Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2018, 15:02   #204
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39



- Weźmiesz mnie? - dziewczynka miała te swoje wielkie oczka i poważną minę jak to często u niej bywało. Więc trudno było określić czy to co powiedzieli Roger a uzupełniła Angie jakoś ją ruszyło. Patrzyła na klęczącą przy niej blondynkę i pytała chyba na poważnie. - A będę mogła zabrać swój kubek? Ten z Bambi. - zapytała dłubiąc rączką w ramieniu Angie i wpatrując się w ten fragment anatomii nastolatki. Chłopcy obserwowali całą scenę w napięciu chyba niezbyt wiedząc co powiedzieć. Roger jak zwykle przestał się interesować skoro nie chodziło o nic związanego z Areną albo Khainem.

- Aha czyli lubisz tego całego Zordona. Tak po prostu lubisz. I nic więcej. Dobrze wiedzieć. Normalnie mnie to uspokoiło. Przecież w zwykłym lubieniu nie ma nic złego. Właściwie to przecież też mogę sobie znaleźć jakąś sympatyczną dziewczynę do lubienia. Wrócę do domu z kwiatkiem wpiętym we włosy jaki dostanę od niej i jak będę wybywał z domu by spędzić z nią czas no to przecież to nic strasznego. Nie ma się czym martwić. Przecież to tylko takie, tam zwykłe lubienie. - Robert nie krzyczał, nie łamał rąk, nie przeklinał a jednak przez ten swój ironiczny wydźwięk wypowiedzi potrafił dać wyraz, że wcale mu się nie podoba ta zaobserwowana zażyłość między jego żoną, a opiekunem blondnastolatki jaka klęczała obecnie na ganku wśród dzieciarni.

Nie wiadomo jakby się dalej potoczyły rozmowy ale drzwi wejściowe do domu Westów w jakich niedawno zniknął wujek i Rice nagle wybuchły gdy z impetem zostały trzaśnięte przez mocarne ramię Pazura.
- Włączcie radio! Prędko! - wujek Angie krzyknął tak alarmującym tonem, że chyba zelektryzował wszystkich w zasięgu wzroku. Robert który w końcu nie wiadomo czy miał większy żal do niego czy swojej żony jednak poderwał się bez wahania i wskoczył do kabiny furgonetki by włączyć radio. Angie zaś słyszała co trzeba z krótkofalówki wujka który wybiegł z nią z domu trzymając ją w dłoni. Z głośnika i krótkofalówki i samochodowego radia dał się słychać głos.

- No gadaj dziwko! Jeszcze raz! Bez głupot bo zarobisz jak ta druga szmata! - przez trzaski eteru dał się słychać rozkazujący, męski głos nabity agresywną nutą.

- Nie… Proszę… Nie róbcie nam krzywdy. I proszę nie skrzywdźcie moich dzieci! - w radio dał się słyszeć zaszlochany i przestraszony głos kobiety. Na słuch bardzo podobny do głosu pani West. Chociaż przez eter i ten odmieniony płaczem i strachem głos nie można było być tego do końca pewnym.

- Nie to! - warknął rozzłoszczony pierwszy głos i w głośnikach dał się słyszeć odgłos jak od spoliczkowania albo bardzo podobny! - To co ci kazałem! Gadaj! - warknął znowu i słychać było jakieś trzaski i szamotaninę. Potem siorbanie nosem dało się słyszeć bliżej.

- Nazywam się Janet… Janet West… I mam przekazać, że… Ta banda, znaczy te Psy… Piaskowe Psy… Znaczy są tutaj i… Znaczy w naszym radio… I chcą… - kobiecy głos pani West dukał i siorbał nosem nawzajem wyraźnie mając kłopoty z mówieniem. Nie wiadomo było tylko z jakiego powodu choć nie zapowiadało się to zbyt dobrze. Facet po drugiej stronie stracił chyba jednak cierpliwość.

- Spierdalaj dziwko! Jesteś tak samo bezużyteczna jak tamta! - z głośników dało się słyszeć jakieś szuranie i stłumiony kobiecy jęk jakby właścicielka na coś upadła. - Dobra słuchajcie frajerzy! To jesteśmy my! Piaskowe Psy! Rozjebaliście wczoraj naszych braci?! To kurwa teraz szmaciarze zapłacicie za to! Zabawimy się! Po naszemu! A jak będziecie nam fikać to rozjebiemy te dwie! I z nimi też się zabawimy! - właściciel głosu dyszał z agresywnej złości i uciechy. Gdzieś w tle słychać było aprobujące okrzyki innych gości.

