Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2018, 13:57   #39
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Elaine oparła się o swego ucznia biorąc głębszy oddech. Było źle, ale nie było tragicznie, nadal żyli i teraz trzeba było dopilnować, aby tak pozostało. A jeszcze najlepiej pomóc jakoś Ashowi i Agnes.
- Napadł mnie ten szalony duch - czarodziejka odsunęła się od chłopaka, uśmiechając się słabo. - A tak serio to pojawiły się kłopoty - obejrzała się na ulokowanego obok Seigna.
- Kiciu wiem gdzie są nasi, tylko mamy problem.

Przyszła pani, kotka zbiła, a skorupki wyrzuciła. Skorupki w postaci ostatnich kilkunastu – kilkudziesięciu? – minut z jego prywatnej czasoprzestrzeni, tego, co stało się i nie stało zarazem. Splecione zaklęcia, strzaskane siedzenia i soczyste przekleństwa przelewały mu się przez podziurawiony jak sito umysł. Ogon miał najeżony do rozmiarów puchatej szczoty antystatycznej, a jego grzbiet przywodził na myśl jakiś karkołomny szereg wzniesień i dolin, którego podjęliby się tylko samobójcy. Zipał? Warczał? Może syczał? Każdego po trochu. Zwierzęce instynkty mieszały się w nim teraz z jaźnią człowieka (rzekomo) rozumnego, kotłowały, walczyły o kontrolę. Musiał zawziąć się z całych sił, żeby nie dać drapaka z pomieszczenia jak szczur z tonącego statku, jak ścigany przez bandę diabłów grzesznik. Tylko duma, ten odlany z mentalnego żelbetonu, kilkutonowy kloc, zdołał utrzymać go w miejscu, głównie dlatego, że sam był przytwierdzony do stricte nadnaturalnego podłoża, z dala od Upadłego Świata. Seign zwinął się więc w kłębek, przygryzł ogon i następne kilka minut spędził bełkocząc wulgaryzmy pod adresem sobie tylko znanych i widocznych osób, funkcjonując jako mieszanka opętanego okultysty i alkoholika w zaawansowanym stadium delirium. Po pewnym czasie dźwięki ucichły – najpierw te w jego głowie. Potem te, które sam wydawał. W końcu podniósł się do pozycji siedzącej, ale przyszło mu to z trudem.


Kiedy uniósł powieki, z oczu nadal buchała mu wściekłość. Przeskakiwał spojrzeniem między Stolarzem i jego mentorką, jakby zastanawiając się, której z ofiar pierwszej przegryźć kostki. Niekumatość młodzika, połączona z tym wpieniającym sposobem bycia tępego chłopaczka z sąsiedztwa, wybiła się jednak na pierwszy plan i zaowocowała wyprowadzeniem mentalnego liścia zawierającego skondensowaną pigułę ostatnich kilkudziesięciu minut. Tych już nieistniejących, ze szczególnym uwzględnieniem stron konfliktu, jego przebiegu, doznanych obrażeń… oraz bolesnej mentalnej widokówki przedstawiającej pewnego rozanielonego romantyka ryjącego twarzą żwir tak, jakby ta była najdoskonalszą łopatą pod słońcem. Seign nawet zapisał sobie ten uroczy ciąg wspomnień w swoim mentalnym rezerwuarze, gdyż zamierzał raczyć nim każdego, kto stanie w najbliższym czasie na drodze jemu i jego magicznej posse.
- Już? Wiadomo wszystko? Zaspokoiliśmy ciekawość? Super. To teraz ja mam pytania. Dwa, dokładnym będąc. Morgana jest w budynku? Bo przydałoby się zalizać rany zanim zaczniemy kolejne ujęcie. Ach, Elaine? Ja wiem. Wszystko wiem, bo mnie też zabrałaś na tę temporalną wycieczkę - wyjawił, nie bez widocznie zadartego nosa.
- Moje drugie pytanie brzmi, które z was jest lepsze w babraniu się z przeznaczeniem? Ty czy Dante? Bo ktoś musi na nas nałożyć jakiś efekt ochronny zanim udamy się tam znowu. Starczy mi wyczynów kaskaderskich na najbliższy czas. Podejrzewam, że Stolarzowi też. Zamiótł ogonem, po czym uśmiechnął się do chłopaka. Na taką dozę perfidii, ordynarności i złośliwości w jednym mimicznym geście stać było tylko prawdziwe, rasowe koty.

Elaine oderwała się od Stolarza, by przyjrzeć się uważnie Seignowi. Chyba nie wyszło dokładnie tak jak zaplanowała… wychodziło na to, że wyszło nawet dosyć słabo. Przeczesała włosy palcami, starając się zebrać myśli.
- Niedawno widziałam się z Morganą w jej gabinecie, jak mamy szczęście może nadal ją tam zastaniemy - nie planowała zabierać kici z sobą, ale chyba informowanie go o tym mogło nie być najlepszym pomysłem. Była przywiązana do swojej twarzy, a koteczek wyglądał trochę jakby mógł w każdej chwili zrobić z niej krwawą miazgę.
- Ciężko mi w tej chwili ocenić, kto normalnie jest lepszy - ja czy Dante, ale powiedzmy… na pewno jest obecnie w lepszym stanie niż ja.
Kot w odpowiedzi jedynie zatrzepotał uszami. Wyglądało to trochę jak dostrajanie odbiornika do trzeszczącego i migającego kanału szarej rzeczywistości. Morgana… była u siebie? Najwyraźniej tak. Pamiętał, że rozmawiał z nią o praktykach okultystycznych w Niemczech pod koniec XVIII wieku. A potem powiedział jej… nie. To wszystko rozegrało się przecież ponad tydzień temu. Dzisiaj wywlókł czarne prześcieradła na drugą stronę, przyprowadził dziecięcą menażerię do Konsylium, przekopał swój gabinet w poszukiwaniu… czegoś i zostawił duet małych potworów z uciekinierem z „Boskiej komedii”. A potem… potem ktoś wylał mu na łeb całe to magiczne szambo. Wywiązała się walka, efekty posypały się jak źle przetasowana talia kart, a paradoks trzasnął komuś z bicza. W rezultacie on i Elaine dostali role drugoplanowe w nowatorskim remake’u „Dnia świstaka”. Tak. To by się zgadzało. Mniej-więcej.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 23-04-2018 o 14:14.
Highlander jest offline