielonych winogron.
- Nie wiem czy bym skusił się na wychodzenie z twoich komnat - odparł czarownik, dając się karmić i głaszcząc tancerkę po szyi mówił w zamyśleniu dalej - Cały czas byłabyś naga przez mnie.
- O ja biedna… wykorzystywana - biadoliła teatralnie panna, coraz częściej muskając palcami męskich warg, jakby nie mogąc się powstrzymać przed ich dotykaniem.
- A tak… trochę zmieniając temat… to myślisz, że jest tutaj noc? Taka ciemna?
- Musielibyśmy poczekać. Możliwe, że jest - ocenił czarownik. - Z pewnością mag, który wykreował ten świat stworzył i cykl dnia i nocy.
- Hmm… ciekawe - stwierdziła w zamyśleniu orzechowooka, zajadając się półksiężycami brzoskwini, gdy owoc się skończył wzruszyła ramionami i powróciła do częstowania kochanka co smakowitszymi kąskami. Ananas, melon, winogrono, truskawka i białawe przeźroczyste coś, co wyglądało jak gałka oczna, była nawet tak samo “soczysta”, acz słodka i lekko kwaskowata.
- Był z twojego ludu i świata. Musiał podzielać twój gust estetyczny i twoje potrzeby. Co byś uznała za niezbędne w twojej wymarzonej siedzibie gdybyś mogła stworzyć… wszystko? - zapytał zaciekawiony magik.
- Kraina ta byłaby słoneczna i ciepła, ale słońce nie paliło by ziemi - odpowiedziała po chwili zastanowienia Kamala. - Chciałabym od czasu do czasu poczuć deszcz na skórze… ale nie za często… co by jeszcze… noc i dzień byłyby równe, bo nie umiem zdecydować, która pora bardziej mi się podoba… na niebie miałabym całą masę gwiazd i wielki księżyc, albo dwa! Jeden srebrny i jeden czerwony. Stworzyłabym ogród pełen kwiatów, które nigdy by nie przekwitały… to byłoby nudne miejsce… - Wzruszyła ramionami uśmiechając się smutno. - Miejsce gdzie możnaby przyjść i odpocząć od bycia sobą.
- Wiesz… - Zamyślił się chłopak i spojrzał na partnerkę. - ... jesteś klejnocikiem. Masz fasetki, a każda równie błyszcząca. I śliczna.
- ...i czas płynąłby inaczej. - Bardka myślami dalej była przy kreacjoniźmie. - Płynąłby wolniej od tego… prawdziwego. Jedna minuta byłaby jak kilka godzin, jeśli nie dni… po to, by ludzie mogli uciekać od trosk, lecz nie musieli rezygnować ze swojego doczesnego życia… i wszyscy by się rozumieli… każda istota potrafiąca mówić, nie musiałaby się martwić barierą językową… w ten sposób zwierzęta, bestie i humanoidy mogłyby porozmawiać między sobą… dowiedzieć się czegoś o światach je dzielących, o kulturach, historii… nauce. Zaraz… co mają fasetki do tworzenia? - zdziwiła się na koniec, gdy przetrawiła wypowiedź kochanka.
- Nic, nic… - mruknął Jarvis i podrapał się po policzku zamyślony. - Nie wiem czy to możliwe… ale istnieje szansa, niewielka, że są w tym miejscu obszary gdzie czas spowalnia.
- Sam powiedziałeś, że mogłabym stworzyć wszystko, więc stworzyłabym specjalny czas - odparła Dholianka, nadymając lekko policzki.
- Wiem, wiem… - Mężczyzna nachylił się i czule cmoknął czubek nosa ukochanej, a potem usta. - Zastanawiam się czy tutejszy stwórca uczynił podobnie.
- Hmmm… nie wiem. Góry są ładne… ale brakuje im jaskiń - poskarżyła się Sundari, rumieniąc delikatnie. Najwyraźniej uważała ich brak za mankament, który podważał “profesjonalność” i “praktyczność” tego miejsca.
