Dobra proca nie jest zła.
Tak to sobie zawsze powtarzał Madoc, a wiele osób powtarzało, że ma w tym kierunku smykałkę.
No i okazało się, że mieli rację. To właśnie pocisk Madoca walnął goblina między oczy, dzięki czemu pokonanie goblina stało się nieco łatwiejsze.
Niestety chwilę później okazało się, że gdy się walczy z paroma przeciwnikami, to nie można się skupić na jednym z nich, bo pozostali narobią kłopotów.
Tak i teraz się stało, gdy goblin, który spadł z wilka na swój zielony pysk, dorwał Mirt w swe brudne łapska. A potem zaczął rzucać groźbami.
Czy mógł je spełnić? Tego Madoc był pewien.
Czy można było spełnić jego żądania? I tu Madoc miał całkowitą pewność, że nie. Nie dość, że kwestia ocalenia Mirt stałaby pod wielkim znakiem zapytania, to równie pewną rzeczą by było, że wszyscy staliby się jeńcami zielonej pokraki, a z jego łap raczej by się nie wydostali.
Madoc żałował nieco, że nie zabrał od Gimbrina paru kulek. Skoro jedna zwaliła z nóg wielkiego wilka, to może druga, rzucona przez Madoca, zdołałaby powalić goblina?
A tak... Jedyną nadzieją było, zdaniem Madoca, zagadanie goblina, odwrócenie jego uwagi, a potem niespodziewany atak.
- Ni siostra to, ni narzeczona - powiedział - a każdy musi kiedyś umrzeć. A różnica, jest taka, że jeśli jej nie zostawisz, to będziesz umierać długo i boleśnie. Jak ją wypuścisz, to będziesz mógł stąd wyjść. Razem z bronią. Wybieraj.
Miał cichą nadzieję, że goblin okaże się na tyle mądry, że posłucha. Jeśli nie... Nie miał zamiaru zostać jeńcem (czy przekąską) goblina, a pod ręką miał procę. I nie zawahałby się jej użyć.