Pierwszy poranek miał się zacząć od zalewania pały, Madueke nie za bardzo się to podobało. Ogarnęła się własnym tempem, a gdy zeszła do części wspólnej przy stole siedziało zatrzęsienie szowinistycznych świń, uchlewających się ledwo otworzyli kaprawe ślepia.
Jakie to było stereotypowe… aż szlag trafiał. Te wszystkie paskudne, zarośnięte gęby, niektóre już poczerwieniałe od przyjętych promili. Na szczęście były cycki, całkiem zgrabne i do tego na widoku. Na nich więc Nwakego się skupiła, biorąc do rąk pierwszy kielon.
-Wasze zdrowie- majtnęła kieliszkiem pod adresem dwóch bladych balonów.
Tak, to był dobry kompan do picia, a musiała pić.
Nie wolno było oddawać pola patriarchalnym śmieciom bez walki!