Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2018, 11:21   #53
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Opuszka jego palca wykonała pełen okrąg po linii wyżłobienia symbolu okręgu. Wtem wszystkie symbole i znaki zalśniły lekkim, niebieskim blaskiem. Coś zatrzęsło lekko całą jaskinią od razu wzbudzając w poszukiwaczach pierwotny strach przed byciem zasypanym żywcem. Na szczęście najgorsze się nie stało. Ale na środku ściany pojawiło się pionowe pęknięcie, a raczej prosta szczelina dzieląca ścianę na dwie równe połowy. Te zaraz zaczęły się rozsuwać jednostajnym, powolnym ruchem i znikały w bocznych ścianach.
Oczom odkrywców ukazał się długi mroczny korytarz, który po chwili rozświetlił się jasnym światłem, które oślepiło chwilowo podróżników, którzy przyzwyczaili wzrok do ciemności. Korytarz prowadził nieco pod skosem w dół.


Wolff odskoczył od rozsuwającej się ściany i potknął się o swój plecak, boleśnie lądując na ziemi. Dopiero po chwili gdy przekonał się że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo wstał, otrzepał się i podniósł swój tobół.
- Co to do jasnej cholery jest? - spytał, ale nie liczył na odpowiedź - Dwie osoby zostają żeby w razie potrzeby znowu otworzyć przejście? Nie chciałbym umrzeć z głodu w magicznej, samo zamykającej się jaskini z zagadkami matematycznymi.

Kiedy wszystko zaczęło się trząść i sypać psycholog zrobił to co należało zrobić. Przywarł do bocznej ściany, a kiedy pojawiła się szczelina uśmiechnął się zwycięsko.
- Skoro mamy takiego matematyka to chyba nic nam nie grozi. Chodźmy! - zakomunikował i skinął głową prowadzącemu legioniście. Już chciał tam być!
- Prośba, nie strzelajcie do wszystkiego co się rusza, dobrze? I nic nie dotykajcie.

Dowódca grupy nie odpowiedział Normandowi na jego polecenie zostawienia ludzi przed przejściem, ani na uwagę Mikaila, tylko chwilę spoglądał po swoich podwładnych, aż w końcu skinął głową na Mayersa, wskazując by wszedł w głąb korytarza.
- Suday, Durand, zostaniecie tu - powiedział w końcu Jung.
- To nie fair! - zaprotestowała Clair bardzo niepocieszona z roli odźwiernego. Legionista natomiast nie narzekał, a nawet wydawał się być zadowolony, że nie musi iść w głąb jaskini.
- Tu też jest ten dziwny symbol - odezwał się Dave i wskazał na wyryty w bocznej ścianie znak taki sam jak ten, który spotkali na samym początku w jaskini.
- Chodźmy - ponaglił wszystkich Jung.

Ruszyli w dalszą drogę w czwórkę. Trzeba było ostrożnie stawiać kroki, bo wilgoć w jaskini i dość strome zejście "chodnika" sprawiały, że można było się poślizgnąć i polecieć przed siebie. Powietrze w tym korytarzu było chłodne i rześkie, kroczyli nim dobry kwadrans, wciąż i wciąż schodząc niżej. Aż dotarli do okrągłej jaskini, gdzie na ścianie przeciwległej do wejścia niespodziewanie rozbłysła błękitna energia intensyfikując woń ozonu. Wyglądała podobnie do tej we wrotach w Bazie 0.

Medyk wyćwiczonym ruchem wyciągnął z kabury rewolwer, opadł na kolano i wycelował w tajemniczy obiekt. Nie odbezpieczył jeszcze broni, ale jego kciuk był na kurku, gotów odwieść go w każdej chwili.
- Kolejna Brama? - spytał dowódcę.

Mikail uśmiechnął się zadowolenie do samego siebie.
- Jak dla mnie tak. - powiedział i wyciągnął otwartą dłoń w kierunku namacalnej energii. Zamknął oczy.
Energia była "oślepiająca" dla jego zmysłów. Zupełnie jakby patrzył w słońce. Zakręciło mu się od tego w głowie i aż musiał oprzeć się o ścianę, czując jakby miał zaraz zemdleć.
Wojskowi nie komentowali znaleziska, najwyraźniej zostawiając to cywilom do rozpatrzenia.
- Ostrożnie - polecił Jung.
- Żeby nic nie wylazło z tego - prychnął Mayers.
Normand za to zauważył te dziwne symbole - dwa, po obu stronach tafli energii.
- To co dalej? - zapytał go Jung.
- E, Küchler, w porządku wszystko? - zainteresował się Mayers, zaniepokojony jego stanem. - Chyba krew ci z nosa leci...
Faktycznie, kilka małych kropel pociekło mu po wardze.
Lekarz jeszcze przez moment patrzył na tajemnicze symbole. Kojarzyły mu się z rozdrożami. Coś jak starożytny list mówiący “hej, tędy możesz podróżować szybko i daleko”. Pytanie tylko czy bezpiecznie. W końcu oderwał od nich wzrok, schował rewolwer do kabury i podszedł do psychologa.
- Pochyl się, pozwól żeby krew wypływała przez nos, jeszcze tego mi brakuje żebyś się nią zadławił. - i nie czekając na odpowiedź niemca pochylił go delikatnie, lecz stanowczo do przodu- Jak zareagowałeś na przejście przez naszą Bramę? Podobne objawy? - spytał zrzucając z ramion plecak, już po chwili wyciągnął z niego czystą gazę. - Przyciśnij. Jak nie przestanie lecieć za kilka minut to założę ci tamponadę.
- Nie martwcie się. Jestem tylko wrażliwszy na energię tego świata i tak, to taka sama brama jak nasza. I tak, przejdę przez nią. - powiedział z delikatnym uśmiechem Mikail wykonując polecenia. Nie było sensu się im sprzeciwiać.
- Jasne, wszyscy pewnie przejdziemy jak Legioniści zabezpieczą teren. - odparł Normand wyciągając z plecaka kolejny przyrząd. Była to mała ledowa latareczka. Lekarz odpuścił sobie pełne badanie, nie uważał żeby obmacywania Küchlera miało cokolwiek wnieść.
- Popatrz mi w oczy. - poprosił i poświecił swojemu pacjentowi w oczy. Reakcja źrenic na światło prawidłowa. Ruchomość gałek ocznych zachowana. Normand schował latarkę i złapał psychologa za nadgarstek szukając tętna. Z kieszeni wyciągnął stoper. 110 uderzeń na minutę.
- Będziesz żyć. - oznajmił głośno. Choć… Küchler wydawał mu się lekko nieobecny, ale tego już nie skomentował.
- Po prostu przejdźmy na drugą stronę. Czy to aby nie nasza misja? - zapytał z lekko uniesioną brwią psycholog.
- W swoim czasie. - odparł uspokajająco francuz - Nie wiadomo czy po drugiej stronie nie ma na przykład bajorka lawy. Albo czy brama nie otwiera się tysiąc metrów pod powierzchnią morza.
- Wątpię, a nawet jeżeli to i tak nie mamy jak to sprawdzić. - skontrował niemiec.
- Może nie bezpośrednio. - odparł tajemniczo lekarz i wyciągnął z plecaka kolejną rzecz. Tym razem był to larygnoskop, krótko mówiąc kawał metalu. Kolejną rzeczą była liną, do której jednego końca przywiązał urządzenie, tworząc w ten sposób coś podobnego do kotwiczki wspinaczkowej. - Możemy to cisnąć na drugą stronę i potem ściągnąć. Jak laryngoskop nie wróci to będziemy wiedzieli że druga strona jest… Potencjalnie niebezpieczna. Zgoda na wykonanie? - zwrócił się na końcu do dowódcy wyprawy.
Küchler pokręcił głową na boki i westchnął ciężko, ale nic nie powiedział.
- Można wpierw spróbować twojego pomysły - stwierdził Jung odpowiadając Normandowi. [ii]- My jesteśmy tu by zapewnić wam ochronę. Wy decydujecie co zrobić z tym -[/i] skinął na falującą energię na ścianie. - Wy jesteście od tego żeby ogarnąć... to i ten świat - westchnął i spojrzał na Mikaila. - Więc jeśli któreś z was chce się "poświęcić" i przejść przez to - wzruszył ramionami.
- Jasne. - mruknął Normand i rozkręcił przygotowany przyrząd. Po kilku sekundach, poluzował linę, wysyłając laryngoskop w środek portalu.
Psycholog uśmiechnął się leniwie.
- Wiesz, można i tak, ale ja bym się przeszedł.
Kiedy Normand pociągnął swoją linkę, laryngoskop wrócił cały, nieco tylko okurzony.
- Mamy linę, przywiąże się ciebie w pasie - odezwał się Mayers, przyglądając się Küchlerowi - damy ci dziesięć sekund i po tym czasie wciągniemy z powrotem tu - zaproponował. Jung na te słowa skinął głową.
Mikail skinął głową, a kiedy przepasali ruszył mówiąc radośnie.
- Cóż, jest szansa, że stracę przytomność.

Mikail miał przeczucie. Przeczucie pokroju tego, że po drugiej stronie wrót znajdowała się… wiedza. Wątpił, by czekało ich tam jakieś zagrożenie. Bynajmniej biologiczne. Zbyt długo nikt tędy nie wędrował i nie otwierał przejścia o kurzu nie wspominając. Oczywiście, było zagrożenie ze strony drobnoustrojów i technologii, ale nie spodziewał się jej w tym świecie. Tak czy siak chciał to sprawdzić osobiście. Być pierwszym. Parę sekund to za mało, ale… Wystarczy.

W każdym bądź razie nie miał zamiaru się obawiać jak jego towarzysze. Ten świat należał do niego. Choć… może bardziej to on należał do niego. Eksperymenty z zapałkami były wystarczającym dowodem, że tu, w tym świecie miał pole do manewru i nie miał zamiaru marnować swoich cennych zasobów na bierność. Tak wiele było do odkrycia!
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline