| Światła, kamera, akcja! - Jesteście zmęczeni?
- NIEEEE! - Rhys O’Sullivan darł się ile sił w płucach, wyrzucając pieśc wysoko w powietrze, a że matka dobrze go karmiła, zaciśnięty kułak dźgał niego rzucając wyzwanie całej okolicy.
To już, wreszcie się zaczynało! Po całej zapoznawczej imprezie pełnej pijaństwa i suszenia zębów pod publikę, chciał wreszcie akcji. Dobrze się przygotował do rozpoczęcia, odpowiednio wcześniej zwiększając tempo i intensywność treningu żeby móc przed kamerami chwalić się muskulaturą. Zainwestował we fryzjera, golibrodę. Kupił też nową, bajerancką skórzaną kapotę i markowe jeansy. To było lepsze niż powyciągane swetry albo workowate T-shirty. Tutaj liczył się wygląd, styl. Ludzie lubili oglądać miłe dla oka elementy. - Gotowi do zabawy? - TAAAKKKKK! - brunet krzyknął ponownie, zresztą krzyczał z zaangażowaniem, razem z pozostałymi uczestnikami i tak. Był gotowy na zabawę! I to jak!
Spokoju i siedzenia na dupie miał dość, wystarczyła konieczność gnicia w samolocie te kilkanaście długich, nudnych jak przemówienie Clinton godzin. Chciał działać, zrobić użytek z darowanej przez los szansy. Pokazać się, zgarnąć kasę i spędzić resztę życia otoczony tłumami piszczących lasek. Zasługiwał na to!
Adrenalina krążyła mu w żyłach, szukając okazji do ujścia. Pozostałych rezydentów obejrzał sobie dokładnie w LA i potem w samolocie, krążąc miedzy nimi i starając się zamienić przynajmniej parę zdań z każdym. Nie ukrywał czym się zajmuje, co niektórym (zwłaszcza laskom) proponował pomoc w budowie sylwetki. Znalazło się parę takich, którymi zająłby się bardziej niż chętnie i kto wie? Czekało ich parę tygodni jedynie we własnym towarzystwie.
Dlatego chodził, śmiał się i żartował, wlewając w siebie browar za browarem. Zbierał informacje, aby wiedzieć na czym stoi. Miał przed sobą rywali, wypadało o tym pamiętać. Ciężka rzecz, gdy chodziło o drugą płeć.
To był Dom Marzeń i Koszmarów. Reality show pełne kamer śledzących każdy ruch zamkniętych wewnątrz luksusowych murów osób przez bity miesiąc. Trochę jak klatka, ale z drugiej strony nie zamierzał narzekać, bo razem z nim za prętami znalazły się świnie pierwszej klasy. Na razie nie w jego teamie, ale to był detal. Morda mu się cieszyła nieprzerwanie, gdy gapił się głodnym wzrokiem na blondwłosą Winter żywcem zdjętą z wybiegu. Królewna Śnieżka. Ciekawe czy dałaby radę obsłużyć siedmiu krasnoludków naraz, a przecież Rhys do karłów nie należał. Albo czy ratowniczka z cyckami idealnie dopasowanymi do jego rąk umiała przeprowadzać porządnie zabieg usta-usta. Znalazła się też kolczasta Gotka która wyglądała jakby urwała się z gazetki dla fetyszystów. Rudzielec sam w sobie go kręcił. Każda ruda którą znał nie pozwalała się nudzić w wyrze. Rozpiszczana pomponiara sama się prosiła o wspólny trening, a z nią miejsce nie grało roli. Mógł być i korytarz, albo tylna kanapa bryki. Niepozorną urzędniczkę w okularach też by brał na warsztat. Przy nich sprawdzała sie zasada, że niepozorność w życiu codziennym przekłada się na zaangażowanie w innych kwestiach. Takie, gdy zrzuciły już łachy, potrafiły zajeździć faceta prawie na śmierć. Wyjebałby nawet niebieskowłosą czarnulę. Widać brakowało jej kutasa przez po pomieszało jej klepki i skrzywiło światopogląd. Ale wszystko do nadrobienia!
