Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2018, 01:45   #294
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 48 - Upadek (37:10)

“Miejsce to miało swoją oficjalną nazwę - Wysunięta Baza Ogniowa Strefy Pozawymiarowej - ale ktoś wykształcony i obdarzony poczuciem humoru nadał mu znacznie lepszą… Ultima Thule: Ziemia na najdalszym krańcu świata.“ - “Szczury Blasku” s.27



Miejsce: zach obrzeża krateru Max; okolice klubu “H&H”; Eagle 1; 4 600 m do CH Black 3; 4 150 m od CH Grey 301
Czas: dzień 1; g 37:10; 50 + 60 min do CH Black 3; 170 + 60 min do CH Grey 301




Eagle 1



Na Yellow 14 sytuacja potrafiła się obrócić jak w karuzeli wydarzeń. Od całkowitego spokoju do całkowitego chaosu, od poczucia panowania nad sytuacją do poczucia, że to ona zarządza sceną. I to potrafiła przejść nagle, bez żadnego ostrzeżenia i etapów pośrednich. Tak też było i tym razem. [b][i]- Kapitanie Hassel jeśli łaska. - burknął w słuchawkach oficer Raptorów wyraźnie niezadowolony z takiego spoufalania się o mówienie mu po nazwisku. Więcej jednak zastrzeżeń ani on, ani drugi pilot chyba nie mieli co do tych propozycji jakie podała Black 8. Z kabiny dochodziły ich głosy gdy krążąc na względnie bezpiecznej wysokości by o nic nie zawadzić nad klubem zastanawiali się jak wyrzucić desant nad ziemię. Zdaje się, że brali pod uwagę dwa podstawowe warianty czyli zjazd na linach albo szybkie przyziemienie. I sądząc z tego co mówili obydwa warianty były dość równoważne wyposażone w zalety i wady.

W końcu maszyna chwiejąc się o mocniejszych podmuchów wiatru wyrównała i zaczęła schodzić niżej kierując się ku zdewastowanemu dachowi gdy obydwaj piloci widocznie zdecydowali się na któryś wariant. - Dobra, słuchajcie przyziemimy na dachu. Wyskakujcie tak prędko jak się da a potem my wyskakujemy w górę i tam na was poczekamy. - w słuchawkach pasażerowie ładowni jak zwykle zostali powiadomieni o tej części roboty jaki sobie kapitan dla nich uwidział. Wstali z ławek i podeszli do obydwu luków desantowych. Piątka osób na dwa, szerokie luki bagażowe mogła wyskoczyć na zewnątrz prawie jednocześnie a zaraz potem “Eagle 1” mógł się wznieść wyżej na względnie bezpieczną wysokość poza zasięgiem krioburzy jaka snuła się przy gruncie.

- Uwaga! Coś tam jest! - krzyknął jeden z operatorów ciężkiej broni. Stojący z tej strony burty Grey’e też to zauważyli ale stojące po przeciwnej Blacki zdążyły się tylko odwrócić. Coś było na dachu. Błyskawicznie poruszający się w ich kierunku cień. Duży cień. Rosjanin przy ckm zdążył odpalić tylko kilka pocisków gdy maszyna wierzgnęła jak żywe stworzenie próbujące uniknąć ataku drapieżnika. Podłoga momentalnie przekosiła się pod dzikim kątem przygotowany do wyskoczenia desant poleciał na wszystkie strony.



Black 8



Wypadłaby prawie od razu razem z Black 2. Ale na jeden oddech ten ruski ochroniarz któremu wcześniej nałożyła maskę zdążył ją złapać. Tylko na ułamek sekundy ale zanim siła odśrodkowa nie zwyciężyła siły ludzkich mięśni i znów nie wypadła na zewnątrz. Spadła na zmrożoną powierzchnię dachu widząc jak kręcąca bączka maszyna zmierza ku katastrofie oddalając się w szaleńczym tempie. To coś wskoczyło na maszynę! I latadełko wyło przeciążonymi silnikami w skrajnie niebezpiecznym, płaskim korkociągu aż nie zniknęło w ten mglistej zawiesinie. Potem było już słychać tylko cichnące silniki i wrzaski ludzi z kabiny pilotów.



