Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2018, 13:20   #109
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Kiedy pokojówka wyszła jeszcze podał szybkiego całusa, wytarł się oraz zaczął szybko ubierać, podobnie jak niewątpliwie panna Charlotta. Ghulicy zajęło to chwilę dłużej, jakby nie patrzeć miała dużo więcej elementów garderoby, które były teraz w nieładzie. Widać było że robi to bez zbędne pośpiechy, wyraźnie chcąc by z twarzy zszedł jej rumieniec. Gdy już byli gotowi pokojówka poprowadziła ich na miejsce.

[MEDIA]https://victorianparis.files.wordpress.com/2015/05/interior-1.jpg[/MEDIA]

W obszernym salonie z oknami wychodzącymi na ogród była już Florence i Robert. OBoje trzymali kielichy wypełnione szkarłatem. Wydawało się, iż w domostwie Boyla było wszystko świetne. Identycznie musiał być doskonały salon. Dominowały w nim barwy zieleni oraz pastele doskonale komponując się ze wspaniałym widokiem ogrodu. Olbrzymie okna zapewniały świetną możliwość napawania się przyrodą przy świetle gwiazd. Wampiry wszak, szczególnie Rzemieślnicy, potrafią odczuwać piękno, jeśliby nawet utracili umiejętność tworzenia.
- Panno Florence - ucałował dłoń pięknej kobiety oraz wspaniałej kochanki. Uwielbiał sam na sam z piękną Charlottą. Jednak takie chwile, jak te przy Florence oraz Sylwii także były niezwykłe oraz pełne uroku. - Cieszę się, mogąc cię widzieć tutaj. Robercie - podał dłoń kompanowi witając. Usiedli na fotelach, zaś ciekawy informacji rycerz wypytywał syna swojej dziecięcej przyjaciółki. - Opowiadaj. Kiedy byliśmy wczoraj pod Carltonem poinformowano nas, iż sprawdzasz lokacje oraz ich stan. Jak wygląda wszystko, ocalało coś? - pytał szybko.
Robert ucałował dłoń Charlotty i uśmiechnął się do Gaherisa.
- Okazuje się że zaatakowano tylko leża. Ktoś musiał szczegółowo sprawdzić, które miejsca służą wampirom do snu, a które na przykład jako magazyny. Dobre jest to o tyle, że bez trudu znajdę meble do klubu, a i spora część zapasów nie uległa zniszczeniu.
- Podobnie u mnie. Zaatakowano tylko leża i elizjum.
- Florence przyjrzała się uważnie Charlotcie. - Wszystko w porządku moja droga?
- Tak. - Charlie odrobinę się zmieszała. Na twarzy nadal miała lekki rumieniec po ich igraszkach.
- A Jessie? - dodał kolejne pytanie. - Powiedziała coś? Ponadto książę, Rebecca oraz twoja matka - przy tym członie spojrzał na Roberta - przyjdą tutaj?
Charlotta słodko wyglądała mając taki seksowny rumieniec, chciało się wręcz wyjść gdzieś obok oraz kontynuować łóżkowe wspaniałości, które przerwała dopiero pukająca interwencja wstydliwej pokojowej.
- Wszyscy powinni dotrzeć. Podobno udało się nawet doprowadzić do porządku Helen. - Robert mrugnął do Gaherisa.
Florence przyglądała mu się uważnie i wampir szybko się zorientował, że prawdopodobnie oglądała aurę zarówno jego jak i Charlotty. Na jej twarzy gościł przyjemny ciepły uśmiech. Maklavian, który najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi, kontynuował.
- Książe jest teraz podobno u Jessie, razem z moją matką. - Wampir upił kolejny łyk.

Gdy rozmawiali do pokoju weszła Rebecca, z towarzyszącą jej ghulicą, a chwilę za nimi Carl rozmawiający z Helen. Salon powoli wypełniał się.
- Witajcie - podniósł się Gaheris podchodząc do Rebecci oraz całując seksowną lady, która zawsze mu się podobała. Oczywiście klasycznie w dłoń. Skinął ghulicy, bowiem trochę inaczej traktował ghule niźli pozostałe wampiry. Bardziej partnersko, oczywiście szczególnie ze względu na Charlottę, która była jego ukochaną kobietą. Podał także rękę Carlowi oraz tak trochę niepewnie odezwał się do Heleny. - Witam, przepraszam za wczoraj. Próbowałem jak mogłem najszybciej i nie miałem innej możliwości … - jakby nie było, zakołkował wampirzycę.
Rebecca odpowiedziała mu uśmiechem i przysiadła się do Florence. Już po chwili kobiety były zajęte rozmową, która najwyraźniej dotyczyła izby lordów. Jakby nie patrzeć obie wampirzyce były “lady” i były ściśle powiązane z tym środowiskiem.
- Gehry mi wyjaśnił co się stało… dobrze że mnie zatrzymałeś, choć przyznam że to słaby sposób. - Wampirzyca odruchowo pogładziła miejsce, w którym przebił ją kołek.
Rycerz właściwie ucieszył się, że mu się upiekło oraz wampirzyca nie ma jakichś pretensji.
- Naprawdę przepraszam, sam musiałem skakać z dachu wtedy … chyba nie mówmy o tym … - stanowczo, zmiana tematu na pszczółki oraz biedronki chyba wydawała się sensowniejsza, niźli kontynuowanie dyskusji kołkowania.

