Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2018, 23:58   #295
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Wystarczyło parę nerwowych sekund, by spokojny lot zmienił się w walkę o przetrwanie, zakończoną dramatycznym zrywem przez który większość parchatego towarzystwa wyleciała z ładowni prosto na spotkanie twardej, nieprzyjaznej ziemi kilkanaście metrów poniżej pikującej awaryjnie maszyny. Nash nie stanowiła wyjątku, ba!, wypadła jako pierwsza i prawdopodobnie miała farta, z głuchym sapnięciem lądując na najwyższej grzędzie. Takiej z dobrym widokiem na rozgrywające się na dole piekło. Tyle dobrego, że trafiła na teren jeszcze nie zajęty przez wroga, przez co mogła pozwolić sobie na zmarnowanie paru cennych sekund na doprowadzenie się do stanu używalności, wbicie w udo igły medpaka, oraz odzyskanie wyciśniętego uderzeniem oddechu.
Szybko odpaliła HUD, lustrując z niepokojem mapę okolicy, a kanciaste skrzeki płynęły nieprzerwanie ze spalonego kwasem gardła.

Stracili maszynę, prawdopodobnie stracili również paru ludzi. Rzut oka na parchate parametry uspokoił Ósemkę przynajmniej pod jednym względem. Diaz żyła, lecz miała towarzystwo. Dwójka przypadkowych Greyów wypadła kawałek poza klubem, zaś ich medyk trafił akurat na miejsce kraksy i też miał kłopoty, o czym dobitnie świadczyły skaczące parametry pod ponumerowanym zdjęciem.
- Hassel? Hassel! - syntetyczny głos przeciął eter, szukając cholernego gliniarza, zaś usta saper zacisnęły się w wąską, nerwowo drgającą kreskę. Musiał żyć, po prostu musiał. To tylko głupi upadek, nic wielkiego. Pewnie nie z takich tarapatów się wyślizgiwał - Sven, odbiór! - dodała, by znieruchomieć kiedy na łączu pojawił się nowy głos.
- Mahler. Status Svena nieznany. Duża gnida, uszkodziła maszynę. Awaryjne lądowanie. Nas wyrzuciło przy HH. Ich 500m stąd. Teren niezabezpieczony. Status pozostałej załogi nieznany. Prócz G35. Sandersa. Jest przy nich. Walczy. Zgarnijcie ich i jedźcie do nas. Potem schodzimy na dół. Do schronu. Z wami. Jak… - zamarła z dłonią nad holoklawiatrują, przymykając do kompletu piekące powieki.
- Co u was? Jak się trzymasz? Dacie radę? To daleko na piechotę, nie zdążę do was dotrzeć, nie przez dżunglę. Pozbieram resztę, zabezpieczymy teren. Tu ich więcej. Hassel. Nie dajcie mu zginąć. Ty też uważaj. Widzimy się niedługo. - przełączyła szybko komunikator na parę Greyów.
- Podajcie status. - pisała, rozglądając się po okolicy, ale mgła i kriozamieć utrudniały widoczność - Kierujcie się na HH. Zgarnę Diaz i spotkamy się na dole. - skrzeknęła pod nosem, ostatni raz przełączając ustawienia szczekaczki.
- Sanders. Status.

- Rany ale go wywiało! Mam namiar ale to gdzieś w dżungli. Chyba w jakimś budynku… - kapral przyjął meldunek od Parcha i mówił pewnie do tego co mu pokazywał HUD który był obecnie jedynym rozpoznaniem z miejsca akcji jakie miała “Brygada RR”. - U nas w porządku. Ale ciasno i potrzebujemy tlenu. - odpowiedział jakby mimochodem odpowiadając na pytanie Black 8 jak to wygląda w wozie strażacki przerobionym improwizowanymi środkami na wóz pancerny a terach chyba i transporter.
- Dobra, widzę, że Grey 35 jest przy Eagle 1. Pogadam z nim. Nie bój się Asbiel, zaraz tam będziemy, zajmij się tym co w klubie. - powiedział jeszcze szybko a w tym czasie comlink zamigotał kolejnym połączeniem.

- Powiedzmy, że jestem cała. Idę do budynku ale go nie widzę. Idę na namiar. - odpowiedziała krótko Grey 27 która była wedle HUD jakieś pół setki kroków od wejścia do klubu.