Black 2



Młoda piromanka spadła od razu. Razem z Nash stała po przeciwnej stronie luku bagażowego więc gdy maszyna przechyliła się nagle i bez ostrzeżenia wszystkich w ładowni rzuciło do ładowni a ich dwie na zewnątrz. Spadła na dach aż jej zabrakło tchu i zaraz potem zsunęła się w jakąś dziurę spadając na niższy poziom aż gruchnęła plecami o podłogę. Chyba w jakimś korytarzu. Xenos na jakiego prawie spadła był tak samo zaskoczony jak i ona. Ale zaraz się ogarnął gdy jej jeszcze brakowało tchu po tych upadkach. Skoczył w kierunku leżącego jeszcze człowieka a syki i skrzeki z okolicy mówiły Diaz, że nie jest tu sam.



Grey 35



Stał razem z Grey 27 w przejściu po drugiej stronie burty niż szykujące się do skoku Blacki. Gdzieś między nimi stał ten mięśniak z miotaczem ognia, Grey 20, który mógł wyskoczyć dowolnym wyjściem gdy się zwolni przez pierwsze pary. Wtedy operator ckm krzyknął i zaraz potem zaczęła się karuzela. Blondynem miotnęło z powrotem do ładowni ale w przeciwieństwie do reszty desantu miał mniej szczęścia. No albo więcej. Resztę prawie od razu siła odśrodkowa wyrzuciła przez luk bagażowy na zewnątrz. A jego blisko ale tuż obok. Trzasnął więc w ścianę ale nie wypadł na zewnątrz. Miał więc niepowtarzalny, wirujący widok przeżywania katastrofy na żywo.

Z kabiny pilotów dobiegały rozpaczliwe okrzyki gdy próbowali odzyskać panowanie nad maszyną. Reszcie została rola bezwładnych świadków na wpół omdlałych od przeciążeń. Siła ludzkich mięśni była niczym w porównaniu z siłami jakie obecnie działały na maszynę. Sanders odbijał się od ściany na rufie ładowni jak groszek wewnątrz puszki. Coś się w końcu zmieniło. Maszyna wyprostowała i podniosła ostro nos w górę przybierając prawie pionową pozycję. Sanders więc tym razem spadł na samą rufę zderzając się z nią po raz kolejny ale tym razem zatrzymując się tam na chwilę. Widział przed sobą całą długość ładowni, z wciąż przypiętymi operatorami broni ciężkiej w lukach, którymi miotało tak samo jak nim ale, że byli przypięci to miotało w miejscu. Potem była główna część ładowni i na samym końcu drzwi do kabiny pilotów. A oni sami wznosili się pionowo w górę jak w jakiejs windzi ekspresowej. Bardzo ekspresowej. Grey 35 czuł jak te przyciążenie przyciska go do samej rufy ładowni.

- Wyrównałem! Co to było do cholery! - z kabiny doszedł zdenerwowany i umęczony głos pierwszego pilota.

- Jest na prawym wsporniku! - krzyknął zdenerwowany Morvinovicz. Grey 35 nie był pewny czym jest prawy wspornik ani co tam ma być ale brzmiało to bardzo alarmowo i pewnie było związane z tym czymś co pruło do nich na dachu.

- Rozwalę go! - krzyknął prawy strzelec, naprowadził lufę i choć pewnie nie była to najlepsza pozycja do strzelania to otworzył ogień.

- Niet! Durak! Silnik! - wrzasnął Rosjanin z przerażeniem w głosie ale było o ułamek sekundy za późno. Broń maszynowa szczeknęła coś chyba trafiła a odgłos pracy silników od razu zarejestrował zmianę w ich pracy. Jakoś od razu kojarzyła się ze spadkiem mocy. Maszyna rzeczywiście zareagowała prawie od razu i zaczęła zwalniać. Nacisk jaki dotąd dusił Sandersa też zaczął zwalniać.