Gaheris usiadł na fotelu przysłuchując się dyskusji zaangażowanych niewiast. Oczywiście wiedział, iż obydwie były powiązane ze wspaniałą arystokracją królestwa. Przypusczał jednak bardziej, iż Rebecca należała do środowiska, zaś Florence świadczyła przedstawicielom środowiska usługi. Jednak dyskusja wskazywała na jakąś większą równość, chyba że tak po prostu mu się zdawało jakoś. Rozmowa na pewno nie wskazywała na jakiekolwiek różnice w statucie. Starsza klanu Róży wypowiadała się o polityce w równie swobodny sposób co Rebecca. Charlie przystanęła obok jego fotela, także przysłuchując się rozmowie.

Książe, Anna i Boyle pojawili się dużo później, gdy już zgromadzone w pomieszczeniu ghule i wampiry zaczęły się niecierpliwić. Z ich min ciężko było cokolwiek wyczytać.
- Nie jest dobrze, Jessie nie do końca wie gdzie przebywa jej pradziadek. - Boyle rozsiadł się wygodnie w fotelu. - Wie, że korzysta z jakiegoś statku.
- Niestety najwyraźniej Tarquin nie ufał jej na tyle by pokazać cokolwiek, co mogłoby nam pomóc.
- W głosie Anny pojawiło się zmęczenie. - Do przeszukania mielibyśmy kilkadziesiąt znajdujących się w okolicy Londynu statków.
- Plus jest taki, że mag musi znajdować się nadal gdzieś na terenie Londynu. - Boyle skinął ghulicy, która podała mu kielich z krwią.
- Sprawdziłem tarczę przyniesioną przez Henry’ego i udało mi się zmajstrować małe co nieco. Wiem kiedy jest używany którykolwiek z elementów struktury obserwacyjnej.
- Pamiętam, że ów ghul, który niestety uciekł, wspominał, iż Tarquin dysponuje specjalną mocą. Cytuję mniej więcej: “kiedy Tarquin ją wezwie, pędzi do niego niczym koń wyścigowy”. Ewentualnie może moglibyśmy to wykorzystać? Tarquin wie, że polowaliśmy na Jessie, ale nie wie, czy ją schwytaliśmy. Być może więc spróbowałby wezwać swoją prawnuczkę? Wtedy wystarczyłoby ją śledzić, za jej zgodą, lub bez niej. Nie wiem, jakie mieli relacje poza tą opinią wspomnianego ghula, która świadczyła, iż raczej Tarquin wymuszał na niej pewne rzeczy. Może więc dałaby się przekonać, no dobra, przekonać lub zmusić, albo raczej przekonać i zmusić do takiego otwarcia nam drogi do tamtego drania? - Gaheris pamiętał, że Charlotta aprobowała wspomniany pomysł. Ufał jej analizie, między innymi dlatego, że podczas swojego poprzedniego fachu musiała brać udział przy takich kombinacjach.
Anna zerknęła na Peela.
- Pomysł nie jest zły Robercie. Nie musimy jej zabijać już teraz. - Mała wampirzyca zdradziła plany wobec pojmanej Ventrue.
- Wiesz, że mam taki obowiązek. Złamała wiele zasad… nie powinienem jej teraz pozwolić istnieć, skoro nie potrafiłem jej upilnować.
Rebecca opuściła wzrok słysząc wypowiedź swego sire.
- Wasza Wysokość - pozwolił sobie wtrącić się Gaheris. - Nie mnie mówić Waszej Wysokości na temat tych spraw, ale czy nie można uznać tego przypadku za wyjątkowy? Bowiem któż mógłby przewidzieć pojawienie się takiego wroga jak Tarquin? Dodatkowo wspartego przez maga. To tak, jakby przewidzieć trzęsienie ziemi. Jessie na pewno złamała wiele ustaleń, ale też chyba nie miała specjalnie wyboru, zaś Tarquin nie miał najmniejszych skrupułów. Proszę mi wierzyć, nie miałby wobec nikogo spośród nas. To inteligentny, zepsuty łotr, którego nie obchodzi kompletnie nic. Może więc wartoby uznać tą całą sytuację za siłę wyższą oraz najpierw zastanowić się nad uniknięciem dalszych strat, zaś rozliczenia wartoby przeprowadzić później. Być może niektórzy, na przykład Jessie, mogliby się zrehabilitować w jakimś stopniu, albo nawet jeśli nie, może mogliby zostać wykorzystani do wspierania tych, którym chcieli szkodzić. Rozumiem, iż książę jest opoką prawa, jednak może warto przy tym przypadku uwzględnić całkowicie specyficzne okoliczności - rycerz starał się bronić Jessie jeszcze ze względu na wikarego. Wyczuwał dobro tego człowieka oraz jego sympatię wobec Jessie. Jeśli wampir miał ghula, ten zaś był kimś dobrym, raczej wampir także przynajmniej nie był skończonym draniem. Pamiętał także, że po porwaniu Charlotty Jessie wydawała się nie wiedzieć, co się stało jego ukochanej kobiecie. Dlatego przypuszczał, iż także ją zwyczajnie wykorzystywano.
- To tak nie działa Gehry. - Anna pokręciła głową. - Jako starsi zobowiązujemy się do podjęcia odpowiedzialności za swój klan i wszystkich jego przedstawicieli. Bronimy ich, ale też egzekwujemy kary gdy jest to konieczne. Przez czyny Jessie, mniej lub bardziej świadome, zginęło w Londynie kilkanaście wampirów. Jak się będą czuli ich sire, childe gdy im powiemy, że to była “wyjątkowa” sytuacja? Jak czułaby się Charlie gdybyś to ty zginął a my byśmy ot tak darowali twemu zabójcy? Zaraz zaczęło by dochodzić do samosądów. Wiesz jak wtedy wyglądałby Londyn, co działoby się gdyby każdy wymierzał karę po swojemu?
- Droga przyjaciółko, we wszystkim masz rację, ale obawiam się tego, że jeśli nie zrobi się czegoś niestandardowego, ofiar może być znacznie więcej. Nie uważam, iż Jessie zasłużyła na łaskę, po prostu uważam, iż warto się zastanowić, czy dla dobra istniejących jeszcze członków rodziny, nie należałoby wykorzystać wszelkich środków, żeby jak najszybciej powrócić do stanu normalnego.

- Już oprzytomniała. - Anna wzruszyła ramionami. - Została zakołkowana na czas jakiego potrzebujemy by podjąć decyzję co z nią zrobić.
- Nie możemy jej tak zostawić. Wybacz Peel ale wymknęła ci się.
- Carl machnął ręką trochę łagodząc efekt swoich słów. - Jaka jest szansa, że znów to zrobi? A co jak połączy siły z tym całym Tarquinem? Jeden zdziczały panicz nam wystarczy w tym mieście.
- Może połączy, ale jeśli nas doprowadzi do niego dzięki owemu połączeniu … przypuszczam, że damy sobie radę. Natomiast Tarquin wsparty magiem to inna kategoria. Jessie nie zaważy specjalnie na sile Tarquina, tym bardziej, iż jak mówił Jego Wysokość, niespecjalnie jej ufa. Jeśli dorwiemy Tarquina oraz maga, sprawa będzie rozwiązania bez względu na Jessie
- wyjaśniał. - Proszę zobaczyć. Jessie pewnie mieszka tutaj wiele lat. Nie było przedtem kłopotów, dopiero kiedy Tarquin się pojawił oraz tamten czarodziej.
- Tego nie wiemy.
- Anna westchnęła ciężko. - Nie mamy pojęcia jak długo nad tym pracują, ale wiemy że nie od wczoraj.
- Zapiski dzięki, którym Charlie dotarła do ciebie miały być prawdopodobnie przekazane Tarquinowi.
- Delikatny głos Florence wypełnił pomieszczenie. - Prawdopodobnie już wtedy Tarquin był w mieście i planował wydarzenia poprzednich nocy.
- Po za tym kto będzie za nią odpowiadał gdy będziemy czekać, na przyzwanie naszego “pradziadzia” - Carl prawie parsknął. - Podejmiesz się tego Ashmore? Nie mając nawet dachu nad głową?
- Nie podejmę się, bowiem nie mam takiej możliwości, jednak nie podjąłbym się także odpowiedzialności za tych członków rodziny, którzy obecnie istnieją, ale mogą zginąć, jeśli nie znajdziemy Tarquina
- wyjaśnił dobitnie, bowiem Carl ze swoim prostolinijnym, niezwykle wąskim spojrzeniem, zaczynał go drażnić trochę. Szczególnie nie lubił argumentów osobistych, jednak jeszcze obecnie odpuścił Brujahowi.
- Niewielu ich zostało. - Carl napił się krwi ze swego kielicha. Rebecca jeszcze bardziej posmutniała, przytyk ewidentnie był skierowany w księcia, choć Peel nie dał po sobie poznać by go to w jakikolwiek sposób dotknęło.
- Daję nam jedną noc. - Książe spojrzał po zebranych wampirach. - Boyle zobowiązał się do obserwowania tego całego mechanizmu, gdy tylko któryś z elementów się uruchomi, wyślemy tam grupę, która spróbuje pochwycić maga. Będzie to trudne bo z tego co zrozumiałem, możesz to robić tylko tutaj.
- Niestety Robert.
- Boyle wzruszył ramionami. - Brzmi prosto, ale nie jest to łatwe, potrzebuję swoich ludzi i tutejszego sprzętu.
- Fakt, faktem na chwilę mamy związane ręce. W Londynie działają moi ludzie, ludzie Anny i Florence, wszyscy starając się załatać dziury w Maskaradzie i dotrzeć do żyjących członków rodziny. Niestety ofiarą padły wszystkie londyńskie elizja i młodzież nie ma gdzie się ukryć.