- No to wbijaj na imprezę. Gorące świnie przyszły. Ale jeszcze je troszkę podpiekę. - mruknął ponuro Grey 20 i w słuchawkach dał się słyszeć pisk przerażonych xenos które pewnie objął pożar albo prawie.

- Mahler leć na pozycję Eagle 1. Nie patrz na namiar z dżungli. Złap G35. Wyjaśni. Wyrzuć swój identyfikator. MP po nim was śledzą. I nie boję się - Ósemka wystukała szybko sekwencję znaków, podchodząc do krawędzi dachu w poszukiwaniu dogodnego zejścia. Bez butów Ortegi musiała się zdać na metody konwencjonalne. Zatrzymała się przy samej przepaści, wzdychając ciężko - Martwię. Uważaj na siebie. Powodzenia. - zrobiła chwilę przerwy, tym razem nadając do Greyów. - Idź na G20. Zabezpieczamy teren do przyjazdu RR i G800. - zamknęła holo, żałując że przez hermetyczną maskę nie może splunąć na ziemię. Ostatni członek ekipy walczył parę pięter niżej i to do niego ruszyła z wizytą.

- Wyrzucić identyfikator? Po nim Guardian nas rozpoznaje, że my to my. Chuj wie co zrobi jak namierzy kogoś bez identyfikatora. - kapral zaoponował wyraźnie mając wątpliwości co do takiego ruchu. Ale chwilowo i MP i Guardian zeszły na nieco dalszy plan. - Trzymaj się i nie daj się zabić. Lecimy po Eagle 1. - powiedział kończąc dyskusję i rozłączył się.

- A konkretnie co chcesz zabezpieczać mała? Trochę tu jest tego parkiety. Uhh… Gorących świń też. - stęknął Grey 20 wyraźnie się z czymś zmagając. Klub jako bryła do upilnowania na te zaledwie kilka osób co byli na jego terenie albo dopiero zmierzali rzeczywiście był sporym terenem do upilnowania. Nawet spotkać się gdy przedzierało się przez xenos wcale nie było takie łatwe i oczywiście.

- Kurwa! Wyskakują z każdej strony! Szybkie są! - krzyknęła ostro Grey 27 i gdzieś zza ścian doszedł odgłos broni ciężkiej. Krótkie kontrolne serie wprawionego w tej broni operatora. Zaś Black 8 zdołała chyba namierzyć ognisko walki jaką toczyła Black 2. Tak dosłownie ognisko. A nawet mały pożar. Właściwie to jarał się cały korytarz i wszystkie wejścia i nie wiadomo co jeszcze. Najkrótsza droga do Diaz wydawała się odcięta przez ogień pozostały po Diaz. Ale był jakiś boczny korytarz jaki prowadził do schodów. I drugi który prowadził w bok ale tabliczka nad drzwiami dawała jakaś nadzieję na równoległy do podpalonego korytarz.

- Droga na dół. Przy zawalonych schodach. Poprzednio wybiliśmy dziure w suficie żeby się wydostać. Teraz tam wracamy. Do schronu - Ósemka prychnęła, wracając do molestowania klawiatury po kanale z szarymi. Ruszyła pędem za piromanką, licząc na drogę alternatywną do tej spalonej przez napalm.

Black 8 biegła przez opustoszały korytarz. Mijała zamknięte i otwarte drzwi, przewrócone kosze na śmieci i walające się biurowe szpargały.
- Jestem w pobliżu, próbuję jakoś wejść. Ale ten debil wszystko podjarał. - odpowiedziała krótko Grey 27. Nash nie miała czasu sprawdzać na HUD gdzie oni są ani gdzie jest ktokolwiek. Nie mogła też wbiegu używać klawiatury.

- Sama jesteś debil.
- odburknął Grey 20 widocznie słysząc ich rozmowę. - Wbijajcie na parkiet. Dużo gorących świń dzisiaj przyszło. Trochę tu zejdzie. - dodał jeszcze dość zajętym tonem olbrzym z mo jakby był czymś zajęty. Jemu też Black 8 nie mogła odpowiedzieć.