- Kurwa mać! Za nisko! Nie utrzymamy się na jednym! Pożar! Pożar w prawym silniku! Lądujemy awaryjnie! - Raptor wrzasnął w rozpaczy ale coś tam próbował zdziałać. Maszyna zmieniła tor lotu położyła się na burtę i zaczęła szybować z powrotem w dół.

- Iwan masz po premii! - wydarł się wściekły biznesmen gdy ponownie nurkowali w kłębowisko spienionego metanu i amoniaku próbując wylądować w tych warunkach. Iwan jednak miał inne zmartwienia.

- Nieett! - wrzasnął rozpaczliwie i wykonał nieskoordynowany gest jakby jednocześnie próbował wycelować swój karabin i odpiąć się z uprzęży. A potem to coś, cholernie wielkimi szczękami wylądowało w luku wgryzając się z mokrym, krwawym mlaśnieciem w nieszczęsnego cekaemistę. Tym razem uprząż zadziałała jak powinna ale tym razem zatrzymała człowieka na miejscu wystawiając go na atak stwora.

- Job twoju! W ładowni jest w ładowni! Wskoczył! - drugi ochroniarz też rozpaczliwie próbował się wyzwolić z uprzęży i wydobył pistolet. Odwrócił się do tyłu i zdołał ra zastrzelić gdy całą maszyną zatrzęsło!

- Lądujemy! Będzie trzęsło! - krzyknął Raptor i maszyna faktycznie zatrzęsła się jakby miała się rozpaść. Trafiała w coś, szorowała po czymś, zderzała sie z czymś aż w końću znieruchomiała. Grey 35 chyba na moment stracił przytomność bo obudził się na zmrożonym asfalcie ulicy. Pokiereszowany Eagle 1 stał w jej poprzek. Potrzaskane i popękane szyby w kabinie pilotów nie zdradzały swojego wnętrza. Z burty widział zakrwawione plamy i resztki jakie pozostały po Iwanie. I niewielkie płomyki dobywające się z dymiącego silnika. Same silniki były już jednak ciche. Co z drugim strzelcem nie miał pojęcia. Sam był mocno pokiereszowany. A poza tym miał inne zmartwienia. Usłyszał złowieszczy syk. Gdy odwrócił się w przeciwną stronę wraku dojrzał tą maszkarę jaka załatwiła im te nieplanowane atrakcje. Zasyczała złowrogo też podnosząc się po tej kraksie. Dzielił ich lej po bombie ale dla maszkary jak była taka skoczna jak zaprezentowała na dachu to pewnie było na jeden sus.



Black 8



Orzeł wylądował. Chyba. W każdym razie to pokazywał HUD. Nieruchomą maszynę. Gdzieś w jej pobliżu był znacznik Grey 35. Od czasu pozbycia się identyfikatora nie pokazywał stanu kpt. Hassela a Morvinovicza i jego ochroniarzy nie uwzględniał już wcześniej. Nie było więc żadnej wiadomości o obsadzie Eagle 1 poza tym, że w pobliżu powinien być żywy Grey 35. Na dole, chyba na piętrze powinna być Black 2. Też żywa choć sądząc z odgłosów dość zajęta. W pobliżu budynku, gdzieś na ulicy miał być Grey 20. Widać spadł tam z wierzgającego “Eagle 1” ale też jeszcze nie udało mu się zginąć. Z kilkadziesiąt kroków dalej już gdzieś na ulicy był znacznik Grey 27. No i z dobrą setkę czy dwie dalej pulsujące oznaczenie “Eagle 1”.

- Eagle 1 tu Brygada RR co u was? - w słuchawkach niedawnej obsady latadełka dał się nagle słyszeć dość zaniepokojony ton kpr. Mahlera. - Trzymajcie się, wytrzymajcie jeszcze trochę, za parę minut powinniśmy do was dotrzeć. - marine dopowiedział szybko. HUD rzeczywiście pokazywał oznaczenia “BRR” zbliżające się ku ich pozycji. Właśnie mijali lotnisko więc ocp na kilka minut wydawał się poprawny. O ile nic ich nie zatrzyma lub spowolni.




