Zevran zasyczał z bólu, od razu schował sztylet i chwycił za miecz. Zwinnym ruchem schował się za pień drzewa przywierając do niego plecami dzięki czemu zapewnił sobie osłonę przed wrogimi strzałami. Zerknął na leżącego towarzysza - Jakoś daje radę…- odpowiedział zaciskając mocniej zęby, po czym schował swój miecz i z woreczka przyczepionego do pasa wyciągnął małą buteleczkę z alkoholem do dezynfekcji, a następnie skropił nim swoją ranę wykrzywiając się w grymasie bólu. Następnie wyjął drugi pojemnik i nasączył jego zawartością białe płótno, po czym przyłożył je do rany. Prosty odwar z nagietka i arniki skutkował szybszym gojeniem się ran, na chwilę obecną musiał wystarczyć. Piwny Rycerz schował swoje medykamenty z powrotem do woreczka i odetchnął głęboko.
- No miejmy nadzieję, że coś się stanie, bo póki co jesteśmy idealnie wystawieni tym skurwysynom z łukami...dalej siedzą tam gdzie wcześniej? Widzisz jakąś szansę, żeby umknąć z ich pola zasięgu?- podjął rozmowę z kompanem dobywając ponownie miecza. |