Otworzyła właśnie kolejne drzwi gdy wpił się w nią jakiś mniejszy xenos. Nie miała czasu na nic, zwłaszcza, że prawie od razu sieknął ją przez udo raniąc choć niezbyt mocno. Dopiero po chwili zdołała przejść do kontrataku i zatłuc go kolbą, pięściami i butami. Droga była wolna. Na razie. Widziała już schody które prowadziły na dół. Chociaż nawet na półpiętrze widać było łunę od ognia jaki płonął widoczni gdzieś na parterze lokalu.

Jarała się cała najbliższa okolica, a ilość ognia wzrastała w postępie geometrycznym. Dużą jego część zostawiała za sobą Black 2. Ósemce zebrało się na śmiech, spięcie mięśni po wypadku ustąpiło odrobinę. Kogo jak kogo, ale Diaz sama była jak puszka napalmu i martwienie się o nią znajdowało się w sekwencji ruchów absolutnie zbędnych.
- Hermetyk. Leć - mrucząc pod nosem kanciaste, skrzypiące tony, wysłała przekaz Grey 27. Zamknęła holo, raz jeszcze rzuciła okiem wgłąb korytarza, by puścić się pędem gdzie skupisko płomieni i dwie sylwetki z miotaczami.

Niewielka puszka poszybowała przez korytarz wyprzedzając stojącego Parcha który nią cisnął. Potem zniknęła stukając o schody i ściany i zaraz potem wnętrze klatki schodowej eksplodowało napalmowym błyskiem i światłem. Podmuch uderzył w Black 8 ale poza tym nie uczynił jej krzywdy. Granat eksplodował zalewając rozbryzgami płonącej galarety nie tylko schody ale i kawałek korytarza przed nimi. Mimo to saper wierząc w możliwości ochronne swojego hermetycznego pancerza ruszyła biegiem w ścianę płomieni.

Pancerz rozgrzewał się coraz bardziej gdy kolejne zacieki płonącej galarety ściekały na niego dostając się w cieńsze miejsca i złączenia. Tam wypalały sobie drogę w słabszych elementach pancerza podnosząc skokowo temperaturę wewnątrz pancerza. Black 8 czuła jak zaczyna się gotować w tym osobistym garnku ale chociaż coraz mocniej parzyło zdołała przedostać się do półpiętra. Gdy chwiejąc się wybiegła na parter płonąc niczym żywa pochodnia pirożel wżerał się właśnie w złączę na jej ramieniu paląc żywym ogniem już nie tylko zewnętrzny pancerz ale i żywe ciało jakie miał chronić.

Któremuś z xenos nie przeszkodziło to spróbować ataku. Coś wielkości przeciętnego psa wyskoczyło skądeś na nieco oszołomioną pożarem Nash. Zdołała wymierzyć serię z karabinu zanim odbił się do ostatniego skoku ale rozbryzgała tylko kawałki wykładziny na podłodze. Za to gdy próbowała już uniknąć kłów i pazurów stwora palec na spuście znowu uruchomił broń i ta rozpruła coś ponownie. Co to i człowiek i bestia odkryli moment później gdy z zadymionego sufitu wyłoniła się jakaś belka oświetleniowa przygważdżając z impetem i oboje przeciwników. Stwor przyjął na siebie główny impet uderzenia i nie przeżył tego starcia. Black 8 leżała przygnieciona ciałem stwora i tą belką, na szczęście pirożel jaki ją oblepiał zaczynał już dogasać więc odpadało ryzyko dalszych poparzeń od własnego granatu. Do dwóch sylwetek otoczonych płomieniami miała jeszcze z jakieś pół parkietu.

Biednemu zawsze wiatr w oczy i przysłowiowy chuj w dupę. Nash nie wiedziała, czy ma kląć, a może rechotać? Spalona skóra bolała, fragmenty sufitu do spółki z martwą gnidą ciążyły na piersi, utrudniając złapanie oddechu. Parchata karuzela szczęścia zatoczyła pełne koło, ponownie ustawiając się na najczęstszej pozycji irracjonalnego pecha… i nawet, cholera, zakląć się porządnie nie dało. Żywa pochodnia dopalała się, kawałek do przejścia wciąż czekał. Ósemka sycząc ze złością, zaparła plecy o podłogę, powoli zrzucając wpierw beton, finalnie zaś odtrąciła broczącego żółtą krwią trupa, podnosząc parchate ciało do względnego pionu. Ledwo przestała się chwiać, ruszyła pędem ostatnie metry ku miejscu zbiórki.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline