Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2018, 19:56   #65
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXVIII. Teatr


Cały świat to scena,
A ludzie na nim to tylko aktorzy.
Każdy z nich wchodzi na scenę i znika,
A kiedy na niej jest, gra różne role.


Tego było dla Alicji zbyt wiele. Kolejny już raz przebudziła się w nocy, choć tym razem bez krzyku. Czuła jednak, że jest zaczerwieniona po koniuszki uszu i nie potrzebowała nawet lustra by to potwierdzić. Dlaczego miała takie sny? Przecież nie dlatego, że miała tego typu… pragnienia. Nawet nie miała ciotki! Siostrzeńca też nie, chyba że Lizzie coś przed nią ukrywała.
Jej Kraina Dziwów, tak cudownie niewinna w dzieciństwie, teraz była miejscem wyuzdanym. Doktor Bumby na pewno miałby na ten temat swoją opinię, ale on od początku ostrzegał Alicję przed jej wyimaginowanym światem. Gdyby przyznała się przed nim, że znowu go odwiedza i doświadcza tam… To z pewnością skończyłoby się długą wizytą w sanatorium!
Może zresztą to nie było takie bezpodstawne, skoro zaczęła widywać stworzenia z Krainy w realnym świecie? Może... naprawdę popadała w obłęd. Spojrzała na buteleczkę ze specyfikiem, który wręczyła jej matka. Po chwili jednak obróciła się zdecydowanie na drugi bok. Wciąż czuła, że jest w stanie opanować swój umysł... tylko potrzebuje więcej czasu. Musi odnaleźć Lalkarza. Zdecydowanie.


Bardzo szybko okazało się, że laudanum i melisa nie były jedynym efektem wizyty doktora Bumby’ego. Coś wisiało w powietrzu. Matka, na co dzień i tak nadopiekuńcza, nieudolnie próbowała ukryć wzrost swej opiekuńczości. Na śniadaniu uważnie przyglądała się twarzy córki, niby to chcąc doradzić używania odrobiny więcej pudru, ale w rzeczywistości sprawdzając czy nie ma oczu podkrążonych od bezsenności. W południe przyniosła jej do gabinetu herbatę, w ramach wymówki stwierdzając, że Berta akurat sprzątała ganek.
- Nie przepracowujesz się nad tymi wszystkimi… rubryczkami? - spytała. Henry tego dnia pracował w portowym biurze, nie mógł zatem wziąć córki w obronę.
Alicja spojrzała na nią znad księgi i siłą woli powstrzymała westchnięcie. Ta obserwacja musiała do czegoś doprowadzić, lepiej więc już by sama zdecydowała kiedy nastąpi punkt kulminacyjny. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie, mamo. Właściwie mnie to odpręża. Znaczy... pomaga się skupić. Ale oczywiście, jeśli potrzebujesz porozmawiać, to mogę przerwać. - Spróbowała odwrócić kota ogonem.
- Bo zastanawiałam się, czy nie wybrałabyś się do teatru? Musisz czasem wychodzić z domu i pokazać się w towarzystwie. Byłaś ostatnio w muzeum, to może czas na inną formę kultury? - zaproponowała na pozór niezobowiązująco.
Alicja zmrużyła oczy. Coś się święciło. Tylko co? Coś w związku z jej koszmarami? A może matka znalazła jej kolejnego wielbiciela?
- Sama? - zapytała niby niewinnie zdziwiona.
- Ależ córko, nie żartuj - Lorina machnęła ręką. - Musisz też czasem z kimś się spotkać. Macie wspólne tematy z panem McIvory, na pewno by się ucieszył - aha, czyli to o to chodziło.
Alicja posłała matce spojrzenie zbitego szczeniaka.
- Raz czy dwa udało mi się z nim porozmawiać. Nie przesadzajmy…
- Tak. I raz, czy dwa wysłał ci kwiaty. Raz czy dwa wysłał ci książkę - wymieniła. - Przecież nie zostaniecie sam na sam. Poszłabym z wami.
To zwiastowało już prawdziwą katastrofę. Z drugiej strony, jeśli matka zobaczy jaki Szkot robi się spięty i mrukliwy w obecności przyzwoitki, może odpuści? Lub matka straci nim zainteresowanie jako kandydatem na zięcia?
Alicja westchnęła dramatycznie, niemal jak aktorka teatralna.
- No dobrze. Ale to ja wybiorę spektakl. - Powiedziała, licząc na to, że jeśli przynajmniej przedstawienie ją zaciekawi, to jakoś jej to zrekompensuje wieczór, który zapewne okaże się katastrofą. Kolejną w jej krótkim życiu.
- Mam nadzieję, że coś popularnego wśród elity. Zawsze dobrze pojawić się przy towarzyskiej śmietance - matka przez chwilę się rozmarzyła.
- Postaram się, żeby było ciekawe. - Powiedziała Alicja, choć nie bardzo czuła w duchu, by te kwestie się pokrywały. - Rozumiem, że to ja mam wysłać zaproszenie panu Ivory’emu w naszym imieniu?
- Alicjo - westchnęła teatralnie Lorina. - Panna wysyłająca list do kawalera? Oczywiście, że to ja wszystko zaaranżuję - wyjaśniła.
- Aaa tak, to nie list firmowy. Masz rację, matko. - Dziewczyna uśmiechnęła się przymilnie, by ukryć swoją gafę. - Czy w takim razie mogę jeszcze ci w czymś pomóc?
- Nie, chyba nie - odpowiedziała, ale nie ruszyła się. Zamiast tego myślała, a przynajmniej udawała, że się nad czymś zastanawia. - Chociaż nie, jedna rzecz. Czy lekarstwo było znośne?
Alicja odruchowo spuściła oczy.
- Niezbyt. Wolałabym go nie brać. - Powiedziała cicho.
- Rozumiem, że to nic przyjemnego - i mówiąc to matka naprawdę brzmiała szczerze. - Ale to dla twojego dobra. Przecież nie chcesz mieć koszmarów, prawda? I nie chcesz, żebym się o ciebie martwiła - dodała jeszcze element emocjonalnego szantażu.
- Tak, mamo. - Odpowiedziała odruchowo Alicja, nawet nie podnosząc wzroku. To była stała kwestia, którą wypowiadała tysiące razy od kiedy tylko sięgała pamięcią. Lorina przezornie nie przeciągała tematu.
- Dobrze. To w takim wypadku pracuj tu sobie. Nie będę ci dłużej przeszkadzała. Tylko daj mi znać, jak już zdecydujesz się na sztukę, żebym mogła wysłać list.
Dziewczyna westchnęła. I ta droga ucieczki, czy raczej przeciągnięcia w czasie katorgi została jej odcięta.
- Jak tylko podliczę tę stronę, zerknę na rozpiskę w gazecie. Przy obiedzie powinnam już być zdecydowana.
- Doskonale - i zadowolona już z dokonania swego niecnego czynu opuściła gabinet, co Alicja skwitowała już niekrytym, głośnym westchnięciem.