Grey 300


Miejsce: zach obrzeża krateru Max; dżungla; lądownik orbitalny Grey 300; 3 690 m do CH Grey 301
Czas: dzień 1; g 37:10; 170 + 60 min do CH Grey 301




Grey 300



- Zasrane rycerzyki. - kowboj prawie z miejsca dostał podobną ripostę od kolegów z sąsiednich cel w podobnym tonie jaki sam ich właśnie poczęstował. Większość grupki dalej skupiała się na wyładowywaniu złości i frustracji na czołgającym się skazańcu. - I na co czekasz? Zasuwaj skrobać tą furę bo też będziesz dymał z buta przez ten parczek. - chłopaki nie mieli widocznie ochoty na wysłuchiwanie wyimaginowanych utrudnień i przeszkód jakim raczył ich kolega w kapeluszu.

- Widzicie? W dupie nas ma! Robiła problemy i dalej będzie robić! Teraz chce się tylko wyślizgać spod buta! Rozwalmy ją zanim coś znowu nam odpierdoli. Zobaczcie na nią, odpierdoli znowu, tylko kwestia czasu i okazji. - wysyczał wściekły Grey 25 ponownie kopiąc Grey 32 tak mocno, że ta ponownie opadła na plecy. Buty znowu przyszpiliły ją do zmarzniętej gleby. Wkurzała ich. Widać to było od razu. Prowokowała swoją mieszaniną wyższości i kitów jakie chciała im wcisnąć oraz wyraźną słabością dając dobitnie wyraz, że mają ją w garści i mogą ją wykończyć kiedy zechcą.

- A do tego nie jest tak cwana jak jej się wydaje, że jest. - uśmiechnął się szyderczo Grey 29. Pokręcił z politowaniem głową nad ubłocowną i zakrwawioną kobietą w hermetyku która niedawno tak dokazywała swoją milczącym kordonem sms-owej wyższości w schronie. - Przespałaś unitarkę złotko? Tu nie ma tlenu a ty nie masz zestawu tlenowego. Jedziesz na tym samym wózku co my. Chociaż z klimą. - przyznał facet kiwając głową nieco pochylając się by spojrzeć w zaśliniona i zakrwawioną twarz wewnątrz hełmu. Widok chyba jakoś żadnego z nich nie ruszał. Podobnie jak niezbyt ruszyła ich strata innych kolegów z grupy. - Pokażę ci co przespałaś. To jest przycisk systemu awaryjnego wypięcia pancerza. - powiedzial ze złośliwą satysfakcją uruchamiając system który pozwalał w paru ruchach pozbyć się pancerza w awaryjnej sytuacji. Zwykle gdy pancerz zajął się ogniem lub kwasem i była szansa, że zanim ulegnie zniszczeniu to pozbycie się go pozwoli uchronić właściciela. Ale działał przy każdym uruchomieniu. Teraz więc po paru ruchach Grey 29 wyzwolił specjalistkę od pułapek z jej hermetyka. Ta natychmiast zaatakowało przenikliwe zimno jakiego dotąd nie odczuwała dzięki ochronnemu działaniu pancerza. - I teraz złotko chyba możemy cię rozwalić bez dziurawienia tego klimatyzowanego wdzianka. - wyszczerzył się triumfalnie Grey 29 trzymając zdobycz w ręku. Reszta też się roześmiała widząc ten pomysłowy numer.

Między czwórką skazańców wybuchła mała sprzeczka o to kto ma przejąć pancerz dogorywającej na mrozie Grey 32. Obecnie każdemu hermetyk by się przydał, nawet bez zestawu tlenowego więc każdy był na niego chętny. W końcu ustalili, że weźmie go Grey 29 w zamian zrzekając się reszty łupów pozostałych po Grey 32. Ten kompromis zadowolił chyba wszystkich. Kurson dostał się więc wybór między standardowym pancerzem jaki dotąd nosił Grey 29 a niczym. Nie byli jeszcze do końca zdecydowani czy mimo wszystko nie rozwalić jej tu i teraz gdy była okazja chociaż uzupełnienie ekwipunku rzeczami znalezionymi przy niej wyraźnie już ostudziło ten zapał.

