Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2018, 22:14   #27
waydack
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Joel miał w sobie dla Barrego anielskie pokłady cierpliwości. Owszem, starszy brat bywał dokuczliwy, miewał odjazdy, ale oprócz ucieczek z domu nie sprawiał nigdy większych problemów. Po wczorajszych wstrząsach coś się jednak zmieniło, Joel nigdy nie widział o w takim stanie. A jeśli widział, było to dwadzieścia lat temu gdy Barry wyszedł ze szpitala. Wtedy jednak zajmowała się nim matka, teraz ten przykry obowiązek spadł na barki młodszego z braci Strode.
Joel zgiął się w pół kiedy Barry strzelił go pięścią w żołądek. Dla nauczyciela wciąż było fenomenem skąd ludzie chorzy psychicznie mają tyle siły. Nikt nie prowadził nad tym poważnych badań, nauczyciel po zapoznaniu się z paroma artykułami gotów był sądzić, że wykorzystują jakieś niewykorzystane regiony swojego mózgu. Podobnie jak matki, gołymi rękami wydzierające drzwi samochodów, w których uwięzione są ich dzieci.
- Barry, uspokój się…
- Tam są źli ludzie, źli ludzie Joel!
- Tak, wiem, ja też nie przepadam za amerykańską służbą zdrowia ale…
- Wracajmy do domu! Proszę, chcę do domu!
Joel zacisnął zęby, gotowy za chwilę rzucić się na brata i siłą wytargać za fraki z samochodu a potem skopać mu tyłek. Gdyby Barry był dziesięciolatkiem i miał siłę dziesięciolatka a nie zawodowego kulturysty, pewnie by tak zrobił. Szamotanina nie miała żadnego sensu, Joel cofnął się po za zasięg ramion Barrego i wyciągnął papierosa. Odpalił. Zaciągnął się mocno
- Posłuchaj mnie. Prawdopodobnie będę musiał się zwolnić z pracy. Lisa obiecała znaleźć nową robotę, ale to się wiążę z przeprowadzką.
Joel zrobił pauzę badając reakcję brata.
- Możemy stąd wyjechać braciszku. Na zawsze. Żyć z dala od tego miasta…i tej kopalni. Na początku wynajmiemy coś na parę tygodni, potem jak się uda sprzedać dom kupimy mieszkanie w Salt Lake. Zaczniemy wszystko od nowa. Wytrzymaj jeszcze ten jeden tydzień, proszę.
Joel podszedł bliżej brata.
- Ktoś musi zobaczyć twoją głowę i cię pozszywać. Jak się wykrwawisz, źli ludzie będą twoim najmniejszym problemem. No chodź, stary, nie daj się prosić. Jeśli ktoś ci spróbuje zrobić krzywdę, będzie miał ze mną do czynienia. Bracia Stode zawsze trzymają się razem.

Barry nie wyglądał jakby się uspokoił ale przynajmniej odpiął pas i wyszedł z samochodu z zaciśniętymi pięściami, zgarbiony, zgrzytając zębami. A później nastąpiło coś, czego Joel w ogóle się nie spodziewał. Czterdziestoletni mężczyzna pochyliwszy się do przodu zaczął szarżować w jego kierunku niczym najlepszy atakujący futbolu amerykańskiego. W kilku krokach nabrał rozpędu i nie dając szans zaskoczonemu bratu zaatakował go barkiem. To co stało się chwilę potem, Joel mógł się jedynie domyślać. Świat odwrócił się do góry nogami, przed oczami pojawiło się błękitne, ciemniejące przy zachodzie słońca niebo, poczuł jak przy zderzeniu z ziemią wychodzi z niego całe powietrze, razem ze świadomością.

***

Gdy odzyskał ponownie świadomość ktoś ściągał z niego Barrego. Nieprzytomnego Barrego. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to pracownicy pogotowia ratunkowego. Jeden z nich wyciągnął strzykawkę z ramienia brata, drugi nachylając się nad Joelem mówił coś do niego, świecił latarką w oczy, lecz poza piszczeniem w głowie nic do niego nie trafiało. Dopiero po chwili przez uporczywe dzwonienie doszły do niego pojedyncze słowa.

- OK? … mnie pan?

Nauczyciel jeszcze przez chwilę, leżał na asfalcie oszołomiony. Czuł jakby zderzył się z pociągiem. Jeśli jego żebra to wytrzymają, będzie największym szczęściarzem w Utah. Z pojedynczych słów wyłapał o co pyta go ratownik i przytaknął niedbale próbując się podnieść z ziemi. Wciąż brakowało mu tchu w końcu jednak zdołał wydukać.
- Mój brat…mój brat miał wypadek. Rozciął sobie głowę –
- Gdy się z panem bił? –
- Nie, nie… wcześniej, w domu. Jest chory, dostał jakiegoś ataku, chciałem go zabrać do szpitala i…i…
Joelowi trudno było to powiedzieć na głos. Gdyby nie poobijane żebra i mroczki przed oczami nie uwierzyłby, że Barry mógłby…
- Rzucił się na mnie – wyszeptał– Nigdy nie był agresywny, nikomu nie zrobił krzywdy…Nie rozumiem co w niego wstąpiło.
- Miałeś pan szczęście, że was zauważyliśmy. Z jego krzepą nie było by co tu zbierać – stwierdził ratownik pomagając Joelowi podnieść się z ziemi. Strode zaczął się zastanawiać, czy faktycznie Barry mógłby w szale zrobić mu krzywdę. Popatrzył na nieprzytomnego brata.
- Teraz to nieważne, musicie go pozszywać. Najlepiej zanim się obudzi….
- Pana też przydałoby się zbadać. Porządnieś pan rąbnął w ziemię –
- Nic mi nie jest. Zajmijcie się moim bratem, ok? –
Barry został zabrany na nosze. Dopiero po chwili Joel zauważył, że pod szpitalem panuje jakieś zamieszanie, na placu rozstawiły się wozy telewizyjne a dziennikarze biegali z mikrofonami szukając chętnych gotowych udzielić im wywiadu do kamery. Nie miał czasu zastanawiać się co ich tu sprowadza, przypuszczał jedynie, że ma to związek z wypadkiem w kopalni.
Po chwili wszedł za mężczyznami do skrzydła gdzie znajdował się ostry dyżur. Podczas gdy ratownicy wwieźli nieprzytomnego Barrego do sali zabiegowej, Joel stanął przy kolejce w recepcji. Wziął parę formularzy i długopis po czym siadł przy stoliku wypełniając dokumenty. Miał nadzieję, że ubezpieczenie pokryje koszty zabiegu, niedługo czekało go sporo wydatków. O ile faktycznie zdecyduje się wyjechać z Diamond Taint.
Telefon zaczął wibrować mu w kieszeni. Joel spojrzał na wyświetlacz, dzwonił Sam Washington.
- Cześć Sam
- Cześć. Masz zamiar przyjść do restauracji? -
- Cholera, przepraszam cię stary. Barry miał wypadek, jestem teraz na ostrym dyżurze, zszywają mu głowę –
- O w mordę, to coś poważnego?
Joel westchnął do słuchawki.
- Nie wiem …naprawdę nie wiem.
- W porządku, Miguel dzisiaj ogarnie kuchnie. Wracaj do domu i zajmij się bratem.
Strode usłyszał zawahanie w głosie przyjaciela.
- Rozmawiałeś może z Jane? -
- Tak, byłem u niej dzisiaj rano – odpowiedział Strode. Nie był pewien czy wyjawić przyjacielowi szczegóły ich rozmowy. Jane podejrzewała Sama o romans, a Joel bardzo nie chciał mieszać się w ich prywatne sprawy. Powinni sami sobie wszystko wyjaśnić, bez pośredników.
- Nie wiem co ją napadło. Jak wróciłem do domu, wsiadła w samochód i gdzieś pojechała. Nie odbiera telefonów, nie odpisuje na smsy. Czy ja zrobiłem coś nie tak?
- Nie wiem stary. Przepraszam, ale musze kończyć, muszę wypełnić parę papierków i znaleźć jakiegoś lekarza-
- Jasne, widzimy się jutro -
Joel się rozłączył. Pochylając się nad stolikiem zacisnął zęby. Poziom adrenaliny zaczął spadać i dopiero teraz poczuł naprawdę czym jest ból.
 

Ostatnio edytowane przez waydack : 24-04-2018 o 08:22.
waydack jest offline