Podobnie przyjemne rozmyślania przerwał gong i zamieszania zaraz potem. O’Sullivan z rozbawieniem patrzył jak pojedynczy czarnuch próbuje zatrzymać całą zgraję większych i sprawniejszych od niego przeciwników, zdeterminowanych aby osiągnąć cel. Z Triple Kayem na czele. Jasna cholera, Rhys widział co typek potrafi. Jako fan wrestlingu nie mógł go nie znać! Tak jak Knight Ridera którego oglądał za szczyla w knajpie ojca po lekcjach. - Blokujecie? To my bierzemy jeńców! - Wnuk irlandzkich imigrantów szybko odnalazł się w sytuacji. Doskoczył do Alicji, łapiąc ją w pół ramieniem i przyciągnął do siebie. Laska zachwiała się, i wpadła na niego, a on skorzystał z okazji unosząc brankę aż jej stopy przestały dotykać ziemi.
Szarpniecie po którym straciła kontakt z podłożem wywołały na twarzy blondynki grymas zdziwienia. Dopiero co wyratował ją przed upadkiem sam Hasslehoff, a już perspektywa znów się zmieniła, wirując niczym w przysłowiowym kalejdoskopie. Potrzebowała dwóch uderzeń napompowanego endorfinami serca, by znaleźć rozeznanie. O dziwo nie szarpała się, czego O’Sulivan się spodziewał. Walki, akcji!
Dostał co innego, ale ani myślał narzekać gdy blondyna go objęła, z figlarnym uśmiechem zbliżając pyszczek do jego ucha.
- Masz mnie kowboju… i co teraz zrobisz? Zaniesiesz do jaskini taką nieświeżą po locie i skacowaną? - spytała, łaskocząc oddechem skórę boku głowy.
- Czemu nie? - odpowiedział z coraz szerszym uśmiechem. Jak na tą nieświeżość pachniała dobrze. Grzała też jak grzać laska powinna.
- Nie lepiej poczekać? Jutro nie odpadnę po pierwszej rundzie - szept się powtórzył, ręce bruneta odruchowo przeszły w dół. Podrzucił pakunek, łapiąc go za pośladki i ściskając mocno, co przerwało wypowiedź krótkim piskiem.
Wiedział ze na niego leci, miała tez rację. Nie lubił rżnąć kłód, wolał gdy stawiały opór. Brały czynny udział i wykazywały inicjatywę w zabawie. - I tak mi nie uciekniesz - mruknął, myśląc nad plusa mi i minusami sytuacji. - A kto powiedział że to ja będę uciekać? - kolejny szept go przekonał. Albo zrobiły to miękkie ciepłe wargi sunący wzdłuż linii zarośniętej żuchwy.
- Aż taka jesteś mocna? - zaśmiał się nisko, stawiając dziewczynę na ziemi. Niech będzie, jakos wytrzyma ten jeden dzień, skoro sama proponowała, a kamery i telewidzowie słyszeli. Podgrzewanie atmosfery i inne bajery. Mógł poczekać, najwyżej zwali przed snem i jakoś dotrwa do jutra. - Zobaczymy czy na gadaniu się nie skończy. Jutro zaczynamy trening, przygotuj się, bo nie będziesz miała taryfy ulgowej - mrugnął do niej nim się odwrócił. Na odchodne i dla zawarcia umowy klepnął ją z rozmachem w ten zgrabny tyłek.
Przebiegł parę metrów, a potem skręcił gdzie czarnuch i szykująca się do mordobicia część niebieskiej grupy. Skoro na ruchanie miał czekać do jutra, dziś mógł obić czarną mordę. Tak na rozgrzewkę.
__________________ Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.
Hej, hej… |