- Macie nieprawdziwe informacje. - niespodziewanie w eter wdarł się nowy głos. Też męski ale zdawał się być całkowicie pewny siebie i spokojny. Zaś grupka przed domem Westów widziała jak wujek Angie przytknął przełącznikiem swojej krótkofalówki by zamiast słuchać móc nadawać na tym kanale. W eterze w pierwszej chwili zapanowała chyba konsternacja na te nagłe wtrącenie zwłaszcza, że pewnie nie mogli widzieć wracającego się.

- Co kurwa?! Kim jesteś?! Jakie masz informacje o naszych braciach! Lepiej gadaj od razu bo jak cię kurwa znajdziemy to będziesz cienko kwiczał! Jak zarzynana świnia! - facet w głośniku szybko odzyskał jednak rezon po chwili zaskoczenia i agresywny, pyskaty ton wrócił mu do głosu. Inne głosy w tle też wybuchły śmiechem na tą czaderską kontrę.

- Nie musisz mnie szukać. Sam was znajdę. A informacje mam takie, że to ja rozstrzelałem wczoraj waszych kumpli. Przy wodopoju. Jak wściekłe psy ich rozstrzelałem. - głos wujka jaki było słychać w radio był tak samo spokojny jak jego twarz widoczna gdy górował nad resztą ludzi na ganku. A jedna tak widząc jego twarz jak i słysząc jego głos dało się wyczuć jakąś stalową grozę zwiastującą rozmówcy nic dobrego.

- Co?! Co kurwa? Zajebiemy cię! Słyszysz?! Zajebiemy! Kim tu kurwa jesteś co?! Zdechniesz tutaj, tylko cię znajdziemy! - facet po drugiej stronie chyba się trochę zdenerwował ale szybko przykrył to wrzaskliwymi groźbami.

- Jesteśmy Pazury. Będziemy u was za pół godziny. Zabierajcie się natychmiast i zostawcie ludzi w spokoju albo przygotujcie broń. Będzie wam potrzebna. - wujek powiedział dobitnie i rozłączył się. Przez chwilę jeszcze było słychać powszechne niedowierzanie i przekleństwa płynące z głośników póki ktoś tam nie wyłączył radia.

- Roger, wiesz gdzie jest to radio? - wujek wsadził krótkofalówkę na miejsce a khainita pierwszy raz wydawał się zaciekawionym tym co ma opiekun Angie do powiedzenia. Pokiwał potakująco głową patrząc z wyczekującym uśmiechem na najemnika. - Zawieziesz nas? - wujek wskazał na siebie i swoją podopieczną.

- A po co? - zapytał Roger nieco przekrzywiając głowę na bok i dłonią gładząc ostrze swojego toporka.

- Musimy kogoś zabić. - odparł spokojnie Pazur co wreszcie khainita powitał szerokim uśmiechem. Bez słowa machnął wesoło ręką na zachętę i sam zaczął prawie biec ku swojej furgonetce beztrosko rozbryzgując wodę na wszystkie strony.

- Ale się narobiło. - Robert pokiwał głową najpierw słysząc a potem widząc to co się tu działo na ganku, podwórzu Westów i w głośnikach radia. - Kochanie. Tym razem ja pojadę z wujkiem Zordonem. Chyba, że chcesz zabrać dzieci z nami. - ruszył przez podwórze ale w przeciwną stronę, do domu, gdzie pewnie zostawił swój karabin i resztę bojowego ale niezbyt wygodnego do noszenia szpeju.

Histeria jednak wybuchła wśród dzieciarni na ganku. Chłopcy najpierw wydawali się być ogłuszeni gdy usłyszeli w głośnikach głos swojej mamy ale gdy doszli do siebie natychmiast zaatakowali Pazura, że chcą z nimi jechać. Jane wyglądała jakby była bliska płaczu przy całym tym rwetesie a Maggie stała nieco z boku dzielnie próbując udawać, że się trzyma chociaż zdradzało ją zagubione spojrzenie jakie słała w kierunku swoich rodziców.





