- No nie... - jęknęła Luna na widok uciekającego kamola. Jak tak można, jak ona tu musi walczyć o życie! Póki co cudze, ale to mogło szybko się zmienić, gdyż skrzydlata raszpla zerwała się do lotu.
Tyle że w powietrzu to Luna miała większe pole manewru. Zwłaszcza stojąc na ziemi.
Niziołka nadal miała w pamięci miotające nią powietrzne prądy. Zebrała więc tyle mocy ile dała radę i wypełniła nią powietrze pomiędzy jedną skałą a drugą, wzmacniając wiejący tam wiatr. Nigdy tego wcześniej nie robiła, nie na taką skalę, ale *czuła*, że może się udać - chociażby wytrącić poczwarę z kursu.
I udało się, lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Harpia rozpaczliwie zamachała skrzydłami próbując złapać pod nie nieokiełznany teraz wiatr i grzmotnęła o najbliższą skałę, osuwając się po niej niekontrolowanym ślizgiem. Nie była martwa; ba! Nie była nawet oszołomiona, ale drużyna zyskała dzięki temu cenne sekundy.
Luna wykorzystała ten czas tworząc wokół siebie barierę z - póki co - posłusznych jej wiatrów.
I popędziła za 'kamieniem'.