- Czekajcie, zrobimy to po mojemu! - powiedział jeden z nich gdy w zasobniku wygrzebał bryłkę plastiku. Jego sprawne najwyraźniej saperskie ręce, zwinnie połączyły holofon i bryłke plastiku z ciałem Korson. - Jak zaczniesz fikać, wkurwisz nas, albo wywiniesz jakiś debilny numer to mam do ciebie numer słodziaku. Jeden telefon i koniec tej znajomości. Tak samo jak zaczniesz przy tym grzebać. Zruszysz nie te kabelki co trzeba i po tobie. - wskazał na swój holofon jaki włożył do swojej kieszeni. Wyglądało, że zaimprowizował IED który przy sygnale z holo mógł uruchomić zapalnik i zdetonować plastik a wraz z nim i Grey 32. Zrobiła się z tego dziwna konstrukcja w szelek albo jakiejś uprzęży z przewodów, plastiku i drugiego holofonu. Zamieszczone na plecach i przypięte z jednej strony do Obroży a na dole do paska z podobnych materiałów.

Po załatwieniu sprawy z kłopotliwym Parchem domowymi sposobami sytuacja wewnątrz grupy jakoś się unormowała. Wkurzajaca Parch zapłaciła swoim sprzętem za swoje numery i chwilowo to chyba satysfakcjonowało resztę na tyle by nie rozwalać jej od ręki. Wszyscy najpierw więc skoncentrowali się na zapasach skrzyni wyrzuconej z “Eagle 1” które rozeszły się jak ciepłe bułeczki i nie pozostawiając nic dla Grey 32. A potem uwagę grupki przyciągnął garaż i stojąca w niem bryki.





Na szczęście bryka miała szansę pomieścić ich wszystkich. Chociaż na 7 osób w pancerzach i z bronią byłoby strasznie ciasno. No i nikt z nich nie był kierowcą musieliby więc zdać się na automaty lub umiejętności niedzielnego kierowcy. Znaczy jak już udałoby się uruchomić auto co wcale nie było takie oczywiste.

Dały bowiem o sobie znać poczwary które zdawały się na moment odpuścić. Teraz zaś słychać było ich skrzeki i piski. Odpowiadał im ogień automatów i karabinków czasem przeplatany eksplozją granatów. Ani ludzie ani xenos nie odpuszczali. Coś zazgrzytało szponami po dachu. Dwóch Parchów uniosło lufy dziurawiąc dach i po chwili szaleńczego zasypywania podłogi łuskami i kawałkami dartej blachy spłynęła na dół żółta posoka. Dwóch skazańców pilnowało otwartych drzwi garażu. Grey 31 pruła w xenos ze swojego ckm stawiając zaporę z ołowiu. Mogła pruć jednak na raz tylko w jednym kierunku. I tak stała w narożniku garażu by mieć pod względną kontrolą dwa kierunki. Grey 29 pilnował drugiej strony podwórza i domu strzelając z karabinku. Grey 25 stał w wejściu do wnętrza domu osłaniając te wąskie gardło ze swojego automatu. Grey 28 klęczał na jakimś stole warsztatowym przy tyle garażu strzelając przez małe okienko by pilnować “rufy” garażu.

Chwilowo udawało im się trzymać stwory na dystans chociaż przy tym natężeniu ognia zasoby amunicji wszelakiej zużywały się w zastraszającym tempie. Na “kowboja” spadł główny ciężar postawienia maszyny na nogi w tak stresujących warunkach i ograniczonym czasie. Rolą i losem ogołoconej ze sprzętu Grey 32 większość grupy chyba się nie przejmowała. Nie zwracali też większej uwagi na milczącą podczas całej kłótni byłą panią major która została biernym świadkiem całego zajścia jakie miało miejsce niedawno na podwórku. Swoją biernością nie narobiła sobie nowych wrogów w grupie ale też i nie zyskała przychylnych spojrzeń. Skazańcy zdawali się zauważać jako tako jedynie Grey 39 który chociaż zwykle miał odmienne od nich zdanie podczas ostatniej spiny to coś tam jednak mówił.

Wszystko to zeszło w niebyt gdy xenos wdarły się do garażu. Grey 28 nie zdążył rzucić granatu i ten eksplodował za późno. Xenos wbił się razem z resztkami szyby do środka zrzucając go ze stołu roboczego. Człowiek uderzył głową w zderzak samochodu tuż obok grzebiącego w otwartej masce kowboja. Na człowieku był szarpiący go stwór. Stojący w drzwiach od domu Grey 25 zareagował od razu i rozstrzelał poczwarę. Ale było już a późno. W niego samego wskoczyły dwie czy trzy skoczne poczwary przygważdżając go do siedzenia pasażera pojazdu gdzie usiłowały się przegryźć przez jego obronę. Zaś boczne drzwi zostały bez ochrony. Grey 28 chociaż wyzwolony z atakującego stwora zwalił go ze wstrętem na bok to tylko po to by zobaczyć kolejnego xenos jaki wylądował na stole roboczym z jakiego co został zrzucony. - Kurwa! - sapnął pokiereszowany człowiek wciąż leżąc na plecach wycelowując lufę w poczwarę która była też o krok od Grey 39. Wtedy też w dach coś łupnęło. Coś ciężkiego. Stojący na straży drzwi Grey 29 i 31 byli zbyt zajęci trzymaniem frontu na dystans by przyjść z pomocą ludziom wewnątrz garażu.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; HQ; 270 m do CH Brown 4
Czas: dzień 1; g 37:10; 50 + 60 min do CH Brown 4




Brown 0



Sytuacja niedawnej obsady HQ była nie do pozazdroszczenia. Siedzieli jak w szkolnej kozie odcięci od informacji ze świata zewnętrznego a wewnętrzny składał się do dość średniego pomieszczenia które po zamknięciu żaluzji sztormowych przypominało trzeszczący kontener jaki wichura na zewnątrz mogła w każdej chwili jak nie zgnieść to chociaż zrzucić z pantałyku. A było pewnie z te kilka pięter lotu na dół. Mogli obserwować jak skromna obsługa złożona z ludzi z MP przejęła ich rolę.

Jednak nie do końca. MP ich nie aresztowało, nie rozbroiło, nawet nie zabrało im HUD i komunikatorów. Więc jakiś obraz tego co dzieje się poza ścianami “Gniazda” jednak mieli. Widzieli na HUD jak oznaczenia “Brygady RR” przesuwają się wzdłuż głównej drogi w kierunku “Eagle 1”. Zaś w latadełku coś się stało i pewnie nic dobrego. Po chwili szaleńczych manewrów w okolicy klubu “Hell&Heaven” znieruchomiał.

O tym, że ich trójka czyli srg. Johnson, kpr. Otten no i Brown 0 zdają sobie z tego sprawę pewnie kapitan MP też zdawał sobie sprawę skoro zostawił im środki komunikacji. Coś czego już mógł nie wiedzieć to to, że specowi od łączności udało się spiąć swoje holo z konsola jaką dotąd zajmował a spec od komputerów miała szansę pogrzebać coś dzięki temu pośrednictwu w systemie tak samo jakby siedziała przy konsoli. W tym zadaniu para podoficerów z Armii i Korpusu solidarnie próbowała zasłaniać Rosjankę swoimi osobami.

Na ręcznym holo jednak pracowało się znacznie trudniej niż na wygodnej, stacjonarnej konsolecie. Właściwie to Maya mogła pracować na swoim osobistym komputerze a holo używać jedynie jako połączenia z konsoletą. Chociaż też musiała uważać by nie wpaść w oko ludziom z żandarmerii co było stresujące no i nie pozwalało pracować na pełnowymiarowych ekranach. Ale jednak mogła udać się na tym informatycznym łączu do konsolety kpr. Ottena.

Musiała się zmierzyć z sprawnością Delgado w informatycznym rzemiośle aby zrealizować swój plan wymyślony na chwilę wcześniej zanim nie została wysadzona z konsolowego siodła. Szyła w pośpiechu i niewygodzie ale też liczne awarie systemu, dziury informacyjne, zakłócenia i te naturalne od uszkodzeń, i te które zdołała zasymulować wcześniej i te z burzy jaka szalała wokół jednak działała na ich korzyść.

- Panie kapitanie mam coś! - powiedział nagle Delgado zwracając uwagę dowódcy. Ten przeglądał dotąd obrazy z kamer usiłując wyłapać coś wartościowego. Było to na tyle proste zajęcie, że nie trzeba było mieć technicznego wykształcenia by to robić ale zwyczajnie zabierało czas przejrzeć te wszystkie nagrania nawet z ograniczonej liczby kamer. Niemniej istniała groźba, że po kawałku ale w końcu oficer dotrze do ważnych zapisów z zarejestrowaną obecnością ludzi nazywanych przez niego “podejrzanymi”. Słysząc jednak komunikat podwładnego odwrócił się by spojrzeć na jego ekranu.

- To przy zachodnim krańcu lotniska. Mam kilka odczytów w tym Hollyarda, Patinio na pewno i kilka mniej wyraźnych. - Delgado wskazał na powiększonym fragmencie mapy migające punkciki. Kapitan Yefimov chwilę ważył sytuację po czym powoli pokiwał głową.

- Mówi kapitan. Zatrzymać podejrzanych przy zachodnim skraju lotniska. Delgado wyśle wam namiar. Są wśród nich porucznik Hollyard i kapral Patinio. Wziąć ich żywcem. Bezwzględnie. Czerwony rozkaz z samej góry. - oficer połączył się najwyraźniej z kimś i po otrzymaniu potwierdzenia rozkazu rozłączył się obserwując poczynania na scenie lotniska. Informatyk z MP zaś zaczął swoją pracę.

- Poruczniku Hollyard. - kapitan niespodziewanie nawiązał kontakt na kanale używanym jako ogólny na całym lotnisku. Usiadł wpatrzony w wyświetlane holoekrany na stanowisku Delgado mówił jednak do tych migających kropek na mapie. - Odpowiada pan za swoich ludzi i za to co się stanie w najbliższych chwilach. Prosze zachować rozsądek i nie utrudniać sprawy. Wysłałem po was oddzial przechwytujący. Proszę na niego zaczekać, złożyć broń i nie stawiać oporu. Jest pan policjantem. Prosze nie zmieniać się w zaszczutego bandytę i degenerata. Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie. Póki ta burza trwa i tak nikt się stąd nie wydostanie. - oficer MP mówił całkiem przekonywująco, zupełnie jakby był zawodowym policyjnym negocjatorem od kryzysowych sytuacji. Wpatrywał się sokolim wzrokiem w oznaczenia na ekranach Delgado. Jedne oznaczające podejrzanych i drugie jakie zbliżały się do nich coraz bardziej.

- Panie kapitanie wieżyczki meldują kontakt z wrogiem. A stany amunicji są bardzo niskie. Nie wiem na ile jeszcze wystarczy. Obrona zresztą nie jest szczelna stwory mogą przenikać nawet tutaj. - Delgado odezwał się w pewnym momencie stając dokładnie w podobnej sytuacji w jakiej do niedawna była poprzednia obsada HQ. Kapitan zastanowił się chwilę po czym zdecydował.

- Przechwycimy Hollyarda i jego ludzi to wyślemy oddział przechwytujący do uzupełnienia amunicji. - zdecydował w końcu oficer. Delgado skinął głową twierdząco wracając do przerwanej na moment pracy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline