Robiło się coraz ciekawiej. Ktoś zostawił cele otwarte, ale strażnicy ciągle ich pilnowali... A zatem, kto otworzył kłódki, a przede wszystkim, w jakim celu? Na te pytania nie było jeszcze odpowiedzi, ale Kruk przypuszczał, że już wkrótce wiele się wyjaśni. Harma odsunęła się zapobiegawczo od kraty. I dobrze, była bystra i szybko się uczyła. Miała szanse przeżyć. Morryta patrzył na nią tym swoim dziwnym spojrzeniem, jakby interesował go punkt znajdujący się o cal za jej czaszką. Ciągle nie widziała nawet krztyny pożądania w jego oczach – Bądź ostrożna, Harma – z tymi słowami odwrócił się i wyszedł z celi. Trzeba było jeszcze zająć się drugim strażnikiem, po tym jak więźniowie z drugiej celi uporali się z pierwszym.
Kruk szedł z podniesionymi rękami patrząc jak strażnik trzęsącymi się rękami próbuje naciągnąć kuszę – Hej! Nie rób tego. Wiesz, że nie zdążysz. To znaczy zdążysz. Raz. A potem – kiwnął lekko głową w stronę krótkiego korytarza za sobą – oni cię dopadną. Albert, tak? Jesteś gotowy umrzeć, Albert? Ja nie, a jeśli strzelisz we mnie, zginiemy obaj.
Każdy kolejny krok zbliżał Kruka do strażnika. – Zostaw broń, Albert. Zostaw i uciekaj. Póki możesz. A jeśli za chwilę tego nie zrobisz, spotkasz Morra.
- Pokazać ci mojego Pana, Albert?