Jako że żadne miejsce w kacrzmie nie spełniało oczekiwań Esthalosa przysiadł się on do najbliższego. - Witam panowie! Zimniejszej zimy nawet w krainach północy się nie spotka! - Odchylił się na krześle i pociagnął łyk z kufla. Wtem drzwi karczmy się rozwarły, a w nich stanała bestia. Dwóch męższczyzn siedzących przy stole wytrzeszczyło oczy i nerwowo poderwali się z krzeseł. Jeden z nich, blondyn ubrany w brudną tunikę, ruchem tym wylał swoje piwo. Esthalos, z trzaskiem krzesła wracającego spowrotem na 4 nogi rownież się poderwał. - No to tyle byłoby z spokojnego wieczoru... Po cóż tyś go tu wprowadził!! - Wydarł się na Orrina który właśnie podszedł machając mu przed głową kuflem. -Pachnie tu surowym mięsem. -Dodał. -Gdzieście mnie sprowadzili? Śmierć wisi w powietrzu.-
Dziwne zachowanie Ogra i to że jeszcze nikt nie zaczął krzyczeć uspokoiło troche półelfa. - Co on wyrabia ?- zapytał się krasnoluda już spokojniejszym tonem. -T-t-to jes-st mmoja l-lodówka... -Jąkał się gospodarz.
Ogr kopniakiem otworzył drzwi. Do pomieszczenia wdarł się smród zgniłego mięsa. Oczom wszystkich ukazał się najochydniejszy, chyba, z możliwych widok.
-Co jest..... - Wyjąkał Esthalos, po czym szybko się rozejrzał po sali. Korzystając z tego że jeszcze nikt na niego nie zwrócił większej uwagi postanowił cichaczem opuścił zajazd.
__________________ "Celem jest szczęście, brak cierpień, wszelkie przyjemności. Dlaczego mamy się bać śmierci, jeżeli gdy my jesteśmy to jej nie ma, a gdy nas nie ma, to śmierć jest?"
Epikur z Samos |