Plan jaki ułożyła sobie motocyklistka z Det nie do końca szedł po jej myśli. Z początku szło nie najgorzej. Vex wydostała się z monster trucka od razu rozbryzgując wodę dookoła. Potem zaś ruszyła ku kępie drzew jaka właściwie już mogła nosić miano małego lasku. Szło się dość opornie a las to już w ogóle był źle utrzymany. Wszędzie pełno drzew, konarów a więc i korzeni czy gałęzi jakie normalnie zalegały na ziemi a teraz jak ta ziemia była pod wodą to stanowiły wymarzone potykacze których pod wodą właściwie nie było szans dostrzec.

Mimo to Vex dzielnie parła do przodu, od drzewa, do drzewa stopniowo pokonując przestrzeń. Ale coraz bardziej boleśnie zdawała sobie sprawę, że te kilkaset metrów do krzyżówek jakie niedawno z pokładu monster trucka minęli robiło się coraz dłuższe, dalsze i bardziej mokre. A czas uciekał. W końcu odkryła prawdę znaną w każdym zakątku Det czyli, że najszybszy pieszy jest wolniejszy od najwolniejszego samochodu. Brakowało jej jakiejś ostatniej setki metrów gdy przy samochodach dostrzegła jakieś zamieszanie. Chyba odpowiadali na jakieś zamieszanie przy budynkach jakie stały trochę na odbijającej w bok drodze. Tam gdzie wcześniej z monster trucka widać było zaparkowane pojazdy. I ku rozpaczy Vex ludzie najzwyczajniej powsiadali do samochodów i ruszyli w stronę tych budynków momentalnie dezaktualizując wszelkie plany jakie miała wobec nich motocyklistka.

Spencer co prawda dotrzymał swojej części umowy i gdzieś zza pleców Vex doszedł nagle ryk powracającego na scenę potwora. Nawet chyba w podobnym czasie jak się umawiali. Tyle, że scena na tej scenie była już zasadniczo inna. Co prawda mała kolumna samochodów nawet zatrzymała się, kto wyszedł nawet, ludzie pootwierali okna by wiwatować i zachęcać Spencera do kolejnych sztuczek swoim rzadkim pojazdem. A było na co popatrzeć. Gigantyczne koła bez trudu rozbryzgiwały wodę, wyskakiwały na zatopionych pniach, zmiażdżyły jakiś przydrożny wrak i budę zupełnie jak jakiś czołg albo buldożer którego reguły zwykłych dróg, przeszkód i pojazdów nie obowiązywały.

Tyle, że teraz Vex już nawet epicki popis Spencera nie mógł nijak wspomóc. Po pierwsze trwał za krótko by zdołała nadrobić pieszo odległość do pojazdów po drugie ludzie nawet jak któryś wyszedł czy stali w oknach to byli w gotowości do odjazdu i cudem musieliby chyba nie dostrzec kogoś kto by pojawił się w pobliżu. A gdy Spencer skończył swoje moto rodeo i pomachał na pożegnanie swoim fanom oni powrzeszczeli i odmachali mu tak samo. A potem obie strony ruszyły w przeciwną. Spencer odjechał gdzieś w stronę tam gdzie rozstał się z Vex i gdzie mówił, że poczeka. Czy tak było ze swojego miejsca Vex nie widziała. A mała kawalkada pojazdów powsiadała do aut i ruszyła znowu. Ale niezbyt daleko. Zatrzymali się przy tych budynkach oddalonych kawałek drogi od głównej drogi wyjazdowej z Dew, może 100, może 200 m. Dla samochodu moment ale na piechotę to jednak trochę do przejścia było. A tam przy tych domach chyba większość jak nie wszyscy zaczęli przepakowywać się z wozów do jednego z budynków. Byli dość głośni i rozwydrzeni bo ich głosy słyszała Vex nawet ze swojego miejsca.

Pozostawało pytanie co dalej? Oryginalny plan raczej nie wypalił. Spencer czekał czy nie? Mógł już pojechać. A mógł nadal czekać. Ale jak długo by czekał? Jak większość czy wszyscy z bandy przeszli do budynków to podejście do samochodów mogło być teraz łatwiejsze. Tylko teraz to nie była pewna czy te zakładniczki wciąż jeszcze tam są. Czy budynek da się spenetrować to już też z tej odległości nie była pewna. Czy do samochodów czy budynku trzeba było podejść i to w przeciwną niż do miejsca gdzie niby miał czekać Spencer.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline