Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2018, 01:24   #25
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Shawn należał do tego typu facetów, którzy mogli być wspaniałymi kumplami, świetnymi przyjaciółmi czy chociażby miłymi sąsiadami, ale nigdy nie byliby wspaniałymi kochankami, jako że nie potrafili rozpalić ognia w kobiecie.

I dokładnie takim facetem był Shawn... przynajmniej według Eileen.

Jasne, zawsze jej wysłuchał, pomagał w nakręcaniu filmów. Był nawet dość słodki, jak nieporadny szczeniak próbujący wskoczyć na zbyt wysoki dla niego fotel.

Ale nie był Stevenem.

Wykonane przez niego zdjęcia, które pokazał jej z ekscytacją faktycznie przedstawiały interesującą scenkę, godną zapamiętania.
- Jak to dobrze, że rzuciłam w cholerę medycynę. - skomentowała uwieczniony obraz, jaki będzie przez następne tygodnie na ustach Internetu, gdy do niego trafi.

***
(...)Gdy pojawiły się piekielne kundle chcące się dobrać do intruzów, Eileen odsunęła się gwałtownie od siatki wpadając wprost w ramiona Shawna... a raczej - wprost na niego. Mógł on usłyszeć jak dziewczyna klnie wściekle, choć nie było pewności czy była wściekła na siebie, że dała się zaskoczyć pchlarzom, czy raczej na same psy i ogrodzenie stojące na przeszkodzie.

I jeszcze ten chrzaniony strażnik! Czy ona ZAWSZE musiała się na jakiegoś robola natknąć?!

- Weźże te psy zamknij gdzieś. - fuknęła niezadowolona - Wejść musimy, a nie chcę, aby jego sprzęt pogryzły... a, i kolegę mi zjadły.

- Wejść? - strzyknął śliną przez zęby. - Nie można. Teren prywatny. Zabierajta się stąd.

Eileen westchnęła.
- To kogo to teren, że taki z niego pies ogrodnika i wejść nie pozwala?

- Nie wasz zasrany interes - ochroniarz nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego, - a ja nie jestem punktem informacyjnym.

- To może tak... Ile by kosztowała możliwość wejścia na teren? - spojrzała uważnie na ochroniarza - Chcemy tylko się tam rozejrzeć, mogę to być nawet tylko ja... Problemów nie będzie w końcu, bo i nikt się nie dowie.

Uniósł nieznacznie rondo kapelusza.

- Był tu taki jeden, który chciał się rozejrzeć - splunął ponownie. Brązowa ślina obryzgała mu czubki butów. Spojrzał z niesmakiem i wytarł noski o nogawki spodni. - Hektor odgryzł mu jaja przy samej dupie.

Jeden z psów spojrzał na niego reagując na imię. Meksykaniec zrobił krok do przodu wpatrując się bezczelnie w oczy Eileen.

- Obcy go wkurwiają. Mnie też.

Eileen prychnęła ze złością chcąc przywalić temu bezczelnemu dziadowi jednym z tych obiektywów do lustrzanki Shawna.
- Miła być chciałam, to nie. Najwyraźniej dobrze się siedzi tak na ochronie, więc nie będę przeszkadzać. - odparła, ale wzrokiem zdawała się pożerać kawałkami ochroniarza.

Wyszczerzył czarne zęby, najwyraźniej zadowolony z efektu jaki osiągnął, po czym nasunął kapelusz na czoło.

- Jebaniec. - syknęła jeszcze.
Odwróciła się do Shawna i pociągnęła go za rękaw, odchodząc, najwyraźniej poddając się pokonana...
- Żeby sobie nie myślał... - fuknęła pod nosem - Dostanę się tam w ten czy w inny sposób... Teraz nie ma zmiłuj.
...a może wcale nie...
- Zauważyłeś coś, co wspomogłoby w wejściu tam "po cichu"? - mruknęła do Shawna, gdy ten dołączył do niej.

- Płot nie wygląda na szczególnie trudny do pokonania nawet dla mnie - mruknął Shawn klepiąc się po brzuchu, gdy już odeszli na bezpieczną odległość, - ale nie uśmiecha mi się spotkanie z tymi czworonogami. Więc jeśli na prawdę myślisz o wejściu tam - westchnął, najwidoczniej nie uważając to za najlepszy pomysł, - to trzeba pomyśleć jak je ominąć a i gość ze spluwą wygląda na takiego, który chętnie jej użyje. Może twój znajomy z ratusza ma jakieś informacje na temat właściciela?

- Na pewno byłby w stanie się wywiedzieć. - Eileen spojrzała krytycznie na Shawna - Zrzuciłbyś trochę i nad kondycją popracował. Żebyś ty zobaczył Stevena! Wciąż pamiętam nasze szalone eskapady, często równie bezpieczne co wyścigi z tymi psami przy akompaniamencie kul. - uśmiechnęła się błogo na te wspomnienia, a zaraz zmieniła nagle ton - Tylko ta łajza, co się do niego przykleiła! Wyobrażasz sobie, że ma jakiegoś babsztyla z brukowca, co pewnie posadkę dziennikarki to dostał dzięki częstym wizytom w biurze redaktora naczelnego? - Eileen wyraźnie nakręcała się swoimi wymysłami - Ej, ale ty fotki sprzedajesz gazetom. Słyszałeś o Breanne Green?
Dziewczyna w końcu przerwała potok słów, oczekując reakcji Shawna.

Zrobił wielkie oczy.
- Ty wariatka jesteś, wiesz? - spytał i ni stąd ni zowąd roześmiał się głośno i serdecznie.

- O co ci chodzi? - Eileen fuknęła na niego - Że niby coś jest zabawnego w tym? Nie pozwolę jakiejś kurwie zmarnować Stevena, jak i nie pozwolę temu suczysynowi z ochrony dyktować mi gdzie mam wchodzić, a gdzie nie! - kopnęła z irytacją miękką ziemię - Nie dość, że Steven nie chce mi przebaczyć, nie dość, że rozpętała się ta afera z kopalnią, to jeszcze nie wzrosła mi oglądalność po ostatnim nagraniu! No i ty znowu przytyłeś... - wyglądało na to, jakby Eileen sama szukała powodów do narzekania na cały świat.

- Dobra, dobra - machnął ręką, lecz rozbawienie mu nie przeszło.

Narzekanie Eileen trwało jeszcze długo, choć w pewnym momencie zaczęło już przypominać wyrzucanie z siebie żalu, skierowane w stronę jedynej osoby, która jeszcze chciała wysłuchać tego, co dziewczyna miała za złe światu.

Przynajmniej uspokoiła się przed spotkaniem z Gregiem Dillane.
Ten, pożalcie się, ochroniarz nie wygra wojny. Będzie jeszcze ją błagać o łaskę!
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline