Shawn należał do tego typu facetów, którzy mogli być wspaniałymi kumplami, świetnymi przyjaciółmi czy chociażby miłymi sąsiadami, ale nigdy nie byliby wspaniałymi kochankami, jako że nie potrafili rozpalić ognia w kobiecie.
I dokładnie takim facetem był
Shawn... przynajmniej według Eileen.
Jasne, zawsze jej wysłuchał, pomagał w nakręcaniu filmów. Był nawet dość słodki, jak nieporadny szczeniak próbujący wskoczyć na zbyt wysoki dla niego fotel.
Ale nie był
Stevenem.
Wykonane przez niego zdjęcia, które pokazał jej z ekscytacją faktycznie przedstawiały interesującą scenkę, godną zapamiętania.
-
Jak to dobrze, że rzuciłam w cholerę medycynę. - skomentowała uwieczniony obraz, jaki będzie przez następne tygodnie na ustach Internetu, gdy do niego trafi.
***
(...)Gdy pojawiły się piekielne kundle chcące się dobrać do intruzów, Eileen odsunęła się gwałtownie od siatki wpadając wprost w ramiona
Shawna... a raczej - wprost na niego. Mógł on usłyszeć jak dziewczyna klnie wściekle, choć nie było pewności czy była wściekła na siebie, że dała się zaskoczyć pchlarzom, czy raczej na same psy i ogrodzenie stojące na przeszkodzie.
I jeszcze ten chrzaniony strażnik! Czy ona ZAWSZE musiała się na jakiegoś robola natknąć?!
-
Weźże te psy zamknij gdzieś. - fuknęła niezadowolona -
Wejść musimy, a nie chcę, aby jego sprzęt pogryzły... a, i kolegę mi zjadły.
-
Wejść? - strzyknął śliną przez zęby. -
Nie można. Teren prywatny. Zabierajta się stąd.
Eileen westchnęła.
-
To kogo to teren, że taki z niego pies ogrodnika i wejść nie pozwala?
-
Nie wasz zasrany interes - ochroniarz nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego, -
a ja nie jestem punktem informacyjnym.
-
To może tak... Ile by kosztowała możliwość wejścia na teren? - spojrzała uważnie na ochroniarza -
Chcemy tylko się tam rozejrzeć, mogę to być nawet tylko ja... Problemów nie będzie w końcu, bo i nikt się nie dowie.
Uniósł nieznacznie rondo kapelusza.
-
Był tu taki jeden, który chciał się rozejrzeć - splunął ponownie. Brązowa ślina obryzgała mu czubki butów. Spojrzał z niesmakiem i wytarł noski o nogawki spodni. -
Hektor odgryzł mu jaja przy samej dupie.
Jeden z psów spojrzał na niego reagując na imię. Meksykaniec zrobił krok do przodu wpatrując się bezczelnie w oczy Eileen.
-
Obcy go wkurwiają. Mnie też.
Eileen prychnęła ze złością chcąc przywalić temu bezczelnemu dziadowi jednym z tych obiektywów do lustrzanki
Shawna.
-
Miła być chciałam, to nie. Najwyraźniej dobrze się siedzi tak na ochronie, więc nie będę przeszkadzać. - odparła, ale wzrokiem zdawała się pożerać kawałkami ochroniarza.
Wyszczerzył czarne zęby, najwyraźniej zadowolony z efektu jaki osiągnął, po czym nasunął kapelusz na czoło.
-
Jebaniec. - syknęła jeszcze.
Odwróciła się do
Shawna i pociągnęła go za rękaw, odchodząc, najwyraźniej poddając się pokonana...
-
Żeby sobie nie myślał... - fuknęła pod nosem -
Dostanę się tam w ten czy w inny sposób... Teraz nie ma zmiłuj.
...a może wcale nie...
-
Zauważyłeś coś, co wspomogłoby w wejściu tam "po cichu"? - mruknęła do
Shawna, gdy ten dołączył do niej.
-
Płot nie wygląda na szczególnie trudny do pokonania nawet dla mnie - mruknął
Shawn klepiąc się po brzuchu, gdy już odeszli na bezpieczną odległość, -
ale nie uśmiecha mi się spotkanie z tymi czworonogami. Więc jeśli na prawdę myślisz o wejściu tam - westchnął, najwidoczniej nie uważając to za najlepszy pomysł, - t
o trzeba pomyśleć jak je ominąć a i gość ze spluwą wygląda na takiego, który chętnie jej użyje. Może twój znajomy z ratusza ma jakieś informacje na temat właściciela?
-
Na pewno byłby w stanie się wywiedzieć. - Eileen spojrzała krytycznie na
Shawna -
Zrzuciłbyś trochę i nad kondycją popracował. Żebyś ty zobaczył Stevena! Wciąż pamiętam nasze szalone eskapady, często równie bezpieczne co wyścigi z tymi psami przy akompaniamencie kul. - uśmiechnęła się błogo na te wspomnienia, a zaraz zmieniła nagle ton -
Tylko ta łajza, co się do niego przykleiła! Wyobrażasz sobie, że ma jakiegoś babsztyla z brukowca, co pewnie posadkę dziennikarki to dostał dzięki częstym wizytom w biurze redaktora naczelnego? - Eileen wyraźnie nakręcała się swoimi wymysłami -
Ej, ale ty fotki sprzedajesz gazetom. Słyszałeś o Breanne Green?
Dziewczyna w końcu przerwała potok słów, oczekując reakcji
Shawna.
Zrobił wielkie oczy.
-
Ty wariatka jesteś, wiesz? - spytał i ni stąd ni zowąd roześmiał się głośno i serdecznie.
-
O co ci chodzi? - Eileen fuknęła na niego -
Że niby coś jest zabawnego w tym? Nie pozwolę jakiejś kurwie zmarnować Stevena, jak i nie pozwolę temu suczysynowi z ochrony dyktować mi gdzie mam wchodzić, a gdzie nie! - kopnęła z irytacją miękką ziemię -
Nie dość, że Steven nie chce mi przebaczyć, nie dość, że rozpętała się ta afera z kopalnią, to jeszcze nie wzrosła mi oglądalność po ostatnim nagraniu! No i ty znowu przytyłeś... - wyglądało na to, jakby Eileen sama szukała powodów do narzekania na cały świat.
-
Dobra, dobra - machnął ręką, lecz rozbawienie mu nie przeszło.
Narzekanie Eileen trwało jeszcze długo, choć w pewnym momencie zaczęło już przypominać wyrzucanie z siebie żalu, skierowane w stronę jedynej osoby, która jeszcze chciała wysłuchać tego, co dziewczyna miała za złe światu.
Przynajmniej uspokoiła się przed spotkaniem z
Gregiem Dillane.
Ten, pożalcie się, ochroniarz nie wygra wojny. Będzie jeszcze ją błagać o łaskę!