Stół zastawiony gorzałą i to z rana! Nowy dzień powitał mieszkańców Domu niczym innym, tylko Pijackimi Igrzyskami Śmierci. To wystarczyło żeby cały do tej pory przyjemny worek skojarzeń z filmowym tytułem zapakował się i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Butelki, butelczyny, flaszki, szklanki, kieliszki i literatki… nie tylko komik z Deadpoolem na klacie miał minę jakby ziścił się jego najgorszy koszmar.
- To jest nas dwoje - Dixie podzielała jego niepokój, uśmiechając się nerwowo i przez chwilę pożałowała zgłoszenia do programu. Nie dysponowała mocna głową, a jej przygody z alkoholem ZAWSZE źle się kończyły.
- Dobra, dobra. - O’Sullivan za to wyglądał jakby ktoś mu zaproponował szklankę przedniej whisky na śniadanie. Cholera, tak właśnie było. - Pij nie pierdol mała - klepnął do stołu, pokazując ratowniczce krzesło obok siebie. Wzrokiem zahaczył cycki fetyszystki, ale flaszka wygrała.
- Dopiero co głowa przestał mnie boleć po imprezie integracyjnej - Banks nietchnienie przycupnęła na skraju krzesła, biorąc do ręki kieliszek. - Przyjmowanie nawet znikomej dawki alkoholu ma negatywny wpływ na nasze zdrowie. - zacisnęła zęby i przechyliła pierwszą porcję, a po niej kilka kolejnych. Tempo było zabójcze, juz wiedziała że nie da rady dotrzymać innym kroku, a co dopiero ugrać cokolwiek.
- P...pas - śladem komika przekręciła kieliszek czując że więcej nie da rady w siebie wlać… a dużo tego nie było.
Siedzący obok Irlandczyk prychnął pod nosem, przytrzymując dziewczynę za bark zanim zebrała się aby wstać z krzesła.
- Nie no lalka, co ty odpierdalasz? - fuknął, odwracając jej szkło na właściwą pozycję.
- Nnhhe… - brunetka pokręciła głową, robiąc proszącą minę. - Nhe.. kce - dobełkotała, a ramiona jej oklapły.
Rhysa wydawało się to nie ruszać. Rozlał nową kolejkę z szerokim, wcale nie wrednym uśmiechem.
- Ze mną się nie napijesz? - spytał tonem urażonej godności, o ile jakąkolwiek posiadał.
- A… ale… dobha - poddała się, wypijając co tam w szkle jej sprezentowano… i potem jeszcze raz.
Już wiedziała że to się źle skończy.