- Za kilka dni, powinienem uruchomić elizjum z Carlton club. - W głosie syna Anny pojawiła się duma. - Będzie do niego utrudniony dostęp, ale zawsze.
- Daję nam ten dzień zwłoki na podjęcie decyzji.
- Peel rozejrzał się po zebranych. - Przyznaję zawiodłem jako starszy nie dopilnując Jessie. Rozmawiałem na ten temat z przedstawicielami klanu, ale pozwolono dalej sprawować mi tą funkcję. Niestety nie mogę wziąć za nią odpowiedzialności. Jeśli żadne z was się tego nie podejmie.. 31-ego maja o świcie Jessie zostanie stracona przez wystawienie na światło dzienne. Zgodnie z kodeksem. -
Rozumiem, jednak mam pewne pytanie: jak objawiłoby się owo wezwanie Tarquina? Bowiem może do tego czasu warto obserwować Jessie? Gdyby wezwanie przyszło, możnaby odroczyć wyrok
- cóż zrobić, on nie mógł wziąć odpowiedzialności za nikogo, bowiem niby jak. Niechaj wszystko kaczka kopnie.
- Henry zasady są jasne. Dopóki Jessie nie ma opiekuna, nie rozkołkujemy jej. - W głosie Anny pojawiła się stanowczość. - Wezwanie, o którym prawdopodobnie jest mowa objawia się tym, że wampir, który jest przyzywany za wszelką cenę stara się dotrzeć do przywołującego. Oparcie się jest bardzo trudne, a gdy z przywołującym łączą cię więzy krwi… prawie niemożliwe.
- Raczej myślałem, czy pojawia się jakaś informacja wewnątrz umysłu przyzwanego, którą moglibyśmy wykryć dyscypliną Nadwrażliwości
- wyjaśnił. - Nie wiem, czy zakołkowanie tutaj ma coś do całej sprawy.
- Zakołkowanie sprawia, że wampir zapada w letarg.
- Florence wyraźnie także nie była zadowolona z tego co się dzieje. - Mógłbyś przyjrzeć się jej aurze. Jest… pusta.
- Podobnie jest z głową.
- Anna odchyliła się na fotelu. - Tarquin prawdopodobnie wyczuje tą pustkę przyzywając ją. Poczuje że jego głos odbija się od ściany.
- Wobec tego może dałoby się ją odkołkować oraz związać niczym baleronik? Wtedy nie byłoby problemu, zaś Tarquin nie otrzymałby informacji. Przepraszam, że tak mówię oraz rozumiem, że nie mam takiej odpowiedzialności, jak państwo, ale zwyczajnie obawiam się, że jeśli nie znajdziemy Tarquina będziemy mile wspominać tą właśnie chwilę. Pewnie każdy spośród nas miał jakiś koszmar, popatrzcie sami, co ten osobnik przyniósł Londynowi. Nie wiem co robić, ale wiem, że trzeba wykorzystać każdą najmniejszą szansę przeciwko niemu.
- Pozostawiam wam tą decyzję.
- Peel podniósł się, a zaraz za nim Rebecca. - Jakby jakaś zapadła jestem w swoich pokojach.
Książe opuścił salon, a chwilę potem pomieszczenie wypełniła nieprzyjemna cisza. Anna westchnęła i przesiadła się na miejsce Rebecci.
- Niestety Henry zasady to zasady. Kto jak kto ale Peel musi ich przestrzegać. - Mała wampirzyca rozsiadła się wygodnie, machając nóżkami.
- Pytanie, kto za przestrzeganie tych zasad zapłaci? Może nikt, ale może wielu spośród londyńskiej rodziny. Pojmuję dylemat księcia, dlatego tym bardziej cieszę się, iż nie muszę tego podejmować się.
 
Aiko jest offline