Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2018, 19:57   #28
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- I jak ci idzie? - hologram Sahna rozciągał się i zwężał, raz na jakiś czas znikał. Połączenie było bardzo niestabilne. Cóż, prom był już dość wiekowy, dlaczego aparatura do komunikacji miałaby działać poprawnie? Nowszy sprzęt oddawano jednostkom frontowym, a na zapleczu bywało z tym różnie.

- Natrafiłam na interesujący ślad - odpowiedziała Lydia, mając nadzieję, że przyjaciel dobrze ją słyszy. - Otrzymaliśmy wezwanie o dezerterze-pilocie, który został pochwycony przez szabrowników. Jednak, gdy znaleźliśmy się na miejscu, otworzyli do nas ogień.

- Pułapka? - zdziwił się Sahn. - Na co liczyli? Na kilka sztuk blasterów i amunicję?

- Nie sądzę, by to oni nas wezwali. Gdyby chcieli przygotować pułapkę, zrobiliby to staranniej. Tymczasem wydawali się zupełnie zaskoczeni naszym przybyciem. Spanikowali i otworzyli ogień, takie jest moje zdanie. Niestety Lefton o tym nie pomyślał i rzucił wszystkie siły na obóz, nie zostawiając żadnych odwodów prócz mojej obstawy i pilotów.

- Nie podoba mi się to, bądź ostrożna. Najlepiej niech piloci nie gaszą silników.

- Dobry pomysł. Atyde, bez odbioru.

Hologram zniknął, a Lydia uśmiechnęła się mimowolnie. Troska Sahna o nią zawsze sprawiała jej dziwną przyjemność. Odkąd mieli okazję się bliżej poznać, zdawał się być w stosunku do niej nadopiekuńczy, jak brat dla siostry. Chwilami łudziła się, że może nie są to wyłącznie braterskie uczucia, a coś więcej. Niestety doskonale zdawała sobie sprawę, że jego serce bije dla kogoś innego. Była to o tyle bolesna myśl, że tym kimś była jej starsza siostra Lisa, która uczęszczała do imperialnej akademii w tym samym roczniku co Lox. Tam go zresztą poznała sama Lydia, gdy wraz z rodzicami odwiedzała siostrę. Już wówczas byli parą, ale od tamtego czasu spotykali się wyjątkowo rzadko. Służba...

Pokrętny los sprawił, że ten sam przydział co Sahn Lox dostała młodsza z sióstr Atyde, która wówczas w akademii, widząc go po raz pierwszy, powzięła decyzję o pójściu w ślady siostry i wstąpieniu do wojska. Prawdę mówiąc i tak nie wiedziała co ze sobą zrobić po ukończeniu podstawowej szkoły. Nigdy nie była patriotką, ale kariera we flocie wydawała się ciekawą opcją. No i służyłaby w tych samych siłach co Sahn. Oczywiście galaktyka była ogromna i trudno było liczyć, że oboje trafią choćby do tego samego sektora, jednakże gdy usłyszała, że Loxowi zaproponowano stanowisko w wywiadzie, sama zgłosiła się na kurs organizowany przez IBB, a potem dostała się do wywiadu floty. Jej siostra wolała zostać w regularnych formacjach, marząc o tym, że kiedyś będzie miała okazję dowodzić własnym gwiezdnym niszczycielem. I dlatego była daleko, a ona, Lydia, na tej samej planecie co Sahn. Jak dziwnie układają się losy ludzkie.

Porucznik weszła do kabiny pilotów i bez zbędnego wstępu wydała rozkaz:

- Włączyć silniki, utrzymywać gotowość do startu, ale nie podnosić rampy. Macie wystartować w kilka sekund po otrzymaniu rozkazu.

- Tak jest - odparli chórem ukryci pod czarnymi hełmami piloci.

Lydia natychmiast opuściła kabinę i powróciła do głównego pomieszczenia. Z zewnątrz dobiegł jej uszu jakiś dziwny dźwięk, jakby coś ciężkiego upadło na ziemię. Nie była jednak pewna, czy po prostu jej się nie wydawało. Odczekała krótką chwilę, ale niczego już nie usłyszała.

- Żołnierzu? - rzuciła w dół trapu do pilnujących wejścia szturmowców, samemu nie wyglądając jednak zza rogu. - Wszystko w porządku? - ręka samoczynnie sięgnęła do kabury.