Nie mając już wielkiego wyboru, Alicja mogła jedynie określić skalę swojego cierpienia. Na jakiej to sztuce będzie musiała siedzieć pod czujnym okiem matki i w sztywnym towarzystwie pana McIvory? Jeżeli wybierze coś nadto nudnego, to gotowa była zasnąć, a przecież w snach… Nie wiedziała co na nią czeka, ani jak wpłynie na nią na jawie. Lepiej było zatem wybrać coś znajomego, co nie wiązałoby się z ryzykiem.
I szczęście postanowiło się uśmiechnąć do panny Liddell. Oto bowiem w Covent Garden wystawiano “Sen Nocy Letniej”.


1

Shakespeare pozostawał wiecznie żywy, a “Sen…” był zarówno komedią jak i romansem. Trudno byłoby się przy nim nudzić, a i matka może by się trochę zbulwersowała i więcej nie nalegała na takie wyjścia? Z takim to właśnie diabelskim planem, Alicja zeszła na obiad.

Początek planu zadziałał bez zarzutu. Lorina przychyliła się do propozycji córki i wysłała do Szkota… no nie tyle zaproszenie, bo to by nie uchodziło, ale sugestię, że one same nie odmówiłyby zaproszenia do teatru. Ostatnia nadzieja Alicji, czyli szansa na to że Angus wymówi się jakimiś obowiązkami, albo chorobą, legła w gruzach. Zaproszenia w eleganckich kopertach pojawiły się po trzech dniach.
W międzyczasie nieprzyzwoite sny ustąpiły. Alicja po przebudzeniu nie pamiętała żadnych sprośnych scen, więc pewnie żadne nie miały miejsca. Kraina Dziwów była bardzo plastyczna i rzeczywista, to co się w niej działo nie ulatywało z jej pamięci jak zwykła mara. Może było coś co powodowało owe nocne wycieczki do świata Kota z Cheshire, Szalonego Kapelusznika i książęcej rodziny kochanków? A może, gdy w snach pokona wreszcie Lalkarza, ustąpią na stałe? Tylko czy tego chciała?


Sądnym dniem okazał się piątek, a raczej piątkowe popołudnie. Will, który ze stajennego zrobił się regularnym woźnicą, ubrał na tę okazję najlepszą koszulę i płaszcz. Nie mógł w końcu pani i pannie Liddell narobić wstydu przed teatrem. I to nie byle jakim teatrem, a słynnym Covent Garden, znanym ze swych niejednokrotnie brawurowych interpretacji sztuk Shakespeare'a. Tego dnia przedstawieniu miała towarzyszyć orkiestra grająca muzykę Feliksa Mendelsshona.


Przed głównym wejściem zbierali się już mieszczanie. Damy w modnych sukniach, mężczyźni w garniturach i śnieżnobiałych mankietach przy koszulach. Matka i córka nosiły bliźniacze płaszcze, świeżo dostarczone z Ludgate Hill. Alicji podobały się chyba nawet bardziej niż w trakcie przymiarki. Tylko czy ludzie nie będą się na nią gapić z powodu tak ciasno dopasowanej kreacji?
Ktoś gapił się na pewno. Nienagannie ubrany mężczyzna z kręconymi, brązowymi włosami. No, może nie tak od razu gapił, ale na pewno spoglądał w kierunku pań Liddell. A jak już się naspoglądał, to do nich podszedł. Kogoś blondwłosej przypominał...
- Pani Lorino, panno Alicjo - skłonił się po kolei. Poznała go dopiero po głosie. McIvory zgolił wąs!


2



____________________________
1 - plakat autorstwa ShotzgoBoom
2 - Tom Ward
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 14-05-2018 o 17:39.
Zapatashura jest offline