- Nie ma… - Zastanowił się przywoływacz, przerywając całowanie bardki. - Nie ma jaskiń, ale przecież są lochy, chyba że…
Towarzysz w okularach przez chwilę milczał przyglądając się górom. - Myślisz, że są tam ukryte przed wzrokiem innych jaskinie i nory. Tak, by nikt niepowołany ich nie znalazł? Tak jak ten pokój ukryty za wizerunkiem bóstwa?
- Hmmm… czy ja wieeem? Jeśli już mogłabym sama tworzyć świat, nie bawiłabym się w ukrywanie jaskiń… zrobiłabym po prostu “miejsce”, które tylko ja bym widziała i do którego tylko ja mogłabym wejść. - Zastanowiła się kurtyzana, masując za uchem. - Co innego… jeśli chciałabym, by ktoś coś odkrył… wtedy tworzenie skrytek miałoby jakiś sens…
- Można tak robić, ale niestety można je zabezpieczyć jedynie hasłem. A te… można odgadnąć - wyjaśnił czarownik, wracając do całowania ust dziewczyny, a także muskania wargami jej policzków i uszu.
- Jar… visie… - Tancerka chichotała cicho, starając się uciec na boki przed pieszczotami jak przed łaskotakmi. - Mój świat, moje zasady… nawet magia musiałaby się mnie słuchać. Wymyślanie haseł jest dobre dla naszego świata, który jest prosty i łatwy w postrzeganiu, ale tu… gdzie wszystko jest tworem jakiegoś maga… może się dziać prawdziwa abstrakcja przecząca wiedzy jaką poznaliśmy i do jakiej przywykliśmy. - Uchylając się przed kolejnym całusem, tawaif czmychnęła po koc, który zaczęła składać po wcześniejszym włożeniu pustej tacy do magicznej torby.
- Pytanie tylko, czy “nasz” twórca w ogóle na coś takiego by wpadł… bo potęga i wyobraźnia nie zawsze chodzą w parze. Magię mógł opanować do perfekcji… ale zabrakło mu intelektu, by pokonać ryzy własnego umysłu.
- Magia… to kapryśna pani, która ma własne reguły. I której żaden bóg, nawet ci którzy ją stworzyli nie są w stanie jej okiełznać. Nawet bogowie ponoć, muszą się jej reguł trzymać - stwierdził z uśmiechem Smoczy Jeździec, przyglądając się kochance.
- Bas, bas. - Ta fuknęła gniewnie, wkładając plandekę pod pachę. - Nie chcę o tym słuchać… nie będzie mnie jakaś durna reguła ograniczać. Skoro mogę tworzyć wszystko to wszystko… inaczej nie można by tego nazwać możliwością stworzenia wszystkiego. - Popatrzywszy butnie na ukochanego, Chaaya odrzuciła pukle za ramię i nadąsała się jak dziecko, najwyraźniej nie lubiąc, gdy jej wyobraźnię się ograniczało nawet czysto teoretycznie.
W końcu kobieta westchnęła cicho i pokręciła w zrezygnowaniu głową, oglądając się na szczyty górskie. - Tylko po co ukrywać coś w górach? Skoro możesz się teleportować… nie lepiej znaleźć miejsce do którego nie ma dostępu z lądu? Na przykład… jaskinia na krańcu ziemi? Pod wodospadem chociażby?
- Toooo… ciekawy pomysł. - Zadumał się czarownik, słysząc słowa bardki i podał jej dłoń. - A teraz pójdziemy do miasta i znajdziemy sobie miłe miejsce. No… chyba, że chcesz coś innego robić?
- Możemy iść do miasta… tylko weź karafkę z winem, bo na pewno sporo cię kosztowała… po drodze przekażę Nveremu, by wrócił sam do La Rasquelle… - odparła ciepło złotoskóra.
- Dobrze… - zgodził się potulnie mag, biorąc rzeczowy temat rozmowy ją ze sobą i uśmiechnął się dodając - Zrobimy co tylko przyjdzie ci do głowy. Albo mnie.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline