Esmond westchnął z ulgą, gdy wreszcie cienisty stwór przestał istnieć. Na dodatek okazało się, że harpia jako tako trzymała się na nogach.
- Dobrze, że żyjesz - powiedział do Ryfui. - Mam nadzieję, że to nie ja cię tak przypaliłem...
Spojrzał na rubinowy klejnot i podkowę, jedyne pozostałości po pokonanym stworze. Od obu czuć bylo magię.
- Trzeba to zabrać - stwierdził, zastanawiając się, jak to zrobić, by nie zarazić się jakimś paskudztwem. - Sprzedamy i będzie na twoją kurację.
- Sir Erskine - zwrócił się do szkieleta - pozbądź się tamtych goblinów, a potem ruszamy dalej.