Zakradnięcie się do imperialnych okazało się o wiele prostsze niż mogli na to liczyć. Obaj spoglądali wciąż tylko w stronę obozu, obawiając się zapewne czy zaraz nie wyskoczy naprzeciw nim jakiś drab z blasterem wymierzonym prosto w nich, albo też cała ich banda. Dlatego też, chociaż przygotowani byli na szybką reakcję, broń mieli odbezpieczoną, a palce trzymali na spustach, nie byli w stanie oprzeć się atakowi BX'a.

Jeronowi wydawało się, że droid nie wydaje najmniejszego dźwięku. Szturmowcy zdawali się to potwierdzać, bo ani razu nie odwrócili się w jego stronę. A nawet ze sobą nie rozmawiali, wsłuchując się tylko w odgłosy walki dochodzące spomiędzy namiotów, które jednak oddalały się coraz bardziej. Gdy już znalazł się za plecami pierwszego z żołnierzy, BX jednym płynnym ruchem chwycił go za hełm i obrócił gwałtownie, skręcając nieszczęśnikowi kark. Jeszcze gdy tamten upadał na ziemię, droid ruszył pędem w stronę drugiego, który najwyraźniej dojrzał jakiś ruch kątem oka, bo obrócił się w jego stronę. Wystrzelić jednak już nie zdążył. BX wpadł na niego i przewrócił. Broń wypadła żołnierzowi z rąk, a droid zacisnął stalowe dłonie na jego gardle. Na nic zdały się rozpaczliwe wysiłki żołdaka, który szarpał się z całych sił, próbował uderzać droida po rękach i głowie, nie uwolnił się. Po niewiele ponad minucie przestał próbować i znieruchomiał. BX nie zwalniał uścisku jeszcze przez kolejną minutę, aż wreszcie sensory zawiadomiły go o ustaniu funkcji życiowych ofiary. I wówczas on i Jeron usłyszeli kobiecy głos dobiegający z wnętrza Lambdy:

- Żołnierzu, wszystko w porządku?


- Dobry strzał, KR-2544 - pochwalił go jego skrzydłowy. - Trafiłeś im chyba w skład broni.

Rzeczywiście na to wyglądało. Jeden z namiotów po prostu zniknął pochłonięty przez niebieską kulę energii, która po chwili zamieniła się w słup ognia. Szabrownicy, którzy znaleźli się w jego pobliżu nie mieli najmniejszych szans na ucieczkę. Jeśli nie padli w wyniku eksplozji, czekała ich bolesna śmierć, chyba że któryś z piechurów skróci ich męki.

Ale pilot myśliwca TIE w ogóle się tym nie przejął:

- Dzięki RS-7481 - odpowiedział. - Dajmy im jeszcze trochę popalić. Nawrót na mój sygnał.

- Przyjąłem, KR-2544. Nie sądzisz jednak, że ostrzał może być w tej chwili zbyt groźny dla oddziałów naziemnych?

- Damy radę, wykonuj rozkaz.

- Tak jest, przyjąłem.

Oba TIE'e rozpoczęły nawracanie po szerokim łuku, uważając by nie wpaść na dwa inne myśliwce, krążące nad okolicą. I wówczas pilot dojrzał coś, czego wcześniej nie widział, jakąś ciemną plamę oddaloną i kilkaset kroków od namiotów. Wciskając kilka przycisków zrobił skan tego obszaru i odkrył kilka źródeł ciepła, zbyt dużych na miejscowe okazy fauny.

- RS-7481, wykryłem grupkę szabrowników, która umknęła z pola walki. Spójrz na prawo od obozu, widać ich jak na dłoni. Zajmijmy się nimi.


Kryjówka zdawała się dobrze sprawdzać. Kara, Marlon, Danpa, Jayltre i Wulf byli praktycznie niewidoczni od strony obozu, i mogli w spokoju oczekiwać na rozwój wypadków. Niestety nikt z nich nie przewidział, że niewielkie wzniesienie nie zasłoni ich przed oczami pilotów TIE'ów fruwających w górze i bezlitośnie bombardujących namioty szabrowników. Pierwszym, który zdał sobie sprawę z ich błędu był Danpa:

- Myśliwce z lewej! Lecą prosto na nas!
 
Col Frost jest offline